Z opowieści starego elfa. cd.

Południe było wyjątkowo upalne. Korony drzew pokrywała jasna zieleń zaś bujna roślinność zakwitła w różnych kolorach. Lato było tak piękne i gorące jak tylko można było sobie wyobrazić. Ale nawet to nie odganiało smutku z powodu utraty Derranu...  
     Eriena usiadła nad brzegiem rzeki i nabrała wody do bukłaków i wiader. Później obmyła twarz w ciepłej wodzie i przyjrzała się swojemu odbiciu w zwierciadle wody. Rude, długie włosy spływały na plecy i ramiona niczym strumyki wody. Nos miała zgrabny, lekko zadarty a policzki zarysowane. Oczy bystre, pełne mądrości zaś usta namiętne i wydatne. Nie miała zmarszczek, w końcu liczyła zaledwie sto dwadzieścia siedem siewów.  
     Westchnęła wspominając jak adorowali ją mężczyźni i kochali najbliżsi przyjaciele. Ale wszyscy odeszli wraz z najbliższą jej sercu rodziną...  
     Na szczęście nie została sama. Mieszkała z Sintharisem w starej chacie dziadka. Znalazła go jeszcze jako niemowlę w zawiniątku, na sienniku jednej z chat. Płakał wniebogłosy wywołując żal w sercu elfki. Nazwała go po swoim dziadku, imieniem starożytnych elfów.  
     Nie wiedziała czy ktoś prócz niej i niemowlęcia przeżył atak bestii, możliwe, że byli ostatnimi elfami z Derranu. Życie elfka zawdzięczała swojej wyprawie nad rzekę. Kiedy bestia odleciała natychmiast udała się do miasta, a właściwie do zgliszczy które z niego pozostały. Jednak najbardziej intrygujące było, że smok oszczędził jedną osobę...  
     Eriena wstała i ruszyła na południe, do domku. Miała nadzieję, że Sintharis pozbierał korzeni na zupę. Od czasu gdy udali się do lasu, żywią się tylko korzeniami i jagodami. Chłopak liczył już dwanaście siewów, przynajmniej tak się jej zdawało.  
     Wśród gałęzi ukazała się jej chata. Młodzieniec stał oparty o trzon siekierki, ciężko oddychał po rąbaniu drewna. Włosy miał srebrne, błyszczące wśród promieni słońca. Twarz i spojrzenie jastrzębia, typowe dla elfa.  
- Napij się wody. - Eriena podała bukłak chłopakowi. Sintharis pociągnął łyk i ziewnął.  
- Zebrałeś korzeni?
- Aaa... Zapomniałem...  
- To idź nazbierać zanim się ściemni.  
     Młodzieniec pobiegł po składniki znikając wśród drzew. Adorował to miejsce w przeciwieństwie do Erieny. Czasami nawet zdawało się jej, że rozmawia z lasem, chociaż to wydawało się takie nieprawdopodobne...  
     Kilka razy zdarzyło się, że czuła powiew świeżego poranka od młodzieńca, jakby cudownej, nieskazitelnej magii. Wtedy zawsze obdarzał ją tym swoim niewinnym uśmieszkiem.  
     Dziewczyna wlała wodę do kotła i podpaliła ognisko. Zanim się zagotuje, chłopak powinien już przynieść korzeni na strawę.  
     Nagle za drzewem Eriena dostrzegła elfią twarz jakby pokrytą zaroślami. Pokręciła głową i ściągnęła brwi by lepiej dojrzeć.  
- Nikogo tam nie ma... - odetchnęła z ulgą – Zaczynasz widzieć widma przeszłości dziewczyno, uspokój się...  
- Witaj elfko. - głos dobiegł zza jej pleców. Eriena odskoczyła w tył zahaczając o kocioł. Cała woda wylała się wsiąkając w trawę i ziemię a dziewczyna po kilku krokach w tył straciła równowagę i upadła na plecy.  
     Stała teraz przed nią leśna istota, driada. Twarz elfki, zamiast włosów winorośl i bluszcz który spływał po talii i plecach zasłaniając piersi. Od pasa w dół miała ciało sarny.  
- Nie bój się siostro, ja także po części jestem elfką, a na pewno nią byłam. Nazywam się Irinasi, jestem panią tego lasu.  
- Czego chcesz? - odparła Eriena. Nie była przyzwyczajona do tego typu spotkań. Zresztą, żaden elf nie był. Ostatnią driadę widziano tysiące lat temu kiedy umarli ostatni druidzi.  
- Rozumiem twój niepokój. Jestem tu po twego podopiecznego.  
- Sintharisa?
- Zgadza się. Jestem tu z polecenia matki ziemi. Las go wzywa...  
- Las go wzywa? - zdziwiła się elfka.  
- Na szkolenie druidyczne.  
- Druidzi zmarli tysiące lat temu...  
- Bo nie rodził się nikt przepełniony magią i miłością do życia. - zganiła Erienę driada - Elfy pogrążyły się w wegetacji z dnia na dzień zapominając o prawdziwym darze od natury. Ostatni druidzi mieli ten dar. - driada podeszła do Erieny i podała jej rękę by pomóc przy wstawaniu. - Dobrze wiesz co się stało z elfami z Derranu. Ręka którą Ci podaję ma pomóc wstać nie tylko Tobie ale i całemu życiu. Zgodzisz się lub nie i tak Sintharis trafi do lasu, taką ma duszę.  
     Eriena przyjęła pomocną dłoń i podniosła się z trawy.  
- Nie zobaczysz go przez osiem siewów, możliwe, że już nigdy go nie zobaczysz. Derranu już nie ma, Arangard jest ruiną. Nawet orkowie ulegli mocy Czarnego. Ostatkiem sił bronią się niziołki i krasnoludy, ale i oni odniosą porażkę. Elfy upadły w ciągu jednej nocy bo zapomnieli o magii i niebezpieczeństwach tego świata. Ale nikt nie był przygotowany na nadejście smoka i chyba nigdy nie będzie. Nie proszę Cię o zgodę na zabranie Sintharisa ale o to byś się z tym pogodziła.  
     Driada ruszyła spokojnym krokiem w głąb lasu. Eriena dopiero teraz zauważyła, że otaczają ją liczne zwierzęta leśne. Nawet sowa przyglądała się w samo południe. Wzrokiem obejmowały ją wilki i niedźwiedzie brunatne, wiewiórki na gałęziach i sarny za pniami drzew. Baczyły na nią jastrzębie i orły z nieba a także rysie i dzikie pantery ze wschodu. Driada zniknęła a zwierzęta rozeszły się do lasów. I kiedy elfka została sama poczuła strumień łez spływający po jej policzkach.  
    Teraz straciła już wszystkich...

Vasamir

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1042 słów i 5592 znaków.

2 komentarze

 
  • Vasamir

    Wiele gier i książek fantasy przeszło mi przez ręce pomagając w tworzeniu fabuły. Ale inspiracja także pochodziła z TES. :smile:

    9 gru 2012

  • Morosov

    Troche mi to przypomina TES. Nie czerpałeś z tamtąd inspiracji?

    9 gru 2012