Tears dont fall - 4

Otwierając drzwi do dużej biblioteki, spotkałem wzrokiem panią która tam pracowała. Miła blondynka, z którą czasem gawędziłem gdy nie wiedziałem co ze sobą zrobić podczas okienka czy długiej przerwy.
- Dzień dobry, co ty tu robisz tak wcześnie? – Serdecznie się do mnie uśmiechnęła, wyjmując z metalowej szafy kilka segregatorów.
- Mamy na później lekcje, chce się trochę pouczyć – powiedziałem, siadając przy czteroosobowym stoliku. Na sąsiednim krześle położyłem plecak, a blat zapełniłem kilkoma zeszytami.
- Mam sporo pracy także nie pomogę ci za bardzo – usłyszałem jej głos, otwierając pierwszy podręcznik.
- Dobrze, dam rade. Pani sobie nie przeszkadza...
Po chwili ciszę przerywały już tylko szeleszczące kartki. Pani Beata zajmowała się segregatorami, ja przepisywaniem słówek z hiszpańskiego. Nie lubiłem tego języka, chociaż nawet dobrze go przyswajałem.
-Hiszpański? – Poderwałem się na krześle. Tak to jest gdy ktoś pojawia się za tobą znikąd.
Chłopak którego poznałem wczoraj. Czy on jest moim fatum?
- Tak... Co ty tu robisz? – spytałem, nie wiedząc właściwie czy z nim w ogóle gadać.
Krótko obcięty brunet usiadł naprzeciwko mnie. Nosił okulary, tak jak ja. Miał nieco bardziej opaloną skórę.
- Chciałem się pouczyć, właśnie też hiszpańskiego. I prace domową odrobić. Te zdania co mieliśmy przetłumaczyć...
- Czekaj, chodzisz ze mną na hiszpański? – zapytałem, gdyż nigdy go nie widziałem.
- Tak, od kilku dni jak jestem w tej szkole – Chłopa cicho się zaśmiał, nie rozumiejąc mojego pytania.
Nie zauważyłem go nigdy. Widać jestem aż tak zamknięty w sobie.
Chwilowa cisza, zmusiła go do przejęcia inicjatywy.
- Szymon – przedstawił się, wyciągając rękę.
No dobra, niech ci będzie.
- Edyta – powiedziałem, ledwo przepuszczając to przez swoje usta.
Nie wyglądał na zaskoczonego... Albo tłumił to w sobie. Myślał że jestem chłopakiem, tak jak chciałem. Ale widać, nie zaskoczyło go to.
- Masz może to zadanie? Nie chce mi się myśleć – przyznał, uśmiechając się jakby udawał zawstydzonego.
Wtedy, złapałem się na tym że patrze mu w brązowe oczy. Miał w nich coś przyciągającego wzrok.
Zawahałem się chwilę, gdyż skupiony byłem na dziwnej sytuacji jaka między nami była. Jego oczy dosłownie przyciągały moje.
-Ee... Tak, jasne. Proszę – powiedziałem szybko, chcąc ukryć swoje zażenowanie. Podałem mu zeszyt.
Niestety, otworzył go nie od tej strony a ostatnią kartkę zajmują moje bazgroły. Projekty tatuaży, lubię je rysować.
Spojrzał na nie i oglądał przez chwilę.
Gdy skończył, popatrzył na mnie spode łba, z szarmanckim uśmieszkiem.
- Niezłe – przyznał i zajął się szukaniem pracy domowej.
Zarumieniłem się chyba, czując się jak ostatni kretyn.
Ukrywałem strach i niepewność za maską uśmiechu. Gadałem z nim, nie chcąc pokazać jak fajnie mi się z nim rozmawia. Aż za fajnie... Czułem te motylki w brzuchu, jednak odpychałem od siebie to uczucie, wiedząc że nie mogę. Nie mogę stracić jedynego kolegi z klasy z którym mogę normalnie pogadać.
Wyszliśmy z biblioteki jakieś pół godziny później. Byłem lepszy z hiszpańskiego, więc wytłumaczyłem nowemu koledze rzeczy których nie rozumiał. Cały ten czas myślałem że znalazłem przyjaciela.
Pod klasą, gdzie właśnie się pojawiliśmy, stało kilka osób.Między znajomymi dziewczynami plotkującymi w najlepsze, wypatrzeć się dało chłopaków którzy wczoraj rzucili mnie piłką.
Szeptali między sobą, drwili z Szymona, o ile dobrze usłyszałem gdyż rozmowy toczyły się wokół nas.
"Obrońca uciśnionych się znalazł”
"Prędzej czy później za to oberwie”
"Obojgu skopiemy tyłki i się skończy Dzień Dziecka”
Tak, według nich moje miejsce było głęboko w szambie klasowej hierarchii. A że ktoś w końcu stanął w mojej obronie i nie naśmiewa się ze mnie, było dla nich nowością.
Pierwszy raz słyszałem że coś z mojej strony ich wkurzyło, i dało mi to dziwnego rodzaju satysfakcje. Staliśmy z Szymonem, udając że ich rozmowa w ogóle nas nie interesuje.
- Ignoruj, w końcu ktoś im dokopał i żal im dupę ściska – Chłopak uśmiechał się, pewny siebie.
- Mam ich gdzieś, nigdy nie przejmowałam się ich drwinami – powiedziałem, nie chcąc by usłyszał kłamstwo w moim głosie.
- I dobrze, nie zasługujesz na to – powiedział. Nauczyciel przyszedł i otworzył nam drzwi. Ja, szłam za Szymonem by nie zobaczył że speszył mnie jego komentarz.
Na lekcji... coś się we mnie zmieniło bo nie siedziałem w klasie. Znaczy... fizycznie tak ale w myślach widziałem jego i mnie, na jakimś spacerze we dwoje. Normalnie... wyobraźnia mnie poniosła. Daleko i wysoko, poza granice normalności.
Na moje oko... to była jego sprawka. Bo nigdy przedtem się tak nie czułem.
Mieliśmy teraz matematykę z nauczycielem którego wszyscy uważają za surowego. A ja podczas jego wykładu właśnie bujam w chmurach.
Głos mężczyzny wyrwał mnie z Nibylandii. Poczułem się głupio gdyż wszyscy skierowali wzrok na mnie gdy ten tylko wypowiedział moje imię.
Zwrócił mi uwagę, ja grzecznie przeprosiłem. Do końca lekcji siedziałem cicho, gdzieś między salą lekcyjną a jutrzejszą wycieczką do parku.
Jutro moja klasa idzie na ognisko. Niedaleko szkoły jest park w którym postawiono altankę i zrobiono miejsce typowo na biwak czy ognisko.
Po zakończone j lekcji, spotkałem Szymona na korytarzu.
- Idziesz jutro na to ognisko? – zapytałem.
- Pewnie tak, raczej – Spostrzegłem, że stoi sam. Wokół nas nikogo nie było, reszta klasy tłoczyła się w oddali.
- Nie stoisz z nimi?
- Jestem dla nich tak jak ty. Jak freak – powiedział. Po chwili jednak, zmieszał się.
- Znaczy... przepraszam, nie tak to miało zabrzmieć.
- Przywykłam, nie miej sobie tego za złe – odparłam spokojnie, rozglądając się wokoło na przechodzących obok nas ludzi.
Powstała między nami cisza. Myślałem jak ją przerwać, naprawdę fajnie mi się z nim gada.
- Dlaczego ty zawsze taka smutna jesteś? – usłyszałem, widać sam postanowił przerwać to milczenie.
Odpowiedziałem, czułem się przy tym chłopaku bezpiecznie.
- Bo świat sprawia że inaczej się nie da – powiedziałem cicho, lecz dotarło do mnie jak głupio to zabrzmiało.  
- Jesteś strasznie emocjonalna – Chłopak zachichotał. I było to słodkie, że od razu się uśmiechnąłem. Jednak, nie chciałem mu pokazać jakie słodkie to było.
- Zawsze taka byłam – westchnęłam widząc że ta rozmowa staje się coraz ciekawsza.
- A ty, jesteś typem samotnika czy lgniesz do ludzi takich jak oni? – spytałem uśmiechając się. Skinąłem głową na resztę klasy.
- Wole się otaczać dobrymi ludźmi niż oszustami – odparł, podnosząc plecak z podłogi.
- Rzucamy tak tymi metaforami... – westchnąłem.
Szymon się zaśmiał. I jego uśmiech znów mnie rozbroił.
Nie pamiętam żebym ja się uśmiechał kiedyś tyle razy ile robię to odkąd spotkałem go w bibliotece. Jest chyba jedną z tych niewielu rzeczy które mnie uszczęśliwiają.
Poszliśmy na następną lekcje. Wielu ludzi którzy zwykle oglądają mnie jaką smutnego niby emo chłopca, teraz pewnie się zdziwiło.
Minęło kilka godzin, każdą przerwę przechodziłem w towarzystwie nowego znajomego. Gdybym umarł wtedy, mógłbym określić tą śmierć jako najlepszą z możliwych.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1357 słów i 7548 znaków.

Dodaj komentarz