- Buck, daj spokój – powiedział twardo Steve, kładąc przyjacielowi dłoń na ramieniu. – Hulk jest nieobliczalny w swojej furii. Nie walczyłeś z nim i nie wiesz, na co go stać.
- Nie zapominaj, że ja również nie jestem aż takim zwykłym facetem – mruknął James, przyglądając się ponuro swojemu bionicznemu ramieniu.
- Bucky – szepnęła Natasha, przytulając się do niego. – Błagam, nie narażaj się, jeśli nie musisz. Nie chciałabym stracić cię po raz kolejny. Wierzę w ciebie, ale też wiem, jak walczy Banner… Nie pokonasz go. Nawet z tym – popukała mu palcem w metal ramienia. – Odpuść… Uciekniemy. On zrozumie.
- Przekonam go, że musiałaś odejść. Że groziło ci niebezpieczeństwo – powiedział natychmiast Kapitan. – Bruce jest inteligentnym facetem. Zrozumie.
- Jesteś pewny, że się nie wścieknie? – zapytała nieco sceptycznie Wdowa.
- Postaramy się, by tego nie zrobił… A teraz już spadajcie… Jeśli faktycznie chcecie wyjechać, zróbcie to jak najszybciej…
James spojrzał na przyjaciela i kiwnął mu głową.
- Dzięki, stary. Wynagrodzę ci to – powiedział jeszcze i zniknął w sypialni. Natasha przestąpiła niecierpliwie z nogi na nogę i spojrzała na przyjaciela.
- No co? – zapytała nieco buńczucznie, widząc jego spojrzenie.
- Czemu mi nie zaufałaś? Wiesz przecież, że nigdy bym nie zdradził twojej tajemnicy. Nawet Fury’emu… Chyba że on?...
- Nie, nie wie. To sekret, o którym nikt nie mógł się dowiedzieć… Zrozum, Steve. Rosja wciąż jest na tyle potężna, że mogła nam zagrozić. Nie mogłam pozwolić na to, by ktoś się o nas dowiedział. Wtedy oboje byśmy zginęli… Lub zrobiliby nam coś gorszego.
- Rozumiem, Nat, ale mimo wszystko jestem zawiedziony… Wiesz przecież, że ochronilibyśmy cię. Was oboje.
- Wiem to – powiedział Bucky, wchodząc do pomieszczenia wraz z plecakiem w dłoni. – Gotowa? – zapytał ukochaną. Kiwnęła tylko głową, sięgając po swoją broń.
- Wymkniemy się tylnym wejściem. Mam tam zaparkowany motocykl – wyjaśniła.
- Ja prowadzę!
- Tak, jak w Bukareszcie? – zaśmiała się, całując go w policzek. – Znam miasto i skróty.
- Znaj moją dobroć – westchnął i podszedł do Steve’a. – Jeszcze się zjawimy.
- Dbajcie o siebie, Buck – powiedział Kapitan, przytulając przyjaciela. – I nie dajcie się złapać…
- Spokojnie. Przekonaj Starka, by zmienił zdanie, ok?
- Jakby to było takie proste… James, chodźmy już…
Wymknęli się cichaczem z mieszkania i pobiegli na tyły budynku. Placyk pozostawiał swoim widokiem wiele do życzenia i niemal musieli przedzierać się przez zalegające tam rzeczy. Natasha pierwsza dotarła do maszyny i zerwała osłaniającą ją płachtę. James prychnął dziwnie, gdy kurz zalegający płachtę dostał mu się do nosa. Nat spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem i błyskiem w oczach i wskoczyła na siodełko. Bucky usadowił się tuż za nią i objął ją ramieniem w pasie. Zaryczał zastartowany silnik. Natasha wyprowadziła maszynę z ciasnego dziedzińczyka i skierowała się ku obrzeżom miasta.
- Gdzie jedziemy? – zapytał po jakimś czasie James przytulony do pleców kobiety.
- Jak najdalej stąd – mruknęła, wymijając zgrabnie kolejne samochody. – Teraz jednak musimy się jak najszybciej wydostać z Berlina. Potem pojedziemy w stronę południa Europy. Nie chciałabym narażać cię na spotkanie z Bannerem…
- Nat, wiesz przecież, że…
- To nie chodzi o twoją siłę, Bucky. Gdyby Bruce był tylko człowiekiem, z łatwością byś go pokonał. Nawet bez bionicznego ramienia. Ale gdy zmieni się w Hulka… Nie będzie już tak łatwo… Nawet Thor miał z nim problemy…
- Jasne… - bąknął cicho Barnes i zamilkł na chwilę. – A powiedz mi – odezwał się ponownie. – Kim tak naprawdę jest ten Thor? To faktycznie bóg?
- Asgardzki… Wiem, to dziwne, nie? – odparła.
- Tak… Nat, mam jeszcze jedno pytanie.
- Jakie? – zapytała, wyczuwając jego poważny ton głosu.
- To prawda, że po tym, jak nas nakryli, zostałaś mężatką?
- Jestem mężatką, James…
- Wiesz, o czym mówię, Nat… - odpowiedziała mu cisza. – Nat? Odpowiesz?...
- Nie teraz. Staniemy gdzieś i wszystko ci opowiem – mruknęła, a głos jej niebezpiecznie drżał. W takim stanie Bucky widział ją po raz pierwszy. Nie pamiętał, by kiedykolwiek była tak zdenerwowana. Po kilku minutach zaparkowała na wielgachnym parkingu dla tirowców.
- O co ci chodzi? – zapytała, odwracając się do niego. – Po co ci to wiedzieć?
- Natasha, kiedy nas rozdzielili, byłaś moją żoną. A potem, gdy dostałem rozkaz zabicia cię, wiedziałem też, że jesteś wdową. Po jakimś rosyjskim oficerze… O co tu chodzi, Nat? To prawda? Wyszłaś za mąż?
- Nie miałam wyjścia, James – wyszeptała, zwieszając głowę. – Zahibernowali cię i zagrozili, że cię zabiją, jeśli się nie zgodzę…
- Po co to zrobili? – zapytał, opuszkami palców dotykając jej policzka, po którym wkrótce zaczęły spływać łzy.
- By mieć nade mną kontrolę. Zrozumieli, że nasz romans był dla nich wielce niebezpieczny… Woleli się zabezpieczyć. Dać mi kogoś, by mnie pilnował. Nie przewidzieli jednak, że Piotr nigdy mnie nie pokocha. Zostaliśmy jednak przyjaciółmi i było nam razem dość wygodnie. Nigdy nie wtrącał się w to, co robię. Rozumiał mnie i wspierał… Był pilotem. Zginął w czasie oblatywania prototypu.
- Przykro mi. Pewnie było ci bardzo ciężko – powiedział, obejmując ją ramieniem.
- Było – przytaknęła. – Straciłam ciebie, a potem Piotra…* Podejrzewam, że w ten sposób chcieli mnie złamać, bym była im potem bardziej posłuszna. Tu też się pomylili. Z resztą, w tamtych czasach popełniali całkiem sporo prostych błędów. Uciekłam im i naraziłam się w kolejności Tony’emu. Złapał mnie i dostarczył przed oblicze Fury’ego. Groziło mi więzienie i wielomiesięczne przesłuchania… Fury zaoferował mi jednak amnestię w zamian za współpracę. Przyjęłam ją. Od niego dowiedziałam się, czemu zabili Piotra.
- Czemu ci to powiedział? – zainteresował się Bucky, ostrożnie rozglądając się wokół.
- Bo byłam w bardzo kiepskim stanie – wyjaśniła. – Leżałam w szpitalu po postrzale, jaki mi zafundowałeś – uśmiechnęła się do niego blado.
- Przepraszam. W tamtym okresie byłaś dla mnie tylko wrogiem. Moim celem, który miałem za zadanie zlikwidować. Nie wiedziałem, że coś nas łączyło… Wybacz. Dopiero dużo później zacząłem przypominać sobie jakieś niezrozumiałe dla mnie wspomnienia z tobą. Nie umiałem ich jednak połączyć i dopiero twoje słowa sprawiły, że wszystko wróciło. Przepraszam, że tak późno.
- Nie jestem na ciebie zła, James. Cieszę się, że sobie wszystko przypomniałeś.
- Ja również. Teraz możemy być już naprawdę razem. Nawet nie wyobrażam sobie, co musiałaś czuć, widząc mnie jako Zimowego Żołnierza…
- Smutek i złość, że takim cię uczynili – wyznała. – Nie przestałam cię jednak nigdy kochać.
- Wiem… Powiedz mi jeszcze jedno, dobrze? Dlaczego Banner? Nie mogłaś wybrać nikogo innego? Mniej nudnego?
- Pozostali są już pozajmowani – prychnęła śmiechem, wyczuwając, że Barnes jest zazdrosny. – Oprócz Steve’a, ale gdybym związała się z nim, nie darowałbyś mi tego… A Bruce nie jest wcale taki zły.
- Masz rację. O Steve’a byłbym zazdrosny… A Hulka i tak nie mam zamiaru lubić…
- Naprawdę jesteś zazdrosny! – ucieszyła się i pocałowała go szybko.
- Oczywiście! Przecież jesteś moją żoną! A teraz siadaj z tyłu! Ja prowadzę.
- Co jest? – zapytała szeptem, przytulając się do niego tak, by mieć lepszą widoczność.
- Nie podoba mi się, jak nachalnie przyglądają się nam ci kierowcy… Lepiej stąd spadajmy…
- Kilka kilometrów stąd powinny zacząć się już pola uprawne. Zjedziemy tam… - zaproponowała, zmieniając miejsce.
Motocykl podskoczył na kolejnym wyboju polnej drogi, przez co Bucky’emu coraz trudniej przychodziło go prowadzić.
- Cholera! – zaklął, gdy koła zabuksowały na piachu i straciły przyczepność.
- Idzemy! – powiedziała Nat, natychmiast ruszając przed siebie. Za nimi przez cały czas słychać było odległe policyjne "koguty”. – Buck, biegiem!
James prychnął pod nosem i rzucił ciężki motocykl w otaczające ich zboże. Pochylony, by nie zostać wypatrzonym z drogi, ruszył za Wdową, która prowadziła ich w głąb pola niemal na oślep.
Przedzieranie się przez wysokie i ostre kłosy wcale nie należało do przyjemnych i łatwych, wobec czego wkrótce zasapali się już porządnie.
- Psia mać! – syknął Bucky, po raz n-ty odrywając swoje i tak już zniszczone ubranie od kłosów, które dzięki swojej budowie lekko hamowały jego ruchy. Idąca przed nim Natasha odwróciła się natychmiast, gotowa do ewentualnej walki. – Idź! – ponaglił ją.
- Nie bez ciebie! – zirytowała się.
- Wiesz, że to samo powiedziałem Steve’owi, gdy przyszedł uratować mnie w fabryce w czasie Pierwszej Wojny Światowej? – zaśmiał się i wkrótce zrównał się z ukochaną.
- To się nazywa telepatia, kochanie – mruknęła. – Cholera, czy to pole nigdy się nie skończy? Tu nie ma żadnych zabudowań? – zdenerwowała się, rozglądając ostrożnie. – Są! – ręką wskazała kierunek. – Mam nadzieję, że nas nikt nie zauważy…
- Nie zapominaj, że policja jest już na naszym tropie… - zauważył, gdy cichaczem coraz bardziej zbliżali się do zabudowań.
- Przecież wiem! Chodzi mi o to, ż… - nie dokończyła. Gwałtownym ruchem zatkał jej usta dłonią i pociągnął w dół.
- Cicho! – wyszeptał. A nie dalej, niż dwieście pięćdziesiąt metrów od nich, do tej pory kompletnie niewidoczny, stał policyjny radiowóz, leniwie błyskając światłami na dachu. – Nie wymkniemy się. Szukają nas w dobrym miejscu.
- Wiem… Ale mam pomysł. Czekaj tu! – poleciła i w kucki, noga za nogą, kryjąc się wśród wysokiego zboża, podeszła do radiowozu. Oboje mieli szczęście, że funkcjonariusze byli w tej chwili zajęci rozmową z nieco zdenerwowanym rolnikiem i nikt nie zauważył skradającej się postaci. Natasha natomiast przyklękła przy boku auta i wydobytym z cholewy buta ostrym nożem przedziurawiła delikatnie dwie opony – prawą tylną i przednią. Potem wykradła jeszcze z wnętrza dwie sztuki broni krótkiej i w ten sam sposób wycofała się do Bucky’ego. – Chodź już – wyszeptała, ręką dając mu znak, by zatoczyli krąg, oddalając się od zabudowań. Ponownie ruszyli więc w niewygodną przeprawę przez zboża, aż dotarli do gęstego zagajniczka na tyłach domu. Tam, gdy byli już pewni, że nikt ich nie zobaczy, a tym bardziej nie usłyszy, puścili się pędem przed siebie. Lasek niestety stawiał przed nimi coraz to nowsze i gorsze przeszkody, wobec czego wkrótce zasapali się jeszcze porządniej, niż wcześniej.
- Auć! – syknęła Natasha, potykając się o ostry korzeń i przewracając na ziemię. Podniosła się ciężko i natychmiast upadła ponownie.
- Co jest? – zaniepokoił się Bucky, przykucając przy niej.
- Chyba zwichnęłam kostkę – warknęła, zła na siebie.
- Trudno. Poniosę cię – zaoferował się natychmiast i odwrócił, by wziąć ją na barana. Gdy poprawiał chwyt, by jej nie upuścić, z daleka dobiegł ich krzyk policjantów.
- Zorientowali się – mruknęła Natasha, obejmując Jamesa za szyję.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.