- Ciekawa jestem, kiedy im się znudzi – mruknęła Natasha, obserwując z okna obskurnego motelu uwijających się na ulicy policjantów. – Szukają cię jak z pieprzem – zauważyła.
- Pewnie przełożeni mocno dyszą im w kark – mruknął Bucky. – I skończą dopiero, jak mnie zabiją – powiedział, podnosząc się na łokciu. – Dla wielu z nich jestem wybrykiem natury, który nie ma prawa chodzić po tym świecie. Patrząc na to, jak wyglądam, i czego dokonałem przez te wszystkie lata, wcale im się nie dziwię – dodał z ponurym uśmiechem.
- Nie jesteś złym człowiekiem, James – powiedziała łagodnie, zbliżając się do niego i zajmując miejsce na łóżku tuż obok. Uśmiechnął się półgębkiem, lecz oczy nadal pozostały smutne:
- Wystarczy jednak dziewięć głupich słów, a ponownie się takim stanę. W Berlinie miałem szczęście, że Steve mnie znokautował. Inaczej nawet nie chcę myśleć o tym, co by się działo, gdybym im się urwał… Pewnie znów kogoś bym zabił…
- Postaramy się, by już nigdy do tego nie doszło.
- Obawiam się, że jeśli będą mnie wciąż szukać z taką zawziętością, gdzieś w końcu się spotkamy i konfrontacja będzie nieunikniona. Stark też raczej nie odpuści mi tak łatwo. Nie po tym, jak go pokonałem…
- Jakoś go przekonamy – mruknęła. – Ale teraz martwią mnie bardziej ci policjanci. Skoro cię tu szukają, proponuję, abyśmy się stąd jak najszybciej wynieśli. Z tego czegoś, co nawet motelu nie przypomina…
Bucky zaśmiał się i przyciągnął kobietę do siebie.
- Wiem, czemu cię pokochałem – wyszeptał, gładząc ją po odkrytych plecach. Zamruczała niczym rasowa kotka.
- Musimy ruszać – zaśmiała się, gdy pocałował ją w szyję.
- Wiem – odparł między kolejnymi pocałunkami. – Wiem – powtórzył i spojrzał jej poważnie w oczy. – Chodź…
Sprawnie pozbierali swoje nieliczne rzeczy i chyłkiem wymknęli się z motelu. Pokój mieli opłacony na kilka dni z góry, więc nie było problemu z wymeldowywaniem się. Po prostu zniknęli.
- Niezłe cacko – mruknął Bucky, spoglądając w stronę wypasionego Lambo, które stało zaparkowane kilka ulic dalej.
- Tak, i jest na pewno świetnie chronione. Właściciel pewnie niechętnie się z nim rozstanie… Chodź, raczej nie powinniśmy rzucać się w oczy.
W końcu udało im się ukraść lekko podniszczonego Passata, który stał przy jakiejś opuszczonej parceli. Istniała więc szansa, że niezbyt szybko zaczną go szukać…
Miesiąc później.
- Co czytasz? – zainteresowała się Natalia, wchodząc do przytulnej kuchni. Miała na sobie tylko rozpiętą koszulę James’a i kuse majteczki. Spod rozchylonej koszuli wyglądały jej jędrne piersi.
- Artykuł o mnie – powiedział, nie podnosząc głowy znad czytanego tekstu. – Niemcy wreszcie zrezygnowały z listu gończego za mną – wyjaśnił, spoglądając na nią wreszcie. Oczy zaświeciły mu się natychmiast błyskiem pożądania. – Chodź tutaj – poprosił, wyciągając ku Rosjance dłoń.
- Podoba ci się? – zapytała, kołysząc ponętnie biodrami. Piersi podskakiwały w rytm jej kroków.
- Pytanie! – prychnął. Przygryzł wargę, gdy usiadł na nim okrakiem, ocierając się wyzywająco o jego rosnącą w spodniach erekcję. Zacisnął więc mocno dłonie na jej kształtnych pośladkach. Syknęła z rozkoszy, pochylając się do jego ucha tak, że musiał spojrzeć jej w dekolt.
- Więc co ty na to, żeby wykorzystać to małe święto i trochę pobaraszkować? – wymruczała James’owi do ucha.
- Z tobą zawsze, maleńka! – powiedział, całując ją w szyję i podniósł niespodziewanie tak, że musiała opleść go nogami w pasie. Następnie jedną ręką zmiótł wszystko z kuchennego stołu i położył na nim ukochaną.
- Coś mi to przypomina – zaśmiała się.
- Mnie również – przyznał pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim.
- Żałuję, że moje wysiłki się marnują – wyszeptał jakiś czas później, gdy leżeli już w łóżku, gładząc ją po ramieniu. – Może to dziwne, ale chciałbym mieć z tobą dzieci.
Zaskoczona jego słowami podniosła się na łokciu. Po chwili prychnęła, gdy jego usta rozciągnął kołtuński uśmiech. Po chwili jęknął, gdy dała mu kuksańca w bok i przetoczył ją tak, że leżała pod nim.
- Żartujesz, prawda? – zapytała go jeszcze dla pewności.
- Skarbie, wiesz dobrze, że ja się nie nadaję na przykładnego ojca – zaśmiał się. – Za to ty byłabyś wspaniałą matką.
- Kpisz, czy o drogę pytasz? – prychnęła. – I czego miałabym to dziecko nauczyć? Zabijania? Przecież ja nawet gotować nie potrafię…
- Nat – mruknął. – Czyżbyś żałowała?
- Że zostałam wyszkolona na zawodowego zabójcę? Że odebrano mi najpiękniejsze lata mojego życia? Że nie miałam prawdziwych rodziców? Tak, James, Żałuję. Odkąd zaopiekował się mną Fury i dowiedziałam się wszystkiego o Czerwonym Pokoju.
- A czego się dowiedziałaś? – zapytał, znów całując ją po szyi.
- Że większość moich wspomnień z baletu nie jest prawdziwa… Wszczepiono nam je, gdy prano nam mózgi, choć częściowo uczono nas tańczyć… Nie chciałam być tym, kim się stałam. Gdy byłam mała, chciałam być aktorką – zachichotała. – A później lekarką. Stalin zdecydował jednak inaczej o mojej przyszłości… Trafiłam do Czerwonego Pokoju, gdzie poddawano nas wielogodzinnym morderczym treningom i indoktrynacji.
- Nie byłem jednak twoim pierwszym nauczycielem, prawda? – zapytał, zaniechując na chwilę pieszczot. – Gdy się spotkaliśmy, na ringu radziłaś sobie już całkiem nieźle. Kto cię wyszkolił?
- Logan – odparła. – Z resztą dzięki niemu żyję.
- Słucham? Chcesz powiedzieć, że szkolił cię Wolverine?
- Dokładnie… Później uratował mnie razem ze Steve’m. Ale to długa historia i dość bolesna. Nie chciałabym o niej mówić…
Kiwnął tylko głową i opadł na łóżko obok niej. Przez chwilę panowało między nimi ciężkie od napięcia milczenie. Natasha wstała w końcu i poszła się ubrać. W saloniku stanęła przy wysokim oknie wychodzącym na obszerną polanę przed domem, pokrytą aktualnie przeszło metrową pierzyną świeżego śniegu. Wokół roztaczał się zapierający dech krajobraz szwajcarskich Alp, w których w końcu udało im się znaleźć schronienie.
- Przepraszam – powiedział Bucky, stając za nią w samych bokserkach. – Nie chciałem sprawiać ci przykrości.
- Moja przeszłość cała jest przykrości, smutku i kłamstw. Przecież żadna osiemdziesięciolatka dobiegająca dziewiątego krzyżyka nie wygląda tak, jak ja – powiedziała ponuro, gładząc opuszkiem palca szybę, na której rysowało się jej odbicie.
- ja mam dziewięćdziesiąt i nie robię z tego afery – powiedział, odwracając ją do siebie i łaskocząc. Zachichotała cicho. – Jesteś piękna, Nat. I kocham cię, bez względu na to ile masz lat, a na ile wyglądasz i bez względu na to, kim zrobili cię w Czerwonym Pokoju, rozumiesz?
- Też cię kocham, James.
- Wiesz, że nawet Steve tak mnie nie nazywa? – zaśmiał się, obejmując ją w pasie. – Dla niego już zawsze będę Buckim…
- Chcesz, żebym tak cię również nazywała? – zapytała poważnie, ale pokręcił przecząco głową.
- Nie. Moje prawdziwe imię przypomina mi, kim byłem, zanim zamienili mnie w Zimowego Żołnierza… Nat, chcę po prostu powiedzieć, że być może oboje jesteśmy wybrykami natury, ale to nie znaczy, że mamy się tego wstydzić. Jesteśmy, kim jesteśmy, ale obowiązkowa rejestracja wcale mi się nie podoba… Podejrzewam, że większość superbohaterów też woli swoją anonimowość. Dlatego na miejscu Tony’ego nie wprowadzałbym tego tak radykalnie… Jeśli to zrobi, czego nas bunt ludzi, jaki miał miejsce w przypadku mutantów. Moim zdaniem lepiej jest pozostać anonimowym, niż cierpieć z powodu tego, kim się jest.
- Wiesz, co mi to przypomina? – zapytała poważnie.
- Co? – zainteresował się.
- Holokaust. Kiedyś również karano za to, skąd się pochodziło. Teraz może być podobnie.
- Wiem. Problem jednak w tym, że Tony ma pieniądze i może naprawdę wiele… Trudno będzie go przekonać do zmiany decyzji.
- Chcesz pomoc Steve’owi?
- Jeśli to powstrzyma Starka – mruknął.
- Wątpię, jest strasznie uparty…
- Podobnie, jak nasza dwójka… - zauważył.
- Miło, że się wreszcie zjawiliście – powiedział Steve ironicznie, patrząc na przyjaciela.
- Mieliśmy trochę spraw do załatwienia – mruknął Barnes, obejmując Natashę opiekuńczo. Hawkeye przekrzywił lekko głowę, wbijając spojrzenie w byłą partnerkę z KGB.
- To dlatego odmówiłaś, prawda? – zapytał znienacka. Wszyscy zwrócili na niego wzrok, nie rozumiejąc, o czym mówi. Wszyscy z wyjątkiem Nat.
- Tak – przyznała. – Nie mogłam za ciebie wyjść, bo byłam już wtedy żoną James’a – wyjaśniła.
- Gratulacje – odezwał się Scott, stojąc nieopodal.
- Koniec pogaduszek – zarządził Rogers stanowczo, słysząc pierwsze komunikaty.
- Zarządzili ewakuację lotniska – powiedział Bucky, wsłuchując się w niemieckie polecenia.
- Szykować się! – polecił Kapitan.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.