Dziś czekały mnie dwa bardzo ważne zadania: Po pierwsze razem z Dominikiem postanowiliśmy iść do przychodni i poddać się testowi na HiV.W naszym mieście powstał specjalistyczny ośrodek, w którym bez problemów przeprowadzali takie testy. Problem w tym, że ja się cholernie bałam.I to już nie chodziło o to czy jestem, czy też nie, bałam się o Dominika.Przecież on był dla mnie całym światem i nie potrafiłabym bez niego żyć.Po drugie postanowiłam spotkać się z Pawłem i z nim szczerze porozmawiać, chciałam by miał świadomość, że nie jestem na niego zła za to, że mnie może zaraził, przecież nie zrobił to celowo.Kochał mnie i tego jednego byłam pewna, ale ja nie chciałam wchodzić dwa razy w to samo, zresztą zdradził mnie, a ja zakochałam się w Dominiku i planujemy naszą wspólną przyszłość.Czy można pragnąć czegoś więcej? no chyba dostałam od losu wystarczająco dobroci w postaci Dominika. W milczeniu, trzymając się za ręce szliśmy w stronę kliniki i chociaż Dominik się nic nie odzywał ja wiedziałam, że boi się tak samo jak ja.Tuż przed wielkim budynkiem zatrzymaliśmy się i chłopak spojrzał mi głęboko w oczy.
- Liz cokolwiek się stanie pamiętaj, że to nie zmieni moich uczuć do Ciebie.Nie spowoduje, że przestanę Cię kochać, chcę byś o tym pamiętała - powiedział
- Wiem Dom, wiem o tym, ale strasznie się boję.Nie wiem co zrobię, jeżeli będę zarażona - powiedziałam ściszonym głosem
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - usłyszałam
Wzięłam dwa głębokie wdechy i weszliśmy do środka.Na korytarzu siedziała w rejestracji młoda kobieta a na ławce siedziało dużo młodych osób.Kolejka była dość sporawa, ale najbardziej przeraziło mnie to, że w kolejce siedziała też mała
dziewczynka z przerażonymi oczkami.
- W czym mogę pomóc? - usłyszałam głos pielęgniarki
- Ja, ja chciałam się przebadać, my chcieliśmy - poprawiłam się
Spojrzałam na Dominika, który mocno trzymał mnie za rękę i poczułam ogarniający strach. Wielkie, brązowe drzwi otworzyły się a z nich wyszła kobieta rzucając się dziecku w ramiona.Uff to nie dziecko czekało za badaniem.Obok mnie stała młoda czarnowłosa lekarka, która uważnie przyjrzała się mojej twarzy.
- Poproszę do mojego gabinetu - powiedziała zachęcająco
Spojrzałam na nią zaskoczona i bez słowa udaliśmy się za nią.Wraz z Dominikiem usiedliśmy na czarnym fotelu a ona uważnie na nas spojrzała.
- To jeszcze nie wyrok śmierci - powiedziała patrząc mi prosto w oczy
- Nie wiemy, czy jesteśmy zarażeni.Mój były partner ma Aids, prosił bym wraz z Dominikiem się przepadali - powiedziałam zaskoczona swoją odwagą
Bez słowa wstała i wyciągnęła strzykawkę i pobrała nam krew.Badanie było bezbolesne, ale czułam w środku strach.Przecież w tej chwili ważyły się moje, nie nasze losy.
- Wie państwo dlaczego przyjęłam was bez kolejki? - zapytała siadając na swoje miejsce.Pokręciliśmy przecząco głową i bez słowa słuchaliśmy dalej.
- Widziałam przerażenie w waszych oczach.To nie jest wyrok.Proszę mi powiedzieć jak ma się pański były partner? - zapytała
- Nie wiem - przyznałam szczerze
Spojrzała na mnie z wyrzutem w oczach, a ja po jej spojrzeniu wyczułam, że nie jest zdziwiona.Chociaż usta milczały, ale oczy mówiły, że spodziewała się takiej reakcji.
- To normalne wśród społeczności.Proszę z nim porozmawiać i proszę pamiętać, że on potrzebuje przede wszystkim wsparcia rodziny, przyjaciół i najbliższych.Potrzebuje teraz pani bardziej, niż kiedykolwiek - szepnęła wręczając nam kilka ulotek.Bez słowa wyszliśmy z jej gabinetu i trzymając się za ręce opuściliśmy ten budynek.
- Tydzień - powiedział ściszonym głosem Dominik
- Dominiku ja chcę spotkać się z Pawłem, ja muszę - powiedziałam.Chłopak kiwnął głową i uśmiechając się do mnie, pociągnął mnie do siebie.
- Kocham Cię Liz, za to, że masz dobre serce, za to jaka jesteś - powiedział składając na moich ustach namiętny pocałunek.
Wzięłam od niego ulotki i bez słowa poszłam spotkać się z Pawłem, zostawiając Dominika samego.
***
Szłam nad małym strumyczkiem, polną ścieżką w stronę Pawła.Od Rafała dowiedziałam się, gdzie go mogę zastać.Nie sądziłam, że on zna tak piękne miejsca i szczerze powiedziawszy, gdyby nie dokładne tłumaczenie Rafała nigdy bym tu nie trafiła, Prześlizgnęłam się przez wielkie zarośla, zakrywające ten cudowny widok.Teraz stałam nad strumykiem i z zapartym tchem obserwowałam wspaniały krajobraz.Po drugiej stronie strumyka stał on.Zamyślony, smutny, zapłakany.
- Paweł! - krzyknęłam na całe gardło
Chłopak odwrócił się i spojrzał wprost na mnie.Usiadłam nad strumykiem czekając, kiedy tu przyjdzie, minuty mijały a jego nie było widać.Już miałam wstać, lecz poczułam jak łapie mnie za rękę.
- Co ty tu robisz? - usłyszałam jego zaskoczony głos
- Chyba powinniśmy porozmawiać - odpowiedziałam próbując ukryć strach.
Stałam na przeciwko Pawła i nie wiedziałam co mam powiedzieć, jak go przeprosić, jak mu wytłumaczyć.Teraz po rozmowie z tą kobietą wiedziałam, że on mnie potrzebuje i chciałam mu pomóc.Wiedziałam też, że to nie jego wina i teraz zrozumiałam jaką byłam egoistką.
- Paweł ja Cię przepraszam - szepnęłam.Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Ja cię naprawdę przepraszam.Byłam głupia, nie powinnam na Ciebie tak naskoczyć. Byłam z Dominikiem zrobić test, czekamy - powiedziałam cicho
- Nie byłaś głupia, bałaś się, to naturalne - powiedział spokojnym głosem
Usiedliśmy nad strumykiem i patrzeliśmy dal.Położyłam głowę na jego ramieniu a on przytulił mnie, obejmując ramieniem.Nagle przypomniało mi się wszystko to, co było między nami i poczułam ból.Ja go nadal kochałam.
- Boję się Liz, nie chcę umierać - szepnął
- Nie umrzesz.nie pozwolimy na to - powiedziałam
Kłamałam go i dobrze o tym wiedziałam.To nie od nas zależało, czy będzie żył, czy nie. My na to nie mieliśmy wpływu, to tam na górze, to Bóg decydował a nie my i Pawła głupie postępowanie.Chciałabym żeby podjął leczenia, chciałabym, ale nie wiedziałam, czy mogę od niego tego oczekiwać, postanowiłam zrobić wszystko, by mu pomóc
.
- Liz ja nadal Cię kocham, nigdy nie przestałem - powiedział
- Ja też Cię kocham - przyznałam - Ale to nic nie zmienia, nadal chcę być z Dominikiem - dodałam po chwili.Z chłopakiem wstaliśmy z ziemi i postanowiliśmy iść do domu.
***
Siedziałam na przeciwko Dominika i nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.Chociaż byłam przekonana, że pozwoli mi kontaktować się z Pawłem, nie chciałam go ranić.
- I jak tam było? wyjaśniliście wszystko sobie? - szepnął podchodząc do mnie
- Dom chciałabym Ci o czymś powiedzieć - szepnęłam
- Kochasz go prawda? kochasz i nie wiesz z kim być? - zapytał
- Dom to nie tak - szepnęłam tłumacząc się
- Nic nie mów.Ja już wszystko wiem Liz.To ty musisz podjąć tą decyzję, to ty musisz zdecydować.Pamiętaj cokolwiek postanowisz ja nadal będę Cię kochać - szepnął wychodząc z mieszkania
Zostałam sama.Usiadłam na fotelu i zamknęłam oczy.Tak bardzo nie chciałam być odpowiedzialna za to co postanowię.Wiedziałam, że teraz być może warzą się moje losy i moja przyszłość.Wiedziałam, że nie mogę działać impulsywnie.Spojrzałam na zegarek i wyszłam z mieszkania.Chciałam się przejść, przewietrzyć.Chciałam przemyśleć parę spraw.Szłam przed siebie, nie zastanawiając się gdzie idę. Zatrzymałam się dopiero przed wielkim budynkiem i spojrzałam na okna w których paliło się światło.Ktoś tam był.Otworzyłam drzwi i weszłam do środka.
- Hallo jest tu ktoś? - zapytałam
- Jest Jest tutaj! - krzyknął jakiś kobiecy głos.Poszłam za tajemniczym głosem i spojrzałam na znajomą już kobietę.
- Co cię tu sprowadza? - zapytała
- Sama nie wiem.Po prostu muszę z kimś porozmawiać - powiedziałam siadając obok niej.
Słowa pani Joanny dużo mi uświadomiły.Nie mogłam być z Pawłem z powodu poczucia winny.Nie mogłam postępować tak, by zagłuszyć swoje wyrzuty, bo zraniło by to za dużo osób.Owszem postanowiłam być przy nim by mu pomóc, ale tylko jako przyjaciółka.Przecież to Dominika naprawdę kochałam, to z nim chciałam być, to z nim byłam.Tyko jak miałam to wyjaśnić Dominikowi? gdzie go znaleźć?
- Dziękuje za rozmowę - powiedziałam wychodząc
- Pamiętaj zawsze możesz przyjść.A może po prostu zechcesz mi pomagać? co powiesz na to by zostać wolontariuszką? - zapytała
Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.Chociaż propozycja była kusząca, ja nie mogłam postępować nie racjonalnie i zbyt pochopnie.Pożegnałam się i wyszłam z budynku. Chciałam jak najszybciej porozmawiać z Dom.Spacerowałam po parku i zastanawiałam się gdzie iść.Nagle przypomniało mi się nasze jezioro i postanowiłam tam iść, chciałam pomyśleć, zastanowić się.Kilkanaście minut później zatrzymałam się nad naszym miejscem i ujrzałam tam jego.
- Dom - powiedziałam łapiąc go za ramię.Chłopak odwrócił się do mnie twarzą a w jego oczach były łzy
- Dom Kocham cię - szepnęłam - Byłam dziś w przychodni, rozmawiałam z panią Joanną - dodałam cicho.Chłopak spojrzał na mnie zaskoczonym wzrokiem
- Uświadomiła mi, że to co czuje do Pawła to nie miłość a poczucie winy.Po prostu obwiniam się o to, że na niego naskoczyłam, nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić - powiedziałam zrozpaczonym głosem
- Elizo przecież to nie jest twoja wina! - powiedział Dominik
- Co ty na to bym została wolontariuszką? bym tam pomagała? - zapytałam.Dominik uśmiechnął się i podszedł do mnie
- Kocham Cię Liz, kocham za to jaka jesteś - powiedział czule mnie obejmując.Objęci ruszyliśmy w stronę domu.
Kolejne dni mijały nam na czekaniu za wynikiem.Chociaż nie potrafiłam przestać o tym myśleć, postanowiłam zgłosić się jako wolontariuszka i już od pięciu dni pracowałam w klinice.Teraz bardziej rozumiałam sytuację Pawła.Poznałam dużo chorych osób i ich problemy.Zaangażowałam się i doskonale wiedziałam, że robię źle.Zostałam uprzedzona, że nie wolno się angażować, ale łatwo mówić, trudniej zrobić.Najbardziej było mi żal szesnastoletniego chłopaka Oskara, który walczy o życie.Chłopak z dobrego domu, mądry z planami na przyszłość, a teraz umiera na naszych oczach a rodzice? rodzice wyrzucili go z domu, gdy dowiedzieli się, że choruje.Nie mogłam ich zrozumieć, nie ja nie chciałam ich zrozumieć.Gdyby nie taka klinika jak ta, poszedł by na ulicę.Chociaż Dominik każdego dnia boi się o mnie, nic nie mówi.Dobrze wie jak bardzo ważna dla mnie jest ta praca i ile dla mnie to znaczy.Żałuje tylko jednego tego, że Paweł nie zgodził się do nas przyjść.Chociaż mam świadomość, że bez leczenia nie przeżyje za długo, nic nie mogę na to poradzić.
- Kochanie rozmawiałaś z nim? - usłyszałam głos Dominika
Spojrzałam na ukochanego i smutnym wzrokiem pokiwałam głową.Chociaż Paweł był jego wrogiem widziałam, jak bardzo przejmuje się jego losem.Kochałam go właśnie za to, że jest czuły i wrażliwy.Martwi się o innych i stara pomóc.Nawet teraz coraz częściej zagląda do nas i pomaga nam w klinice.Spojrzałam na niego i mocniej ścisnęłam jego dłoń.Dobrze wiedziałam, że Dominik boi się tak samo jak ja. Spojrzeliśmy na wielki budynek i ze strachem w oczach, weszliśmy do środka. Uśmiechnęłam się do Karoliny, która pracuje na rejestracji i bez słowa weszłam do gabinetu lekarki.
- Siadajcie, czekałam na was - powiedziała ze smutkiem w oczach
Dominik mocniej ścisnął moją dłoń, a ja spodziewałam się najgorszego.Nie chciałam umierać, ale teraz przynajmniej wiedziałam z czym walczę.
- Jesteście zdrowi - powiedziała zamyślona
Jej ciepły głos nie sprawił mi ulgi.Jej wyraz twarzy świadczył o tym, że coś jest nie tak.Miałam tylko nadzieje, że żadne z naszych podopiecznych nie umarło w nocy. Chciałam zapytać o coś, ale nie zdążyłam, bo podniosła się z gabinetu i bez słowa wyszła na korytarz. Siedziałam z Dominikiem na fotelu i patrzyliśmy na siebie, nie do końca wiedząc o co chodzi. Czułam się zagubiona i rozdarta.Chłopak złapał moją dłoń i wstaliśmy z fotela, Dominik uśmiechnął się, a ja bez słowa poszłam do lekarki.Stała oparta o ścianę a w jej oczach były łzy.Chociaż znałam ją od niedawna, nigdy nie widziałam ją w takim stanie, zawsze wydawała mi się twardą babką a teraz widziałam w niej załamaną kobietę.
- Stało się coś? - zapytałam podchodząc do niej
Pani Asia spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i odeszła.Nie wiedziałam co się dzieje, ale nagle zapragnęłam jej pomóc.
- Oskar zmarł w nocy - powiedziała Karolina
Spojrzałam na nią oszołomiona i wybiegłam z kliniki.Zatrzymałam się dopiero przed budynkiem i oparłam o ścianę.Nawet nie zauważyłam obecności Pani Joanny.
- Chcesz? - szepnęła częstując mnie papierosem
Chociaż nie paliłam, wzięłam od niej i pociągnęłam jednego bucha, zakrztusiłam się i wyrzuciłam go na ziemie.
- Idź do domu - powiedziała bez słowa odchodząc
Chociaż wiedziałam, że powinnam pomóc nie mogłam.Wyjęłam telefon i wykręciłam numer Dominika.Nie odebrał.Nie wiedziałam gdzie jest i czemu nie odbiera.Czułam się rozdarta i tak bardzo zagubiona.Miałam świadomość, że Pawła czeka ten sam los i chciało mi się płakać.Prawdą było to, że Oskar trafił do nas zbyt późno, by można mu było pomóc a co z Pawłem? przecież on wcale nie chce się leczyć! Czy będę przy jego śmierci? czy zdążę się z nim pożegnać?Postanowiłam jeszcze dziś z nim porozmawiać i za wszelką cenę namówić go na leczenie.Chociaż nie miałam pewności wierzyłam, że nie jest jeszcze za późno. Zdecydowanym krokiem skierowałam się w stronę jego domu.Po kilkunastu minutach zatrzymałam się, przed jego mieszkaniem, ale nadal nikt mi nie otwierał.Zapewne nie było go w domu.Już chciałam się wrócić, ale przypomniało mi się gdzie on może być.Postanowiłam iść tam, gdzie znalazłam go ostatnio.
***
Spojrzałam na Pawła, który siedział i palił papierosa.Chyba mnie nie zauważył, bo wciąż patrzył w dal.Podeszłam po cichutku i położyłam mu delikatnie rękę na ramieniu.Chłopak odwrócił się i spojrzał w moją stronę.
- Liz? - usłyszałam jego zaskoczony głos
Nie odpowiedziałam.Usiadłam obok niego i w milczeniu oboje patrzeliśmy w dal. Chociaż miałam jeden cel, nie wiedziałam jak mam zacząć tą rozmowę.
- Dlaczego nie przyszedłeś? -zapytałam prosto z mostu
- Do tej twojej śmieszniej kliniki? Po co? ja i tak umieram Liz i dobrze o tym wiesz - powiedział rozgniewanym głosem
Spojrzałam na niego i nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć.Szukałam jakiś argumentów, ale nie miałam żadnych.Chyba jedynym argumentem była nasza miłość, ale nie chciałam bawić się jego uczuciami.Co miałam mu niby powiedzieć? podejmij się leczenia bo chcę z tobą być? co wtedy z Dominikiem? co z nami? czy on by zrozumiał? czy zrozumiał by Paweł, jakby dowiedział się prawdy? muszę postępować właściwie, kierować się rozumem a nie uczuciami.
- Liz?- widziałam pytanie w jego oczach.Spojrzałam na niego zaskoczona i nie wiedziałam o co zapytał.
- Przepraszam nie słuchałam cię - przyznałam cicho
- Dlaczego nie jesteś w klinice? stało się coś prawda? - zapytał
No tak bardzo dobrze mnie znał i czasami miałam wrażenie, że aż za dobrze.Pokiwałam głową i bez żadnych zbędnych tłumaczeń przytuliłam się do niego.Wciąż wyobrażałam sobie Pawła umierającego i chciało mi się wyć.Przez chwile zastanowiłam się, czy nie powiedzieć mu o Oskarze, ale z drugiej strony nie wiedziałam, czy to byłoby właściwe, Po co miałam odbierać mu nadzieje? Po co miałabym go straszyć?
- Straciliście kogoś tak? ktoś wam umarł? - zapytał ze strachem w oczach
Nie było dłużej sensu kłamać.Kiwnęłam głową i rozpłakałam się, chowając twarz w dłoniach
- Pawle nie chce Cię stracić, nie chcę patrzeć na twoją śmierć - powiedziałam przez łzy
Chłopak przytulił mnie, a ja wtulona w jego ramiona znów zaniosłam się płaczem.
- Boję się Liz, Boję się śmierci.Nie chce umierać - powiedział
Spojrzałam na niego i chciałam zapewnić go, że nie umrze, ale nie zrobiłam tego. Wiedziałam, że takie fałszywe deklaracje są najgorsze.Nie wiedzieliśmy w jakim on jest stanie, nie wiedzieliśmy nic.
- Dobrze podejmę się leczenia - powiedział patrząc mi prosto w oczy.Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.Wstałam i rzuciłam mu się w ramiona.
- Kocham Cię Liz - powiedział czule mnie obejmując.CDN
6 komentarzy
Yamaha
Pisz następną część!
natalllkaaa
Wspaniałe! Czekam na następną część
ewa
Pisz dalej.
Meggi
Kontunuowac luubie ta historie..
nati
Dalej dalej
sawicza
oczywiście, że kontynuować, Twoje opowiadania są wspaniałe