
Drugi tydzień to był koszmar. W szkole wybuchła jakaś epidemia i połowa klasy nie przychodziła do szkoły. Inne klasy nie były lepsze. Julia, Julita i Wojtek zachorowali na chorobę „do naszego kraju przyjeżdża największa gwiazda muzyki!”. I wyjechali na drugi koniec Polski. „Powinno się zamykać dzieci w szkole, a nie pozwalać im jeździć na jakieś koncerty – wyraziła swoje zdanie ciotka, gdy spytałam czy mogę im towarzyszyć tej espadzie”.
Miałam przesrane. Dalej żyłam jak automat, a co najgorsze doszły ataki paniki w nocy. Noc w noc śnili mi się rodzice tyle, że cali zakrwawieni. Kiedy się budziłam, poduszka była cała mokra, a ja spocona. Rano zaciskałam zęby i ruszałam na codzienną bitwę z nauką.
Dzisiaj było podobnie. Wstałam bez sił, weszłam do łazienki o szóstej i oblałam twarz zimną wodą. Nachyliłam się nad umywalką, umyłam zęby i wróciłam do pokoju. Założyłam czarną spódnicę do kolan (zauważyłam na udach jakieś dziwne plamy), szary golf i brązowe baleriny. Czas na mękę.
Do szkoły weszłam pół godziny przed ósmą i od razu skierowałam się do gabinetu dyrektorki. Kiedy go opuściłam, poczułam wielgachną ulgę.
Minęłam plakat z wielkim napisem „Wystartuj w naszym muzycznym show” i skierowałam się pod salę lekcyjną. Czekała na mnie godzina wychowawcza.
Wreszcie dzwonek wypełnił swą powinność, a ja usiadłam na krześle. Sama. W tej sali na szczęście była pojedyncza ławka. Większość weszła do klasy dopiero, gdy nauczycielka im o tym przypomniała.
- Mamy parę spraw – oznajmiła i rozsiadła się za biurkiem – Pierwsza to nieustające zabrudzanie damskich toalet – Z tyłu klasy usłyszałam śmiechy – Podejrzewamy o to chłopców, którzy ostatnio często je odwiedzają. A tego nie wolno robić – Tu spojrzała krzywo na chłopaka, który głupkowato się uśmiechał – Kolejna sprawa. Co roku organizowany jest konkurs, w którym macie możliwość wykonania oraz zaprezentowania swojej twórczości. Kto się zgłasza?
W klasie rąk uniosło góra cztery osoby. Same dziewczyny.
- A teraz chciałabym przedstawić osoby, które będą prowadzić całe show – uniosła filiżankę z kawą i pociągnęła łyk ciepłego napoju – Patryk i Aimer, co wy na to?
Większość wydała westchnienie ulgi, a kilka osób zaklaskało. Natomiast my wstaliśmy gwałtownie.
- Nie zgadzam się – powiedziałam pospiesznie – Nie mam odpowiedniej charyzmy! – krzyknęłam, choć powód moich zmartwień był całkiem inny. Jak mogła mnie przedzielić do tego zadania razem z nim?
- My naprawdę nie możemy robić tego razem – potwierdził Patryk. Podszedł do nauczycielki i coś do niej szepnął.
- Tym bardziej uważam, że powinniście się zintegrować – odpowiedział sucho, a Adamczyk smętnie wrócił do ławki. Zauważyłam, że ma cienie pod oczami. Czyżby go też dręczyły koszmary?
Z westchnieniem odłożyłam okulary.
Dopadł mnie na korytarzu, choć biegłam jak mogłam. Szarpnął mnie za ramię. Przycisnął mnie delikatnie do ściany i ujął twarz.
- Aimer, ja naprawdę nie chcę sprawiać ci przykrości – rzekł, a ja próbowałam się wyrwać.
Kiedy uznałam, że nie mam szans, zamknęłam oczy i kiwnęłam głową.
- Wierzę ci. Dlatego pomóż mi się wykręcić z całej tej błazenady – rzekłam i odwróciłam głowę w bok – I pozwól mi stanąć jak cywilizowany człowiek.
Puścił mnie i ruszył w stronę swoich kolesi. Wszyscy patrzyli na mnie.
A ja spuściłam głowę i pokazałam im środkowy palec.
4 komentarze
marci
Uuu... Dawaj kolejną częś, bo zastanawiam się, czy będą razem
mojeserce
Całkiem nieźle, oprócz paru powtórzeń
niezgodna
Super
linsejjj
Genialne!