W sercu Śnieżki (tom 3) - Rozdział 1

Stoję między dwoma filarami i obserwuję tłum tańczących. Nie chcę rzucać się w oczy. Nie jestem tutaj po to, żeby się bawić. Mam konkretną ilość towaru do sprzedania i nie zamierzam odpuścić. Nie cierpię awanturować się z Brunem, a przecież temu dupkowi zawsze chodzi o pieniądze. Hajs się zgadza, to i my się lepiej dogadujemy. Taka dziwna przyjaźń.

– Masz towar?

Mrugam i obracam głowę w stronę niskiego, chudego chłopaka. Zerka nerwowo przez ramię, ściskając w dłoniach plik banknotów. Zabieram jeden z nich i wpycham małą paczuszkę do przedniej kieszeni jego jeansów. Jest zaskoczony, ale kiwa głową – to chyba taka forma podziękowania. Znika, nim zdążę mrugnąć.

Chowam pieniądze do kieszeni bluzy, uważnie przyglądając się tłumowi, ale nic się nie zmieniło. Nikt nie zwraca na mnie uwagi. Nie mam obsesji. Nie czuję się obserwowany. Mam wrażenie, że przez budowę ciała i sporą ilość tatuaży jestem bezpieczny.

A może chodzi po prostu o to, że jest mi już wszystko jedno.

Odsiedziałem swoje i mam ewidentny problem z ponownym zaaklimatyzowaniem się w starym środowisku. Bruno naciskał bardzo długo, żebym wrócił do dilowania. Nie byłem szczęśliwy, ale nie mogłem odmówić. Wbiłem mu nóż w plecy i teraz muszę ponieść konsekwencje swojej idiotycznej decyzji. Ze statusu „prawej ręki" spadłem do rangi „żółtodzioba" z marną stawką procentową.

Może nie powinienem stawiać swojego życia na szali z powodu dziewczyny. Może postąpiłem jak idiota. Może niepotrzebnie zaufałem własnemu sercu.

Nie wiem.

Miłość jest popieprzona. Czułem, jak podnosiła mnie z kolan, a jednocześnie wpychała pierdolone kamienie do kieszeni, żebym nigdy nie wstał z klęczek. Za wszelką cenę pragnąłem zatrzymać przy sobie Wiktorię i przepłaciłem to długimi latami w więzieniu. Przeżyłem horror. Straciłem siebie, a na koniec i tak zostałem z niczym.

Miałem Olę i gdybym tego nie spierdolił, pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Przecież ta dziewczyna nie miała wobec mnie żadnych oczekiwań. Może chciała być kochana – nie wiem. Każdej wspólnej nocy obejmowała mnie ciasno ramionami w pasie, jakby się bała, że zniknę. Zawsze była obok, nawet jeśli tego nie chciałem. Tak bardzo skupiłem się na Wiktorii, że miałem w dupie uczucia Oli. Uprawiałem z nią seks, nazywałem swoją dziewczyną, zabierałem ze sobą na każdą imprezę, ale na pewno nie byłem facetem jej marzeń. A jednak z jakiegoś powodu zależało jej na mnie i nie chciała mnie stracić. Była obok tak długo, jak jej na to pozwalałem. Pewnego dnia postanowiłem skończyć tę farsę i ją uwolnić. Obiecałem, że widzi mnie po raz ostatni. Płakała, krzyczała, wyzywała mnie najgorszych, aż wreszcie wyszła. Wyszła z mojego mieszkania i całego życia.

Liczyłem, że zacznie błagać, ale nie tym razem. Nie wypytywała o mnie. Ani razu nie odwiedziła mnie w więzieniu. Było tak, jakby przestała istnieć.

Ale tak naprawdę to ja przestałem dla niej istnieć.

Potrząsam głową, bo nie mogę ciągle rozpamiętywać przeszłości i otwierać starych ran. Wiktoria przekreśliła nasz związek grubą kreską, więc dlaczego nie mogę zrobić tego samego? Dlaczego wciąż tkwię we wspomnieniach i karmię się pierdoloną nadzieją? Dlaczego to sobie robię? I dlaczego myślę o Oli, którą raniłem przy każdej nadarzającej się okazji? Przecież nie cofnę czasu. Nie wrócę do tamtych lat i nie naprawię naszej popieprzonej relacji. A Ola już nigdy nie podniesie mnie z klęczek. Będę na nich do końca swojego życia, bo takie właśnie życie sobie wybrałem.



Wchodzę do mieszkania i omiatam wnętrze obojętnym spojrzeniem. Nie podoba mi się tutaj, chociaż przed Brunem gram wdzięcznego przyjaciela marnotrawnego. Udaję, że jestem pieprzonym szczęściarzem, bo przecież mogłem wylądować na ulicy.

Rodzice?

W grę wchodziło zatrzymanie się u nich, ale bez pieniędzy nie pozwolono by mi nawet przekroczyć progu domu. Nie powinno mnie to dziwić, bo zacząłem coś dla nich znaczyć, gdy zaprzyjaźniłem się z Brunem.

Kumple?

Wszyscy kumple, których miałem, należeli do grona Bruna. Nikt nie zamierzał pomóc zdrajcy. Jak na złość towarzystwo się wykruszyło, bo brak umiaru w braniu poskutkował śmiercią. To gówno nie oszczędza nikogo.

Dziewczyny?

Kiedyś miałem Wiktorię, potem pojawiła się Ola. Tej drugiej zależało bardziej i to właśnie z niej zrezygnowałem. Odrzuciłem ją z powodu pierwszej, której do teraz nie potrafię przestać kochać, chociaż jest zaręczona z innym. Każda z nich wymazała mnie ze swojego życia i nie powinienem być zaskoczony.

Nie miałem wyjścia, żadnej cholernej alternatywy. Musiałem wrócić tutaj, do tego piekła, które sam sobie zgotowałem.

Mój wzrok zatrzymuje się na stole. Dwie małe foliowe paczuszki wołają mnie, ale staram się ignorować pragnienie chwilowego zapomnienia. Zdaję sobie sprawę, że Bruno byłby zadowolony, gdybym wrócił do tego chujostwa. Właśnie dlatego chciał, abym wrócił również do dilowania. Miało mi to przypomnieć stare czasy. Czasy przed Wiktorią.

Podchodzę do lodówki i wyciągam zimną wodę w butelce. Zauważam alkohol, więc przeklinam pod nosem.

Bruno znowu tu był.

Wiem, że to jego mieszkanie. Wiem, że mój samochód już nie jest mój, bo tuż po tym jak znalazłem się za kratkami, przywłaszczył sobie wszystko, co było moje. Tłumaczył, że to zapłata za przepierdolony towar, ale nie wydaje mi się, aby chodziło tylko o hajs. Bruno zapewnił sobie karty przetargowe i na każdym kroku przypominał, co należało do mnie. Potem długo milczał, pewnie czekając, aż zacznę go błagać o oddanie moich rzeczy, ale nie doczeka się tego.

Już nigdy nie upadnę tak nisko, aby błagać.



Siedzę na krawędzi łóżka i ciężko oddycham.

Miałem koszmar. Znowu.

Zaczęło się jeszcze w areszcie.

Kilka godzin wcześniej byłem z Wiktorią, a potem niespodziewanie gliny wyłamały drzwi do mojego mieszkania. Przyciśnięto mnie do podłogi i unieruchomiono nadgarstki. Nikt nie zadawał pytań. Sam byłem sparaliżowany z powodu strachu, bo gdy zakładano mi kajdanki, dwóch kolesi zaczęło przeszukiwać mieszkanie. Nie miałem tam nic, bo po akcji z Remikiem przeczuwałem najgorsze, a jednak znaleziono towar. Rzucali paczuszki na podłogę tuż przy mojej głowie. W pewnych momencie zamknąłem oczy i przycisnąłem czoło do podłogi.

Spełnił się najgorszy koszmar każdego dilera.

Poczułem mocne szarpnięcie i po chwili postanowiono mnie na nogi. Wiedziałem, że to był koniec. Znaleziono towar. Zbyt dużo, abym dał radę się wybronić. Spuściłem głowę, całkowicie rezygnując z prób oporu. Kilka minut później wyprowadzono mnie jak najgorszego zbira.

A to wszystko z powodu dziewczyny, która przestała mnie kochać. Chciałem pomóc jej przyjacielowi i wylądowałem w więzieniu. Chciałem ją tylko odzyskać. Chciałem być znów częścią jej życia.

Przecieram dłońmi twarz, żeby odgonić resztki koszmaru.

Odkąd dowiedziałem się o zaręczynach Wiktorii, chciałem sprawdzić Aleksa. Musiałem dowiedzieć się, kim był i dlaczego wybrała właśnie jego. Miałem przeczucie, że ten wytatuowany koleś jest kopią mnie – wciąż tak uważam. Jeszcze nie zdecydowałem się na użycie pajęczyny znajomości, ale jestem bliski złamania. Ciekawość zżera mnie od środka.

Przez cały pobyt w więzieniu pielęgnowałem dobre wspomnienia. Czasami nawet wyobrażałem sobie, że moje poświęcenie zostanie docenione i w ramach nagrody otrzymam miłość dziewczyny, która przecież kiedyś mnie kochała! Pamiętałem też o Oli. Kiedy już naprawdę nie dawałem rady, przypominałem sobie, jak bardzo jej zależało, jak bardzo o nas walczyła, jak bardzo mnie kochała... Nie chcę kłamać, ale liczyłem na nią. Gdy podchodziłem do pieprzonej głównej bramy, naprawdę liczyłem, że zobaczę ją po drugiej stronie.

Ale na zewnątrz nie czekała żadna z nich.

Tylko sam Bruno.



Dom Bruna jest ogromny i czuję się w nim obco. Z każdej strony łypią na mnie ślepa niezadowolonych ludzi tego dupka. Najchętniej pogrzebaliby mnie żywcem. Udaję niewzruszonego, gdy przechodzę przez długi hol i trafiam do dużego pomieszczenia, w którym jest dosłownie wszystko. Kuchnia, jadalnia, kino domowe, cztery kanapy i trzy fotele, stół bilardowy, piłkarzyki, konsole i bar.

Bruno macha do mnie z kanapy, więc spinam się, bo zauważam rudą dziewczynę na jego kolanach. Na przeciwko siedzi Amadeusz – prawa ręka Bruna. Wygląda na odprężonego i niezainteresowanego otoczeniem, dlatego rozluźniam ramiona i siadam obok niego.

Dyskretnie rozglądam się wkoło. Ludzie udają niezainteresowanych, ale jestem pewien, że zamierzają uważnie przysłuchiwać się naszej rozmowie. Nie lubię tłumów, ale do mojego przyjaciela to nie dociera. Ubzdurał sobie, że możemy wrócić do przeszłości i być znowu tymi chłopakami, którzy mieli wyjebane na wszystko i robili co chcieli. Odpycham beznadziejne wspomnienia, próbując zapanować nad mimiką twarzy.

– Kiepsko wyglądasz – stwierdza Bruno, głaszcząc rudą dziewczynę po udzie. Jego ręka ucieka w stronę brzegu krótkich spodenek. – Podoba ci się? – pyta z przekąsem.

Kręcę głową.

– Nie mój typ.

Dziewczyna wykrzywia usta w podkówkę, udając urażoną, ale po chwili parska melodyjnym, wyćwiczonym śmiechem. Gdybyśmy byli w innym miejscu, pewnie współczułbym tej lasce. Znam tego dupka wystarczająco długo, aby wiedzieć, jak szybko porzuca maskę czarującego faceta i staje się agresywnym gnojkiem. Ale ona przyszła do jego domu i siedzi na jego kolanach. Problemy z tym dupkiem będą tylko jej problemami.

– Co się dzieje? – drąży Bruno. – Odkąd wróciłeś, nie jesteś już tym samym gościem co kiedyś. Nie mogę powiedzieć, żebym z tego powodu skakał z radości.

– Potrzebuję czasu na zaaklimatyzowanie się – odpowiadam szczerze, zezując w stronę Amadeusza, który gapi się tępo w sufit. – Na szczęście masz wsparcie.

Amadeusz prycha.

– W tej branży nie ma mowy o żadnym szczęściu – burczy pod nosem. – Jeśli chcesz, mogę oddać ci miejsce. – Powoli obraca głowę w moją stronę. – Zagrzałem je specjalnie dla ciebie.

Unoszę brwi i przenoszę wzrok na rozbawionego Bruna.

– Uwielbiam tego gościa! – mówi głośno, celując w niego palcem. – Odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku.

– Z tego powodu powinieneś skakać z radości – drwię.

Kąciki jego ust unoszą się wyżej.

– Kiedyś byłeś taki sam jak on. – Rozbawienie znika z jego twarzy. – Ale potem pojawiła się ona i wszystko zjebała.

Ruda piszczy cicho i niespodziewanie podskakuje na kolanach Bruna.

– To boli – syczy urażona.

– Wybacz, złotko – mruczy dupek, całując ją w szyję.

Opuszczam wzrok na udo dziewczyny i dostrzegam zaciśniętą dłoń. Białe kłykcie mówią wszystko – Bruno jest wkurwiony. Najchętniej ulotniłbym się stąd jak najszybciej, ale wiem, że nie mogę. Jestem pod stałą kontrolę i każdy wybryk może zostać potraktowany jak zdrada, bo mój przyjaciel jest popierdolony.

– Wiki to przeszłość.

Żałuję tych słów od razu po wypowiedzeniu.

Bruno nieruchomieje. Dłonie rudej dotykają jego ramion, a jej usta przyklejają się do jego policzka. Mogłaby mu nawet zacząć obciągać, ale on dalej wpatrywałby się we mnie z mordem w oczach.

– Kiedy ostatni raz kogoś przeleciałeś? – pyta lodowatym tonem.

– Bruno – upominam go, bo nie jesteśmy sami, do cholery.

– Zadałem pytanie! – grzmi.

W pomieszczeniu zapada cisza. Kątem oka zauważam, że Amadeusz powrócił do gapienia się w sufit. Naprawdę ma wyrąbane na wszystko. Prawdopodobnie może być jednym z pierwszych, który zgłosiłby się do kopania mojego grobu. Spoglądam przed siebie. Dłonie rudej nieruchomieją, a na jej twarzy pojawia się cień paniki. Za to Bruno zaraz skoczy mi do gardła i rozszarpie tętnicę.

– Nie znalazłem jeszcze żadnej odpowiedniej laski.

– Gówno prawda – syczy.

– Żeby znaleźć, trzeba zacząć szukać – odzywa się Amadeusz, a ja mam ochotę mu przypierdolić.

– Kto pytał?

Wzrusza ramionami.

– Kto kłamał? – przedrzeźnia mnie, splatając dłonie na brzuchu.

Zaciskam zęby. Krew dudni mi w głowie, bo nienawidzę być traktowany jak idiota.

– Nic o mnie nie wiesz.

Mężczyzna ponownie wolno obraca głowę w moją stronę i mruży oczy.

– Tak się składa, że wiem więcej niż ty sam.

Zaciskam dłonie, gotów mu przywalić, ale wtedy czuję na ramionach dwie silne dłonie. Ich ciężar zatrzymuje mnie w miejscu. Zerkam przez ramię i zauważam Bolka oraz Stariosa – dwóch idiotów, którzy nawet nie ukrywają swojej niechęci.

– Amadeo, dosyć!

Bruno nie brzmi na wkurzonego. Przenoszę na niego wzrok i ciśnienie automatycznie mi się podnosi, bo jest rozbawiony. Ten dupek świetnie się bawi, gdy jego przydupas mnie gnoi.

– Chłopcy, wszystko gra – zwraca się z krzywym uśmiechem do dwóch typów stojących za kanapą. – No już, odpuśćcie.

Dłonie znikają z moich ramion, a ja wreszcie mogę się rozluźnić, chociaż wciąż jestem wściekły.

– Idziemy na imprezę – dodaje, zaskakując tym nie tylko mnie, ale również Amadeusza. – Co macie takie miny? Ruszcie dupy.

Chcę wstać, ale Bruno wstaje pierwszy, wyciąga z kieszeni niewielką paczuszkę i rzuca nią we mnie. Powstrzymuję się od grymasu, bo nie chcę ćpać. Mam naprawdę dość tego gówna.

– Dzięki, ale nie potrzebuję wspomagaczy – burczę.

– To coś nowego i fajnego – wyjaśnia Bruno, ignorując moją wypowiedź. – Weźmiesz to, a potem pójdziesz na imprezę, na której znajdziesz sobie laskę do przelecenia. – Uśmiecha się kpiąco. – Na ręcznym daleko nie zajedziesz.

– Nie zachowuj się jak pierdolony prawiczek – ruga mnie Bolek. – Kiedyś pieprzyłeś wszystko, co się ruszało.

– Teraz nagle przypomniałeś sobie, że istnieje coś takiego jak sumienie? – drwi Starios.

– A może po prostu znalazł sobie koleżków w więzieniu, którzy są lepsi w te klocki niż laski? – Bolek zaczyna się śmiać. Nikt mu nie wtóruje. To kompletny debil i chyba inni też to zauważyli. – No weźcie! Przecież to jest zabawne!

Zaciskam usta, bo atmosfera zaczyna się zagęszczać. Od samego początku wiedziałem, że ludzie będą przysłuchiwać się naszej rozmowie, ale nie sądziłem, że postanowią dorzucić swoje pieprzone trzy grosze. Bolek i Starios nigdy za mną nie przepadali, jednak gdy byłem prawą ręką Bruna, to nie podskakiwali. Wtedy znali swoje miejsce w grupie. Zerkam na Amadeusza, który dalej, kurwa, gapi się w sufit. Zgrzytam zębami, bo zaraz chuj mnie jasny trafi.

– Chłopcy, chłopcy... – mruczy Amadeusz. – W ciągu miesiąca przeleciał więcej lasek niż wy przez całe swoje życie.

Czy on właśnie stanął w mojej obronie?

– Najwidoczniej uderzył się czymś ciężkim w głowę – dodaje z ironicznym uśmieszkiem. – I chwilowo stracił pamięć.

Idiota.

– Dlatego potrzebuje przypomnienia – mówi śmiertelnie poważnie Bruno.

Opuszczam wzrok na swoją klatkę piersiową i chwytam w dwa palce paczuszkę. Podnoszę wzrok na Bruna, pozwalając mu na zobaczenie mojego prawdziwego wyrazu twarzy. Dodatkowo chcę słownie zaprotestować, ale ten dupek patrzy na mnie z góry z miną niezadowolonego chłopca, który za chwilę pójdzie się poskarżyć do tatusia. Do zwyrola mającego wyjebane na wszystko i wszystkich – łącznie z synem.

– Nie radzę – ostrzega, unosząc palec.

Jestem na straconej pozycji i nie mam wyboru. Kiwam nieznacznie głową, a Bruno uśmiecha się szeroko.

– Witamy z powrotem – dodaje zupełnie innym tonem niż wcześniej.

Gdybym go nie znał, pomyślałbym, że ma jebane rozdwojenie jaźni. Jednak znam prawdę. Bruno to aktor, kurewsko dobry aktor. Nigdy nie chciałem mieć z nim na pieńku i cieszyłem się, gdy zostaliśmy przyjaciółmi. Wtedy jeszcze miałem zamknięte oczy, a kiedy je otworzyłem, zdałem sobie sprawę, że było już za późno.



Gapię się w lustro. Pieką mnie oczy z powodu dymu papierosowego. Naprawdę odzwyczaiłem się od takiego życia. Mój organizm przeżył prawdziwy detoks w więzieniu i to był jedyny plus tamtego miejsca.

Zamknięta paczuszka leży na brzegu umywalki i woła mnie, ale walczę z pokusą. Wspomnienia z przeszłości są bardzo wyraźne. Czuję w gardle smak kwasu, więc biorę głęboki wdech. Wiem, że muszę wziąć to gówno, bo inaczej Bruno przypierdoli się do mnie bardziej. Moje życie i tak jest piekłem, ale nie chcę być wiecznie na świeczniku. Pragnę pierdolonego spokoju. Nie mam zbyt wygórowanych oczekiwań.

Przyglądam się uważnie zawartości woreczka strunowego. W środku są dwie białe tabletki o dość nietypowym kształcie. Nie znam tego towaru. Nie znam działania, skutków ubocznych, poziomu odklejenia od rzeczywistości. To dla mnie wielka niewiadoma i duże ryzyko.

Nie boję się, że umrę. Boję się, że to gówno znowu mi się spodoba i znowu będę uzależniony. Świat pod wpływem wspomagaczy jest lepszy. Wtedy człowiek niczym się nie martwi ani nie przejmuje. Czas przelatuje przez palce z prędkością błyskawicy. Negatywne emocje są obce, a radość sprawia dosłownie wszystko. Nie trzeba dbać o innych, ich uczucia, wrażliwość. Seks jest lepszy, bo bez zahamowań. Można dosłownie odlecieć na inną planetę podczas silnego orgazmu.

Zaciskam zęby i liczę czas, bo wiem, że za chwilę wparuje tu Bruno i będzie żądał wyjaśnień. Nic nie mam na swoją obronę. Musiałbym kłamać, a przecież tego też zrobić nie mogę. Ten dupek jest zbyt inteligentny i bystry. Dokładnie wie, co się ze mną dzieje, a jednak udaje, że jest ślepy. Dał mi szansę, abym udowodnił mu, że wciąż jestem jego przyjacielem. Chce prezentacji mojej wierności i lojalności. Myśli, że współuzależnienie, dilowanie, bzykanie panienek cofną nas do przeszłości – naszych złotych lat.

Ale tak się nie stanie.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i obyczajowe, użyła 3153 słów i 18455 znaków.

Dodaj komentarz