Tears dont fall - 12

W takiej sytuacji, postanowiłem spędzić w tym pomieszczeniu najbliższe minuty.
Leżałem na podłodze i starałem sie zregenerować. Odpędzić ból w okolicach żeber i zawroty głowy.
Myślałem że zasypiam, wyłączyłem wszystkie zmysły.
Poderwał mnie dopiero dzwonek.
Dylemat – Wracać na lekcje czy chować sie w tym pierdolniku?
Seba powiedział że jeszcze ze mną nie skończył, jednak w klasie raczej mnie nie tknie.
Powoli i z dużym wysiłkiem, wstałem.
Lekko otworzyłem drzwi i spojrzałem, korytarz był pusty. Z zasięgu mojego wzroku znikała właśnie grupka spóźnialskich uczniów, dzieciaków z podstawówki.
Dobra, droga wolna. Wyszedłem i podążyłem  korytarzem. Akurat na jego końcu mam teraz lekcje, potem następną piętro wyżej.
Najwyraźniej lekcja była zajmująca, gdyż nikt nie zauważył mojego pojawienia sie w klasie. Wszyscy skupiali sie na wykładzie nauczycielki, która też nie usłyszała jak wchodzę do klasy. Albo usłyszała i nic nie powiedziała.
Zaszyłem się w ostatniej ławce i postanowiłem dalej nie zwracać na siebie uwagi.
Niefortunnie, spostrzegłęm Szymona siedzącego przede mną. Zauważyłem go właśnie gdy sie do mnie odwrócił.
- Gdzie ty tak znikasz? – zapytał, jakbym wcześniej nie dał mu do zrozumienia że ma sie wynosić z mojego życia.
- Mam swoje powody, odwróć sie – Powiedziałem, naiwnie wierząc że spełni moją prośbe.
- Bo jestem nieistotny? Znowu nie chcesz ze mną gadać bo masz w dupie chłopaka który ci pomógł...
Szantażysta...
To słowo idealnie go opisuje.
Nie spodziewwałem sie tego, ale po tych słowach sie odwrócił i znów uważnie słuchał jak kobieta z przodu tłumaczyła odmianę jakiegoś czasownika. Hiszpański, dopiero ogarnąłem co to wogóle za lekcja.
Szybko wymazałem z pamięci ten głupi dialog. Jednak, jakieś fragmenty zostały. „Chłopaka który ci pomógł...” Tylko gdzie ten chłopak był jakieś 15 minut temu?
Po skończonej lekcji, w mojej głowie pojawiło sie przeczucie że po lekcjach chłopaki mogą zechcieć dokończyć co zaczęli. Jak tylko wyjdę ze szkoły zaciągną mnie w jakieś krzaki i stłuką na kwaśne jabłko.
  Szedłem na angielski, kiedy pod wpływem impulsu odwróciłem się i ruszyłem w drugą stronę. Na końcu korytarza są schody do szatni.
Szybko, nie myśląc co robie włożyłem buty i wybiegłem z szatni. Będąc w hollu, zignorowałem spojrzenia innych.  Zniknąłem z budynku z nadzieją że to koniec kłopotów na dziś.

Idąc pustym chodnikiem, poruszyłem  jedną z moich wewnętrznych rozterek. W domu wszyscy uważają mnie za szczęśliwą i pogodną osobe, za normalną nastolatke bez problemów. W szkole, za freaka, samotnika i dziwną dziewczyne co wygląda jak chłopak? I gdzie tu jakiś wspólny mianownik, czy coś...
Tak, kiedy jestem w domu, nikomu sie nie zwierzam czy coś. Mam swoje demony, swoje problemy i nie widze powodu żeby sie z kimś nimi dzielić. To by mogło tylko pogorszyć sytuacje.
Zwiększyłem głośność w słuchawkach icałkowicie odciąłem sie od świata i myśli które chciały znów poróżnić mnie z samym sobą. Stawiałem kroki, jednak moja dusza była gdzieś daleko, napewno nie w moim ciele.
Moja dusza była w jakiejść szkole, z szafkami na korytarzu. Ja byłem normalnym chłopakiem, otoczonym przez kilku kumpli. Śmialiśmy sie w głos, rozmawiając w najlepsze całą przerwę.
- Nie przeszkadzam? – mój śmiech przerwał kobiecy głos.
Odwróciłem się, jakbym w zwolnionym tempie i spojrzałem, stałą przede mną dziewczyna. Miała długie brązowe włosy, pełne usta i promienną twarz. Chuda, ubrana w szorty i patrząca dużymi oczami na mnie.
- Nie, skąd... – Uśmiechnąłem sie lekko, na co ona zbliżyła się do mnie. Przytuliła swoje ciało do mojego i pocałowała moje usta.
Zamknąłem oczy,zatapiając sie jeszcze bardziej.
Zawsze musi trafić sie jakiś bodziec który w takich momentach przywraca nas do rzeczywistości. Ja, idąc chodnikiem nigdy nie zwracałem uwagi na wystające płytki.
Teraz, gdy zaczepiłem nogą o jedną z takich, nie zamyśliłem się więcej podczas tego spaceru.
Spaceru, gdyż nie zamierzałem wrócić do domu. Nie chciałem słuchać pytań „Gdzie masz czapke?” ani „Stało sie coś?”. Myśle że sie zmieniłem odkąd rano wyszedłem z domu, moja twarz jest bardziej napięta i wyraża się „Bez kija nie podchodź, gryzę”.
Tak, miałem ochotę rozwalić świt wokół mnie i zostawić tylko siebie. Jestem jedyną osobą z którą sam sie dogaduje.
Postanowiłem że skoro nie mam nic do roboty, to zrealizuje małe marzonko.
Idąc do mojego domu, zawsze mijam opuszczoną chate. Duży budynek, obdrapane ściany, kilka okien wybitych. Dach pewnie też nie jest cały a różowy tynk został tylko w kilku miejscach. W środku pewnie wali grzybem i wilgocią. W sumie, nie pamiętam kiedy ktoś ostatnio odwiedzał tą działkę.
Przeszedłem przez siatkę i poczułem że sie realizuje. Że żyje. Od jakiegoś czasu coś ciągnęło mnie do tego domu i w końcumoge spełnić to marzenie.  Ha... jeśli nie możesz  spełnić większych marzeń...
- To spełniaj te malutkie – pomyślałem, łapiąc za metalowy pręt który znalazłem na trawie. Była uschnięta a z płotu wokoł malutkiego ogródka zostało tylko próchno.
Co ciekawe, drzwi były zamknięte. Spodziewałem się że ustąpią, jednak musiałem wybrać drogę oknem.
Wybiłem je, stukając delikatnie i podważając szybę przez małą dziurę w szkle. Gdybym walnął z całej siły, ktoś mógłby sie zainteresować tymi hałasami.  
Otwór znajdował się dość wysoko i był niewielki. Było to zapewno okno w korytarzu, prowadzącym do resztek kuchni gdyż zobaczyłem tam piec kaflowy.
Podciągnąłem sie i doslownie wleciałem do środka. Napięcie obolałych mięśni, powodowało ból którego miałem dość na dzisiaj. Na domiar złego, upadłem na zimną, betonowa posadzkę plecami.
Siedząc, pomasowałem chwilę kręgosłup który na szczęście ciągle tam był i bolał jak cholera. Wstałem powoli, łapiąc oddech.
Wilgoć, wszechobecna wilgoć. Ten malutki korytarzyk to jeden wielki grzyb!
Wszedłem do kuchni, jak podejrzewałem był tu piec kaflowy. Na podłodze została wykładzina imitująca drewno. Pod oknem stał kiedyś-biały stół, krzeseł ni śladu. Szafki były, i to nawet zapełnione.
Otworzyłem stare meble i znalazłem kilka pudełek, jakieś przeterminowane zupki chińskie, przyprawy, puszki z żarciem...
To wyglądało tak jakby ktoś tu niedawno był. Ta chata za długo stoi pusta, a data na opakowaniach to trzy lata wstecz!
Zaciekawiło mnie to, nigdy tu nikogo nie widziałem.
W kuchni panował specyficzny zapach, nie była to wilgoć, jednak coś wprawiało mnie w dziwny nastrój.
Znajdowały się tam dwie pary drzwi. Jedna, prowadziły na klatkę schodową. Drugie zamierzałem właśnie otworzyć.
Usiłowałem, ale były zamknięte. Nie naciskałem, są tajemnice które warto zostawić nieodkryte.
Obok schodów, znajdował sie salon. Przynajmniej kiedyś był.
Stojąc w dużym pokoju, dotarło do mnie że zawsze olewałem ten dom i śmiałem sie jak można zostawić taki duży budynek na pastwe losu. Teraz, stojąc w środku, czuje że poznałem tajemnice, na które większość mieszkańców ma wyjebane.
Zacząłem sie zastanawiać, ilu ludzi przede mną tu było. I co sie stało z właścicielem tej posesji.
W pokoju , przy ścianach stały dwie całkiem dobrze zachowane kanapy. Mokre i brudne, jednak dało sie na nich usiąść.
Za oknem świeciło słońce, jednak ja wolałem zaszyć się tutaj, gdzie nikt nie pomyślałby mnie szukać. Wszyscy myślą że jestem w szkole. Właśnie uciekłem z tego piekła i nie mam ochoty wracać.
Już  nigdy tam nie wrócić. Nie jestem kolekcjonerem ran, siniaków i bolesnych wspomnień. Pragne normalnego życia i ludzi, a nie potworów wokół.

Zamyślony, siedziałem tam otoczony pustką. I to nie tylko tam, ta pustka wokół mnie jest wieczna. Od zawsze tam była i jeśli nie wzejdzie słońce, czuje że ta ciemność mnie pochłonie. Do końca, nie pozostawiając ani skrawka duszy.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1514 słów i 8212 znaków.

Dodaj komentarz