Wiolonczela miłości cz 3

– I lubisz też obrazy. Przepraszam, jestem Alex.
Wyciągnęła dłoń w kierunku czarnowłosej nimfy.
– Sarah, miło mi.
   Brunetka rzuciła tylko okiem na dziewczynę. ,,Co za anioł”- przemknęło jej przez głowę. Włosy, oczy, figura, istne cudo. Pomyślała tak i od razu przyszła konkluzja. Podoba mi się? Nie rozumiem...
– Mieszkasz w Vancouver? - głoś blondynki, delikatnie łaskotał jej uszy. Jako doskonała wiolonczelistka odczuwała różnice w barwie i tonie głosu. Zarówno patrzenie na Alex i słuchanie jej głosu stanowiło rozkosz dla jej duszy.
– Nie, w Salem. - odpowiedziała jak najbardziej naturalnie, żeby ukryć burzę uczuć i przemyśleń, która pojawiła się w niej znikąd.
– Miasto czarownic, ale ty wyglądasz na dobrą wróżkę. Masz piękne oczy. Najpiękniejsze, jakie widziałam. Szkoda, że nie mam pieniędzy, by cię namalować.
   Alex przyszła na wystawę, by podziwiać obrazy. Ten, przy którym stały wyglądał cudownie. Nie tylko barwy dobrano perfekcyjnie, jego prawdziwą duszą stanowiła centralna postać, z której biły promienie, chociaż nigdzie ich nie można było znaleźć na obrazie. Jednak artyzm i kunszt tego dzieła prysnął niby mydlana bańka, kiedy zobaczyła brunetkę. Ani przez sekundę nie żałowała swojego komplementu, w sumie czy nim był? Dusza blondynki zadrgała i wybuchła fontanną światła. Z trudem utrzymała równowagę. Trwało to jednak ułamek chwili. Wszystko się tonizowało i ucichło, lecz dziewczyna w tej właśnie chwili poczuła moc. Cudowną, nieokiełzaną, a jednocześnie ciepłą i przyjacielską. Odczuła, że już nigdy nie będzie jak wcześniej.
– Malujesz? - Sarah patrzyła na nią nie z ciekawością, ale z przyjaźnią i to było dziwne, bo przecież dopiero się poznały.
–Trochę. - blondynka oszczędzała słowa, a przecież już teraz chciała jej tyle powiedzieć.
   Przyszła od razu chłodna konkluzja. Są z innych światów. Jej ubranie, sposób gestykulacji i doskonale wypowiedziane, aczkolwiek proste słowa. Dlatego posmutniała. Królewicz tylko rzuci spojrzenie na kopciuszka i powóz pojedzie w stronę strzelistego zamku.
– Ja też czasem maluję, to pewnie po mamie. W sumie nie mam zbyt wiele czasu. Granie zajmuje mi czasem osiem godzin.
   Sarah wypowiadała zdania, zwykłe i prawdziwe. Jednak całe jej wnętrze stało w najwyższym alercie. ,,Co się dzieje, przecież to dziewczyna, a ja z pewnością jestem hetero”. - pomyślała. Nie odchodź aniele! Zostań, mów do mnie. Cokolwiek!
   Blondynka spojrzała jeszcze raz na obraz, a potem już mogła sycić swój wzrok widokiem czarnowłosej nimfy. Prosto z innego świata. Chciała zapamiętać jej wizerunek, bo sądziła, że ta piękna dziewczyna zaraz zniknie. Jest przecież zajęta i czemu ma poświęcać swój cenny czas dla zwykłej, ubogiej dziewczyny?
– Wybacz, nie bardzo wiem, jak brzmi ten instrument, ale pewnie ładnie.  

Pewnie są to moje ostatnie słowa do ciebie, śliczna. Jestem miła, widzisz chyba. Zostaniesz ze mną jeszcze minutę?
– Alex, czy ty lubisz dziewczyny?
Grom z jasnego nieba nie zrobiłby większego wstrząsu.
Odkryła? Ja przecież widzę w tobie piękno! Nie tylko cielesne, ale głównie duchowe. Nie jestem tym zainteresowana! Dalszego o to pytasz!?
– Och co ci przyszło do głowy!
   Alex wiedziała, co czuje. W tej chwili wszystko, co w niej było. Myśli, smutki, gorycz zniknęło. Całe jej wnętrze wypełniała Sarah. Nie tylko wypełniała, ale się rozpychała i to nie delikatnie, ale zdecydowanie.
   Brunetka poczuła się głupio. Co za licho mnie podkusiło, żeby tak powiedzieć. W tej chwili, gdyby tylko blondynka umiała patrzeć, mogłaby powiedzieć to samo o mnie. Poznałam ją przed kilkoma minutami, a od tej chwili nie mogę przestać o niej myśleć, ani oderwać od niej wzroku. Cholerna hipokrytka! Oby się tylko nie pogniewała i nie odeszła. Proszę!!!
– Przepraszam. Jestem bardzo bezpośrednia. Czasem za bardzo. Po prostu patrzyłaś tak na mnie, jak nikt. Nawet Randy.

Randy. Pewnie ktoś ważny. Chłopak, narzeczony, jest za młoda na mężatkę. Gdyby miała męża, byłby z nią.

– Kim jest Randy, twój chłopak?
– Nie. Pewien mężczyzna. Bardzo wyjątkowy. - wypowiedziała to i od razu wspomniała wszystkie chwile z nim spędzone. Chciała mu się oddać, ale na szczęście do tego nie doszło. Dzięki niemu! Dlatego pozostanie w jej pamięci już na zawsze jako wyjątkowy mężczyzna.
Och, dzięki, Panie! Jest wolna, czuję to. Nie odchodzi, ale ktoś musi. Tak będzie mniej bolało. Wiesz, że bym chciała zostać z tobą już na wieczność, ale jak wiesz, należymy do innych światów. Ty jesteś księciem, ja kopciuszkiem. To nie ważne, że tam wszystko dobrze się skończyło. To była bajka. Tu jest realny świat. Świat, którym rządzi pieniądz. Interes. Bajki są dla naiwnych dzieci.
– Rozumiem. Nie chcę ci zabierać czasu. Miło było porozmawiać – blondynka musiała to powiedzieć, wolała zrobić to pierwsza.
Alex nadal patrzyła na obraz kobiety w kwiatach. Dopiero po chwili poczuła, że Sarah nadal stoi obok. I w jakiś sposób odebrała, że piękna czarnowłosa nie patrzy na obraz, ale na nią.
– Czy coś nie tak?  
Książę, czy zapomniałeś, kim jesteś. Halo! Czas się obudzić. Przecież masz tłumy, które cię podziwiają i proszą o bis. Nie potrzebujesz kogoś takiego jak ja.
– Przepraszam, że patrzę na ciebie, ale jesteś taka piękna. Ja też bym chciała cię namalować. Mogłabyś mi przesłać swoje zdjęcie na komórkę?
                                                     Alex.
Co! Piękna? No tak, kaprys bogatej dziewczyny. Zdjęcie do kolekcji. Obok nagród, jakiegoś drogiego obrazu, rzeźby, koli z diamentami. Come on, za wysoka półka! Po prostu zdjęcie niebrzydkiej dziewczyny, obok przystojnych brunetów z dwudniowym zarostem. Tylko... moc, która jest we mnie od czasu, kiedy się pojawiłaś w moim życiu, szepcze coś innego. To nie sen. Coś jest nie tak. Ona tak patrzy!  
                                                    Sarah.
Chciałaś odejść, aniele! O nie, nie puszczę cię tak łatwo. Będziesz musiała walczyć ze mną. Dziwne, ale będziesz musiała walczyć jak Jakub, a on walczył z aniołem. Inni twierdzą, że z samym Bogiem. Tak jest napisane w tej kontrowersyjnej książce.  
– Przykro mi, nie mam telefonu.
Głos Alex sprowadził ją na ziemię.  
                                                     Sarah.
Chwileczkę! Co ona mówi? Coś tu się nie zgadza. Kpi sobie?  
– Jak to nie masz, wszyscy teraz mają - na chwilę stała się ponownie Sarah Longridge.
Umiała prowadzić interesy, chociaż większość załatwiał za nią Loyd. Coś tu nie gra!
– Nie stać mnie. Pewnie ci to trudno zrozumieć.
Tak, widzisz, jak jest? Otwórz oczy! Jestem Kopciuszkiem. Nie mam komórki, bo mnie nie stać. Zrozumiałaś!?
Alex poczuła się bardzo źle. Chciała oglądać dalej, ale nie mogła zostać ani chwili przy tej dziewczynie. Prawie wybiegła. Zatrzymała się kilka metrów przed budynkiem. Zaczęła powoli dochodzić do siebie.
Tak dobrze zrobiłaś. To się nie stało. Być może ten obraz zamieszał ci w głowie. Kobieta została na płótnie. Nie poznałaś żadnej Sarah, wiolonczelistki. Czas wrócić do swojego świata. Już czas!
– Przecież to nie jej wina, że jestem biedna – szepnęła do siebie, jednak coś w niej walczyło.
                                                      Alex.
To moc. Wiem to. Czego chce ode mnie? Świat jest taki. Nie każdy bogacz jest zły. Jej oczy... Piękne, cudowne. Ona jest inna. To moc. Próbuje mnie przekonać, że to nie sen. Czemu mnie dręczy? Czemu!!!  
                                                      Sarah.
Co! Uciekasz? O nie! Nie pozwolę ci! Wiesz, kim jestem? Tłumy klaszczą w jednym rytmie i skandują moje imię, ale mam to w tej chwili gdzieś. Nawet moją wiolonczelę, której dźwięk uwielbiam. Nikomu nie mówiłam. Ja go kocham. Daje mi rozkosz. Jak czuły kochanek. Tak, wierzę, że można mieć duchowy orgazm. Może dlatego nie szukałam nikogo, bo brzmienie mojego instrumentu mi dawało ukojenie, spełnienie i ekstazę, lecz nawet to jest teraz nieważne. Mam gdzieś, że tłumy skandują moje imię. Cóż mi po tym. Poznałam cię dzisiaj aniele i nie chcę byś odeszła. Wiem, że czujesz to samo. Nie bój się! Ja cię obronię. Przed światem, przed zimnem. Nawet przed twoim strachem.  
– Alex, ja nie chciałam cię urazić, wybacz. - Sara również musiała wybiec, bo znalazła się przy niej prawie natychmiast.
– Słyszałaś, co powiedziałam przed chwilą? - powiedziała to, bo odebrała, że blondynka jej chyba nie słucha.
Patrzy gdzieś daleko, jest nieobecna.
                                                         Alex.
Wybiegłaś za mną? Za kopciuszkiem? Może jednak nie chodzi o kolejny souvenir... Może jednak moc nie kłamię... Wybiegłaś. Powiesz mi dlaczego? Widzę, że jesteś twarda, zorganizowana. Musisz być taka. Wszystko jest dopięte do ostatniego guzika, byś mogła grać. Tak, z pewnością dlatego. To jest twoje życie. Ja wiem. Jednak... skąd to wiem? Nie jestem Kopciuszkiem? Kim jestem. Kim ty jesteś Siło? Że co? Że mnie wybrałaś. Jesteś osobą? Osobą! Jesteś kim? Och!!! Dobrze. Tak. Rozumiem. Właściwie nie rozumiem. Dalszego ja? Dlaczego? Och! Naprawdę?Dziękuję.

– Tak, słyszę. Zamyśliłam się. - jesteś taka piękna i wybiegłaś za mną. I wiesz co? Wiem, dlaczego to zrobiłaś. – Może nie powinnam tak zareagować. Prawdę mówiąc, odkładałam na ten bilet, a teraz nie wiem, czy mnie wpuszczą z powrotem.
– Alex, zostaw to mnie. Po wystawie pojedziemy i kupie ci farby i wszystko. Tylko już nie uciekaj. O ile masz czas.
– Czy mam czas? Nie jest miło wracać do domu, gdzie zastaniesz pijanego ojca i zapłakaną lub pobitą matkę. Dawno bym coś wynajęła, ale mnie nie stać. - dziewczyna o szmaragdowych oczach odczula, że moc odeszła, jednak czuła się inaczej. Pewniej. Milej. Dobrze. Skoro chcesz, pomagaj, czarnowłosa nimfo.
– Alex, nie mówmy teraz o tym. Obie lubimy malarstwo. Jeśli pozwolisz mi, pomogę, jak dalece będę mogła.
– Dlaczego chcesz mi pomóc? - nie trzeba być mądrym, by zadać takie pytanie.
   Sarah czuła, że zrobi wszystko by ją zatrzymać. Nie chciała, by Alex uciekała już więcej. Cały świąt nagle stał się mały. Ma teraz trochę więcej niż pięć i pół stopy, błękitne, właściwie szafirowe oczy i złote blond włosy. Twarz i wygląd tego anioła i jest dla Sarah czymś większym niż siedem cudów świata, a głos Alex równie pięknie brzmi, jak najdelikatniejsze dźwięki Meditation z opery Thais granej na wiolonczeli.
   Alex poczuła łzy na policzkach, bo jak inaczej mogła zareagować na akt bezwarunkowej dobroci. Z pewnością Sarah nie chciała niczego w zamian.
– Proszę, chodźmy do środka. Chyba chcesz nadal oglądać?
Jestem mała. Proszę! Sądziłam, że jestem kimś. Pozwól mi pomagać! Pozwól mi się chronić! Pozwól mi być przy tobie.
– Tak, bardzo. Dziękuję.
   Wszystko uciekło. Odczucia, wiadomość mocy u Alex. Sarah stała się na powrót światowej sławy wiolonczelistką. Wszytko, powróciło do normy. Czy na pewno?
   Spędziły razem przeszło dziewięćdziesiąt minut. Sarah starała się na nią nie patrzeć. Jednak czuła coś dziwnego i nie mogła tego pojąć nawet w przybliżeniu.
– Piękna wystawa, ale prawdę mówiąc, ta kobieta na polu kwiatów, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Czy też czułaś, że ona jest jakby wtopiona w te kwiaty?
   Zostawiła na chwilę troski. W końcu odkładała z trudem pieniądze, by zobaczyć wystawę. Ten jeden obraz był wart tych pieniędzy. Czy jest coś jak los, przeznaczenie? Jej świat też się skurczył. Miał od teraz na imię Sarah.
– Odniosłam to samo wrażenie. Poczekaj chwilkę. Znajdę najbliższy sklep z farbami.
Sarah zaczęła sprawdzać informacje na androidzie.
– Nie jesteś głodna? - Sarah przypomniała sobie, że istnieją w ciele.
– Nie tak bardzo.
   Alex tak powiedziała, bo co miała powiedzieć?
Od długiego czasu je co może, nie znaczy, że chce.
– Ale pójdziesz ze mną coś zjeść?
– Nie mam pieniędzy – odrzekła zgodnie z prawdą.
Jednak nie myślała już, że brunetkę to nie interesuje.
– Alex, nie zrozum mnie źle. Pieniądze nie mają znaczenia.
– Jak długo?
   To pytanie musiało zostać postawione. Odczucia mylą. Sensacje mijają. Zapytała, ponieważ czuła, że brunetka jest szczera. Nie traktuje jej jak zabawkę jak kaprys. Już miała pewność, jednak zapytała.
– Jak długo zechcesz.
   Sarah nie powiedziała tego ot tak. Wiedział, że to prawda. Nie chce jej kupić. Nie miała takich pieniędzy. Nie miał ich jej ojciec, ani nawet ojciec Randy. Alex nie była na sprzedaż, tylko i wyłącznie z jednego powodu. Była bezcenna!
– Przestań, jutro, a nawet dzisiaj wieczorem, zapomnisz o mnie.
                                                        Alex.
Powiedziałam tak, ale to kłamstwo. Wierzę ci, ale muszę sprawdzić. Potrzebuję potwierdzenia twoich ust.
Sarah spojrzała na Alex.
                                                        Sarah.
Co mam ci powiedzieć? Że jesteś dla mnie jak tlen? Że obraz Mona lisy jest mniej wart niż ty? Że cały ten świat jest mniej wart? Tak nie działa ten świat, lecz na razie w nim jesteśmy. Powiem ci inaczej. Powiem prawdę.
– Nie sądzę. Jeśli zrobisz tylko mały krok w moim kierunku, nigdy cię nie zapomnę.
Zadzwonił telefon
– Tak, to ja.
– Dobrze, dziękuję. Proszę mi przysłać kopię umowy, a drugą do mojego agenta. Jeszcze raz dziękuję.
– Przepraszam cię, to był agent z Sony. Dostałam dobrą propozycję.
– Wiesz, to mnie trochę przerasta. Jeśli chcesz nadal, kup te farby, a potem możemy pojechać coś zjeść. Może będę mogła ci się kiedyś odwdzięczyć.
   Brunetka poczuła ciepło na sercu. Zaufała jej. Już nie ucieknie. Będzie.
Sarah zadzwoniła po taksówkę. Kiedy podjechała, wsiadły. Teraz z kolei Sarah odczuła, że Alex ją obserwuje, ale nic się nie odezwała.
Alex postanowiła, być kim była do dzisiaj. Dziewczyną. Zwykłą dziewczyną. Nie mogła powiedzieć od razu, kim jest teraz, bo pewnie piękna brunetka by tego nie zrozumiała
– Nie ma teraz zbyt wielu ludzi, jak ty – szepnęła Alex, bo określało dokładnie brunetkę.
– Wiem. Teraz, jeśli nawet ktoś chce pomóc, jest to od razu podejrzane.
Nie musiała udawać, bo wiedział, że taka jest prawda. Pomaga, bo chce tego. Może. Musi.
– Znasz dobrze miasto? - prowadzenie z nią dyskusji o czymkolwiek sprawiało Alex radość.
Nie zastanawiała się nad tym, że działa to identycznie w drugą stronę.
– Nie za bardzo. Byłam już tu kilka razy, ale przeważnie kursowałam między hotelem a filharmonią, lub teatrem.
– Ciężko grać na tym instrumencie?
– Może kiedyś zechcesz popróbować sama?
– Och, coś ty. Jak?
– Chciałabyś?
– Pewnie, czemu nie, ale to nierealne.
– Jeszcze dwie godziny temu o tym nie myślałam, ale sądzę, że zostanę tu dłużej, niż sądziłam. A ponieważ to się stanie, będę tu ćwiczyć.
– Tak i...
– I nie zamierzam cię stracić. A jeśli zechcesz mi towarzyszyć, będziesz miała szanse spróbować.
– Znowu nie nadążam. - dusz Alex doznawała czystej radości.
– Pewnie nie masz paszportu?
– Nie mam nawet prawa jazdy. Jedyny dokument z fotografią, jaki posiadam to karta zdrowia.
– A masz gdzieś certyfikat urodzin albo cokolwiek na dowód, że jesteś Kanadyjką?
– Tak, mam świadectwo urodzin, ale czemu o to pytasz?
   Blondynka już wiedział, że żadne ze słów ciemnowłosej nimfy nie było kłamstwem. Ta osoba, która siedziała z nią na tylnym siedzeniu taksówki, już miała plan. I Alex go zaakceptowała. Pozwoliła się nieść na skrzydłach wiolonczeli. Tak. Wyobraziła sobie, że Sarah i jej instrument staje się jednym. Dźwięki instrumentu, który pewnie kiedyś słyszała, ale jej świadomość tego nie zarejestrowała, zmaterializowały się i urzeczywistniły jako skrzydła, latający perski dywan. Nieważne. Niosła ją wiolonczela miłości. To nie był instrument muzyczny. Całość, która niosła je obie, była nierozerwalnym połączeniem Sarah, Alex, instrumentu i dźwięków, które wydawał, kiedy grała brunetka. Alex leżała na miękkim puchy z łabędziego pierza. Leżała nago obok nagiej Sarah. Słyszały anielski śpiew, czuły zapach konwalii. Gorąco wiecznego słońca nie grzało więcej niż ciepło ich miłości. Bardzo chciały czegoś innego, lecz tylko trzymały się za dłonie.
– Mam plan, ale oczywiście to będzie zależeć od ciebie. O, to tu. Tu kupimy farby i inne akcesoria.
– I to będzie test, czy potrafię cię namalować?
Wysiadły.
– Widzisz Alex. Nie musiałaś tego mówić. A skoro powiedziałaś, mogłaś wymienić kwiaty, dom, cokolwiek. A powiedziałaś ,,ciebie”. I oczywiście to nie będzie żaden test.
– Bardzo cię chciałam namalować. Kiedy grasz na wiolonczeli.
– Nago?
– Tak, właśnie tak pomyślałam, tylko się wstydziłam o to zapytać, czy bym mogła.
– Widzisz, ja pomyślałam o tym. Coś definitywnie nas łączy.
                                                   Alex
Och! Świat! Słowa. Zasady. Gra. To wolno, tamto zabronione. Seks po ślubie i oczywiście tylko między kobieta i mężczyzną. Najlepiej po ciemku i pod kołdrą. Srom. Cóż za ohydne słowo, kojarzące się ze wstydem, czystym złem. Zepsucie. Gnijące mięso w ciepłej, sierdzącej odchodami wodzie. O to, tak kiedyś postrzegany był seks. Choćby najczystszy.
   Czy chciałam cię namalować nago? Och tak, ale tylko po to, by rozpalić cię do temperatury środka Słońca, bo tak naprawdę chcę cię. Kochać. Całować twoje włosy, twoje oczy. Lizać twoje wilgotne paszki. Przesuwać palce po twoim udzie, blisko rajskiej doliny i obserwować jak ciemne włoski uginają się pokornie pod prawe nieistniejącym naciskiem moich palców. Pragnę przesuwać mój wilgotny język wkoło twojego nabrzmiałego lewego sutka. Robi wrażenie, że za chwilę wybuchnie. Nie wspominam o ciemnej brodawce twojej lewej piersi. Twardej. Zadziera się lekko do góry i błaga o dotyk. Znęcam się nad tobą. Wiem, czego pragniesz, ale ci tego nie dam. Nie teraz, nie od razu. Widzisz, jak moja prawa dłoń sunie w powietrzu, by wylądować łagodnie na twojej prawej piersi, ale by tortura okazała się sroższa, zatrzymuję ją centymetr nad. W końcu jednak lituję się nad tobą. Wilgotny język dotyka leniwie sutek i zahacza raz na jakiś czas o brodawkę. I staje się cud. Prawa dłoń unosi się powoli i zmienia kierunek lotu. Zatrzymuje się nad lasem ciemnych poskręcanych loczków. Odczuwa ciepło. Twoje uda rozsuwają się wolno i palce prawej dłoni rozgarniają niby pług ziemie, pulchne listki twojej intymności. Rozkoszują się wilgocią i co chwila zahaczają o twardniejącą fasolkę, która płonie i nie przestaje rosnąć i wprost błaga, by zdjąć z niej osłonę.
                                                      Sarah
   Nie jestem tak subtelna i romantyczna jak Ty. Widzisz, chciałam Randy. Chciałam, by mnie wziął. Bym mogła poczuć jego pulsujący organ w sobie. Chciałam mu oddać dziewictwo. Jednak on do tego nie dopuścił. Sądziłam, że jest specjalny. Jest. On jednak nie zrobił tego tylko dlatego, że wciąż kochał Jess. Nie pozwoliła mu moc, która jest w tobie. Wybacz, że pragnę cię potraktować jak sukę, podczas rui. O tak. Wiem, że masz tanie majtki z bawełny, ale nie potraktowałabym inaczej delikatnych fig z przedniego jedwabiu. Rzucam cię na łóżko. Zdzieram ubranie. Rwę stanik. Jesteś prawie naga. Twoje jasne brodawki tną powietrze. Oddychasz szybko, lecz nie zabierasz mi radości obserwacji twoich szafirowych tęczówek. Nie boisz się. Chcesz. Pragniesz. Rozrywam twoje bawełniane majteczki i zatrzymuję wzrok na złotych loczkach. Wskazuję palcem. Jesteś posłuszna. Wskazuję poduszkę. Grzeczna dziewczynka. Unosisz biodra i układasz je na poduszce. Otwierasz cudownie zgrabne uda. Twoje wargi są otwarte, Nie ust, chociaż usta też są otwarte, bo nos nie daje ci dostatecznej ilości tlenu, którego teraz potrzebujesz więcej, bo twoje serce wali jak szalone. Pochylam moją twarz nad rajską doliną, gdzie widzę różaną grotę. Teraz tylko nieznacznie rozchyloną. Wilgotną, gorącą, spragnioną. Nie mam członka jak Randy, ale mam język i usta. To na początek. Ty znęcałaś się nade mną i nie chciałaś dotknąć moich spragnionych sutek i brodawek, ja oddaje ci to samo. Proś! Błagaj! Musisz czekać, a nie chcesz utracić chwili. Nie jestem z kamienia. Nie zniosłabym już dłużej twojego cierpienia. Mój wilgotny język rozchyla płatki. Wiesz, że jesteś rozkrojoną brzoskwinią? Dojrzałą, soczystą. Nektar rozlał się już na uda, pośladki. Dotarł do miejsca, gdzie zwykle panuje mrok. Poczekaj. Nie wszystko na raz! Czujesz mój spragniony język? O tak, wiem, że czujesz. Nie jest już spokojny. Serfuje pomiędzy falami. Powraca mocniejszy, bardziej pewny. Wierci. Liże. Och! Wybacz moje zaniedbanie. Gryzę delikatnie twój najmilszy guziczek. Och, co za nieodpowiednia nazwa! Moja fasolka, chociaż nigdy nie była tak wielka, jak teraz może się uznać za krasnoludka, w porównaniu z wielkoludem. Czy dlatego to masz tak wielkie, by mnie tym wyruchać! Może, to zrobisz później, ale teraz jesteś moja. Biorę do buzi i lekko zaciśniętymi zębami ściągam skórkę. Jęczysz? Już masz? Tryskasz? Grzeczna dziewczynka. Wiesz, że mam palce jak ty. Twoje nigdy nie grały na wiolonczeli. Są silne, bo nosiły ciężkie paczki w Walmart. Moje są silniejsze, ale gładkie. I dłuższe. Zaraz się przekonasz, jak jest to pomocne. Rozsuwam wrota raju, tak mocno, że różowe pierścienie nieznacznie wychodzą, jakby chciały zaczerpnąć powietrza. Wypinasz swoje zgrabne biodra, bo chcesz głębiej. Wiem. Wsadzam mój język brutalnie. Chcesz bardziej, rozumiem. Widzisz, robie to dla ciebie. Cztery palce, dwa z jednej i dwa z drugiej strony, otwierają twój pierścień. Jest silnie różowy, przekrwiony, delikatnie pulsuje. Pomarszczony. Wilgotny i bardzo śliski. Pachniesz cudnie, wiesz? Smakujesz wybornie, o tak! Czy jest możliwe, by językiem dotknąć ścianki macicy? Nie jest, ale ja to robię dla ciebie. Krwawisz, na szczęście krótko. Widzisz, pozbawiłam cię dziewictwa językiem. Nie wnikasz? Jesteś bardzo niegrzeczna, myliłam się co do ciebie. Aha, rozumiem. Chcesz, bym cię pieprzyła. Jak co? Jak dyszel lokomotywy? Jak młot pneumatyczny. Bardzo niegrzeczna dziewczynka. Chcesz jeszcze, mój aniele o szafirowych oczach? Dam ci to. Tak, wiem, że mi oddasz podwójnie. O tym odwdzięczeniu się mówiłaś? Chcesz być całowana tam? Naprawdę? Och, myłaś się porządnie, rozumiem. Zawsze się trzeba myć, bo nigdy nie wiadomo, co może nas spotkać. Okej. Co robisz! Dlaczego wstajesz? O rozumiem. Klęczysz. Unosisz wąskie biodra. Wiesz, że nikt na świecie nie ma tak świetnie wykrojonych pośladków, jak ty? Nadal chcesz być tam lizana? Rozumiem. Masz śliczny złoty wianuszek wkoło dziurki. Nie wiedziałaś? Rozumiem. Nie patrzymy sobie w tyłek. O tak. Jesteś tu troszkę gorzka, wiesz? Czy nie lubię? Dlaczego tak sądzisz? Kocham. Kocham wszystko w Tobie. Och, jęczysz? Przestań się zaciskać! Chcesz przecież głębiej. O tak. Grzeczna dziewczynka. Nie. Teraz ci liże dupkę. Potem cię tam podtykam. Co! Nie waż pieścić sama tego monstrualnie wielkiego dzyndzelka. Nie wolno. Boli? Powinno boleć. Dostałaś klapsa, bo się dotykałaś. Uprzedzałam. Och, jaka jesteś tu ciasna. Jesteś mi winna przysługę. Co powiedziałby Samuel Longridge, gdyby wiedział, że wpakowałam ci cały język w pupkę. Wychowali mnie na porządną dziewczynę. O, lubisz! Reagujesz silniej, niż kiedy lizałam ci różaną grotę. Dobrze. Mówisz, że się poprawisz, jak co ci zrobię!? Definitywnie nie wychowali cię dobrze. Okej, nie powiem im dlaczego. No tak, mamie. Sądzisz, że dasz radę. Chcesz, to mało mnie to obchodzi czy dasz. Lepiej daj, bo i tak to zrobię. Co? Za późno na wątpliwości. Sama chciałaś. Najpierw zrobię to moimi mocnymi od grania dłońmi, a potem poszukam rękawic bokserskich. Och, nie bój się. Żartowałam. Gotowa? Jesteś ciasna. Gorąca. Wytchnąć? Dlaczego mam ci dać wytchnąć? Wiem, że nie jesteś krową. To wszystko twoja wina. Sama chciałaś. Tak, jesteś piękna. Cudowna, urocza. Uwielbiam całować twoje usta, szyje, oczy, uszki, cycuszki i dupkę. Tak cipkę również, nawet bardziej.
Co? Jak się będziesz dotykać, to dasz radę? Dobrze, niech ci będzie. Mam nadzieję, że nie zmiażdżysz mi dłoni. Wiesz, ile są warte? Dowiesz się później. Kurwa, ale jesteś ciasna. Och! Widzisz, dałyśmy radę. Cicho, bo ktoś usłyszy. Oczywiście, że będę chciała tak samo. Masz szerze dłonie, a ja jestem bardziej ciasna? To mój kłopot. Nie bądź taki chojrak. O już jest okej? Co? Pięść? Dobrze. Tak lepiej? Zajebiście? Brzydko mówisz. Kurwa? To, co powiesz teraz. Co robię? Było się nie chwalić, że masz rozciągliwą cipkę. Tak, dobrze sądzisz. Wkładam drugą. Rozerwę? Nie sądzę. Kocham cię, jak bym mogła! Błagasz? Nic z tego. Przestań się drzeć, aniołku. Naprawdę chcesz mi zagnieść dłonie? Tak w ogóle to, jak to możliwe, że czuję nadal twoje skurcze. Masz dwie dłonie w piździe, dlatego to jest dziwne, że czuję. O lubisz! Wiedziałam, że tak będzie. Nie, nie wyjmę jednej. Chcesz i tam? Jesteś zachłanna. Następnym razem. Tak, mi możesz. O! Co to za dźwięk? Tak brzmiało, jakby ktoś ubijał mokrą bieliznę w beczce. Tak, powraca do normalnych rozmiarów. Dziwne. Ciężko mi wsunąć palec, to jak mogłam wsadzić tam moje dwie artystyczne dłonie za kilkanaście milionów? Tak, są ubezpieczone. Nie rozumiesz? Dwa kontrakty z Sony więcej kosztują, dlatego. Dobrze. Już jestem twoja. Zemścisz się? Bardzo proszę, a nawet chcę
.
To pomyślały. Czy wiedziały o tym, że obie myślą o tym samym? Nie. To trwało ułamek chwili. Wystarczył jednak by tanie, warte cztery dolary, bawełniane majteczki firmy Jocker u Alex i drogie za dwieście pięćdziesiąt dolarów majtki z jedwabiu firmy Lejaby u Sarah, zrobiły się mokre. Czy to się kiedyś stanie? Takie pytania powstały w obu ślicznych główkach. To wszystko zaistniało w ich umysłach, zanim Alex wypowiedziała pytanie.

– Prawdę mówiąc pomyślałam to, kiedy cię pierwszy raz dostrzegłam. Zanim zaczęłyśmy rozmawiać przed tym obrazem.
– Niesamowite.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użył 4651 słów i 26518 znaków, zaktualizował 1 cze o 9:25.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.