DOOM-Piekło na ziemi część 6

Uderzał w równych odstępach czasowych. Uderzał w dwa miejsca. Bił już tak od dobrych pięciu minut. Nie zauważył, że głowa upiora zamieniła się w krwawą papkę dawno temu. Takie przystanki nie były koniecznie i przyciągały tylko niepotrzebną uwagę. Ale to nie było ważne. Obwiniał tego demona o zniszczenie drona Federacji. Mógł on zawierać dane przybliżające przyczyny wylewu demonów. Teraz już się nie mógł dowiedzieć. Odrzucił jego ciało na ulicę i rozejrzał się dookoła. Musiał lubić strzelby nawet mógł tak sądzić. Cała ulica była usiana ciałami zombie wszystkie miały ślady pocisków strzelbowych. Usłyszał dziwny hałas po drugiej stronie bloku. Wskoczył przez okno przeczołgał się i pobiegł do ściany, przez którą hałas przechodził. Wsłuchiwał się dokładnie. Słyszał prawdopodobnie kilka impów, zombie i nowego demona. Przełączył kilka ustawień w kombinezonie i załadował dodatkowe pociski do strzelby. Chciał zaskoczyć siły piekielne tak jak te zaskoczyły niedawno jego. Przebił rękę przez ścianę złapał impa za głowę i wciągnął go do środka. Sam taki manewr mógł spowodować uszkodzenia w ciele diabła jednak to było za mało. Strzelił mu prosto w oko. Nie zdążył przebić się przez ścianę, bo zrobił to już jeden z upiorów. Wiedział, że takie zaskoczenie się nie liczy, więc postanowił szarżować. Wybiegł na plac strzelając na oślep. Trafił kilka maszkar, które upadły na ziemie. Strzelił do upiora. Jednak pocisk nie trafił, bo szkielet wzbił się w powietrze. Zaczął unosić się cztery metry nad ziemią niczym na plecaku rakietowym. Przynajmniej pocisk się nie zmarnował, bo trafił tego, który stał za nim. Demoniczna rakieta poleciała w jego stronę. Mimo odskoku strój wyświetlił pierwszy od dawna komunikat o prawdopodobnym uszkodzeniu. Chciał się odpłacić i już celował, kiedy jeden z zombie rzucił mu się na ręce, przez co strzelba, która prawie wypadła mu z rąk nie trafiła demona, lecz słup obok. Wymierzył w niego soczyste kopnięcie łamiąc prawdopodobnie wszystkie żebra demona. Kolejnego złapał i rzucił nim w powietrze. Rzut był na tyle udany, że zombie przyjął na siebie rakietę, przez co można było podziwiać spektakl latających wnętrzności. Strzelił mu w źródło lotu, czyli dziwne urządzenie na plecach. Demon spadł plackiem na ziemię. Upadek z tej wysokości bez amortyzacji połamał mu nogi. Zaczął się czołgać próbując uciec od ‘’stalowej postaci’’. Ta jednak dogoniła go i stanęła na nogę. Podziwiał cierpienie jednak to wszystko trwało za długo. Czuł już, że wariuje od ilości przemocy. Skończył to szybko miażdżąc podeszwą buta głowę upiora. Spojrzał przed siebie. Zauważył szarą postać jego wzrostu. Nie było widać na twarzy nic nawet gałek ocznych. Była to gładka powierzchnia. Aparycja tego demona przedstawiała zmutowanego kulturystę niż najczęstszych demonów, które były chuderlawe. Stali tak i patrzyli na siebie. Postanowił wykonać pierwszy cios. Wycelował strzelbą prosto w środek klatki piersiowej i pociągnął za spust. Bez wątpienia trafił mógł przecież zauważyć każdy odłamek rozpadającego się naboju. Na twarzy postaci pojawiły się dwie kropki, które po chwili przekształciły się w palące się okręgi. Demon ruszył biegiem w stronę żołnierza. Mimo tego, że trafiał on raz za razem bestia nie spowalniała a wręcz przyśpieszała. Na szarym ciele zaczęło się pojawiać coraz więcej pomarańczowych wypustek. Kiedy Behemot, bo taką nazwę mu nadał był wystarczająco blisko rzucił się by odskoczyć od szarży. Bestia wykazała się jednak nieprawdopodobnym refleksem i złapała go w locie za nogę. Zamiast rzucić zaczęła nim okładać po ziemi. Zderzył się tak z gruntem dwa razy potem poleciał rzucony w dal. Kask wyświetlał prawdopodobieństwo uszkodzenia wielkimi literami, lecz on to zignorował i wyłączył powiadomienia. Otrzepał się i zaczął strzelać. Bestia zaczęła kolejną szarżę w jego stronę. Tym razem świeciła się już prawie cała. Nie było czasu na przeładowanie, więc położył broń na ziemi i wyrwał znak drogowy. Czekał aż bestia podbiegnie na wystarczający dystans. Jednak wymierzony cios znakiem stop nie wyrządził takich szkód, jakie przewidywał. Właściwym określeniem było to, że nie wywołało to żadnego skutku. Demon złapał go i przybił do ściany. Zaczął go okładać pięściami. Teraz już wiedział jak się czuł tamten imp zanim skonał po czterdziestu sekundach. Przyjął tak już czwarte uderzenie. Tym razem hełm wyświetlił komunikat o prawdopodobnych uszkodzeniach. Nie było to nic szczególnego tylko wbicie pierwszej serii blach do środka. Wyłączył i te powiadomienia. Uchylił głowę przed następnym uderzeniem. Cios powędrował w ścianę. Ręka Behemota wbiła się na tyle głęboko, że nie mógł jej wyciągnąć. Żołnierz uwolnił z uścisku jedną z rąk. Przekierował całą energię do rękawicy i uderzył od dołu w łokieć demona. Słychać było tylko pęknięcie kości. Diabeł zaświecił się jeszcze bardziej i upuścił go na ziemię. Ten dalej wykorzystując utkniętą rękę demona zaczął wyprowadzać ciosy w twarz. W końcu, gdy maszkara upadła z sił złapał ją za głowę i skręcił kręgosłup. Pomiot zaświecił się i zaczął się topić. Po chwili nie zostało z niego nic oprócz popiołu. Otrzepał się podniósł strzelbę i ją przeładował. Włączył prowizoryczną auto-mapę i odkrył, że od wyjścia z miasta dzielą go kroki. Okazało się, że był już na przedmieściach. Był teraz zdeterminowany by zakończyć rozkaz.

BlackBazyl

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 1005 słów i 5791 znaków.

1 komentarz

 
  • chaaandelier

    Uf.. A ja myślałam, że Behemot uszkodzi poważnie głównego bohatera. ;)

    17 maj 2016

  • BlackBazyl

    @chaaandelier Nie zdradza się wszystkich kart od razu  :F

    17 maj 2016

  • chaaandelier

    @BlackBazyl Czyli jednak chcesz zrobić mu krzywdę.. Nieładnie.. :D

    17 maj 2016

  • BlackBazyl

    @chaaandelier Nie teraz jeszcze się przyda  :D

    17 maj 2016

  • chaaandelier

    @BlackBazyl No to dobrze. ;)

    17 maj 2016