Barwy Munduru – Rozdział 8

Kiedy major skończył swoją opowieść,  generał milczał przez dłuższą chwilę. Powoli wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Widać było, że intensywnie myśli, na co wskazywało jego nieobecne w tej chwili spojrzenie. Po minutach, które wydawały się godzinami, Masłowski spojrzał w oczy Lotego. Na jego twarzy widać było zarówno strach jak i ciekawość, a nawet nutkę smutku. Patrzył na majora swoim zmęczonym wzrokiem i wydawało się że nie wie co powiedzieć.  
— Czyli jak rozumiem zarówno Abwehra jak i SS chce przejąć te dokumenty? — zapytał spokojnym głosem.
— Tak jest panie generale!
— A Pan jest jednym z tych którzy mają im pomóc w poszukiwaniach?
— Tak jest! Ale ja nie wiem, gdzie są te skrzynie panie generale! Jednak znam kogoś kto, to może wiedzieć! To sierżant Marek Cichy, który był jednym z  ludzi eskortujących transport pułkownika Wolnego do Nadolska. Znam go, to bardzo obrotny podoficer i jak myślę na pewno coś wie.
— Przeżył? — pytanie generała zawisło w powietrzu.
— Nie wiem, ale jeśli jest w jakimś obozie jenieckim to Abwehra na pewno go znajdzie.
Masłowski nadal chodził wzdłuż pokoju. To zaczęło lekko denerwować majora, który miał nadzieję, że generał pomoże mu podjąć właściwą decyzję. Ten jednak jak na razie tylko zadawał pytania.  
— Czyli jak rozumiem, oni chcą żeby pan jako współpracownik Abwehry znalazł te skrzynie?
— Tak mi się wydaje panie generale! Problem w tym, żeby oni tego nie znaleźli!
— To oczywiste, ale jak pan chce to rozegrać?
Major Lote westchnął i zaczął przedstawiać  plan, utworzony naprędce w myślach. Problem w tym, że zahaczało to całkiem wyraźnie o zdradę stanu. Lote mówił szczerze, ale nie miał pojęcia jak to przyjmie generał.
— Ten pułkownik z Abwehry chciał żebym przyjął nazwisko ojca czyli Lotte i napisał podanie o przyjęcie obywatelstwa niemieckiego. To podobno da się załatwić od ręki, a do tego mam złożyć podanie o przyjęcie do Abwehry. Po uwzględnieniu mojego wniosku mam dostać stopień kapitana. Nie chcę tego zrobić, ale z drugiej strony to daje mi szansę na odnalezienie tych skrzyń, a później być może na ukrycie ich tak, żeby wywiad niemiecki do nich nie dotarł. Mam nadzieję że mi się uda, choć nie mam żadnego konkretnego planu.  
Generał pokiwał głową, jakby to, co usłyszał przemawiało do niego.
— Czyli jak rozumiem będzie pan improwizował? — zapytał po chwili.
— Tak jest! Panie generale, ja nie chcę być zdrajcą ale chyba nie mam wyjścia. Wygląda na to, że tylko ja mogę zatrzymać Niemców. Nie chcę się w to mieszać, ale chyba jednak muszę — Po tych słowach zamilkł i zakrył twarz rękoma. Widać było że jest bardzo zdenerwowany i nie wie co ma zrobić.  
Masłowski wciąż przemierzał pokój nic nie mówiąc. Jednak w pewnej chwili podszedł do majora, położył mu rękę na barku i rzekł głosem nie znoszącym sprzeciwu.
— Majorze może się mylę, ale wygląda mi na to, że musi pan wziąć ten krzyż na siebie i zrobić co tylko możliwe, żeby te dokumenty nie wpadły w łapy Niemców. Ma pan moje błogosławieństwo. Jednak ja już jestem starym człowiekiem, chorym, a tu nie ma lekarstw, więc nie wiem jak długo jeszcze pożyje. Proponuje zawołać tu dwóch moich zaufanych oficerów. Oni potwierdzą, że wykonuje pan mój rozkaz. Jest to trochę na bakier z regulaminem, bo nie jestem pana przełożonym, ale jesteśmy w obozie i myślę, że można trochę nagiąć przepisy.  
Lote tylko kiwnął głową, wyrażając zgodę.  
Generał wyszedł z baraku i po chwili wrócił, a z nim weszli do środka dwaj oficerowie.  
— Przedstawiam panu moich zaufanych ludzi. Pułkownik Jan Starski, szef sztabu mojej, no w zasadzie już byłej dywizji, a także podpułkownik Marian Kalski, dowódca 1 pułku.  
Lote zasalutował i podał rękę obu oficerom. Po tej krótkiej prezentacji Masłowski wskazał krzesła.
— Siadajcie panowie. Sprawa jest bardzo poważna — Generał dość dokładnie opisał sytuacje. Obaj słuchacze nie odezwali się ani słowem i w zasadzie tylko wyraz ich twarzy i czasami uniesione brwi, świadczyły że uważnie słuchali. Kiedy skończył, usiadł, po czym  natychmiast zapytał:
— Co panowie o tym sądzą? — pytanie zaskoczyło szczególnie szefa sztabu, który znał generała i wiedział, że jak ten podjął już jakąś decyzję, to zazwyczaj nie pytał nikogo o zdanie.  
“Cóż”,  pomyślał,  “Jak widać przegrana kampania złamała nawet takich twardzieli jak Masłowski”, który dowodził 3 dywizją w sposób dość apodyktyczny, co nie podobało się szczególnie młodym oficerom. Kilku nie chciało dalej służyć i napisało podanie o przeniesienie. Takich generał pozbywał się szybko, twierdząc, że jak się komuś nie podobają jego metody dowodzenia – wolna droga. Jednak mimo tego chętnych nie brakowało, bo Masłowski miał opinię bardzo dobrego dowódcy, a jego dywizja była często stawiana za wzór. Dyktatorskie zapędy równoważyło wyjątkowo sprawiedliwe podejście zarówno do oficerów jak i do żołnierzy. Generał zazwyczaj karał za błędy czy niedopatrzenia żołnierzy ich dowódców wychodząc z założenia, że żołnierz potrafi tyle, ile nauczyli go jego przełożeni. Czyli jeśli czegoś nie wie, albo coś robi źle, to oznacza że nie został należycie przeszkolony. Takie podejście zyskało mu szacunek zwykłych żołnierzy.  
     Pułkownik Starski widział twarz swojego byłego dowódcy i zmianę jaka w nim zaszła. Mimo wszystko bystre i inteligentne oczy nie straciły dawnego swojego blasku, no może tylko z lekka ten blask przygasł.  
— Panowie, czekam na wasze opinię — Po chwili ciszy generał ponaglił oficerów.  
Pierwszy zabrał głos Starski. Mówił krótko. Jego zdaniem misja majora miała sens, choć szansę jak mu się wydawało były bardzo małe. Kończąc poparł pomysł wyrażając nadzieję, że akcja się uda. Kalski ograniczył się tylko do potwierdzenia słów pułkownika. Co prawda miał sporo obiekcji, ale nie chciał dodatkowo straszyć majora. Masłowski widząc, że obaj oficerowie wyrazili swoje zdanie wstał i rzekł tym dawnym pewnym siebie głosem:
— Panowie jesteście świadkami i kiedy przyjdzie taka konieczność potwierdzicie, że misja majora Lote jest aktem konspiracji, a nie zdradą. Na dodatek oficer wykonuje mój bezpośredni rozkaz. Czy to jasne?
— Tak jest? — Obaj oficerowie stanęli na baczność i wzorowo stuknęli obcasami.  
— Dziękuje! Jesteście panowie wolni. Kiedy obaj wyszli, generał stanął obok Lote, położył mu rękę na ramieniu.
— Panie majorze to czego się pan podjął jest bardzo, bardzo trudne. Abwehra to nie szkółka niedzielna, tam służą prawdziwi fachowcy. Szczególnie wyżsi oficerowie to stara szkoła wywiadu. A ten pułkownik z którym pan rozmawiał do takich należy. Tych ludzi bardzo trudno wywieść w pole. Musi pan o tym pamiętać cały czas. Oni nie będą panu ufać, mimo że przeszedł pan na ich stronę. Mało tego będą panem gardzić, choć raczej tego nie powiedzą. Tak! W ich oczach jest pan zdrajcą, nie pan się nie dziwi moimi słowami. Pan właśnie chce zdradzić swoją ojczyznę, a to stawia każdego w złym świetle. Oni oczywiście będą się cieszyć itd., ale tam w głębi ich serca będzie pan wyrzutkiem.  — rzucił niemal ojcowskim tonem. — Reasumując musi pan mieć oczy naokoło głowy, nikomu nie wierzyć i być czujnym cały czas. Tak szczerze to porwał się pan z motyką na słońce, ale jak się uda, to będzie pan miał ogromną satysfakcję, ponieważ pana akcja uratuje być może setki ludzi przed dekonspiracją. Proszę uważać na siebie. Nie mogę więcej pomóc ale będę trzymał kciuki, a do tego wyślę wiadomość komu trzeba że pan działa w konspiracji. — Na widok miny majora, Masłowski uśmiechnął się.—  Niech pan się nie dziwi, wiemy, że na terenach Polski powstał już ruch oporu i możemy poprzez pewnych ludzi dać im znać. Więcej nie powiem, ale przynajmniej będą wiedzieć, że nie jest pan zdrajcą. Życzę powodzenia — Generał podszedł do majora i uścisnął mu dłoń. Lote miał łzy w oczach, kiedy wychodził z baraku.
     W tej samej chwili daleko na końcu baraku porucznik Jan Zuber nie zauważony przez nikogo leżał na pryczy. Kiedy w południe położył się nikt na niego nie zwrócił uwagi. Dowcip polegał na tym, że Zuber nie był oficerem, a w wojsku znalazł się dość przypadkowo. Przed wojną jako jeden z najlepszych warszawskich włamywaczy należał do przestępczej elity. Robił skoki, które przyniosły mu sławę. Policja wiedziała że okrada co bogatszych ludzi, ale nigdy nie trafił za kratki. Był perfekcyjny i nigdy nie dał się złapać, ani nie zostawiał śladów. Jednak i jemu podwinęła się noga. W marcu 1939 roku, namówiony przez kolegę zrobił włam do willi Hrabiego Rostowskiego.  Wszystko poszło wręcz idealnie, ale kiedy Hrabia odkrył że został okradziony, nawet tego nie zgłosił policji, tylko udał się do Starego Lelka, jednego z przywódców warszawskiego podziemia. Jak się okazało ów szlachcic był jego dobrym znajomym i uczestniczył razem z takimi ludźmi jak Lelek wielu mocno zakrapianych alkoholem imprezach.
    Kiedy Boss dowiedział się o włamaniu bardzo szybko ustalił kto „oczyścił” mieszkanie Rostowskiego. Poprzez swoich ludzi zmusił Zubera do oddania wszystkiego co ukradł. Ten to zrobił, ale ostrzeżono go, że  szlachcic chce jego głowę „na tacy”. Włamywaczowi nie pozostało nic innego jak uciec i to jak najdalej. Zuber po prostu zgłosił się do wojska i został skierowany do pułku zapasowego w Lublinie. Tak pechowy włamywacz został żołnierzem. Po ataku Niemiec został skierowany do zapasowego pułku piechoty pod Lublinem. Kiedy oddział został skierowany na front, jego pluton został bardzo szybko rozbity przez Niemców. Zuber, któremu udało się uciec, błąkał się w lasach aż trafił na miejsce walk, gdzie leżały trupy polskich żołnierzy. Wśród nich znalazł ciało porucznika. Nie namyślając się zdjął z niego mundur , założył go i oddał się do niewoli niemieckiej. Został jeńcem i tak trafił do obozu dla oficerów. Wiedział jedno, musi jak najmniej mówić, a najlepiej udawać szok i też tak robił. Powtarzał tylko „naszych żołnierzy rozjechały czołgi, a nasze konie rozgonione uciekły. Cały czas powtarzał tylko to zdanie, co spowodowało że uznano go za oficera którego oddział rozbito, co wpłynęło tak mocno na jego umysł. Był czymś w rodzaju niegroźnego wariata. Tak się uchował w obozie, gdzie nikt nie zorientował się, że Zuber był tylko zwykłym żołnierzem.  

     Teraz słuchając rozmowę generała Masłowskiego i majora Lote, wyczuł swoją szansę. Jak mniemał wystarczy poczekać na odpowiednie “uszy” i im przekazać to, co usłyszał. Z tego powodu ten niby oficer dalej leżał nie dając znać, że cokolwiek słyszał. Jego czas dopiero miał nadejść.

Dodaj komentarz