Tęsknie za Tobą. Cz 10- ostatnia

Tęsknie za Tobą. Cz 10- ostatniaDni mijały a po tajemniczej kobiecie nie było nawet śladu. Chociaż nie pojawiła się u nas od pięciu dni i nawet nie wiedziałam, czy nadal jest w mieście, ciągle o nich myślałam. Wciąż zastanawiałam się, gdzie są i jak sobie radzą. Nawet Dominik  
potrafił zorientować się, że coś mnie gryzie a naprawdę, starałam się to ukryć, nadaremnie. Tego wieczoru było tak samo, akurat mieliśmy zasiadać do kolacji i rozmawialiśmy o nadchodzącym ślubie, gdy nagle się zamyśliłam. Dominik nie musiał nic mówić, by wiedzieć o czym myślę. Usiedliśmy do stołu i zaczęliśmy zajadać pizzę. Chociaż starałam się nimi nie martwić, nie potrafiłam.  
- Elizo - powiedział w pewnej chwili Dominik - Może dalibyśmy im połowę pieniędzy Pawła? - zaproponował  
Spojrzałam oszołomiona na narzeczonego i w pierwszej chwili trudno było mi uwierzyć w jego szlachetność. Obawiałam się, że żartuje, ale po chwili zorientowałam się, że jest śmiertelnie poważny i z niepokojem mi się przygląda.  
- Wiesz to tylko taka sugestia - dodał po chwili - Po prostu jeżeli to dziecko faktycznie jest Pawła sądzę, że coś mu się należy. Chociaż w małym stopniu by im to pomogło - tłumaczył się  
Wstałam z krzesełka i rzuciłam się narzeczonemu w ramiona. Nie wiedziałam jak mam mu dziękować. Już od dawna o tym myślałam, ale bałam się poruszać z nim tą kwestię, chciałam za wszelką cenę, uniknąć kolejnej kłótni o nic. Nagle naszą kolację przerwał telefon, Spojrzałam na wyświetlony numer i poczułam dziwny niepokój. Dzwoniła pani Joanna.  
- Hallo - odebrałam Wstałam od stołu i zatrzymałam się przy oknie. Niczego nie zobaczyłam, prócz ciemności. No tak dochodziła dwudziesta druga.  
- Przepraszam, że dzwonię tak późno, ale chciałem poinformować, że Joanna leży u nas w szpitalu. Prosiła, bym Cię zawiadomił - usłyszałam męski głos  
Dopiero po chwili rozpoznałam w nim głos doktora, przyjaciela pani Joanny. Zapewniłam, że niedługo będziemy i rozłączyłam się. Chociaż z Dominikiem milczeliśmy, oboje domyśleliśmy się, dlaczego znalazła się w szpitalu. Nigdy nie ukrywała przed nami faktu, że jest zarażona. Jednak cały czas miałam nadzieje, że skoro wcześnie zaczęła się leczyć, chociaż jej uda się z tego wyjść. Nadzieja matką głupich-jak to powiadano i teraz o tym wiedziałam. Ubrałam na siebie grubszą bluzę i zamykając mieszkanie, poszliśmy w stronę samochodu. Tak bardzo bałam się tego, co zastanę w szpitalu. W ostatnim  
czasie pani Joanna była dla mnie jak matka i Dominik doskonale o tym wiedział. Zapieliśmy pas i ruszyliśmy. Powoli traciłam cierpliwość, minuty wydawały mi się wiecznością a światła jak na złość robiły mi psikusa. Już miałam wychodzić i biec, gdy nagle zlitowały się i pozwoliły ruszyć nam dalej. Patrzyłam za okno, unikając rozmowy. Nie wiedziałam co miałabym powiedzieć Dominikowi, on natomiast też pewnie nie wiedział jakich słów użyć, bo milczał. Wolałam to, niż puste zapewnienia, że się ułoży. Już raz przezywałam śmierć i wiedziałam, jak bardzo Paweł cierpiał, nie wiedziałam dlaczego, ale na samą myśl, że Joanna mogłaby też tak cierpieć, dostawałam gęsiej skórki. Nagle poczułam ciepły dotyk Dominika, uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego załzawionym wzrokiem. Bałam się. Chociaż próbowałam to ukryć, strach był silniejszy.  
- Kochanie nie płacz - powiedział Dominik ocierając mi łzy  
Nie odezwałam się. Minuty mijały a cisza zaczęła już mnie dobijać, nie tylko cisza. Dobijało mnie absolutnie wszystko.Kolejne światła, .Od szpitala dzieliło nas już tak niewiele. Po niecałej minucie światła ustąpiły, zupełnie jakby przeczuwały mój nastrój. Ruszyliśmy. Jechaliśmy prostym odcinkiem drogi, a ja coraz bardziej bałam się o panią Joannę. Czas wydawało się, że zwolnił. Ostatnie światła i skręcaliśmy w lewo. Kilka metrów dalej znajdował się szpitalny parking. Dominik miał zaparkować, a ja wybiegłam z auta. Spojrzałam na wielki biały budynek z napisem szpital i szybszym krokiem, poszłam w stronę wejścia. Przy drzwiach na parterze znajdowała się informacja. Podeszłam do małego okienka i już miałam się pytać, gdy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam zmęczoną twarz lekarza.  
- Panie doktorze gdzie ona jest? - zapytałam biegnąc w jego kierunku  
Prawie wleciałam na pielęgniarkę, która obdarowała mnie gniewnym spojrzeniem, niosła w jednej ręce kroplówkę a w drugiej miała próbki krwi. Nic więc dziwnego, że zdenerwował ją, mój brak odpowiedzialności. Nie chcę nawet pomyśleć co by było, gdyby próbki roztrzaskały się. Lekarz skarcił mnie surowym spojrzeniem, a ja zdążyłam powiedzieć tylko krótkie przepraszam. Poszliśmy w stronę windy i pojechaliśmy dwa piętra wyżej. Pod koniec korytarza, w ostatniej sali leżała blada Joanna. Oczy miała podpuchnięte a oczy łzawiły. Nie wiedziałam, czy płakała, czy to wynik choroby.  
- Jesteś - na mój widok leciutko się uśmiechnęła - Nie miałam pewności, czy przyjdziesz - dodała smutnym głosem  
Lekarz uprzedził nas, że nie mamy zbyt wiele czasu, bo jest słaba i nie powinna się przemęczyć. Poprosił nas, byśmy załatwili to jak najkrócej i wyszedł. Pani Joanna olała jego sugestię i spojrzała na mnie.  
- Jak przygotowania do ślubu? - zapytała - Obawiam się, że nie będzie mnie na twoim ślubie - dodała po chwili  
Chciałam ją wyzwać i błagać, by tak nie mówiła, ale ugryzłam się w język i pozwoliłam jej mówić.  
- Mam do ciebie ogromną prośbę - zaczęła niepewnie - Chciałabym żebyś to Ty przejęła moje obowiązki. Byś poprowadziła to wszystko, dopóki nie wrócę - dodała  
Zamarłam. Chociaż już troszkę rozumiałam się na niektórych sprawach, bałam się, że nie podołam.Jednak nie miałam serca jej odmówić-zgodziłam się.Chwilę później obok mnie był już Dominik. Pani Joanna wręczyła mi klucze a po chwili wyszliśmy, pozwalając jej odpocząć.
- Boję się, że sobie nie poradzę - przyznałam, patrząc na skupioną twarz Dominika  
- Poradzisz. Przecież zawsze możesz poprosić kogoś o pomoc - powiedział pewnym głosem - Pamiętaj na mnie zawsze możesz liczyć. Wierze w Ciebie - dodał, kierując nas do wyjścia,  

Najbliższe dni leciały mi błyskawicznie. Chociaż na początku było trudno, za pomocą kilku zaufanych osób, udało mi się wdrążyć w temat i teraz prowadziłam instytucję bez zbędnych problemów. Temat ślubu stał się tymczasowo mniej ważny. Po prostu byliśmy z Dominikiem tak zajęci, że nie mieliśmy czasu nad zastanowieniem się, kogo zaprosić i w jakiej sali zrobić. Stan Pani Joanny nie poprawiał się, codziennie razem z Dominikiem odwiedzaliśmy ją po jego pracy. Gdy miał wolne przychodził do mnie i pomagał mi, przy okazji spędzając razem czas. Było mi głupio, bo ostatnio zaczęliśmy się strasznie mijać. Nie chciałam tego, ale trudno było mi pogodzić to wszystko. U nas w tym momencie przebywało sześciu pacjentów. Pracowaliśmy z trzema pielęgniarkami, ale zastanawiałam się jeszcze nad trzema kolejnymi. Moim zdaniem fajnie by było, gdyby każda pielęgniarka miała jednego pacjenta. Pokoje aż prosiły się o pomalowanie i odnowienie. Brakowało też leków i wszystkiego tego, co zapewniło by im spokojne życie. Chociaż funduszy nam nie brakowało, zastanawiałam się nad dotacjami. Nie chciałam obciążać funduszy, które pewnie miały jakiś cel. Lekarza nie zamierzałam zmieniać, ten co współdziałał z kliniką był bardzo dobry i co najważniejsze, był przyjacielem pani Joanny. To w nim miałam najwięcej wsparcia.  
- Kochanie wstawaj! - usłyszałam czuły głos Dominika  
- Nie, jeszcze pięć minut - szepnęłam zakrywając się kołdrą.  
Po chwili Dominik przyniósł mi śniadanie do łóżka, a ja przytuliłam się do niego i pocałowałam.  
- Kochanie co z tym ślubem? - zapytał nagle  
Spojrzałam w jego cudowne oczy i zapragnęłam zostać z nim w domu. Zapragnęłam nie wracać tam, tylko zasnąć wtulona w ukochanego. Niestety dobrze wiedzieliśmy, że nie możemy.  
- Dobrze wiesz jak jest. Teraz nie mam na to czasu -szepnęłam. Spojrzałam w smutne oczy Dominika i miałam w głowie plan - A może ty się tym zajmiesz? wiesz kogo chciałam zaprosić, wiesz też, w jakiej sali chciałam mieć - powiedziałam  
Dominik uśmiechnął się, a ja zaczęłam zajadać śniadanie. Po zjedzeniu wyskoczyłam z łóżka, przytuliłam Dominika i poszłam się wykąpać. Po szybkim prysznicu, ubrałam się i spojrzałam na chłopaka. Dominik czekał w samochodzie, a ja zamknęłam drzwi. Nagle moją uwagę przykuła znajoma kobieta.Chociaż zobaczyłam ją dopiero drugi raz, wiedziałam kim ona jest.  
- Dzień dobry- szepnęła  
Spojrzałam na jej znoszone spodnie i było mi ich żal. Dziecka z nią nie było, żałowałam bo mały bardzo przypominał Pawła.  
- Dzień dobry. Pani się spieszy przyszłam w złym momencie - powiedziała  
- Miałam zamiar jechać do pracy, ale dobrze porozmawiajmy- szepnęłam  
Skierowałam się w stronę Dominika i poprosiłam by ze mną wszedł do mieszkania i razem porozmawiali z tą kobietą. Dominik nie był zachwycony, ale wiedział jakie to dla mnie ważne i zgodził się. Po niecałej minucie siedzieliśmy już na kanapie w salonie i panowała nie przyjemna cisza. Dominik spojrzał się na mnie, dając mi znać, żebyśmy powiedzieli o tych pieniądzach, co szczerze kompletnie przez to wszystko wyleciało mi z głowy.  
- Przyszłam do państwa bo potrzebuje państwa pomocy- powiedziała niepewnie - Chciałabym tu wynająć jakieś mieszkanie, szkołę już dziecku załatwiłam. Rozglądam się za pracą, ale to nie jest takie łatwe. szczególnie tutaj. Czy moglibyście pożyczyć mi trochę pieniędzy?- zapytała  
Spojrzeliśmy z Dominikiem na siebie i wzięłam głęboki wdech.Nie wiedziałam jak mam jej o tym powiedzieć.  
- Paweł zmarł, ale tuż przed śmiercią przepisał mi swój majątek- szepnęłam  
Kobieta spojrzała na mnie, a w jej oczach zobaczyłam zdziwienie.  
- Pani? - zapytała - Coś go z panią łączyło? - dopytywała się  
Widziałam w oczach narzeczonego ból i nie chciałam poruszać tego tematu, ale czułam, że tak szybko nie odpuści.  
- Tak byliśmy razem. To ja byłam przy nim, gdy umierał. Nie w tym rzecz- powiedziałam podenerwowana. Dominik złapał mnie za rękę, a ja powoli oddychając, próbowałam się uspokoić. - Chodzi o to, że razem z moim narzeczonym uznaliśmy, że uczciwiej będzie jak damy pani trochę jego pieniędzy, ale - zawahałam się. Kobieta spojrzała na mnie z rozszerzonymi oczami i nie mogła wydobyć z siebie słowa - Ale musimy mieć pewność, że to dziecko jest Pawła. Zrobimy DNA - dodałam wstając z kanapy  
Kobieta kiwnęła głową, ale nie była tym zachwycona. Wręcz przeciwnie.Mieliśmy wrażenie, że nie podoba się jej pomysł z DNA. Czyżbym się pomyliła?  
- Proszę zrozumieć. Paweł dał nam te pieniądze z naciskiem na to, że mamy je przeznaczyć na upragniony ślub. Taka była jego wola, ale skoro pojawiła się pani- szepnął Dominik - Nie możemy dawać pieniędzy każdemu, kto będzie twierdził, że ma dziecko z Pawłem. To dobry człowiek i z pewnością nie zostawiłby panią i dziecka na lodzie - szepnął na koniec  
Kobieta wyszła, obiecując, że zjawi się jutro rano z synkiem. Zamykając za sobą drzwi, zostaliśmy sami. Wtuliłam się w ramiona Dominika i byłam mu wdzięczna, że był. Nie wiem, czy sama bym sobie poradziła. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam, informując, że dziś mnie nie będzie. Prawa ręką ani Joanny, która kilka dni temu wróciła z urlopu, obiecała mi, że wszystkim do jutra się zajmie, a ja zostałam w domu. Nie byłabym w stanie dzisiaj na niczym się skupić. Dominik zrobił to samo, pracował u kumpla, więc nie było problemu z jednym wolnym dniem.Postanowiliśmy iść na spacer. Przebrałam się w luźniejsze rzeczy, zamknęliśmy drzwi i ruszyliśmy przed siebie.  

Patrzyłam na małą kopertę, czując jak skacze mi serce. Dobrze wiedziałam, że od niej wszystko zależy. I to nie tylko nasz ślub, na którym tak bardzo nam zależało. Tu bardziej chodziło o samą świadomość, że Paweł ma z jakąś dziecko. Sam fakt, że na tym świecie istnieje osoba, która na zawsze zagości w naszych sercach, która nie pozwoli mi o nim zapomnieć. Kobieta siedziała niespokojnie na kanapie a jej wzrok skierował się ku górze. Patrzeliśmy sobie w oczy a w jej spojrzeniu była niepewność. Trwaliśmy tak kilka minut w ciszy, nim odważyłam się otworzyć kopertę. Dominik podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.  
- Śmiało otwórz to - szepnął dotykając mojego ramienia  
Wzięłam kilka wdechów i drżącą ręką rozwinęłam kawałem papieru. Spojrzałam na dół kartki i zamarłam. W 99.9% Paweł był ojcem chłopca. Wypuściłam powietrze z płuc i spojrzałam bezradnym wzrokiem na Dominika, który leciutko się do nas uśmiechnął. Oczy kobiety rozszerzyły się i wyglądało na to, jakby wielki ciężar spadł z jej piersi. Czyżby sama do końca nie była przekonana?  
- To co teraz zrobimy? - zapytała kobieta  
- Ja was na chwile przeproszę - powiedziałam wychodząc  
Chciałam chociaż przez chwile pobyć sama. Potrzebowałam samotności, by jakoś uporać się z tą myślą, myślą o stracie marzeń, planów. Nie tylko o to chodziło, sam fakt, że był to syn Pawła oznaczało spotkania, jakikolwiek kontakt z dzieckiem a co z tym się wiązało, ciągła obecność Pawła w naszym życiu. Jak mieliśmy planować wspólną przyszłość, wspólne życie, skoro nawet po śmierci Paweł nie chciał dać nam spokoju?  
- Umówiłem nas z nimi na jutro - szepnął Dom - Załóż to, zimno już - powiedział zakładając mi na plecy swoją marynarkę  
- Dom przepraszam - szepnęłam - Przepraszam cię jeszcze raz - rzekłam, patrząc mu prosto w oczy  
- Nie masz za co. Kochałaś go, nic w tym dziwnego, że tak reagujesz - powiedział poważnym głosem  
Chociaż Dominik wydawał się spokojny i opanowany znałam go na tyle, że wiedziałam jak bardzo to wszystko przeżywa. Chociaż chciałam mu tak bardzo tego oszczędzić, nie potrafiłam. Nie chciałam by to wszystko przeżywał, nie chciałam by powróciły demony przeszłości i byśmy znowu musieli budować wszystko od nowa, nie miałam na to sił. Przecież kochaliśmy się i było nam ze sobą dobrze, do upragnionego szczęścia brakowało nam dziecka. Dziecka, które być może nie długo przyjdzie na świat. Tak, już od pewnego czasu podejrzewałam, że jestem w ciąży, ale nie chciałam robić Dominikowi złudnej nadziei, dopóki nie będę miała pewności. Od dziś rana ta informacja była pewna, ale nie wiedziałam, czy to dobry moment na dziecko. Przecież było tyle spraw na głowie, tyle rzeczy do załatwienia, że pojawienie się dziecka, mogło wszystko nam skomplikować. Bałam się a jednocześnie byłam szczęśliwa. Nie wiedziałam tylko co na to wszystko powie Dominik.  
- Dom - szepnęłam nieśmiało - Chciałbyś mieć dziecko?- zapytałam chowając twarz w jego ramiona  
Dominik złapał mnie za brodę i zmusił bym na niego spojrzała.  
- Oczywiście, że tak. Dziecko to moje marzenie - szepnął  
Przegryzłam wargę, zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Nie chciałam by dowiedział się w taki sposób, w tym momencie, ale przecież żaden moment nie byłby odpowiedni.  
- Dom bo właśnie jestem w ciąży- szepnęłam  
Oczy chłopaka rozszerzyły się, ale nie odpowiedział nic. Patrzył na mnie kilka minut, a ja nie wiedziałam co się dzieje. Nie takiej reakcji się spodziewałam. Byłam przekonana, że się ucieszy, przytuli mnie. Potrzebowałam tego.  
- Jesteś tego pewna? - zapytał  
- Tak Dominiku. Byłam rano u ginekologa. Potwierdził to - szepnęłam  
Chłopak poszedł do mieszkania, a ja poszłam zaraz za nim. Usiedliśmy na tapczanie, nie odzywając się do siebie słowem. Dominik nad czymś rozmyślał.  
- Mam wrażenie, że nie chcesz tego dziecka - powiedziałam, odkrywając przed nim swoje obawy  
- To nie tak - zaprzeczył - Po prostu jestem zaskoczony tym wszystkim. To chyba dla mnie za wiele - przyznał  
Nie bardzo wiedziałam co miał na myśli mówiąc za wiele. Wstał i klęknął przy mnie, mocno łapiąc mnie za rękę. Mój wzrok miałam wbity w podłogę a on łapiąc mnie za brodę, zmusił bym na niego spojrzała.  
- Elizo - szepnął nagle - Chociaż zastanawiałem się jak to wszystko zrobić, nie przyszło mi nic na myśl. Musisz kogoś znaleźć na swoje miejsce w klinice. Do tego pożyczę pieniądze i pobierzemy się tak jak planowaliśmy. No i mieszkanie! Przecież trzeba zrobić pokoik - zawołał  
- To znaczy, że chcesz to dziecko? - zapytałam z nadzieją w głosie - Przez chwilę obawiałam się, że nas nie chcesz - przyznałam  
- Głuptasie! - zawoła Dominik przyciągając mnie do siebie - Kocham cię i już pokochałem nasze dziecko - powiedział dotykając mojego brzucha - Słyszysz tatusia? tatuś cię kocha - zwrócił się czułym głosem do dziecka.  


Leżałam na kozetce i patrzyłam na obraz na monitorze. Nie wierzyłam. Na monitorze komputera zobaczyłam dwa uderzenia serca.  
- Będziecie mieć państwo bliźnięta - usłyszałam słowa lekarza  
- To bliźnięta? - zapytał Dominik, przełykając ślinę  
- Dokładnie córeczka i syn - powiedział lekarz, a ja spojrzałam na Dominika  
Chwilę później wyszliśmy z gabinetu lekarza i uśmiechnęłam się pod nosem.  
- Jak ich nazwiemy? - zapytałam  
- Myślałem, że wiesz - szepnął zaskoczony Dominik  
- Dziewczynkę Joanna a chłopczyka Paweł? - zapytałam zaskoczona  
Dominik nie odpowiedział spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.  
- Kocham Cię - szepnęłam mocno go odejmując  
- Ja Ciebie jeszcze bardziej - zapewnił i wsiedliśmy do samochodu.  
Teraz byłam pewna już naszej decyzji. Cieszyłam się, że wybrałam Dominika, bo z całą pewnością nikt nie kochał mnie tak mocno jak on.  

Pani Joanna zmarła kilka dni po tym, jak odebraliśmy wyniki.Tak jak przepuszczałam wszystkie obowiązki w klinice zostały powierzone mi. Udało nam się uzyskać dotację, dzięki której, rozbudowaliśmy klinikę. Pogrzeb pani Joanny był ponury i skromny. Wraz z Dominikiem zadbaliśmy o to, by pojawiła się jej rodzina i najbliżsi przyjaciele. Dość zaskakujące okazało się, że z połową znajomych zerwała kontakt, gdy tylko dowiedziała się o tym, że jest zarażona. Rodzina też prawie jej nie odwiedzała i to dlatego, że sama sobie tego nie życzyła. Kilka dni po jej pogrzebie załatwiliśmy sprawy formalnie i zostałam współwłaścicielem kliniki. Oczywiście bardzo pomagał i wciąż pomaga mi najwierniejszy przyjaciel pani Joanny. Pan Jan stał się nie tylko moim adwokatem, ale również stał się moim członkiem rodziny. Pieniądze, które przepisał mi Paweł, przekazaliśmy jego synkowi i jego matce a my wzięliśmy kredyt, dzięki któremu udało nam się kupić większe mieszkanie.Rafał wyjechał i podobno się zakochał. Kwestie ślubu na razie przełożyliśmy. Chociaż Dominik przez cały czas był przy mnie i okazał się bardziej wyrozumiały, niż sądziłam, postanowiliśmy wstrzymać się z ślubem. Wszystko układało się tak jak planowaliśmy a nawet lepiej.  

Jakiś czas później..  


- Pamiętasz nasze początki? - zapytał Dominik, gdy usiadłam na bujanym krzesle  
Siedzieliśmy na tarasie naszego nowego domu i zamyślona patrzyłam w dal. Tak wszystko pamiętałam tak wyraźnie, jakby to było wczoraj i śmiałam się z naszych pierwszych wspomnień.  
- Tak kochanie pamiętam a dlaczego pytasz? - zapytałam  
- Bo wciąż nie mogę uwierzyć, że mnie wybrałaś - zaśmiał się Dominik - Chociaż bywało różnie. Na początku obawiałem się, że Paweł zawsze będzie dla Ciebie najważniejszy, ale z czasem zrozumiałem, że kochsz go, ale inną miłością niż mnie. Teraz to rozumiem - powiedział zamyślony  
Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie rozumiem po co zaczął do tego wracać.  
- Dlaczego o tym mówisz? straszysz mnie - powiedziałam spanikowana  
- Kochanie! Przecież nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Po prostu podziwiam to, co zrobiłaś dla Pawła. Sam nie wiem - zawahał się - Chyba naprawdę nie mogę jeszcze w to wszystko uwierzyć - powiedział cicho - No bo wiesz. Jesteśmy razem, wkrótcę urodzą się nasze bliźniaki, wszystko układa się zbyt pieknie. Po prostu się boję, że coś się stanie - dodał  
- Nie stanie się nic złego - zapewniłam łapiąc go za rękę. - Kocham Cię - szepnęłam  
- Ja ciebie też. Nigdy nikogo nie kochałem tak jak Ciebie - szepnął mocno mnie obejmując. Koniec

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3901 słów i 20949 znaków, zaktualizowała 15 cze 2015.

4 komentarze

 
  • Kiniiaa

    Super opowiadanie. Kiedy ciąg dalszy? ;)

    18 sty 2015

  • volvo960t6r

    Cudowne opowiadanie...

    13 sty 2015

  • x

    Swietne ^^

    13 sty 2015

  • Mysterious

    Lubię TO!!!!!:)

    13 sty 2015