Tears dont fall - 5

Nadeszła długa przerwa.
Szymon kierował się na stołówkę. Ja, miałem kanapkę w plecaku, jednak jak pies szedłem za nim nie chcąc stracić ani sekundy jego obecności.

Zabrał swoją porcję i usiadł ze mną przy stoliku.
- Nie jesz nic? – zapytał, zanim zaczął spożywać coś co wyglądało na krupnik.
- Nie, zwykle nie chodzę na obiady – powiedziałem, wiedząc że zaraz zacznie myśleć o mnie jak o faktycznym freaku.
- To co robisz na przerwach? – zapytał, chcąc zaraz się zaśmiać.
- Siedzę w pierdolniku na pudła dla dyrektorki – uśmiechnąłem się pod nosem, nie chcąc by to zauważył.
Ten jednak, po chwili zaśmiał się w głos.
- Są lepsze sposoby żeby zabić nudę – powiedział po chwili, gdy przełknął kilka łyżek zupy.
- Na przykład?
- Na przykład... – Zamyślił się na chwilę – Zaczekaj aż zjem to zobaczysz.
Siedziałem tam więc kilka minut. Kumpel wstał, odstawił naczynia i wyprowadził nas ze stołówki, kierując się na górne piętro.
Zawsze było tam spokojniej ale teraz nie było tam żywej dyszy, nauczycieli czy nawet bibliotekarki która zwykle piła kawę, chodząc po korytarzu.
Zaskoczyło mnie to. Szedłem za Szymonem, myśląc "Idealne miejsce, idealna pora”.
Usiadł przy ścianie, ja zrobiłem to samo.
Serce prawie mi wyskoczyło z piersi. Byliśmy całkiem sami.
- I jak, nie jest lepiej? – zapytał.
- Niby tak samo. Siedzimy w odosobnieniu, moge napisać tekst tak jak wtedy... – wyliczałem, nie chcą mu pokazać jak bardzo podoba mi się ten pomysł.
- Ale nie jesteś sama – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Niby nie – Były to słowa radosnej prawdy.
Uśmiechnąłem się do niego.
On też się uśmiechał, wyjmując słuchawki. Podłączył je do telefonu i spytał mnie, czego słucham.
- Różnie... Justina Biebera, Eminema, Miley Cyrus...
- Elektronika, trance, dubstep... – powiedział z naciskiem, jakby chciał dać mi do zrozumienia że moja muzyka mu nie odpowiada.
- Może być, chociaż nie na codzień – powiedziałem cicho.
Szymon mruknął coś, uśmiechając sie.
Podał mi jedną ze słuchawek i włączył któryś ze swoich kawałków. Muzyka elektroniczna nie jest w moim typie ale z nim mogłem słuchać nawet wycia kota w marcu.
Czas zleciał naprawdę szybko. Niczym sekunda, półgodzinna przerwa się skończyła. Zerwaliśmy się na równe nogi, słysząc dzwonek.
Dotarliśmy na lekcje przed nauczycielem. Jednak, gdy we dwójke weszliśmy do klasy, wszyscy obrzucili nas dziwnymi spojrzeniami.
Siedzieli cicho gdy ja spodziewałem się jakichś krzywdzących słów z ich ust. Siedliśmy osobno, nie wiem sam dlaczego.
Lekcja minęła, potem następna i słysząc ostatni dzwonek, szybko spakowałem rzeczy do plecaka i wyszedłem z klasy.
Szymon szedł za mną, mimo że go nie widziałem.
Gdy już miałem wychodzić ze szkoły, zatrzymał mnie.
- Wiesz, zapomniałem zapytać. Ten rysunek co widziałem rano w zeszycie – Skinąłem głową, chcąc by kontynuował – Masz tego więcej?
Zdziwiło mnie to pytanie.
- Tak, jasne. A co? – odpowiedziałem mimochodem, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Przynieś jutro do szkoły, chętnie zobaczę – Uśmiechnął sie, rozbrajając mnie po raz kolejny.
Jego uśmiech to minimum, aby mnie przekonać.
- Spoko, jak nie zapomne – powiedziałem.
- Okej. Lece jeszcze na dół założyć buty. To... cześć – Rzekł, tym swoim pełnym nieśmiałości głosem.
- No, cześć – Odwróciłem się i wyszedłem ze szkoły. Moje ciało płonęło. Chyba przeżyłem najlepszy dzień w swoim życiu.
Szybko wsiadłem do autobusu i niczym na skrzydłach, wróciłem do domu czując że latam.
Mama była w kuchni, gotowała obiad.
- Ty już w domu? – zapytałem ukrywając swoją radość gdyż nie lubie obnosić się ze zmianami w moim życiu.
- Miałam dzisiaj na rano – powiedziała krótkowłosa kobieta, patrząc na mnie dziwnie. Jakbym zapytał o fakt oczywisty.
Tak, sory. Od jakiegoś czasu nie myśle o rzeczywistości.
Rozszerzyłem sztucznie oczy na znak mojego zdziwienia i nie mówiąc nic, poszedłem do siebie.
Jutro jest wycieczka, postanowiłem już spakować niewielką torbę. Włożyłem do niej chipsy, jakieś picie, zeszyt i kilka szkiców na kartkach a4 które schowałem do bezpiecznej, zapinanej kieszeni.
- Już się pakujesz? – Mama zaglądneła do mojego pokoju znienacka.
- Tak, żeby niczego nie zapomnieć – powiedziałem. Jednak, ukryłem przed nią że cieszę się na tą wycieczke jak nigdy.
Gdy skończyłem pakować rzeczy, rozwaliłem się na łóżko, opierając głowę o fioletową ścianę. Były na niej namazane różne obrazki i wspomnienia które pisałem markerem. Jednak... były nic nie znaczące. Co mnie obchodzi jakiego dnia o której godzinie moja suczka urodziła psiaki? Albo że dostałem rower.
Tak spoglądałem na te literki śmiejąc się – Jak mogłem być tak głupi by spisywać takie rzeczy jako wspomnienia?
Chwyciłem marker z półki nad łóżkiem i oddzieliłem te głupstwa linią od drugiej, niezapisanej jeszcze przestrzeni na ścianie.
Zapisałem pierwsze słowo.
"Szymon”
Pierwszy raz w życiu czułem się tak dziwnie. Chyba... chyba się zakochałem.
Wpatrując się w jego imię, poczułem strach że telepatycznie coś mu teraz przekazuje. Odrzuciłem wszystkie myśli o nim.
Jednak, przez cały dzień wracały. Ukrywałem je przed bliskimi pod maską smutku i obojętności. Zachowywałem się jak zawsze.
Wieczorem, zanim położyłem się spać, nadal spoglądałem na napis na ścianie.
Nie, musze to zrobić.
Dopisałem na końcu.
"<3”

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1007 słów i 5658 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik EdD

    Bo można słuchać różnej muzyki ;)

    22 lip 2016

  • Użytkownik Shady

    Dlaczego Eminem, bóg rapu i jednocześnie Bieber?  :barf:

    22 lip 2016