Dark years of my life 11

Po półgodzinnym spacerze przez przedmieścia Detroit dotarła w końcu do celu którym była budka telefoniczna w sąsiedztwie jednego z barów na tej ulicy.
Miejsce nie było schludne, jednak czuła się tutaj bezpieczniej niż na drodze po której samochód przejedzie raz na godzinę. Mogli ja tam łatwo dopaść, tutaj może w spokoju przemyśleć kilka spraw.
Caitlin, jej przyjaciółka od przedszkola. Była z nią blisko, nawet bliżej niż z siostrą. Widziała w myślach jej uśmiechniętą twarz i wykręcając numer uspokoiła oddech: ta dziewczyna jej pomoże.
Przy ścianie budynku stali oparci mężczyźni. Czekając aż Caitlin odbierze, Alice przyglądała się im. Byli pijakami, pewnie nawet jej nie widzieli. Ale ona miała dziwne uczucie że ktoś na nią patrzy.
-Halo? – usłyszała głos w słuchawce. Nieprzyjemne uczucie znikło.
-Caitlin? To ja, Alice. Słuchaj... – zaczęła. W jej głosie słychać było rozpacz i desperację.
- Gdzie ty się podziewasz? Nie odbierasz TELEFONU, nie ma cię w szkole...
- Słuchaj, potrzebuje pomocy. Spotkajmy się przy barze BeerFactor. – Powiedziała szyko Alice. Jej oddech dał Caitlin do zrozumienia że to pilna sprawa.
- Będe tam. Nie dostań zawału przypadkiem bo serce ci napierdala jak Ferrari.
Obie dziewczyny szybko odłożyły słuchawki.
Alice przykucnęła w małej, szklanej budce. Oparła się plecami o szybę, założyła kaptur na głowę i w końcu se zatrzymała. Zatrzymała myśli i strach. Oddychała powoli, przed oczami widząc swoją mamę. Uśmiechniętą kobiete po czterdziestce. Jej bujne, brązowe włosy i twarz bardzo podobna do jej własnej. Była piękną kobiętą. Niestety, tacy ludzie odchodzą najszybciej.
Nie zauważając że zasypia oglądała ten serial dalej. Jej domek, ten który niedawno opusściła i tlący się ogień. Najpierw objął parter: salon i aneks kuchenny. Mały domek, ogień rozprzestrzeniał się szybko. Zobaczyła swoją siostrę, spadającą z piętra. Nie wiedziała czy Madison wyskoczyła sama czy może wypchnął ją ogień lub człowiek.
Alice wracała wtedy z nocnej imprezy od Caitlin, była 4 rano. Szybko dostrzegła ognistą łunę gdy dochodziła do domu. Gdy spostrzegła klęczącą pod oknem Madison, od razu wyrzuciła z głowy procenty. Podbiegła do obolałej dziewczyn, pytając co się stało.
Madison wyjęczała tylko "Ktoś opdpalił dom”.
Alice tylko patrzyła zdezorientowana na osmoloną dymem twarz siostry.
- Ej... Mama nie żyje... – dosłyszala i jej oddech na chwilę ustał.
Obejrzała się w tył, z okna wydobywały się kłęby dymu. Wiedziała że to skok w przepaśc ale nie zastanawiając się ani chwili powiedziała do siostry "Zaraz wrócę” i weszła do domu.
Nie mogła uwierzyć w to co uysłyszała. Zasłaniając twarz ręką, oślepiona dymem szła przez salon. Oczy ją piekły, jednak nie poddawała sie.
Kiedy weszła do kuchni, spostrzegła...
- Alice? – Głos Caitlin w tym domu, to nierealne.
-ALICE! – Budka się zatrzęsła i Alice wróciła do rzeczywistości. Jej przyjaciółka od minuty waliła w szybę spawdzając czy dziewczyna żyje.
- Jezu, ale mi stracha napędziłaś... – powiedziała gdy Alice wtuliła się mocno w jej ramiona. Czuła zapach potu, szybki oddech i trzęsące się ciało dziewczyny. Wiedziała że musi jej pomóc.
- Chodźmy – powiedziała Alice nie zwracając uwagi na łzę spływająco po jej policzku – Wejdźmy do środka, musze ci coś powiedzieć.
Dziewczyny usiadły w najdalszym kącie budynku. Smród papierosów im nie przeszkadzał, Alice czuła go w zasadzie cały czas gdy zjawiał się Ryan.
- Mów, co się dzieje – Caitlin skupiła wzrok na przyjaciółce. Jej kręcone nakońcach ciemne włosy opływały jej ramiona.
- Ktoś mnie porwał... Nie wiem, kilku chłopaków. Pieprzyli coś o moich rodzicach, faszerowali lekami... Popierdolone to wszystko. – Nie wiedziała jak wytłumaczyć Caitlin ostatnie dni swojego życia.
Zapadło milczenie. Alice pomyślała że Caitlin jej współczuje tylko nie wie co powiedziec.
- Nie... Ja też nie wiem jak ci to wszystko opowiedzieć...
Caitlin jej przerwała.
- Chyba wiem co się dzieje – Dziewczyna miała niepewną minę ale jej ostatnie słowa zaintereowały Alice.
- Jak wiesz? Nawet ja nie wiem! – Alice rozłożyła ręce zastępując smutek udawanym uśmiechem.
- Pamiętasz Matta? – Pytanie Caitlin wprawiło Alice w osłupienie. Pamietała skurwysyna.
- Tak, pojeb który zmarnował mi życie. Jak mam go nie pamiętać?
- Widziałam go ostatnio, mówił cos o tobie.
Zapadła cisza. Alice czuła się niepewnie. Po co wracać do Matta nawet myślami?
- Wiesz, jest coś jeszcze...
- O czym ty mówisz? Możemy zejść na przyjemniejsze tematy? – Puls Alice przyśpieszył.
- Mówi ci coś imie Artur? – zapytała Caitlin.
Alice zamilkła. "Co tu się kurwa dzieje???” myślała.
- A nawet jeśli to co? – bąknęła. Caitlin to jej przyjaciółka ale rozmowa z nią zaczynała się robić dziwna.
- On zabił twoją mamę. I Matt ostatnio coś o nim mówił.
-Jak? Co?
"Ześwirowałam. Albo to jeden z tych głupich snów” myślała dalej Alice.
- Alice... Wydaje mi się że to od Matta i Artura wszystko się zaczęło.I to dawno, dawno temu... – powiedziała Caitlin.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 981 słów i 5337 znaków.

1 komentarz

 
  • B.

    Uwielbiam to opowiadanie :)

    4 sty 2015