CAMILA
Muzyka rokowa, płynąca z głośników wielkości potężnych bernardynów, grzmiała tak głośno, że ledwo słyszałam własne myśli. W dodatku piosenka była okropna. Mój ojciec, który był kiedyś wokalistą, nauczył mnie, jak rozumieć muzykę, jak dostrzec jej piękno i usterki. Teraz to był niemal nawyk. Przepychając się łokciami, wyszłam z salonu, w którym się tańczyło i skierowałam się do pokoju bilardowego. Mój chłopak Zack stał tam, przygarbiony nad stołem, przygotowując się do uderzenia. Pchnął kijem i biała bila z impetem uderzyła w bilę w paski tak zwaną połówką. Ta wpadła do narożnej dziury.
- Zack – powiedziałam.
- Szszszsz… - Podniósł brwi. – Bila numer osiem do lewej bocznej dziury – oznajmił. Posłał bilę tam gdzie zapowiedział. Wyprostował się i wyszczerzył zęby do swojego przyjaciela Deza, który stał za nim.
- Płać frajerze. – Dez wyciągnął banknot, Zack wetknął go do kieszeni dżinsów.
- Zack – powiedziałam znowu. Chłopak objął mnie w talii. Jego oddech pachniał piwem a włosy żelem.
- Chcesz iść na trochę na górę? – Zapytał znacząco poruszając brwiami.
- Nie teraz. – powiedziałam. Moja mama miała rację w jednej sprawie: chłopcy przez cały czas myślą o seksie. Przespałam się z Zackiem kilka miesięcy temu, od tej pory on cały czas o tym mówi. – Chodźmy na górę napić się czegoś, zaschło mi w gardle, wszyscy tutaj palą.
- Chcę obejrzeć następną partię – Zack kiwnął głową w stronę stołu bilardowego. – Ale weź coś dla mnie. Może piwo?
- Dobrze – westchnęłam i ruszyłam do kuchni. W holu odskoczyłam gwałtownie, żeby nie uderzyły mnie otwierające się właśnie drzwi. Wszedł Leon. Sam.
- Gdzie Judy? – zapytałam, zerkając za jego plecy w poszukiwaniu przyjaciółki. Chłopak się skrzywił.
- Nie chcę o tym gadać. – To było dziwne. Leon i Judy byli nierozłączni. Zawsze razem. Jak dwie połówki jabłka. Niewątpliwie coś było nie tak. Leon omiatał tłum w salonie.
- Widziałaś Todda? – zapytał.
- Nie – wyznałam szczerze. Leon zaklął pod nosem. Ruszyłam dalej do kuchni. Kuchnia była jeszcze bardziej zatłoczona niż inne pomieszczenia. Potem ruszyłam do lodówki po butelkę wody i nalałam piwa do plastikowego kubeczka. Odwróciłam się i zderzyłam się z kimś. Napoje zakołysały się niebezpiecznie. Szybko odstawiłam kubki na blat, żebym nie zalała sobie koszulki.
- Ej! – krzyknęłam i dopiero kiedy rozpoznałam osobę z którą się zderzyłam oprzytomniałam. – Och, Nick. Cześć.
Serce zaczęło mi bić szybciej, gdy zobaczyłam wbite w siebie zielone oczy. Nick grał ze mną w szkolnej orkiestrze. Był w sekcji perkusyjnej. Ale ostatnio łączyło nas coś więcej niż muzyka.
- Cześć Cami. – Wiele osób skracało tak moje imię, ale w niczyich ustach nie brzmiało to nawet w połowie tak fajnie, jak wtedy kiedy mówił to Nick. Ktoś mnie popchnął. – Chodź, tam będzie bezpieczniej. – Złapał mnie za rękę i pociągnął przez tłum poszukiwaczy drinków do mrocznego pokoju.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się, a motyle w brzuchu znów zaczęły szaleć.
Nick zawsze patrzył w ten sposób. I jeszcze ten ciepły ton głosu. Zupełnie jakby wiedział o mnie rzeczy, których nigdy mu nie zdradziłam. Kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem z nim sama w pomieszczeniu tonącym w półmroku, zaczerwieniłam się i odwróciłam wzrok. Ostatnio, kiedy byłam tak blisko Nicka, pocałowaliśmy się. Nie chciałam, żeby znów zrobiło się niezręcznie. Tak jak teraz…
- Muszę iść. – odwróciłam się, ale Nick złapał mnie za ramię.
- Poczekaj. – Zatrzymałam się. Podobał mi się jego dotyk dłoni na mojej skórze. Po moim ramieniu przebiegły dreszcze i dostałam gęsiej skórki.
- Nick ja...
Hejo ;D
Ta część jest z perspektywy Camili. (Jest na zdjeciu)
Piszcie co sądzicie ;P
1 komentarz
Niedostępna
Rozdział naprawde mi się podoba