Barwy Munduru – Rozdział 3

Zapraszam do zapoznania się z postacią Alfreda Spilkera, którego będzie prowadził Ozar w tej serii. Ja będę pisał z punktu widzenia granatowego policjanta, on oczami SS-mana.

Odcinek III

Droga z Monachium do Berlina

Listopad 1939 roku.

Padał deszcz, wielkie krople bębniły o dach samochodu. Kapitan SS Alfred Spilker walił wściekle rękami w kierownicę. Spieszył się bardzo, a grube, spadające z nieba bryłki wody uniemożliwiały szybszą jazdę. Kiedy dostał rozkaz, żeby stawić się u szefa RSHA jutro o godzinie 12:00, był zdeterminowany, by wyjeżdżając z Monachium, gdzie miał swoją kwaterę, dotrzeć do Berlina punktualnie o jedenastej. Później zostałaby mu godzina na dotarcie w odpowiednie miejsce. Momentami lało tak mocno, że wycieraczki nie nadążały zbierać wodę. Mimo tego oficer jechał coraz szybciej, ryzykując, wpadnięcie w poślizg. Już kilka razy tył samochodu niebezpiecznie zarzuciło, na całe szczęście albo posiadał niesamowite umiejętności w prowadzeniu pojazdu, albo cechował go niezwykły fart. Kapitan jakby na złość temu dodał gazu, nie wiedząc, czy uda mu się przyjechać na czas. Los, jak zwykle grał z nim w złowieszczą ruletkę. Musiał zdążyć, od tego zależała jego dalsza kariera w SS. Człowiek, który go wezwał, nie uznawał żadnych usprawiedliwień i wychodził z założenia, że jeśli jego podwładny żyje, to musi stawić się na określoną godzinę. Rozkaz absolutny, nie do przejścia, czy uniknięcia. Spilker uwielbiał sam kierować, a od kiedy ukończył specjalny kurs dla kierowców, w którym uczono jak bezpiecznie jeździć szybko i jak kierować samochodem w warunkach złej  pogody szybka jazda była jednym z jego ulubionych zajęć.
     Naraz samochodem potężnie zarzuciło, kiedy na zakręcie wjechał w dużą kałużę. Esesman obiema rękami trzymał kierownicę, starając się wyprowadzić samochód z niebezpiecznego ślizgu. Udało się, więc odetchnął z ulgą, rozluźniając napięte mięśnie. Zwolnił, nie chcąc dalej ryzykować, nawet szczęście ma swoje granice. Ostatnie kilometry przebył już znacznie wolniej. Na szczęście zdążył i kilka minut przed jedenastą wjechał do Berlina. Jak widać tym razem zatriumfował nad losem.

Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) Berlin, Prinz-Albrecht-Straße 8
Listopad 1939 roku.

Kapitan SS Alfred Spilker szedł wolno schodami. Nie spieszyło mu się, choć zdawał sobie sprawę, że człowiek, który go wezwał, przykładał wielką wagę do punktualności. Albert nie był tchórzem, ale teraz odczuwał strach wiedząc przed kim stanie za dziesięć minut. Zresztą jak podejrzewał było bardzo niewielu ludzi w III Rzeszy, którzy nie odczuwali by obawy, czy nawet przerażenia, zmierzając do jego gabinetu na Prinz-Albrecht-Straße 8.
Tym człowiekiem był generał SS Reinhard Heydrich, o którym krążyły nie tylko w SS legendy.  Nazywano go różnie, czasami Aniołem śmierci, czasami bezwzględnym skurwysynem, albo po  prostu szarą eminencją lub Czarnym Baronem. Każde z tych określeń miało swoje uzasadnienie i było jak najbardziej prawdziwe. Heydrich był teoretycznie czymś w rodzaju zastępcy szefa SS Himmlera, jednak ci, którzy znali go wiedzieli, że to on był prawdziwym władcą „Czarnego Zakonu”, a Himmler tylko figurantem.  Tej postaci bali się wszyscy, no może poza Hitlerem. Heydrich był inteligentny, bezwzględny, bardzo sprytny, a do tego już od lat gromadził materiały na wszystkich co ważniejszych ludzi w III Rzeszy. O jego teczkach krążyły już legendy, będąc przyczyną wielu nieprzespanych nocy wielu wysokich rangą oficjeli. Niektórzy uważali, że jak ktoś mu podpadł, to po prostu wyciągał na niego “dowody” i niszczył człowieka, bądź zmuszał do współpracy danego delikwenta. Wielu takich pechowców pracowało nie dla państwa, nie dla Himmlera, czy Hitlera, tylko dla Reinharda.

Spilker pamiętał, co mu powiedział po kilku kieliszkach, dawny jego przyjaciel z policji, obecnie pracujący w Gestapo.

- „Alfred uważaj na niego, to bardzo złośliwy i pamiętliwy skurwysyn. Jest jak jadowity wąż, który tylko czeka, żeby ukąsić. To wokół niego kręci się oś tego całego burdelu”.

Kiedy dwa dni temu zadzwonił jeden z sekretarzy Heydricha, poczuł, jak dreszcz strachu przeszedł mu po plecach, a na skroniach pojawiły się krople potu. Czegoś takiego nie czuł już dawno od    czasu ostatniego pościgu za jednym z bandytów, który oddawał dość celne strzały w jego kierunku. Pociski przelatywały tuż obok twarzy, jak w zwolnionym tempie, adrenalina rosła z każdym        kolejnym błyskiem. Jednak ten strach był inny, bardziej przytłaczający. Spilker był już raz u generała, kiedy ten wezwał go i rozkazał, żeby Alfred zebrał dziesięcioosobowy zespół najbardziej doświadczonych policjantów, którzy pod jego rozkazami    zostaną wysłani do Warszawy. Razem z Gestapo i innymi służbami mieli zająć się powstającym w okupowanej Polsce podziemiem. Jak wtedy powiedział Heydrich „Przegrani nadal próbowali walczyć, choć zupełnie bezcelowo”.
Heydrich bez ogródek i nawet nie pytając o zgodę, powołał go do SS ze stopniem kapitana i wyznaczył mu termin do piętnastego grudnia, na stworzenie specjalnej grupy śledczej.
Problem polegał na tym, że był koniec listopada, więc jak podejrzewał, generałowi nie chodziło o ten temat.
“A cholera! Nie się dzieje co chce!”, pomyślał i nacisnął klamkę, wchodząc do sekretariatu.
Siedzący przy biurku oficer nawet nie wstał, tylko rzucił okiem na intruza, niezbyt zresztą przyjemnym, przy okazji ostentacyjnie spoglądając na zegarek.
“Pewnie taki sam dupek jak jego szef”, przemknęło mu przez myśl.
— Niech Pan siada, szef jest zajęty — mruknął i jak gdyby nic, wrócił do swoich papierów.
Spilker nie był zdziwiony taką metodą „zmiękczania”. Sam ją stosował i wiedział, że nawet gdyby Heydrich ziewał z nudów i tak go przetrzyma co najmniej godzinę. Wiele się nie pomylił, bo po   jakiś czterdziestu minutach drzwi się otworzyły. Generał, wskazując go palcem, warknął:
— Wejść!
Spilker szybko wstał i wszedł do środka.
— Melduje się kapitan SS Alfred Spilker — mówiąc to, stuknął obcasami i wysunął prawą rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Heydrich, który już zdążył usiąść, za swoim biurkiem nawet nie zareagował. Spojrzał tylko swoimi niebieskimi oczami na oficera tak, że kapitan zaczął się pocić ze strachu. Generał kilka minut delektował się strachem swojego podwładnego i kiedy już jego ego  zadowoliło się cierpieniem rozmówcy, rzucił krótko:
— Niech Pan siada Spilker. To, że pana wezwałem, nie ma nic wspólnego z pańskim zadaniem  walki z polskim podziemiem. Ta sprawa na razie jest wstrzymana do odwołania. Mam dla pana nowe zadanie w tej chwili dużo ważniejsze.— Wyjął z biurka niewielki dokument. — Nasi ludzie pracujący w Polsce przechwycili pewien szyfrogram. Jest w nim opisany rozkaz najwyższego dowództwa, a dokładnie szefostwa polskiego sztabu generalnego. Piszą, że pułkownik Jan Wolny ma przewieźć dokumenty II Oddziału Sztabu Generalnego na południową granicę, czyli jak podejrzewamy do Węgier. Ten oficer tam nie dotarł. Kiedy wycofywał się wraz z eskortą, dotarł do polskiego miasta Nadolska. Z tego, co wiemy, kilka ciężarówek wjechało do miasta, a żadna z    niego nie wyjechała. Nasze wojska zdążyły już otoczyć okolice. Czyli te dokumenty musiały zostać gdzieś ukryte w mieście. Pańskie zadanie to odszukać je i przekazać mi. — Ponownie spojrzał na niego wzrokiem, nieznoszącym żadnego sprzeciwu. — Rozumiemy się?
— Tak jest panie generale! — Natychmiastowa odpowiedź nie odzwierciedlała prawdziwych myśli. Spilker nie miał pojęcia jak tego dokonać, ale wiedział, że Heydrichowi się nie odmawia.
— Otrzyma pan specjalny dokument podpisany przez Reichsführera SS, w którym Himmler rozkazuje wszystkim bez względu na stopień i funkcję okazać panu pomoc. Ma pan zlokalizować dokumenty i przekazać je mnie! Czy to jasne?
— Tak jest panie generale! — Mógł tylko powtarzać niczym zepsuty gramofon. Chciał coś dodać, ale się powstrzymał.
— To nie wszystko. Mając ten dokument, może pan żądać, powtarzam żądać, nie prosić o pomoc każdego bez względu na pełnioną funkcję, stopień itd. Nie ma nikogo, kto mógłby odmówić, w przeciwnym razie, kontaktuje się pan ze mną, a moja interwencja rozwiąże ów kłopot. Jakieś pytania?
— Nie, panie generale!— Kapitan czuł się jak dziecko stojące przed swoim surowym nauczycielem. Pytań miał dziesiątki, ale za cholerę nie odpowiedziałby twierdząco.
— Za szukanie tych dokumentów zabrali się „nasi przyjaciele z Abwehry” i z tego, co wiem, na razie niczego nie zdziałali. Typowe, Abwehra to wrzód na organizmie III Rzeszy, niepotrzebny twór. — Po tych słowach Heydrich wstał, wyprostował się. Alfredowi wydał się teraz czymś w rodzaju Boga albo Demona wiszącego nad nim i wydającego rozkazy, które muszą być wykonane bez względu na okoliczności. Miecz Damoklesa ponownie zawisł nad jego głową
— Ten stary dziad mianujący się admirałem myśli, że coś jeszcze może! A dla mnie i Himmlera jest zdrajcą i pasożytem. Niestety nadal cieszy się zaufaniem naszego Führera, choć staramy się       przekonać wodza, że to podróbka niemieckiego oficera, podejrzewanego o współprace z angolami, a do tego Canaris zrobił sobie z Abwehry swoje prywatne królestwo. Mówiąc krótko to my, czyli SS rządzimy tym państwem i żadna tam podróbka wywiadu nie może wchodzić nam w drogę. Ma pan zadanie, które jest najważniejsze, nic nie może odciągać pańskiej uwagi od niego. Gdyby pan natrafił na jakiekolwiek przeszkody, także ze strony “agentów” admirała. — Pogarda niemal wylewała się z ostatnich słów. — Proszę do mnie dzwonić, a ja zrobię z tym porządek. Moje zdanie u Führera jest dużo ważniejsze niż admirała. Tu ma pan wszelkie dokumenty — Rzucił na stół dość pękatą teczkę.
Spilker przytłoczony mową generała przez dłuższą chwilę milczał. Jednak musiał się skupić i zebrać odwagę, tylko teraz mógł zadać pytania. Na szczęście jego umysł bardzo szybko odzyskał władzę nad ciałem.
— Jak rozumiem mamy szukać tych dokumentów? A czy w papierach, które mi pan dał jest rozpis polskich oddziałów, które stacjonowały, albo choć przechodzili przez Nadolsk? Jeśli tak, to trzeba przesłuchać oficerów i żołnierzy, którzy pewnie są teraz w naszych obozach jenieckich.
— To już pańskie zadanie, ufam, że nie muszę tego wyjaśniać, czy dyktować dokładnie, co należy zrobić. Teczka zawiera spis obozów, w których dani oficerowie, czy żołnierze przebywają.
— Rozumiem panie generale. Przeniosę się do miejsca docelowego i zacznę poszukiwania tych   dokumentów, a moich ludzi wyśle do odpowiednich obozów. Znajdziemy te skrzynie!
Heydrich tylko spojrzał swoimi aryjskimi oczami na Spilkera.
— Mam taką nadzieję drogi kapitanie! To wszystko!
W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi.
— Wejść — warknął, jak zwykle Heydrich. To jego sekretarz przyniósł kartkę, którą bez słowa położył na biurku. Generał wziął ja do ręki, lekko uniósł brwi i spojrzał na Spilkera, któremu serce podskoczyło do gardła tak, że na chwilę przestał oddychać.
— Hm... czy numer rejestracyjny — Tu wymienił kilka cyfr i liter — Należy do pana kapitanie?
— Tak jest! — Alfred wiedział, że kłamstwo nie ma żadnego sensu.
— Czyli jak widzę lubi pan szybką jazdę? — To było ni to stwierdzenie, ni to zapytanie. Kapitan zbladł i ledwie zdołał wyjąkać.
— Melduje, że chciałem zdążyć na spotkanie z panem generałem!
Reinhard uśmiechnął się o dziwo i widać było, że ta odpowiedź spodobała mu się.
— I bardzo dobrze, bo zawsze cenie sobie ludzi punktualnych. A to, że pan lubi szybką jazdę mi nie przeszkadza, sam czasem lubię trochę szaleństwa. Jednak jak pan zapewne wie, ten świstek — Generał zmiótł i wyrzucił kartkę do kosza — Przysłała mi żandarmeria. Oni chyba zapomnieli, że moich oficerów nie mają prawa zatrzymywać w żadnym wypadku. Chyba czas, żeby przypomnieć o tym dowódcy żandarmerii w Berlinie. Mówiąc te słowa podniósł słuchawkę.
— Hanz połącz mnie natychmiast z dowódcą żandarmerii w Berlinie, to jakiś Schlacht, Szhracht! — Po tych słowach odłożył słuchawkę.
— Także Spilker jak następnym razem zobaczy pan patrol żandarmerii niech pan po prostu doda gazu. Czy to jasne?
— Tak jest!
— Należy pan teraz do elity i ta jak każda elita ma swoje prawa, choć niektórym wydaje się, że mają nad nami jakąś władzę. Otóż nie mają żadnej!
W tej chwili zadzwonił telefon. Reinhard podniósł słuchawkę.
— Heydrich! To pan generale? Właśnie dostałem kolejne zapytanie o to czy dany numer rejestracyjny należy do mojego oficera.      Pan chyba zapomina, że moi oficerowie nie podlegają kontroli pańskich ludzi. Wyrzuciłem kartkę do kosza i mam tylko nadzieję, że to było ostatni raz. Takie zapytania to tylko zawracanie mi dupy i strata mojego cennego czasu! Niech pan zrobi z tym porządek i to natychmiast. Nie życzę sobie więcej takich bzdurnych zapytań! — Odłożył słuchawkę.
Spilker zrozumiał, że właśnie był świadkiem pokazu mocy i potęgi człowieka, który jak pokazał mógł zrobić i wymusić wszystko. To była dla kapitana lekcja pokory i pokaz siły.
Kapitan wiedział, że to koniec spotkania, pożegnał się oficjalnym: Heil Hitler i wymaszerował przez drzwi, nie spoglądając na irytującego sekretarza.

Berlin siedziba Abwehry. Gabinet szefa wywiadu i kontrwywiadu wojskowego admirała Wilhelma Canarisa. Listopad 1939 roku.
— Panowie. Jak zapewne wiecie, nasi „koledzy z SS” zaczynają poszukiwać tych samych dokumentów, które my szukamy już od września. Mam tu na myśli akta II Oddziału Sztabu Generalnego polskiego wojska, czyli wywiadu i kontrwywiadu. To są archiwa wydziału „Zachód”, czyli mówiąc tak prosto spis ich agentów i współpracowników w Niemczech. Jak wiecie, już od   połowy września próbujemy trafić na ich ślad, a nasze komórki idące za frontami starały się rozeznać sytuację. Na razie przesłuchujemy więźniów obozów dla polskich oficerów i żołnierzy, którzy mogą coś o tym tajnym transporcie wiedzieć. Mamy spis jednostek i staramy się ustalić, czy ktoś z tych Polaków coś widział. Niestety „Czarny Zakon” także zainteresował się tym tematem.
— Pewnie ten aryjski blondas Heydrich! — wtrącił pułkownik Kepler.
Admirał Canaris pokiwał głowa.
— Tak, tak menda znowu wtrąca się w nasze sprawy. Wydaje się mu, że wszystko, co się dzieje w III Rzeszy, musi albo przechodzić przez niego, albo mieć jego zgodę. Ten gnój stworzył właśnie grupę, która ma te dokumenty odnaleźć.
— A kto jest jej szefem? — zapytał Waltz.
— Spilker — odpowiedział admirał.
— O cholera! Oznacza to, że podchodzą do tego bardzo poważnie – odpowiedział Kepler.
— Niestety tak. Znam tego człowieka, to jeden z najbardziej inteligentnych ludzi ściągniętych do SS i dlatego musimy tę sprawę jak najszybciej zakończyć. Pułkowniku Kepler, pan jak wiem, już prowadzi swoje śledztwo. Proszę dołożyć wszelkich starań, żebyśmy to my, a nie czarni znaleźli te dokumenty. Musimy pokazać, że Abwehra jeszcze coś znaczy.
Kepler pokiwał głową.
— Panie admirale, nasi ludzie już prowadzą przesłuchania, niestety za chwile ludzie Heydricha też do nich dotrą. Nie może pan tego zatrzymać?
Admirał Canaris nie odpowiedział. Widać było, że zastanawia się nad słowami swojego podwładnego. Przez kilka minut trwała niczym niezmącona cisza, po której odezwał się cichym, jakby zmęczonym głosem:
— Myślałem o tym. Jednak obecnie moje zdanie coraz mniej się liczy u naszego Führera. A do tego Heydrich jest ulubieńcem Adolfa. Mógłbym co prawda spróbować wpłynąć na Hitlera, ale zaraz Himmler zrobiłby raban, że jak zwykle chcę tę sprawę rozwiązać sam i oskarżyłby mnie przed    wodzem o brak chęci współpracy z SS. Nie mogę tego zrobić, nie teraz, ale jak znajdziemy te           dokumenty przed tymi zbirami w czarnych mundurach, wtedy moja pozycja u Führera będzie     wyglądała całkiem inaczej niż dzisiaj. Z tego powodu proszę pana pułkownika o staranne śledztwo i znalezienie tych akt. To dla nas, dla naszej przyszłości bardzo ważne zadanie. Musimy je znaleźć i pokazać, że Abwehra jeszcze coś w tym państwie znaczy.

P.S. Reinhard Heydrich – szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, w skrócie RSHA, nominalnie człowiek numer dwa w hierarchii SS, a tak naprawdę to on kierował wszelkimi strukturami tej organizacji.

Kapitan SS Alfred Spilker – postać autentyczna. Dr Spilker był szefem tzw. Sonderkommando IV, czyli jednego w najbardziej wyrafinowanych oddziałów niemieckich zajmujących się walką z polskim podziemiem. Ten człowiek kierował komandem, który miał za zadanie walkę z kierownictwem polskiego podziemia i był najbardziej niebezpiecznym wydziałem zajmującym się walką głównie z Armią Krajową przez całą wojnę.
Heydrich, któremu w 1939/1940 roku podlegały wszystkie służby policyjne w III Rzeszy, chciał sobie podporządkować także wywiad i kontrwywiad wojskowy, czyli Abwehrę, kierowaną przez admirała Wilhelma Canarisa. Między tymi „panami” toczyła się bezwzględna i okrutna wojna. Zainteresowanych tym tematem odsyłam do mojego artykułu na opowi „ Reinhard Heydrich „Anioł śmierci”.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Almach99

    Czytam, czytam...

    10 paź 2022