Akademia uczuć (III)

- Jak zrobiłaś zadanie dziewiąte z chemii? – wyrwała mnie z przemyśleń moja koleżanka z klasy Betty. Nikt jej nie lubił. Ciągle śmierdziała zdechłą rybą i nosiła poprzecierane swetry na łokciach. Zastanawiałam się czy ta nieurodziwa blondynka w ogóle się myje i pierze swoje ciuchy w pralce (chyba, że jej nie posiada co jest bardzo wiarygodne).  
- Moja sprawa – odburknęłam. Betty się nie poddawała.  
- Proszę! Nie zrobiłam tego zadania! – błagała mnie na kolanach.  
- No… dobra.  
Wręczyłam koleżance zeszyt, ale nie chciałam, aby zbyt go dotykała.  
- Dziękuję! Jesteś najmilszą osobą w tej klasie! Nikt nie miał tego zadania!  
Ale ona była naiwna. Wszyscy to zadanie mieli, tylko nikt nie chciał jej pożyczyć zeszytu.  
Kiedy Betty odrabiała pracę domową wyglądałam Nathalie i Jo. Byłam zdziwiona, że jeszcze nie przyszły. Najgorsze było to, że żadna z nich nie odbierała telefonu. Chwilę potem zagrała wesoła muzyczka, którą ustawiłam sobie jako dzwonek. Wyświetlił się nieznany numer. Odebrałam.  
- Halo? – zaczęłam.  
Przez kilka sekund nie uzyskałam odpowiedzi. Słyszałam tylko głośne wzdychanie.  
- Proszę się odezwać, gdyż w innym przypadku rozłączę się. – powiedziałam ostro.  
- To ja… - usłyszałam. Nie poznałam osoby po głosie dlatego powiedziałam:
- Czyli?
- Niels.  
Zaniemówiłam. Jak ja mogłam potraktować go w taki chamski sposób?! I dlaczego jego numer nie wyświetlił mi się na wyświetlaczu?! Ach, no tak. Zapomniałam ustawić sobie jego numer w książce telefonicznej…  
- Przepraszam, nie poznałam cię. A twój numer nie zagościł jeszcze w moim telefonie – starałam się, aby zabrzmiało to jak najbardziej żartobliwie. Po chwili jednak pożałowałam, że to powiedziałam. – Coś się stało? – zapytałam po chwili, aby zaćmić nieudany żart.  
- Nie. Chciałem usłyszeć twój głos… - słyszałam w jego głosie rozczulenie. Mój żołądek wykonał dziwny fikołek i poczułam mdłości. – Powiedz mi, proszę jak się nazywasz, bo na karteczce mi nie napisałaś…  
- Veronica Bell. – odparłam.  
- Ślicznie.  
Zastanawiałam się czy Niels coś do mnie czuje. Na razie wydawało mi się, że po prostu się we mnie zakochał.  
- Dzięki – odparłam.  
- Chciałbym cię ponownie zobaczyć. – wypalił w końcu. Zarumieniłam się jakby mówił to stojąc tuż obok mnie a w rzeczywistości przecież dzieliło nas zapewne kilka ładnych kilometrów.  
- Rzecz do zrealizowania – odparłam.  
- Mogę po ciebie przyjechać? Gdzie się uczysz? – zapytał.  
Zastanowiłam się przez chwilę, bo miałam wrażenie, że przez chwilę zapomniałam adresu mojej zacnej szkoły.  
- VII Liceum Ogólnokształcące imienia Washingtona. To jest przy ulicy South River.  
Usłyszałam odgłos przypominający triumf.  
- Czekaj! – zawołał i się rozłączył.  
Dziwny z niego chłopak. Nie wiem o co mu chodziło z tym czekaniem. W każdym razie dostałam zwrot mojego zeszytu od śmierdzącej Betty, który całe szczęście nie przybrał tej obrzydliwej woni jaką było od niej czuć. Widocznie za krótko mój zeszyt znajdował się w jej rękach. I dobrze.  
- Dziękuję ci – powiedziała Betty. – Może się zaprzyjaźnimy? – zaproponowała.  
Rany! Raz pożyczyłam jej pracę domową a ona od razu chce z nas robić przyjaciółki.  
- Wiesz co? Mam już koleżanki a ty z pewnością też… - starałam się ukryć sarkazm, który gdzieś kłębił się w tonie mojego głosu.  
- Niestety nie. Dlatego też chcę, abyś była moją najlepszą koleżanką – odparła.  
- Odczep się ode mnie! Jak mam być szczera to śmierdzisz i wcale nie mam ochoty się z tobą zadawać! A to, że pożyczyłam ci zadanie domowe nie znaczy, że cię lubię! – wrzasnęłam aż łzy stanęły jej w oczach. Najzwyczajniej moja mieszanka uczuć eksplodowała. Nie miałam dzisiaj za grosz humoru. Może zbyt ostro ją potraktowałam? Niby jej nie lubiłam, ale chyba nie powinnam robić jej takiej przykrości. Betty odeszła gdzieś w głąb korytarza zostawiając mnie całkiem samą. Przynajmniej miałam gwarancję, że nie zarażę się od niej smrodem.  
Siedziałam z głową schowaną w ramionach. Chwilę później ktoś ukucnął obok mnie i pogłaskał mnie po ręce.  
- Zostaw mnie, Jo – powiedziałam przekonana, że siedzi koło mnie moja przyjaciółka. Zdziwiłam się jednak, gdy Josephine nic nie odpowiedziała. Podniosłam głowę nie patrząc się w stronę przyjaciółki. Kątem oka zauważyłam, że "ten ktoś” ma czarne włosy, więc pomyślałam, że to Nathalie. Odwróciłam głowę do Nathie i zabrakło mi tchu w piersi.  
- Cześć, Veronica. – usłyszałam. Obok mnie siedział Niels. Niels Jansen we własnej osobie.  
- C o t y t u r o b i s z ?! – wycedziłam zdumiona.  
- To samo co ty. Uczę się w tym liceum.  
Zamurowało mnie. Takie szczęście! Niels chodził do tej samej szkoły co ja. Trudno było mi opisać uczucie, które właśnie zagościło w moim sercu.  
- Jestem zdumiona! Po prostu nie mogę w to uwierzyć! Jak to możliwe, że dotychczas się nie spotkaliśmy?! – powiedziałam uśmiechając się szeroko.  
- Los lubi płatać figle. – odpowiedział radośnie. Nie wiem dlaczego oparłam głowę na jego ramieniu.  
- Przepraszam – zarumieniłam się. – Rozpędziłam się.  
Niels zachichotał i mruknął:
- Możesz się o mnie opierać tyle czasu ile chcesz.  
Słowa, które właśnie padły z jego ust były nadzwyczaj romantyczne. Zanim przyszły Nathie i Jo, rozmawiałam z Nielsem o różnych rzeczach. Dowiedziałam się, że mieszka tylko z matką, gdyż ojciec dawno zmarł. Dostarczył mi informacji o swoich zainteresowaniach. Kochał ścisłe przedmioty a na przyszłość miał ambicje zostać lekarzem. Miał kiedyś dziewczynę imieniem Patricia, ale ona zostawiła go dla jakiegoś "bałwana”, jak nazwał go Niels. Chłopak ma siostrę o imieniu Annie oraz sporo młodszego brata Gregora. Oznajmił mi również, że jest w drugiej licealnej pod literą "b” i jeśli chcę to mogę wpadać pod salę numer 78, jeśli zdołam go wyprzedzić, bo dowiedziałam się, że on będzie przychodził na każdej przerwie. Bardzo spodobało mi się to, że był tak zaangażowany w świeżo rozpoczętą znajomość. To był znak, że chyba mu na mnie zależy…  
- Do zobaczenia za godzinę – powiedział.  
- Hej – odpowiedziałam wyszczerzając zęby w uśmiechu.  
Trudno mi było powiedzieć, czy wytrzymam bez niego do następnej przerwy. Pocieszeniem był dla mnie fakt, że przed ostatnią lekcją jest długaśna pauza na lunch i z pewnością się spotkamy. Niels minął się z moimi przyjaciółkami na schodach na co one otworzyły usta ze zdziwienia, bowiem na pewno go poznały. Od razu podbiegły do mnie bez "cześć” i Jo krzyknęła:
- Co on tu robi?!  
- Los chciał, że spotkaliśmy się w jednej szkole… - odparłam.  
Dziewczyny od razu wypytały mnie o szczegóły naszej rozmowy i były wielce zasmucone, gdy ujrzały na horyzoncie panią Williams, która uczyła nas chemii, bo nie dokończyłam im opowiadać. Potem weszliśmy do sali lekcyjnej.  
Po dłużącej się w nieskończoność lekcji chemii już miałam się wybrać pod salę ciemnowłosego chłopaka, kiedy nagle zobaczyłam go przed moją klasą.  
- Masz refleks – zauważyłam.  
- Nie zdołasz mnie wyprzedzić – powiedział.  
Poszłam za nim zostawiając dziewczyny w całkowitym osamotnieniu… Niels przyciągnął mnie niczym magnes.

Ada

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1360 słów i 7539 znaków.

Dodaj komentarz