Czerwony Świt-Rozdział 6

Wyruszyli, gdy jeszcze słońce było ledwo widoczne na wschodzącym niebie, zwierzęta uwielbiały tę porę dnia. Żaden człowiek nie wałęsał się po ich terenie, a natura trwała bez jego udziału. Czarny Niedźwiedź wraz z Jeffersonem skradali się, wypatrując usilnie wspaniałej zdobyczy.
– Wytłumacz mi, dlaczego białe twarze polują, nawet mając wszystko, co trzeba? Nie są głodni, nie potrzebują skór, a i tak zabijają, zabierając innym potrzebne pożywienie i zaburzają równowagę w przyrodzie.
– Nie wiem, młody. Może przez ciągłą potrzebę posiadania? Albo po prostu jesteśmy zbyt zachłanni, by więcej mieć, niż unieść. – Przyszykował się do strzału, słysząc coś w zaroślach, jednak był to fałszywy alarm.
– I to na mój lud mówicie głupie dzikusy...
– Każdy z nas, niezależnie od rasy, czy koloru skóry jest hipokrytą. Jesteśmy jedynymi istotami tak nielogicznymi i chaotycznymi, u zwierząt więcej znajdziesz sensu, niż w ludzkich sercach. Nauczyłeś się poprawnie używać Sharpsa? – Usiadł na pniu ściętego drzewa, by odpocząć.
– Trochę kopie przy wystrzale, lecz niesie kule daleko i celnie, w porównaniu do naszych starych strzelb. Broń to jedyna rzecz, którą zrobiliście idealnie. – Złożył się do strzału, a po chwili okolicą wstrząsnął huk wystrzału.
– Brawo młodzieńce, niezły strzał. Wprawdzie to nie dorosły samiec, ale samica też się nada. – Jefferson wraz ze swoim towarzyszem zbliżyli się do upolowanej zdobyczy. Mężczyzna zaczął oprawiać ostrym nożem, wyjmując wnętrzności i oddzielając skórę od mięsa.
– Powiedz mi chłopcze, co zamierzasz dalej robić? Wiem, że jesteś poszukiwany przez Pinkertonów i szeryfów za krwawy napad na fort, nie obawiaj się, jakbym widział w tobie mordercę, nie powierzyłbym ci broni. – Czarny niedźwiedź odsunął rękę od noża.
– Nie powiadomisz kogoś?
– A po co? Nie ufam państwu i temu wymyślonemu przez bandę krzykaczy prawu. Każdy z nas ma coś na sumieniu, a błędy przeszłości i tak nie pozostawiają bierne. Jestem już stary chłopcze, burmistrz najbliższego miasteczka czeka, by przejąć moją ziemię i zwierzęta po mojej śmierci, w końcu nie mam ani jednego krewnego, by stało się inaczej. Śmierć krąży nade mną, jak sęp nad padliną, z chęcią udzieliłbym ci stałego schronienia, jednak to niemożliwe. Za tydzień przybędzie tu szeryf, niby sprawdzając, czy w okolicy nie ma bandytów. Bujda na resorach, wraz ze swoim bratem czekają, aż ujrzą moje martwe ciało... – Młody Indianin poczuł narastający gniew, jak było można, tak traktować biednego staruszka?
– Chłopcze uspokój się, negatywne emocje nie przyniosą nic, oprócz dręczenia duszy.
– Nie zamierzasz walczyć z tym?
– Po mojej śmierci będzie mi wszystko jedno, chcą tę głupią ziemię, to niech sobie wezmą. Chodź za mną, muszę cię jeszcze wiele nauczyć, nim wyruszysz dalej. – Rozdzielili miedzy siebie oprawioną zdobycz i ruszyli do domu, brnąc przez gęste zarośla i uciekając przed zbliżającym się zmrokiem.
     Parę godzin później znajdowali się w chatce, siedząc przy ognisku na drewnianych, podniszczonych krzesłach, pijąc mocną kawę z metalowych kubków.
– Myślę, że nie udało się dzisiejsze polowanie.
– Mylisz się chłopcze, mamy tyle jedzenia, że nie musimy się martwić. Jednak zostawmy te małostkowe rzeczy i przejdźmy do poważniejszych spraw. – Jefferson podszedł do jedynego większego mebla, niebędącego skrzynią, po czym otworzył drewnianą, skrzypiącą szufladę i wyjął z niej, misternie zdobioną szkatułkę. Ze znaleziskiem w dłoni, wrócił na miejsce.
– Trzymasz w niej jakieś święte przedmioty?
– Nie, nie. Znajduję się tu coś cennego, co dostałem od najlepszej dziewczyny, jaką znałem... Niestety zapłaciła straszną cenę za naszą znajomość, ale to inna historia na deszczowe dni. Nie pokazuję ci tego, by wspominać stare dobre i złe czasy. To prezent dla ciebie, nie znamy się długo, jednak myślę, że wole dać to tobie, nieznajomemu o smutnych oczach i wspaniałemu sercu, niż tej bandzie złodziei. – Czarny Niedźwiedź z poważną miną odebrał dar z pomarszczonych, trzęsących się rąk. Gdy podniósł wieko, nie mógł uwierzyć w to, co widzi, na czerwonej tkaninie leżał błyszczący w świetle ognia rewolwer, zakończony brązową kolbą, obok znajdowało się pudełko naboi.
– Ja... Nie mogę tego przyjąć. – Na twarzy staruszka zawitał szczery uśmiech.
– Przyda ci się w nowej wędrówce, w pudełku masz sześćdziesiąt pocisków, sam nie wiem, w jaki sposób ona to zdobyła. Jestem pewny, że ucieszyłaby się, że będzie używany i to w dobrych rękach. Nie rań starego serca, tylko przyjmij podarunek, chociaż w ostatnich latach mojego życia zrobiłem coś dla kogoś innego, niż siebie. Gdybym tylko zrobił to wcześniej... – Jefferson zamaskował smutek, odwracając się plecami do Indianina, dokładając drewna do kominka. Czarny Niedźwiedź z ostrożnością wyjął narzędzie śmierci, cały czas z uwagą przypatrując się szczegółom.
– Nie musisz się obawiać, jest niezaładowany.
– Skoro widmo śmierci nad tobą wisi, to lepiej zacząć naukę wcześniej. – Chłopak cały czas zastanawiał się, jak to ustrojstwo przygotować do strzelania, zawsze używał muszkietów i innych strzelb, ale broń krótka była mu zupełnie nieznana. Jego irytacja zaczęła wzrastać.
– Powoli, chłopie. Używasz tego, jak toporu, a to jest małym cudeńkiem Colta. – Zabrał mu z ręki rewolwer i zaczął powoli tłumaczyć. – By załadować naboje do bębenka, najpierw odciągasz kurek do połowy, nie do końca, do połowy. Przesuwasz tą zaokrągloną blaszkę w prawo, teraz masz już dostęp do wnętrza broni. Wkładasz nabój do komory, obracasz magazynek, kolejny pocisk i tak sześć razy. Gdy wystrzelasz już wszystkie pociski, zaczynasz tak samo, jak przedtem, tyle że za pomocą wihajstra z przodu wypychasz po kolei zużyte łuski. Wiem, wiem, brzmi, niczym czarna magia, prawda? Po moim szkoleniu będziesz mistrzem w używaniu Colta, tylko musisz pamiętać, że po każdym wystrzale trzeba odciągać kurek z powrotem. Starczy gadania, zaczynamy.
     Następne dwa miesiące spędzili na treningach i pracy, dzień w dzień na całym terenie dało się słyszeć wystrzały z karabinu i rewolweru. Czarny Niedźwiedź był na tyle pojętnym uczniem, że potrafił już rozkładać, wyczyścić i złożyć obydwie swoje bronie, które bardzo skutecznie potrafił wykorzystać. Po szkoleniu z broni palnej przyszedł czas na naukę taktyki i walki wręcz. Godzinami skradał się, próbując niepostrzeżenie przemknąć obok Jeffersona i zabrać mu nóż, wszystkie próby kończyły się siniakami u młodzieńca. Sparing z bronią białą, siniaki, walka wręcz to samo i tak dalej. Nie miał na ciele miejsca, które można by dotknąć bez zaznania bólu, jednak nie narzekał. Odczuwał ogromną wdzięczność wobec Jeffersona za jego nauki, jednocześnie osoba staruszka niezmiernie go intrygowała, skąd zwykły farmer ma takie zdolności? Nie był amatorem, jego ruchy potwierdzały to, kiedy spuszczał niezłe lanie Indianinowi.
      W końcu po paromiesięcznym szkoleniu nie musiał się obawiać starcia, jego tężyzna fizyczna również wzrosła, nie przypominał tamtego chudego młodego Indianina, który uciekał przed przeszłością. Stał się postawnym, wysportowanym i silnym mężczyzną, obeznanym z walką i bronią palną, jednak kiedy on się wzmacniał, jego nauczyciel był coraz słabszy, od dwóch tygodni nie wychodził z domu, tylko przypatrywał się świecącemu słońcu, albo padającemu deszczowi ze swojego łóżka, tylko okno i opowieści Czarnego Niedźwiedzia były wiadomościami ze świata.
     Któregoś dnia, gdy ranek dopiero budził się, wezwał staruszek swojego towarzysza.
– Młody, dzisiaj umrę.
– To samo mówiłeś parę miesięcy temu i nic. – Leżący zaniósł się lekkim śmiechem, przerwanym przez wybuch kaszlu, Indianin chwycił go delikatnie za rękę, obserwując go wzrokiem pełnym smutku i troski.
– Czego się tak na mnie gapisz? Nie jestem eksponatem w jakimś durnym muzeum.
– Gdybym tylko wiedział, o czym mówisz.
– Prawda, znasz tylko tę dziką krainę, a za ogromem wód mieści się zupełnie inny świat, pełny tych samych ludzi, żyjących inaczej. Musiałbym ci wiele opowiedzieć, lecz płomień mego życia gaśnie, niczym iskra na wietrze. W skrzyni masz trochę pieniędzy, z domu weź to, co jest w najlepszym stanie, weź Szybkiego, to najlepszy i najmłodszy koń. Nie ufaj nikomu z całego serca, ludzie to podłe istoty, które wykorzystają innych przy najmniejszej sposobności. Byłeś mi synem, którego chciałem mieć. – Jefferson obserwował Czarnego Niedźwiedzia pustym, zimnym wzrokiem. Po policzku młodzieńca poleciała łza, nie zdążył więcej poznać staruszka, jednak zżył się z nim. Zamknął oczy zmarłemu i wyszedł na zewnątrz wykopać głęboki dół. Zaczął padać gęsty deszcz, tak jakby niebiosa płakały za tym dobrym człowiekiem, mimo to z wielką siłą łopata wchodziła w miękką ziemię, tylko tak mógł zgasić targające nim uczucia. Cały przemoczony i zmęczony kontynuował swoją pracę, jednak na jego twarzy gościł ten sam, nieprzenikniony wyraz twarzy, wciąż pamiętał o słowach nauczyciela, by zachować maskę uczuć, nie zdradzając co, naprawdę czuje.
     Po godzinie w zmontowanej ze znalezionych desek trumnie pochował Jeffersona, usypując na sam koniec kamienny kopiec i wbijając krzyż. Przystanął chwile, życząc spokojnego snu, po czym zaczął szykować się do nieproszonej wizyty burmistrza, jego szpiedzy na pewno donieśli mu o śmierci właściciela. Niestety zostaną powitani gradem ołowiu, niech ziemia dostanie się w ręce miasta, lecz zimne truchła burmistrza i szeryfa zalegną na tym polu. Jedno przestępstwo więcej na koncie Czarnego Niedźwiedzia różnicy nie zrobi... Czas, by Indianin pokazał im, że nie bez powodu nazywają czerwonoskórych barbarzyńcami.

1 komentarz

 
  • Almach99

    Nie wiem co napisac. Odcinek podoba mi sie, jako kontynuacja historii.  
    Aczkolwiek narracja nie trzyma spojnosci. Jest przeskok chocby z okresu szkolenia do smierci Jeffersona.
    Nic, czekam Na ciag dalszy 😃

    16 gru 2018

  • krajew34

    Jest napisane, gdy szkolenie miało się ku końcowi, a CN rósł w siłę, Jefferson powoli tracił siły i leżał od dwóch tygodni w łóżku...  
    W następnym akapicie dałem, że pewnego dnia wezwał go do siebie... Jeśli jednak nadal brzmi to, jak przeskok to spróbuje jutro to naprawić.

    16 gru 2018

  • Almach99

    @krajew34 nie jest tak zle. Tylko jak dla mnie niektore fragmenty Sa zbyt lakoniczne. Ale jak to mowia Na pewnym forum:TOMBI

    16 gru 2018

  • krajew34

    @Almach99  następny rozdział będzie o wiele obszerniejszy i rozbudowany, pełny krwawych szczegółów. W końcu zasadzka nie może być czysta i przyjemna dla żołądka. :) Dzięki za przeczytanie i obiektywny komentarz.

    16 gru 2018