Dark years of my life 6

Chłopak wziął dziewczyne na ręcę i zaniósł do czarnego, sportowego auta marki BMW. Brunetka wciąż spała. Wyglądała wtedy tak niewinnie, niczym słodki anioł. Brunet westchnął cicho, zamykając auto, gdy zeszła reszta jego kolegów i dobrze mu znajoma dziewczyna. Wyszcy wsiedli do auta, a Ryan usiadł obok brązowookiej, upewniając się, że ta nadal śpi. Nie chciał mieć kłopotów. Obiecał, że odwiezie ją na miejsce i przypilnuje, niczym małe dziecko. Nie rozumiał dlaczego ona była dla szefa taka ważna ale zdawał sobie sprawę, z tego, że skróciłby go o głowę, gdyby spadł chociaż jeden włos z jej młodej główki.
-Są sprawy, w ktore lepiej nie wnikać-westchnął sam do siebie, spoglądając jeszcze raz na pasażerke obok.
-Ile ona będzie tak spać?-spytał blondyn, siedzący za kierownicą auta, patrząc cały czas na droge.
-Z kilka godzin. Oby jak najdłużej...-westchnęła, zniechęcona dziewczyna, siedząc obok kierowcy.
Była wysoka, miała bujne blond włosy do pasa i zgrabną figurę modelki. Ubrana była w czerwoną, krótką sukienkę na ramiączkach i jeansową kurtkę z kapturem. Nie wyglądała na zbyt przyjazną, sadząc po minach chłopaków oni również nie mieli ochoty, spędząć z nią czasu ale czego się nie robi dla pracy, prawda?
-Spokojnie, jak wróci James, to Cię wyrucha-powiedział brunet, siedzący za kierownicy, a "ksieżniczka" się obudziła. Rozciągneła się leniwie, uśmiechając się, gdy minute później dotarło do niej gdzie się znajduje. Jej oczy rozszerzyły się, spojrzała się na bruneta, siedzącego obok i powoli analizowała całą sytuacje w głowie, nie rozmawiając z nikim z pasażerów.
-Jak się spało?-spytał Ryan, szczerząc się cwaniacko do dziewczyny, która w tym momencie gotowa byłą zabić. Brązowooka wstchneła tylko i spojrzała w drugą stronę, w okno. Auto jechało, ale gdzie?
Kurwa znowu mnie gdzieś wywożą. Frajerzy ! -powiedziała na tyle głośno, by sam pan "Nigdy się nie poddam" ją usłyszał. Chłopak zrobił się nerwowy, jednak ją, to zaczeło bawić. Nie rozumiała dlaczego, ale wiedziała jedno. Nie moze się teraz poddać. Poza tym, jakby chcieli ją zabić, to by zrobili to, w tej sali. Chociaż, po nich wszystkiego można się spodziewać...
Zrezygnowana dziewczyna przysiadła się do okna, spoglądała na nieznane jej dotąd widoki natury. Miliony drzew, w tle można było dotrzec pole i polane, a gdzieś w oddali rzeczkę.
Oni mnie porywają na wieś czy jak? O co tu do cholery chodzi?-pomyślała, a auto się zatrzymało.  
-Wysiadaj !-krzyknął brunet, otwierając dziewczynie drzwi, ale ta nawet nie drgneła-Już albo sam Ci pomogę, ale nie gwarantuje, że potem bedziesz mogła chodzić !-warknął, a ta grzecznie wykonała polecenie chłopaka, który złapał ją z całej siły za rękę i pociągnął w nieznanym jej kierunku. Alice próbowała uciec, szarpać się. Na marne. Chłopak był zbyt silny. W tym momencie nawet spryt dziewczyny na nic się zdał. Zdenerwowany chłopak, zabluźnił na cały głos, po czym podniósł dziewczyne, przerzucił ją przez ramię, prowadząc w stronę domku, wykonanego z drewna. Zapukał do drzwi, w ktorych stanął starszy mężczyzna. Miał siwe włosy, pomarszczone czoło, ubrany w elegancki strój, uśmiechnął się i pokazał ręką, na sofę, na którą chłopak, zaciągnął mnie. Gdy ten mnie puścił, bałam się, oglądać swoją rękę, gdy już się odważyłam na nią spojrzec, przestraszyłam się. Była cała sina i obolała. Nie mogłam nią ruszać, bo z każdym ruchem czułam potworny ból.  
-Nie wiem jak ale on mi za, to zapłaci-szepnełam sama do siebie, posyłając mu groźne spojrzenie numer cztery ale on jak zawsze nic sobie, z tego nie robił.  
Starszy mężczyzna wraz, z moim oprawcą usiedli obok na kanapie. Oboje mi, o czymś rozmawiali szeptem, a potem spojrzeli na mnie. Bardzo mi się, to nie podobało. Takie spojrzenie, w takim momencie nigdy nie wróżyło nic dobrego. Zawsze oznaczało, to jedną jedyną rzecz, ktora w moim życiu była normalna. Kłopoty. Od dziecka miałam do nich dar, więc czemu teraz, miałoby być inaczej ?


-Alice czemu uderzyłaś tą dziewczynkę?-spytała starsza pani w okularach, pochylając się w strone małej przestraszonej dziewczynki.
-Ksiczała na mnie-powiedziała cichutko, jednak na przedszkolankę nie robiło, to żadnego wrażenia.
-Mała twoi rodzice już jadą-odparła kobieta, a dziewczynka się rozpłakała, upuszczając brązowego misia z muszką, ktorego miała w ręcę. Kochała go. Był jej przyjacielem z dzieciństwa. Pracownic przedszkola, podała dziewczynce misia. Ta go wzieła, gdy zauważyła dziewczynkę, którą zaatakowała. Złapała misia mocniej w ręcę, wbijajac w niego paznocję. -Przeproś koleżankę-dodała, patrząc w małe brązowe oczka.
Dziewczynka nie czuła się winna. Wedlug niej to ona była "ofiarą". Nikt inny. Zaciskała swojego małego przyjaciela, płacząc. Próby uspokojenia małej Alice poszły na marnę. Brunetka w pewnym momencie złapała misia i rzuciła w idącą obok koleżankę, która upadła na klocki. W tym momencie weszli jej rodzice.  
-Mama ! Tata!-krzykneła zadowolona, tuląc się do bliskich jej osób.

Nie mam zamiaru tutaj zostawać ale póki co nie, miałam nic, co mogłoby pozwolić mi na ucieczkę. Z rozmowy wywnioskowalam, że zostałam uznana za zmarłą. Nie wiem, co oni myślą ale ja, czułam się naprawdę dobrze. Przynajmniej jak na te warunki. W pewnym momencie brunet wstał, poprawiając swoją bluzę. Pożegnał się ze starszym mężczyzną i po prostu wyszedł. Tak, po prostu mnie zostawił. To zupełnie w jego stylu.Typowy facet. Moment, to jest dobra okazja...
-Przepraszam. Gdzie tu jest toaleta?-spytałam najgrzeczniej jak, to tylko było możliwe. Meżczyzna mi chyba uwierzył. Uwierzył w moje "dobre" zamiary.
-Prosto i na prawo-powiedział pokazując palcem w stronę drzwi, znajdujących się w oddali.
Alice poszła, za wskazówką nieznajomego, trafiając do...toalety.  
-Czyli nie kłamał-szepneła sama do siebie, otwierając drzwi i zamykając je na zamek od środka. Upewniła się dwa razy, że są zamknięte, po czym spojrzała przez okno. Nie bylo wysoko. Spokojnie można było uciec oknem. Ale to było za łatwe. Musiałbyś jakiś haczyk...
Rozejrzała się wokoło.Przeszukała wszystkie szafki, półki. W jednej z nich były wszystkie jej rzeczy. Szczoteczka do zębów, jej notatnik, szampon, kosmetyki, nawet była...nić dentystyczna.
-Oni to zaplanowali. Wiedzieli, o wszystim od początku. Zasrane dranie mi za, to zapłacą. Już ja, to im zagwarantuje.-szepneła sama do siebie.  
Nabuzowana emocjami, podeszła do okna szeroko je, otwierając. Gotowa była skoczyć. Jej desperacja mieszałą się, z żalem i złością. Teraz nic nie miało większego znaczenia, niż jej siostra. Zrobiła krok do przodu, a wtedy. Znowu pojawił się on.  
Brunet zlapał dziewczynę w ręce, upuszczając telefon. Meżczyzna wybiegł z domu, zdezorientowany przyglądając się tej dwójce. Był zażenowany. Nic dziwnego. W końcu oszukała go nastolatka.
-Jak chcesz mogę Ci załatwić lanie i izolatkę. Wtedy na pewno nie spadniesz z nieba-mówił, trzymając mocno dziewczynę, która przez ten cały czas się wyrywała, z jego silnych objęć.
Wszedł z dziewczyną do domku, a gospodarz, zamknął drzwi na wszystykie możliwe zamki. Zdenerwowany Ryan, spojrzał na gospodarza, dając mu znak, by wyszedł z pokoju, po czym puścił dziewczyne na zimną, twardą podłoge.
-Boli-jęknęła dziewczyna, łapiąc się za obolałą noge.
-Słuchaj-zaczął chłopak, przybliżając się do dziewczyny-Wszyscy Ci powtarzamy, że jesteś tu dla swojego dobra. Poki co, to ty sama sobie szkodzisz. Chcesz tak żyć przez całe życie słoneczko?-spytał, głaszcząc obolałą nogę dziewczyny, sprawiając jej przy tym wiekszy ból.
-Spierdalaj-krzykneła, po czym napluła chłopakowi w twarz.
Jednak nic się nie zmieniło od tamtego czasu. Wszystko w świecie ma swój początek

Ta sytuacja zaczęła ją powoli przytłaczać, jednak on nie dawał za wygraną.-Spojrzał na pistolet i westchnął, spoglądając na dziewczynę.-Najchętniej bym cię zastrzelił i torturował, dopóki byś nie zdechła, ale do jasnej cholery obiecałem, a ja zawsze dotrzymuje słowa maleńka -Nie jestem maleńka, a ty możesz mnie wypuścić. Nic wam nie zrobiłam, nawet was nie znam, a leków nie będę brać. Jestem zdrowa, serio.-A co ty kurwa psycholog jakiś jesteś?-krzyknęła i szła w stronę drzwi, gdy usłyszała dźwięk naładowanej broni.-I co zastrzelisz mnie?-Siadaj, bo potrzebny bedzie lekarz, a z tego co zdążyłaś zauważyć nikt cię nie uratuje-nadal celował w dziewczynę, która grzecznie wykonała polecenie, klnąc pod nosem na oczach nieznajomego, gdy do pokoju wszedł brunet.

-Dobra zdziro-powiedział, łapiąc jej nadgarstki. W jego oczach po raz kolejny można było, dostrzec gniew. Miał niebezpiecznie szybki oddech i gotowy był zabić, jednak puścił dziewczynę, wciąż, przyglądając się jej-Musisz coś wiedziec
-Nie musze. Do jasnej cholery. Po prostu mnie zostawcie-krzykneła, a po jej policzku, spłyneła pojedyńcza łza. W chłopaku chyba odkryto resztki serca ale dziewczyna nie dała mu dojść do głosu- Nie wiem kim jesteście, czego chcecie ale zostawcie mnie. Chce moje dawne życie-krzyczała. Nie mogła się opanowac, a po jej policzkach, spływały kolejne krople łez.
-Chcesz wiedzieć, o co chodzi? Dlaczego tu jesteś? Gdzie jest twoja siostra i rodzice?-krzyknął
-Rodzice?-spytała zdziwiona słowami chłopaka-Powiedziałeś rodzice?-dodała szybko
Do pokoju wszedł starszy mundurowy, a chłopak wstał i szepnął coś na ucho mężczyźnie, pilnując wzrokiem dziewczyny, która próbowała wstać. Na marne.
Chłopak wyjął telefon, napisał wiadomość, po czym schował go do kieszeni, podchodząc do dziewczyny i biorąc ją na ręcę.  
-Spokojnie-szepnął, wychodząc z nią z domu. Do auta z grupką "jego bandy i nią", ktorzy już czekali.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1814 słów i 10206 znaków.

Dodaj komentarz