Tears dont fall - 1

Czując ciężar własnego ciała, przekręcam się na drugi bok. Zanim usłyszę dźwięk budzika, mam jeszcze chwilę aby porozmyślać i przygotować się na kolejny dzień w piekle zwanym Szkołą. Zakrywam się bardziej kołdrą, mrużąc oczy jeszcze na chwilę.  
Po kilku minutach odpoczynku, budzik w końcu zadzwonił. Wyciszony i nastawiony pozytywnie, wyłączyłem goi wstałem.
Pogoda na zewnątrz wyraźnie pokazywała że jest czerwiec. Niedługo koniec roku szkolnego – ta myśl dawała pozytywną energię.
Chodząc po niebieskiej wykładzinie, którą jest pokryta podłoga w moim pokoju, spoglądam za okna ciesząc się że idą wakacje.
Podchodzę do szafy i wyjmuje z niej granatowe rurki, koszulę w żółtą kratkę, stanik i bieliznę.  
Spoglądam w lustro aby zobaczyć niewielkie piersi których nienawidzę, fryzurę emo lub skejta i posiniaczone ramię.
Nienawidzę siebie, swojego ciała i wszystkiego dookoła. Tak... a dzień zapowiadał się tak fajnie.
Odpędzając złe myśli, ubrałem się i wyszedłem ze swojego pokoju.
Znalazłem się w kuchni. Byłem sam.
Mama zostawiła mi herbatę na stole i pieniądze na drugie śniadanie. Upiłem łyk z kubka, czując ciepły płyn w ustach. Monety schowałem do kieszeni i podszedłem do łazienki się ogarnąć.
Spieszyłem się więc już po chwili, biegnąc wysypaną żwirem drogą, gubiłem własny oddech byle tylko zdążyć na autobus.  
Zmęczony, wsiadłem zanim odjechał. Poprawiłem rozwiane włosy i usiadłem na jednym z wielu wolnych miejsc.
Czułem na sobie, jak zwykle, spojrzenia wszystkich pasażerów. Nie dość że wbiega do autobusu jak postrzelony... to to on czy ona?
Tak, żadne z tego, moi państwo.
Transboy, jeśli już.
Unikając ciekawskich spojrzeń, włożyłem w uszy słuchawki włączając piosenkę Justina Biebera.
Cały czas gapiłem się w okno. Autobus jechał jakieś 10 minut.  
Wysiadłem tuż obok dużego budynku. Obok niego był plac zabaw na którym już siedzieli moi znajomi.
Idąc do szkoły, mijałem grupki kolegów i koleżanek. Zawsze, patrząc na nich, czułem ogromną zazdrość. Mieli coś czego ja nie mam – mieli siebie.
A ja idę właśnie samotnie ze spuszczonym wzrokiem do głównego wejścia. Słysząc rozmowy na mój temat, wszedłem do szkoły szybko.
Zawsze jak się pojawiam, słychać jakieś docinki. Staram się to ignorować.  
Schodzę schodami doo szafki, gdzie trzymam swoje książki, piórnik i kilka ciuchów.
Mam 15 lat, chodzę do 3 gimnazjum i na szczęście już niedługo kończę tą szkołę.
Wyjąłem kilka zeszytów z szafki i zamknąłem ją.
Zamierzałem wrócić na górę i pójść na lekcję, jednak obok schodów spotkałem chłopaka z którym nie za bardzo się lubimy.  
Jest wyższy i postawniejszy ode mnie. Zagrodził mi drogę, pytając "Gdzie idziesz?”
- Na lekcje chyba – odparłem, nie patrząc na niego. Zawsze chodzę z głową w dół, rzadko podnoszę wzrok.  
- Nie wydaje mi się – prychnął, popychając mie w tył.
Ogarnąłem zachwianie równowagi i ponownie spróbowałem wejść na górę.
Ten ponownie pchnął mnie, tym razem upadłem na ziemie.
- Zostajesz tu, śmieciu – podśpiewywał, odchodząc.
Opierając plecy o ścianę, patrzyłem za nim dopóki nie zniknął. Upokorzony po raz kolejny, ale dla mnie to nic nowego.
Normalnej dziewczyny by tak nie traktowali. Ale to był mój wybór, bycie sobą w moim przypadku to była prowokacja.
Idąc na lekcje, zastanawiałem się czy jestem jedynym takim przypadkiem na cały świat. Zanim otworzyłem drzwi do jednej z klas, doszedłem do wniosku, że chyba tak.  
Kiedy wszedłem, oczy wszystkich jak zwykle skierowały się na mnie.  
Milczeli, odprowadzając mnie wzrokiem na jedno z pustych miejsc. Wiedziałem że jak zawsze, w swoich głowach poczyniają osąd.
Zająłem swoje codzienne miejsce i przygotowałem się do zajęć.
Nauczycielka języka polskiego byłą szczupła blondynką w średnim wieku. Sympatyczna kobieta, weszła do klasy chwilę po tym jak zadzwonił dzwonek.
Lekcja mineła szybko, po 45 minutach wyszliśmy z klasy i korytarz zaroił się od hałasów i ludzi którzy są dla mnie jak mgła.
Mijałem ich, idąc spokojnie w kierunku schodów.
Słysząc za sobą pytania "To chłopak czy dziewczyna?”, sunąłem dalej udając że mam to gdzieś. A tak naprawde to były jedne z najostrzejszych noże, celujące prosto w serce.
Byłem sobą, nie potrzebującym płci i definicji człowiekiem. Teraz dopiero widze że za bardzo przejmowałem się co ludzie o mnie myślą i jak mnie oceniają.
Wszedłem na koejne piętro i skierowałem swoje kroki pod salę.
Rzuciłem plecak na podłoge i usiadłem obokniego. Korytarz tutaj był mniej tłoczny, odpowiadał mi ten stan rzeczy.  
Nieświadomy sytuacji która się zbliżała, siedziałem zatopiony w swoich myślach.
Nie zwróciłem uwagi kiedy dwóch moich znajomych z kalsy stanęło nade mną.  
Jeden, mniejszy miał na imie Sebastian. Ostatnio uwziął się na mnie. Chodziło o jakiś durny przegrany zakład, ale nie wnikałem. A jego wyższy, bardziej wysportowany kolega Grzesiek uważał się za najlepszego sportowca w klasie. Według mnie samoocena to był jego fioł.
- Co tak siedzisz, lamusie? – Głos jednego z nich wyrwał mnie z zadumy. Zawsze w ich obecności, przeczuwałem kłopoty.
- Bo moge... – odburknąłem i wróciłem do swojego świata, licząc że im przejdzie ohota na słowne potyczki.  
- A nasz hajs to gdzie? – zapytal Grzesiek.
No tak, powraca temat pieniędzy.
Ci dwaj debile wymyślili sobie ostatnio, że wisze im jakieś pieniądze.
- Nie mam waszego zasranego hajsu – wycedziłem przez zęby.
Oni tylko się zaśmiali.
Po sekundzie-dwóch złapali mnie i mimo moich oporów, ciągneli do jednej z toalet. Nie, nie krzyczałem. Zawsze sądziłem że dam rade.
Kopnąłem jednego z nich w kolan, mniejszy upadł na płytki. Zacząłem się szarpać by wyrwać się w uścisku Grześka.
Na marne się stawiałem. Po chwili cała nasza trójka znajdowała się w kiblu.
Nadal wypytywali i hajs.
- Nie mam twoich pieniędzy, zrozum to w końcu! – wycharczałem. Wściekłość przesiąkła mój głos, jednak to tylko doprowadzało ich do śmiechu.  
Gdybym był normalnym chłopakiem, już dawno zbieraliby zęby z podłogi. Tego chciałem – być jak oni. Móc się bić, być postawnym... Dopiero teraz widze że nie o to w tym chodzi.
Dostałem cios w brzuch. Skuliłem się, na tyle ile pozwalała mi silna ręka oplatająca mnie nad piersiami.
Zacisnąłem zęby.
- Ulżyło ci kurwa? – zapytałem, kiedy już pozbierałem emocje.  
- Nie pierdol, tylko oddaj mi hajs! – powiedział Sebastian, kopiąc mnie w kolano, tak ja wcześniej kopnąłem jego.
- Przynieś jej plecak – polecił koledzie Grzesiek.
Gdy zostaliśmy sami, wykorzystałem to. Zacząłem szarpać się najmocniej jak potrafiłem. Jednak, napastnik tylko bardziej się wściekł.
Przywgoździł mnie do zimnej ściany i pięścią uderzył moje żebra kilkakrotnie.
Jęczałem, mrużąc oczy i odchylając głowę w tył. Za co, kurwa, za co?
- O co ci kurwa chodzi? – zapytałem, czując że mój ton przypomina błaganie o litość. Straciiłem chyba swoją godność na podłodze w zasranym kiblu.  
- Wiesz dobrze i nie zgrywaj cwaniaka – zaczął, gdy Seba akurat wrócił z moim plecakiem. Na jego twarzy gościł niepokojący uśmieszek.
- Znalazłem portfel – powiedział zadowolony. Grzesiek mnie puścił i zaczął szukać w nim gotówki.
Tak, moje śniadanie właśnie poszło się jebać.
- Chyba jesteśmy kwita – powiedział z uśmiechem, chowając pieniądze w kieszeń.
Klepnął mnie dłonią w bok głowy i obaj zaczęli się oddalać.
Sebastian splunął na odchodne, brudząc moje buty. Jego wyraz twarzy wyrażał pogardę, kiedy spojrzał na mnie po raz ostatni.
Zostałem sam z moim plecakiem z którego wszystkie rzeczy wyrzucili na podłogę. Z obolałym brzuchem i bez pieniędzy. I łzami których się wstydziłem.

Cześć. Mamy pierwszy rozdział. Gdy to pisze jest jakaś czwarta nad ranem i durne wspomnienia właśnie do mnie powróciły, dlatego zdecydowałem się napisać to opowiadanie. Licze na zainteresowanie i opinie :)

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1482 słów i 8231 znaków.

2 komentarze

 
  • Animek;)

    Początek tego opowiadania jest bardzo fajny. Tyle, że przywołuje nie miłe wspomnienia z realnego życia. :( Czekam na dalsze części :) Pozdrawiam. A.

    7 maj 2016

  • Przeslodzone

    Kurde! Naprawdę ciekawe się zapowiada!

    7 maj 2016