DOOM-Piekło na ziemi część 4

Niefortunnym zrządzeniem losu było to, że jedna z radiostacji przestała być głucha, właśnie wtedy, kiedy było widać pierwsze zombie na horyzoncie. Osoba mówiąca przedstawiała się, jako delegat Zjednoczonej Federacji Ziemskiej. Nerwowym wręcz płaczliwym głosem mówił o tym, co się dzieje na ziemi. Szacowane straty w ludziach to około sześć miliardów. Oznaczało to, że większość dziesięciomiliardowej populacji została uśmiercona. Straty w ludziach zwiększały się z każdą minutą. Na każdym z kontynentów można było zanotować co najmniej trzydzieści anomalii przez które demony przechodziły na nasz świat. Jedynym bezpiecznym miejscem był fort Galloway. Problemem było to, że jest on w Europie. Resztki rządów zorganizowały program ‘’EKSODUS’’ polegający na zabraniu ocalałych w przestrzeń kosmiczną. Mieli oni osiąść na księżycu i ustanowić tam drugi dom używając terraformerów. Ocalali niedowierzali w to, co słyszeli. Ludzkość miała opuścić ziemię by ratować swój gatunek przed pożarciem. Dodatkowym szokiem było to, że ewakuacja na nich nie czeka. Od tego momentu mieli dokładnie dwanaście godzin by zdążyć na ostatni prom zabierający ocalałych. Już mieli usłyszeć rozkazy do ostatnich trzymających się jednostek wojskowych poza Galloway, kiedy przez okno wleciał potężny pocisk. W eksplozji zginął jeden żołnierz, który przechadzał się po korytarzu. Każdy chwycił za broń i biegł na swoje stanowiska. Pancerz wspomagany skutecznie przewyższał zwykłych żołdaków. Wyskoczył on przez powstałą wyrwę w ścianie. Na dworze zauważył hordę zombie i impów przechodzącą przez pierwszy perymetr. Przewodziły nimi wysokie na trzy metry szkielety. Miały na sobie coś w stylu mechanicznych implantów. Miały na sobie napierśnik do barków, którego były przymocowane dziwne urządzenia. Okazało się, że to właśnie te potwory strzelały rakietami. Kolejne salwy leciały w budynek i tego, który wystawił za niego głowę. Snajperzy otworzyli ogień. Pierwsze demony padły. Strzelali równo precyzyjnie w odstępach czasowych, co pięć sekund. Rzucając się w bok by uniknąć rakiety wystrzelonej przez nową maszkarę zauważył, że jeden z pocisków trafił w gniazdo, w którym siedział snajper. Strzelec wyleciał przez okno. Wybuch urwał mu ręce i nogę. Priorytetem było zlikwidowanie upiorów a przynajmniej taki przydomek im nadał. Wbił się w tłum zombie strzelając na oślep. Trafiał każdym nabojem. Podbiegł pod jednego szkieletu, który próbował go uderzyć swoją ręką. On jednak ją odbił karabinem i strzelił mu prosto w nogę. Potwór uklęknąć próbując ugryźć. Uniknął szczęk pomiotu przystawił karabin do skroni i uwolnił morderczą serię. Głowa eksplodowała pod napływem pocisków. Żołnierze na posterunku radzili sobie w miarę ze zwykłymi demonami. Ogniste kule impów na takich dystansach były niegroźne. Jednak siły piekielne nie ustępowały i mimo ściany ognia, którą spotkali dalej parli naprzód. Prosto nad hełmem śmignęła mu kolejna rakieta. Drugi pocisk niefortunnie trafił w inne demony, które rzuciły się na tego upiora z głośnym skowytem. Upiór jednak nie zamierzał od tak dać się zjeść swoim byłym pomocnikom. Strzelał i uderzał dookoła. Postanowił tego odpuścić wiedział, że inne maszkary się nim adekwatnie zajmą. Wypatrzył kolejnego. Tym razem maszerował on zasłaniając się pomniejszymi demonami niczym tarczą z mięsa. Czyli mają inteligencję pomyślał. Strzelał dalej prąc wpław potoku demonów. Przeszkodą było to, że skończyła mu się amunicja w zwykłym karabinie. Nie wyrzucił go jednak, bo broń teraz była na miarę złota. Wrzucił go na plecy i zdjął kolejny. Była to tym razem broń plazmowa. Plazma miała właściwość taką, że strzelała bardzo gorącymi pociskami wręcz nie musiał się martwić o skuteczność oręża. Rzucił przed siebie trzy granaty by utworzyć przejście do upiora. Nie martwił się o zwykłych zombie, bo jego pancerz nawet nie odczuwał zadrapań na farbie od szponów. Jednak na nieprzerwanej fali koszmaru granaty nie wywoływały jakiejś szczególnej paniki. Jedynie mądrzejsze impy uciekały. Te demony, które zginęły w wybuchu zostały natychmiastowo zastąpione przez resztę. Upiór zauważył gigantyczny pancerz wspomagany przebijający się w jego kierunku. Kiedy tylko żołnierz wszedł mu w linię zasięgu zaczął strzelać pociskami. System martwego pola skutecznie kalkulował prawdopodobne miejsce uderzenia rakiety, przez co żadna go nie trafiła. Podbiegł bezpośrednio pod upiora by zobaczyć strach w jego oczach. Nie zauważył takowego, przez co odrobinkę się rozczarował, lecz czego oczekiwać od demonów? Strzelił mu w klatkę piersiową by pomiot umierał w agonii. Umierająca maszkara leżąc na plecach i wijąc się z bólu strzelała w niebo. Spojrzał do tyłu by zobaczyć, co z fortem. Okazało się, że fala demonów ustawała. Jednak budynek nie przypominał tego, który spotkał jeszcze niedawno. Ściany z betonu były podziurawione w wielu miejscach. Jedna wieża była kompletnie zniszczona. Pomógł wykończyć resztę zombie i przyszedł na zbiórkę. Okazało się, że podczas poprzednich ataków nie było jeszcze upiorów. Dopiero w tej fali pierwszy raz spotkali taki typ demona. Podczas obrony stracili dziesiątkę ludzi. Zostało ich na posterunku czterdziestka. Niektórzy po uprzątnięciu niektórych śmieci zaczęli opatrywać swe rany. Usiadł na kupce gruzów grzebiąc w ustawieniach hełmu. Chciał włączyć licznik amunicji by podczas konfrontacji się nie rozczarować. Nagle jeden z żołnierzy noszący świeżą opaskę na oku zawołał wszystkich. Stwierdził, że muszą to zobaczyć.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 993 słów i 5875 znaków.

Dodaj komentarz