Gdy odstawiałem rower, zerknąłem w okno salonu, pokoju w którym śpią rodzice. Jednak, na oddzielnych wersalkach. Taka już ich natura. 
Słyszałem krzyki, co mogło oznaczać tylko jedno. 
- Mam dosyć, głowa mnie boli od tego! – krzyczała mama, jej głos przesiąkał płacz. 
- A... wiesz co... to... mnie obchodzi? Gówno wiesz! – Te słowa wypowiedział już dobrze wstawiony ojciec. Oczami wyobraźni widziałem ich stojących blisko siebie i kłócących się. 
Nie miałem ochoty iść do domu i całkiem zapomniałem że jeszcze kilka chwil temu bawiłem sie w najlepsze z kumplem. Teraz, moje niebo zasłoniły chmury. 
Spuściłem głowę i zrezygnowany odszedłem z podwórka, nie chcąc słuchać jak dalej potoczą sie te awantury. 
- Aż tak źle? Przecież jak wychodziłam wszystko było w porządku, w garażu siedział – Rozmawiałem z Anką, stojąc oparty o skrzynkę gazową na końcu drogi prowadzącej do naszego domu. 
- Nie wiem, co sie stało. Mnie też nie było – powiedziałem, słysząc w tle jakieś wesołe rozmowy i stukanie butelek – Dobrze sie bawisz? 
Zadałem to pytanie, czując zaciekły smutek i zazdrość. Przynajmniej kogoś miała, miała swoją grupkę znajomych którzy by w ogień za nią skoczyli. 
- Jest spoko. Ej, idź może do babci spać. Ja zostane tutaj – Siostra wyszła z propozycją, na którą przystałem. 
Poszedłem do domu naszej babci, która mieszkała bardzo blisko. Znała naszą sytuacje i często pozwalała mi i Ance nocować u siebie. Jej córka nigdy nie prosiła o pomoc, mama jest silną kobietą i zawsze sama znosi wybryki taty. 
Staruszka z uśmiechem wpuściła nie do swojego niewielkiego domu. Babcia jest miłą i gościnną osobą.  Ma krótko obcięte włosy i zawsze nosi na sobie wełniany kamizelek, nawet w lecie. 
- Nie gorąco ci w tym? – zapytałem z uśmiechem, patrząc w szkła jej okularów. W domu było jak w piekarniku. 
- Nie, mi zawsze jest zimno – zasmiała sie uroczo – Co u mamy? 
- Została, wiesz jak jest... – powiedziałem cicho, zdejmując bluze. 
- Oj, mogłaby w końcu go wykopać na tyłek i mieć święty spokój... 
- Jak jest trzeźwy to jest w porządku – przerwałem. Babcia zamierzała palnąć dość długi wywód, jak zwykle. Jednak ja wiedziałem swoje. Mam też fajne wsponienia związane z tatą. Spacery, moment gdy uczył mnie jeździć rowerem czy współne gry w kosza o zmroku. 
Rozmawialiśmy, babcia zrobiła herbatę i począstowała mnie szarlotką którą zrobiła wczoraj. Odwiedzał ją wujek, brat mojej mamy. 
Opowiedziała mi o wczorajszym spotkaniu, o życiu cioci z wujkiem a gdy dochodziłą godzina 22, wyjęła karty i namówiła mnie na grę. 
Ostatecznie, poszedłem spać koło 23, padając na tapczan w pokoju babci. Ona sama zajmowała swoją wersalkę. 
O poranku, powitał mnie żółty kolor na ścianach i drewniane rzeźby,porozwieszane między portretami Matki Boskiej. Tak, przedstawiam gust mojej babci.  Jest religijna, ale chyba babcie tak mają. Tylko,  ile świętych obrazów w mieszkaniu to przesada? 
 Podnosiłem się cichutko, widząc że babcia  jeszcze drzemie. Budzik na jej szafce nocnej pokazywał godzinę siódmą. 
Zaparzyłem kawę w czajniczku i skubnąłem ze stołu jedno kruche ciastko. U babci w kuchni zawsze znajdują sie jakieś rarytasy zostawione na wierzchu. 
Zastanawiałem się, czy już wracać do domu. Po chwili wgapywania się w parującą ciecz w dzbanku, zdecydowałem że po szybkim śniadaniu wracam do siebie. 
 Kawa na śniadanie to troche mało, ale nie zamierzam opróżniać babci lodówki. 
Usiadłem na drewnianym stołeczku, to moje stałe miesce w babcinej chałupie.  Odkąd pamiętam, siedziałem tu i jadłem ciastka, zapijając herbatą. Gdy babcia mnie do siebie zapraszała, zawsze było wesoło i nastrojowo. 
Oparłem plecy o piec kaflowy, był przyjemnie zimny. To uczucie kontrastowało z nieco orąco kawą, której łyk upiłem. 
Słysząc że babcia wstała, skierowałem wzrok na białe dwuskrzydłowe drzwi. 
Kobieta stanęła w nich w koszuli nocnej. 
- Dzień dobry – powiedziałem, uśmiechając sie lekko. 
- O, dzień dobry Edytka. Dobrze że kawe zrobiłaś – Babcia nalała dla siebie małą filiżankę i usiadła przy stole. 
- Mama dzwoniła? Wracasz już? – spytała. 
- Tak, zaraz sie zbieram – Rzekłem, po przełknięciu kolejnego ciastka. 
- Częstuj sie, niby wczorajsze ale... – Babcia pośpiesznie podsunęła mi cały talerzyk ze słodyczami. 
- Nie, dziękuje – Zaśmiałem sie – Naprawde zaraz idę. 
Mówiąc to, dopijałem kawę. Chwilę potem, już opuszczałem dom babci dziękując za gościnę i znikając w lesie. 
W domu zjawiłem się niecałe 5 minut odkąd wyszedłem od babci. Było cicho, gdy wszedłem do korytarza. Mama pewnie poszła do pracy, Anka skacowana śpi u siebie... tata chyba tak samo. 
Przygryzłem wargę, denerwowała mnie ta cisza bo sam musiałem jej przestrzegać by nikogo nie obudzić. 
Wszedłem do swojego pokoju i przebrałem sie. Wyniosłem wczorajsze ciuchy do prania, umyłem zęby i wyszedłem na zlane słońcem podwórko. 
Nieobecnym wzrokiem, kontemplowałem przyrodę wokół. 
Czułem ciepło na swoich plecach, dzień zapowiadał się gorący i nudny. 
I tak też było. Sobota zleciała szybko, nie skupiałem sie za bardzo na rozmyślaniu o niczym. Chciałem zapomnieć o rzeczach które przez kilka ostatnich dni zaprzątaały mój umysł. 
Rano w poniedziałek, z wielką niechęcią udałem się do szkoły. 
Weekend był ucieczką, na którą zawsze czekam. Bezpieczną przystanią, w której nie musze widzieć tych wszystkich drani. 
Teraz, ubrany w dżinsy, pasiastą koszulkę polo, czerwony snapback i trampki, szedłem do szkoły, obawiając sie jakie wydarzenia przyniesie ten dzień. 
Nieobecnym wzrokiem, jak zwykle omiotłem pobliski placa zabaw. Dzieciaki biegały i śmiały sie, żadna nowość. 
Nagle, wpadłem na kogoś. 
Mogłem wpaść na każdego byle tylko nie na niego... 
Szymon zachwiał się i wychrypiał ciche „O, sory” 
- Nic takiego , moja wina – powiedziałem pod nosem. 
Zacząłem odchodzić, słysząc jakieś jego mruczenie. Jakby coś do mnie mówił, lecz ja nie chciałem tego słuchać. 
-...i dlatego... Wszystko okej? – Przerwał wpół zdania i głośniej, spytał. 
- Tak, wszystko jest w najlepszym porządku – Odchodziłem, zostawiając go z tym sarkazmem. 
Chciałem żeby do niego dotarło że ma mnie omijać z daleka. Za bardzo namieszał mi w głowie ostatnimi czasy. 
Schodziłem do szatni, nie słysząc za sobą nikogo. Gdy wieszałem worek na buty na haczyku, spostrzegłem że ten debil stoi centralnie w drzwiach i milcząc, mierzy mnie wzrokiem. 
Nie byłem ciekaw czego chce. Jedyne słowa, jakie między nami padły, to :Możesz sie ruszyć?”  które wyszło z moich ust. 
- Dlaczego mnie unikasz? – spytał, nieświadom niczego co zrobił. 
- Bo mam swoje powody – Odparłem próbując go wyminąć. Lekka złość była słyszalna w moim głosie. 
- Jakie? 
- Nieistotne, rusz sie – Szturchnąłem go, nie mając ochoty na tłumaczenia. Nawet kilka słów z nim wymienione było zbędne. 
- Ale chce wiedzieć. 
Naciskał, stojąc dalej jak kołek. Nie wypuści mnie chyba z szatni, jeśli nie skończymyu tej rozmowy... 
Westchnąłem cicho, cofając sie. Próbowałem sie przecisnąć obok niego, teraz stałem na środku niewielkiej szatni. 
- Bo jesteś dla mnie nieistotny. To chyba starczy, nie? – Moja odpowiedź była wymijająca, lecz nie pozwoliłem mu  na poznanie prawdy. 
- I dlatego chcesz stracić jedyną osobe która z tobą gada? – W jego głosie słyszałem pewność siebie. Jakby celowo chciał mi jeszcze bardziej dokopać. 
- Obędzie sie, dobrze mi samemu. I jak będziesz tu dalej stać to oboje spóźnimy sie na lekcje – wycedziłem, patrząc na niego srogo. 
Milczał chwilę, przyswajając sobie moje słowa i zapewne analizując każde po kolei. 
Odwrócił się na pięcie, słyszałem jakieś „Dobra, chodź...”. 
 
Poszedł przodem, ja ociągałem sie w tyle. Nie miałem ochoty przybywać za blisko niego. A ta dziwna rozmowa, sprawiła że zacząłem o nim myśleć. Że... zależy mu na mnie skoro moja obojętność mu przeszkadza?
Dodaj komentarz