Akademia uczuć (VIII)

Wracając pod klasę zauważyłam Victorię, która nadchodziła z przeciwnej strony, praktycznie wprost na mnie. Była bardzo zdenerwowana i jeśli miała mi coś do powiedzenia to z pewnością nie było to nic wspaniałego i przyjemnego. Wedle moich oczekiwań dziewczyna od razu naskoczyła na mnie:
- Co ty robisz?! Wiesz jak Jake teraz wygląda?! – warknęła.  
Szczerze mówiąc nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Martwiłam się o Nielsa. Jake mnie nie obchodził.  
- Idź sobie. – powiedziałam bez entuzjazmu.  
- Weź sobie tego Nielsa w dupę wsadź! – prychnęła. – Z jakiej paki zaatakował mojego chłopaka?!  
Bez namysłów rzuciłam:
- Jake naruszył mój honor. W piątek tydzień temu zaczął mnie namiętnie całować na zapleczu którejś z sal. Wyznał mi miłość a następnie, gdy kolejnego dnia zauważyłam was razem na korytarzu, zwyczajnie mnie odrzucił i przez niego trafiłam do szpitala. To tak w dużym skrócie.  
Z każdym słowem Victorii bledła twarz. Wiedziałam, że teraz mam potężne kłopoty jeśli chodzi o Jake’a. Będzie wściekły.  
Kiedy zrozumiałam co jej powiedziałam, zaczęłam żałować swojego występku.  
- Ty…ty… JAK ŚMIAŁAŚ CAŁOWAĆ SIĘ Z MOIM CHŁOPAKIEM?! – wybuchła głośnym płaczem. Szlochała przez moment, a potem syknęła:
- Pożałujesz, dziewczynko. Już niedługo. Wkrótce się policzymy. I ten twój Niels też oberwie, możesz mu przekazać skoro tak go kochasz. A teraz zmykaj na lekcje i odbijaj chłopców innym dziewczynom, suko…  
Nie do końca trafiły do mnie jej słowa. Chwilę później zorientowałam się, że już jestem spóźniona na lekcję.  
Weszłam do klasy jako ostatnia i bez słowa siadłam koło Betty, która dzisiaj użyła dla odmiany perfum o zapachu zgniłej kapusty.  
Czułam jej wzrok na sobie, ale nie dałam się sprowokować i całkiem skompromitować. Siedziałam spokojnie i czekałam na koniec lekcji.  
Około pół godziny później na mój stolik przyleciał mały samolocik, wykonany z kartki w kratkę wyrwanej najprawdopodobniej z zeszytu. Rozejrzałam się po klasie, kto mógł to wysłać, ale nikt nie patrzył w moją stronę. Zerknęłam z wolna na nauczyciela, aby upewnić się, iż nie patrzy i pod ławką rozwinęłam kartkę. Widniała na niej wiadomość nabazgrolona znanym mi pismem. "Poczekaj na mnie na przerwie, bo muszę z tobą pogadać. Nathalie R. ”  
Byłam wprost prze szczęśliwa. Moja przyjaciółka się do mnie odezwała i możliwe, że nie jest już tak zagniewana jak ostatnimi czasy.  
Z niecierpliwością czekałam na dzwonek.  
Ostatnie piętnaście minut dłużyły się w nieskończoność. Podświadomie co chwila zerkałam na zegarek. Kiedy nareszcie rozległ się ten przyjemny dźwięk oznaczający, że lekcja skończona wyszłam przed klasę pierwsza i czekałam na Nathie.  
- Hej – powiedziała, kiedy wyszła z klasy.  
- Cześć – odparłam niepewnie. – Nie ma Jo?  
- Nie chodzi już od tygodnia – odpowiedziała ze zmartwieniem.  
- Co jej jest?  
Nie otrzymałam od razu odpowiedzi. Gdy zebrała się na mowę, usłyszałam:
- Tego właśnie nie wiem. Zniknęła. Po prostu wyszła któregoś dnia z domu i nie wróciła. Było to wtedy, gdy byłaś w szpitalu.  
Tak łatwo jest powiedzieć, że ktoś jest a zaraz już go nie ma.  
- Ale… nic nie wiadomo? – spytałam zdezorientowana.  
- Nic a nic. Policja szuka, węszy… A po Jo ani śladu. Podejrzewam, że ktoś ją porwał.  
- A telefon? Nie odbiera?  
- Problem w tym, że nie ma telefonu. Nie miała ze sobą w chwili, kiedy opuszczała dom. Spotykała się ostatnio z takim trzy lata starszym od siebie chłopakiem. Najciekawsze jest to, że on również zniknął. Po prostu obydwoje rozpłynęli się albo zapadli pod ziemię. Jestem w szoku. A powiedz co tam u ciebie?
Widziałam, że wcale nie ma ochoty zmieniać tematu. Niegrzecznie jednak byłoby nie odpowiedzieć, więc powiedziałam:
- Może być. Poukładało mi się z Nielsem Jansenem.  
Nie chciałam wspominać o incydencie z Jakiem. Nathalie i tak miała piętrzącą się warstwę własnych problemów, więc nie miałam powodu, aby zadręczać ją moimi.  
- To super. Jesteście razem? – zapytała.  
- Można tak powiedzieć – odpowiedziałam uśmiechając się do siebie. – A i chciałam cię szczerze przeprosić. Zrozumiałam swój błąd. Cieszę się, że przechodzisz na dietę. Dobrze ci to zrobi. A jeśli chodzi o Josephine, to postaram się pomóc ją odnaleźć, ok. ?  
- Dzięki. Fajnie mieć przyjaciółkę.  
I znów ta ulga. Znowuż poczułam ten napływ ciepła i radości. Przytuliłam się do Nathie. Jak dobrze, że mi wybaczyła.  
Zostało dziesięć minut przerwy do końca a Niels nie przychodził. Postanowiłam, że sama go odwiedzę. Poszłam piętro wyżej pod jego salę. Po drodze rozmyślałam o czym mu powiedzieć : o groźbach Victorii, zniknięciu Jo czy tym, że pogodziłam się z Nathalie? Przed jego klasą siedział John, jego przyjaciel i kilku innych uczniów, których całkiem nie znałam.  
- Hej – zagadałam tego nieurodziwego szatyna. Spojrzał na mnie spod swoich drucianych i starych okularów i powiedział:
- Cześć.  
Widziałam na jego twarzy zdezorientowanie.  
- Jestem dziewczyną Nielsa. Jestem Veronica Bell. Wiesz może gdzie on jest?  
- A! To ty z nim chodzisz! Sorry, nie poznałem cię. Niels poszedł do toalety.  
- Dzięki – odpowiedziałam i udałam się w stronę łazienek męskich.  
Nadeszłam i stanęłam przed wejściem w oczekiwaniu na Nielsa. Nie wychodził, więc postanowiłam zerknąć do pomieszczenia. Ujrzałam lusterka i umywalki a przed jedną z nich mojego ciemnowłosego chłopaka. Miał mokrą twarz i górną część brązowej koszulki. Opierał się bezsilnie na umywalce i spoglądał w lusterko. Jego odbijające się oczy były puste, skupione jedynie na swoim odbiciu. Wyglądał na poważnie zamyślonego. Nie widział mnie, chociaż nic nie stawało mu na drodze.  
Zmartwiłam się. Niels wyglądał ślicznie, ale nie był szczęśliwy. Miałam ochotę go pocieszyć, przytulić, pocałować. Chciałam coś powiedzieć, lecz nie potrafiłam wykrztusić z siebie słowa.  
Stał nieruchomo. Wyglądał jakby zamarł. Źrenice nie reagowały, nic nie wytrącało go z przemyśleń. Gdybym klasnęła w ręce nie obudziłby się. Musiałam coś powiedzieć. Po prostu musiałam.  
- Cześć – powiedziałam nieśmiało.  
Niels nie usłyszał.  
- CZEŚĆ – powiedziałam znacznie głośniej. Wtedy nagle się poruszył i otarł oczy jakby właśnie wstał z łóżka.  
Nagle na jego twarzy zagościł fałszywy uśmiech.  
- Cześć, kochanie. Jak tam?  
Udawał szczęśliwego, chociaż wcale tak się nie czuł a ja o tym doskonale wiedziałam.  
- Mam do ciebie kilka spraw. A nad czym tak myślałeś? Obserwowałam cię od dobrych trzech minut a ty ani drgnąłeś.  
Na jego twarz wstąpiło zmieszanie. Byłam bardzo ciekawa co też mi odpowie.  
- Nad niczym. Jestem szczęśliwy, że mam ciebie.  
Jego słowa zabrzmiały mało wiarygodnie. Nie miałam wątpliwości co do jego uczuć. Obronił mnie narażając się na wyrzucenie ze szkoły. Miałam dobre dowody na to, że mnie kocha.  
- Coś cię martwi. Mogę wiedzieć o co chodzi?  
- Nie drąż tematu. Wszystko w porządku.  
Ton jego głosu przysporzył mnie o dreszcze.  
- Niels, przecież widzę. Stałeś nas umywalką i pustym wzrokiem patrzyłeś w lusterko podpierając się ramionami. Na twojej twarzy nie gościł uśmiech. Chyba mam prawo mieć wątpliwości czy wszystko ok., nieprawdaż?!  
Trochę się wydarłam. Chyba za bardzo. Pożałowałam od razu.  
- Miła jesteś. – skwitował.  
Ależ mi było wstyd. Minął mnie w przejściu i bez słowa poszedł pod swoją klasę.  
Dogoniłam go.  
- Wybacz. Poniosło mnie. Jak zwykle z resztą. – starałam się wszystko obrócić w żart.  
- Jak zwykle bez podstaw – podsumował szorstko.  
Chciałam się rozpłakać.  
- Niels, zaraz zadzwoni dzwonek. Nie chcę się rozstawać w niezgodzie. Proszę, nie każ mnie w taki okrutny sposób.  
Nie odpowiedział. Serce biło mi jak oszalałe. Czy już go straciłam?!  
- Ej, odezwij się.  
Przytulił mnie jakby był przymuszony, żeby to robić i powiedział krótko:
- Do zobaczenia na lunchu.  
Teraz ja nie odpowiedziałam. Lunch był za trzy przerwy. Czy przez ten czas nie chciał się ze mną widzieć? Wracałam do klasy trochę zakłopotana, trochę zmartwiona jego postawą. Co miałam robić? Jeżeli się obraził to ja nie wiedziałam za co. Chyba, że dotarły do niego informacje o tym, co powiedziałam Victorii. W momencie, gdy o tym pomyślałam dostałam napadów gorąca. Zrobiło mi się duszno. Trudno mi było nabrać oddech. Zamiast pod klasę poszłam do pielęgniarki.  

- O! Veronica! Jak się czujesz po wyjściu ze szpitala? – zapytała od razu Trish, gdy wchodziłam do gabinetu. Nie miałam jednak dzisiaj ochoty, aby mówić jej po imieniu.  
- Dzień dobry. W porządku. Ale teraz mam jakieś dziwne napady gorąca…I jak szłam na lekcje trudno było mi nabrać powietrze do płuc.  
- Siadaj. Zaraz zobaczę o co chodzi.  
Osłuchała mnie i dała lekarstwo przeciw moim objawom.  
- Po tej tabletce powinno być w porządku. Powiedz mi, jak tam z Nielsem?  
Opowiedziałam jej o wszystkim. Jak dzisiaj rano pokazał, że mnie kocha, o tym jak się czuję, gdy nie ma go obok mnie, o naszym małym konflikcie.  
- Nie martw się – powiedziała, kiedy skończyłam. – Chłopcy tak mają, że czasem potrzebują samotności. Uwierz mi, że problem nie tkwi w tobie. A szorstki był dlatego, że za bardzo się narzucałaś. Kiedy byłam w twoim wieku miałam podobną sytuację z chłopakiem. I to samo powiedziała mi moja mama. Dzięki niej poczułam ulgę.  
Ja teraz też czułam jakby kamień spadł mi z serca. Pani Trish bardzo mnie podbudowała i podniosła na duchu.  
- Musisz wiedzieć, że zanim związałaś się z Nielsem, on tu co dzień przychodził i opowiadał mi jak bardzo cię kocha i jak bardzo chciałby, abyś była jego dziewczyną. Musisz uwierzyć, jesteś dla niego całym jego szczęściem. On cię kocha. Nie musisz się przejmować. Znałam Nielsa już wcześniej i znam go bardzo dobrze. Jest wierny jak pies i nigdy nie opuści cię, nigdy mu się nie znudzisz. No chyba, że strasznie zaleziesz mu za skórę, to wtedy nie ręczy za siebie. Bardzo go lubię. Jest porządnym chłopakiem. Po tym co mi powiedziałaś, że pobił tego Jake’a walcząc o twój honor, stwierdzam, że to było do przewidzenia. Pamiętam jak jego pierwsza dziewczyna go zostawiła. Potwornie cierpiał. I daję ci ostrzeżenie: nigdy nie próbuj go ranić. Zranisz go, to jakbyś raniła dziesięciu. On ma taki stopień wrażliwości. To po prostu niesamowite. Nie znam takiego drugiego siedemnastolatka.  
Słuchałam uważnie całego wywodu pani Trish i byłam zdumiona. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaki posiadam skarb.  
- Szczerze mówiąc jestem mile zaskoczona. Nigdy nie sądziłabym, że Niels zwierzałby się komuś ze swoich uczuć. – powiedziałam.  
- Ale to prawda. Leć na lekcję. Jakby coś się działo to pamiętaj, zawsze możesz przyjść.  
- Dziękuję, do widzenia.  
- Do widzenia, Vera.  
Wiedziałam co miała na myśli. Nie chodziło tylko o to, że mogę przyjść jak źle się czuję fizycznie, ale także psychicznie. Niesamowita kobieta. Nie dziwię się, że Niels tak ją polubił.

Ada

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2077 słów i 11387 znaków.

5 komentarzy

 
  • sala_samobójców

    super czekam na IX czesc.

    26 gru 2012

  • smile

    Pisz dalej :)

    10 gru 2012

  • gfhgh

    to jest takie piękne że zaczęły mi lecieć łzy przyznaję bez bicia. Naprawdę masz talent czekam na nowe opowiadania i żeby one trwały jak najdłużej bo od nich nie da się odciągnąć

    23 lis 2012

  • mala

    wiecej ;***

    13 lis 2012

  • ana19962

    pisz dalej zapowiada się bardzo ciekawie czekam :)

    12 lis 2012