DOOM-Piekło na ziemi część 8

Widział jak wielki pocisk jest coraz bliżej. Mógł go zobaczyć gołym okiem. Sekundę przed uderzeniem w ziemię on wiedział, że to już koniec. Zaparł się tylko mocniej nogami wiedząc, że to i tak nic nie zdziała. Pocisk zamiast eksplodować wbił się po prostu w ziemię. Przez chwilę to do niego nie docierało. Jakim cudem w arsenale Federacji mogła istnieć nieuzbrojona rakieta nuklearna? Podszedł bliżej by zobaczyć, co się stało. Elektroniczny głos wydobył się z rakiety. Słyszał jak odtwarzał się zapętlony komunikat o tym, że nie może dojść do eksplozji, bo wykryto strój Pretora w pobliżu. Nie wiedział, o co w tym wszystkim chodziło. Przecież jego kombinezon był zwyczajnym superciężkim pancerzem bojowym a wyrażenie Pretor usłyszał pierwszy raz. Coś mu jednak nie pasowało. Kombinezon prowadził dziwne odczyty częstotliwości. Z wyników można było odczytać, że tylko pancerz to odbiera. Coraz bardziej mu się to nie podobało. W jego stronę zmierzał jeden zombie. Wraz z nim zaczęli się zbierać kolejni. Widział, że zostaje otoczony po raz drugi. Upiory, Behemoty i Opętani też dołączyli do zbliżającej się imprezy. Zanim uzyska odpowiedzi musi się nimi zająć. To bomba emitowała dźwięki, które interesowały demony. Wiedząc, że bomba jest nieaktywna wbił w nią pięść i wyrwał całą elektronikę. Odczyty ustały a demony wpadły w szał. W jednej chwili nad jego głową zaczęła latać cała masa rakiet, laserów i kul ognia. Starał się tego wszystkiego unikać. Słowem klucz było starał się. Zanim zdążył wystrzelić miał już przepalone płytki w naramienniku i osmolony hełm. Masa demonów przytłaczała go. Nie mógł nic zrobić. Zombie dosłownie układały wielki grobowiec, na którego dnie leżał już żołnierz. Nie mógł wyciągnąć ręki po strzelbę. Nacisk, który mógł odnotować zwiększał się coraz bardziej. Tracił powoli przytomność będąc przyduszonym przez masę żywych trupów blokujących filtry powietrza. Puls słabł. Kiedy już przestawał się ruszać w kombinezonie odtworzył się komunikat. Przekaz ze skafandra brzmiał: Runy demona dostępne, Przekierowywanie energii Argentu, restart podzespołów. Otworzył szeroko oczy. Białka natychmiast zmieniły kolor na czerwony. Kombinezon otoczyła czerwona aura, która była wchłaniana przez system. Demony najbliżej zbroi były dosłownie gotowane przez tą energię. Ta moc była tak silna, że cząsteczki zmieniały się na papkę. W jednej chwili złapał oddech. Przedzierał się na samą górę tego zwaliska zombie gołymi rękami. Wydawało mu się, że siła jego rąk zwiększyła się o kilkaset procent. Lekkie ściśnięcie twarzy diabła natychmiast łamało wszystkie kości na jego podobiźnie. Wydostał się na zewnątrz. Upiory patrzyły na niego jakby z lekkim niedowierzaniem. Jeden z Behemotów ruszył w jego stronę. Próbował go taranować jednak dosłownie rozbił się o żelazny strój. Żołnierz widząc swoją potęgę przewrócił go i bez problemu wyrwał mu nogę, którą potem zaczął okładać tego demona. Kończąc dzieło wyrwał mięśnie żeby dostać się do kości i wbił ją w gardło. To był chyba pierwszy raz, kiedy jakiś demon przestraszył się. Kilka Upiorów odleciało na swoich plecakach. Reszta zaszarżowała wspólnie. Nie mogli się jednak równać z niszczycielską siłą. Jednym uderzeniem mógł pozbawić Behemota głowy. Strzały z rakiet i laserów nie robiły na nim wrażenia. Mimo przyjęcia kilkudziesięciu promieni na raz nie pojawiła się nawet ryska na stroju. Chciał krzyczeć, ale nie mógł. Był świadom tego, co robi. Chciał uderzyć jakiegoś impa w nerki by go osłabić. Jednak siła była tak duża, że przebił się przez jego ciało i ręka wyszła z drugiej strony. Nie hamował się. Wymyślał coraz brutalniejsze sposoby pozbawiania życia. Jednego upiora nawet nakarmił jego własnym sercem, które wyrwał z jego klatki piersiowej. Nim zauważył skończyły mu się demony do zabijania. Padł na kolano. Skafander wydał kolejny komunikat: Bateria Argentu wyczerpana. Trwa ponowne ładowanie. Spojrzał dookoła. Widział wszystkie demony, które własnoręcznie rozerwał. Było ich łącznie więcej niż czterysta. Podwórko już nie przypominało podwórka a powykręcane cmentarzysko, na którym brakowało już miejsca. Mimo tego wszystkiego jego pancerz nie posiadał żadnej nowej ryski. Co prawda stare przepalenia i te kilka nowych uszkodzeń przed aktywacją baterii były nadal. Wstał i znalazł swoją strzelbę. Komunikator samoczynnie nawiązał połączenie. Dzwonił nijaki doktor Blasendorff. Mówił, że szukał go cały czas. Okazało się, że był jedynym Pretorem na ziemi. Nie wiedział do końca, co to znaczy jednak wysłuchał naukowca do końca. Naukowiec sądził, że znalazł sposób by zakończyć inwazję. Jednak będzie to wymagało to niesamowitego poświęcenia. Żołnierz musiałby wkroczyć do samego piekła by uratować gatunek ludzki. Ostatnim zdaniem było to, że transport już był wysłany na jego pozycję. Komandos odetchnął głęboko, bo wiedział, że będzie potrzebował poważnych wyjaśnień.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 905 słów i 5262 znaków.

1 komentarz

 
  • chaaandelier

    W końcu! :D Ale się porobiło. Coraz ciekawiej. ;)

    20 maj 2016

  • BlackBazyl

    @chaaandelier Przepraszam ale musiałem zrobić drobną przerwę :P W sumie jeszcze troszkę później wleci kolejna część ;)

    20 maj 2016

  • chaaandelier

    @BlackBazyl Nie szkodzi, ale tak się zastanawiałam, co się stało, że tak zamilkłeś. ;) To już nie mogę się doczekać. :D

    20 maj 2016