Przeprowadzka 8

Dzisiejszego dnia, Magda wracała sama do domu. Lilly została jeszcze na dwóch dodatkowych godzinach biologii, a Maru kończył lekcje szybciej. Dziewczyna wychodząc ze szkoły czuła się trochę osamotniona. Szła przez uliczny gwar. Bardziej z nudów niż z głodu kupiła sobie od pewnej kobiety szaszłyka z kawałków kurczaka obtoczonych w słodko- kwaśnym sosie. Jadła powoli, chcąc by zajęło jej to jak najwięcej czasu. Autobus miała za jakieś dwadzieścia minut, ale z braku pomysłów na spędzenie tego czasu, udała się po postu pod wiatę autobusowego przystanku by usiąść sobie na ławce. Myślała że plastikowy daszek osłoni ją trochę od palącego słońca, jednak się myliła. Było tam jeszcze goręcej. Dach i ściany były strasznie nagrzane, a plus do tego ochraniały przed nikłym, ochładzającym wiaterkiem. No cóż, Magda zrezygnowała z siedzenia i stanęła przy krawędzi chodnika. Obserwowała ludzi idących po drugiej stronie ulicy, chciała nawet liczyć przejeżdżające samochody, lecz szybko zrezygnowała. Była to syzyfowa praca, albowiem cały czas się myliła.  

Zerknęła na zegarek. Jeszcze dziesięć minut. Cieszyła się w duchu, że jest na tyle samodzielna, że może sama wracać do domu. Bała się w prawdzie trochę tej podróży miejskim autobusem, ale nie miała innego wyboru.  Nagle zauważyła nadjeżdżający zielony autobus. Zdziwiła się widząc na elektrycznym wyświetlaczu, na przedniej szybie nazwę swojej mieszkalnej dzielnicy. I po koreańsku i po angielsku znała ten napis na pamięć. Nie mogła się mylić. Stanęła mniej więcej w tym miejscu gdzie powinny otworzyć się przednie drzwi. Nagle zaczął napierać na nią tłum innych ludzi. Pojazd zatrzymał się, a Magda weszła do środka jako trzecia, może czwarta, do i tak już prawie pełnego autobusu. Nie musiała stać. Bez żadnych przepychanek, padła na pierwsze lepsze siedzenie, które znajdowało się akurat przy oknie. Obok niej usiadły jeszcze dwie dziewczyny. Były tak szczupłe że spokojnie mogły zajmować to jedno miejsce. Chwila jazdy w dusznym autobusie i Magda musiała wysiąść. Była o jakieś dziesięć minut wcześniej, postanowiła więc zaopatrzyć się w paczkę jakiś chipsów w osiedlowym sklepie. Po zakupach, udała się prosto do domu. Stanęła pod klatką zdejmując z pleców plecak. Postawiła go na ziemi i poczęła szukanie swoich kluczy. Nigdzie ich nie było. Popatrzyła spanikowana przed siebie. Czyżby je zgubiła? Nie… Zawsze na nie uważała. Nacisnęła bezsensownie guzik od domofonu, wiedząc że i tak nikt jej nie otworzy. Mogła by w prawdzie zadzwonić do któregoś z sąsiadów i wejść do klatki, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Wolała już posiedzieć sobie w cieniu na ławeczce i poczekać na kogoś z domowników.  

Jak pomyślała tak też zrobiła. Przeniosła się na zacienioną ławkę niedaleko placu zabaw. Otworzyła paczkę z chipsami i zaczęła bez żadnego zainteresowania, jeść. Patrzyła na bawiące się, mimo upału, dzieci. W przypływie gorąca, rozpięła sobie parę guzików bluzki i zdjęła też szkolną kokardę. Nie dało się ukryć, była z lekka znudzona, a jeszcze do tego zapomniała kluczy od domu. Po raz drugi otworzyła granatowy plecak. Świtało jej coś, że gdzieś tam pomiędzy książkami leży jej odtwarzać MP3 z słuchawkami. Znalazła go i włączyła. Włożyła słuchawki w uszy i położyła się. Zamknęła oczy i ruszała nogą w rytm muzyki. Było miło, gdyż usłyszała stare hity które uwielbiała razem z koleżankami w Polsce. Jak fajnie było posłuchać ojczystej mowy nie tylko od rodziców czy brata, a na dodatek przypomnieć sobie wspaniałe i wesołe chwile kojarzące się z tymi utworami.

Słońce przesunęło się na niebie, tak że dosięgało teraz promieniami czoła i oczu Magdy. Dziewczyna mruknęła zadowolona. Leżała chwilę w spokoju, gdy nagle ktoś zasłonił jej całe światło rzucając zimny cień na rozgrzaną twarz Magdy. Poczuła również czyjś słodki oddech. Dziewczyna od razu otworzyła oczy i zobaczyła okrągłą, buzię z wielkimi, skośnymi oczami. Usłyszała również mlaskanie dochodzące z ust chłopca spowodowane konsumowaną właśnie gumą do żucia o smaku, ile się nie myliła, truskawko- podobnym. Podniosła się od razu, nie odwracając oczu od nieznajomego dziecka. Mały powiedział coś po koreańsku, czego ona, jak zwykle, nie rozumiała. Przesunęła się trochę w głąb ławki, a chłopiec usiadł wtedy obok niej, patrząc się ufnie. Magda poznała się uśmiechnąć do nowego kolegi, a on odpowiedział jej szerszym, serdecznym uśmiechem, ukazując białe, mleczne ząbki. Jego czarne włosy lśniły zdrowo w słońcu. Magda chwilowo zagapiła się na nie. Mały znowu coś powiedział, a ona w odpowiedzi tylko pokiwała głową, modląc się żeby miała rację z tym potakiwaniem. Chłopiec zaczął kogoś wołać. Wzrok dziewczyny padł na pewnego małego chłopca, bardzo podobnego do tego co siedział teraz obok niej. Po chwili przybiegł do nich ten drugi. Popatrzył się szczerze na dziewczynę i usiadł po jej lewej stronie. Za jej plecami porozumiał się z bratem i dotknął zakurzoną od piasku dłonią, kosmyk włosów Magdy. Popatrzył przez nie na słońce, oglądając ich złote blaski. Ona popatrzyła się na niego z uśmiechem. Sięgnęła po niedojedzoną paczkę chipsów i poczęstowała, prawdopodobnie, braci. Chłopcy chrupali z radością, co chwila pytając się jej o coś, a ona tylko uśmiechała się do nich.

Maru wracał właśnie ze sklepu. Musiał zrobić zakupy o jakie prosiła go mama, albowiem znowu miała zamówienie na jakiś urodzinowy, tym razem, tort. Chłopak więc posłusznie, zaraz po szkole i po uprzednim odświeżeniu się, ruszył do sklepu. Teraz niósł trzy ogromne siatki wypełnione mąką, cukrem i innymi składnikami. Postanowił kupić również trochę słodyczy i coś do picia bo za niedługo miał go odwiedzić Matt. Szedł sobie spacerkiem, rozkoszując się ładną pogodą. Z oddali widział już przyblokowy plac zabaw a w nim rozwrzeszczane i rozbiegane dzieci. Podchodząc coraz to bliżej dostrzegł Magdę. Ucieszył się i zaraz przyspieszył kroku. Zbliżając się słyszał coraz to wyraźniej powtarzane przez dziewczynę dziwne wyrazy i wielką uciechę z tego bliźniaków.  
- Cześć Magda!- powiedział odkładając zakupy na ławkę.
- O! Cześć!- odpowiedziała ona
- No, no widzę że zaskarbiasz sobie serca nowych znajomych- i tu wskazał na braci
- Tak. Siedzę tu już chwilę z nimi i trochę się martwię, bo ni w ząb nie rozumiem o co im chodzi.
Maru spojrzał się uważnie na chłopców, a oni w odpowiedzi wybuchli gromkim śmiechem. Chłopak tez się uśmiechnął, a następnie spojrzał się Magdzie w oczy co nie było takie proste, gdyż właśnie w tej chwili dmuchała balona z gumy do żucia.  
- Czemu nie jesteś w domu?
- Nie mam kluczy- odpowiedziała- Tak więc siedzę tutaj i czekam na rodziców. Mam jeszcze z jakieś trzy czy cztery godziny siedzenia.  
- No co ty, chodź- powiedział biorąc jej plecak na ramię, a w dłonie chwytając zakupy- Idziemy do mnie- i udał się w stronę bloku. Magda szybko pożegnała się z dziećmi, przybijając kolejno każdemu piątkę. Po chwili dogoniła szybko  idącego Maru.  
- Może ci pomogę co? Z tymi zakupami?- powiedziała chwytając jedną z siatek
- Nie no co ty-  odparł biorąc je wyżej by wyrwać je uczynnej Magdzie- Jak chcesz możesz mi otworzyć drzwi od klatki. Klucze mam w kieszeni- wskazał na lewą kieszeń. Magda wyciągnęła je ciągnąc za żółtą smycz. Sprawnie weszli do środka i wjechali do góry windą. Stanęli przed drzwiami od mieszkania zza których dało się słyszeć cichą muzykę.
- Ktoś jest u ciebie w domu?- spytała patrząc na chłopaka
- Nie.
- Ale muzyka…- wskazała palcem na drzwi
- To moja, tak, zostawiłem włączone radio jak wychodziłem.
- Rozumiem- powiedziała przekręcając klucz.
Weszli do skromnego mieszkania. Dziewczyna pierwsze co zrobiła to podeszła do ogromnego lustra w przedpokoju. Spodziewała się że będzie wyglądać nieciekawie, ale nie że aż tak. Twarz miała okurzoną i jednocześnie świecącą po całym dniu w szkole. Włosy miała w nieładzie od leżenia i dotykania ich przez jednego z chłopców. Gdzie niegdzie, w około ust, zostały jej ślady gumy do żucia po pękniętym, rekordowo dużym balonie. Przetarła szybko oczy i policzki jednak niewiele to dało. Popatrzyła zakłopotana na Maru, który układał zakupy w kuchni.  
- Maru!
Odwrócił się w jej stronę.
- Mogę skorzystać z łazienki?- spytała
- Jasne!- uśmiechnął się szeroko
- Dzięki.
Problemów z trafieniem nie miała żadnych, albowiem układ tego mieszkania odpowiadał w stu procentach jej mieszkaniu. W środku stanęła szybko przed umywalką i odkręciwszy wodę spłukała sobie twarz zimną wodą. Lepiej, ale jeszcze nie naj. Spojrzała na mydło, które użyła w mgnieniu oka. Namydliła dłonie, a po łazience rozniósł się przyjemny zapach rumianku. No teraz wyglądała jak człowiek. Sięgnęła po papierowy ręcznik i wytarła się. Dziękowała Bogu w duchu, że nie miała żadnych pryszczy. Jeszcze doszłoby do tego że musiała by użyć korektora, którego teraz nie miała ze sobą. Jeszcze włosy. Zdjęła gumkę i szybkim ruchem palców przeczesała je następnie powrotem spinając w wysoki kucyk. Przejechała jeszcze palcem po brwiach by nadać im kształtu. No. Była gotowa. Wyszła na korytarz gasząc za sobą światło. Przeszła do kuchni, gdzie zastała Maru siedzącego za stołem, na którym stały już dwie szklanki pomarańczowego soku i kruche ciasteczka. Usiadła naprzeciwko kolegi.
- Ładnie tu- rozejrzała się dookoła- Tak czysto.
- O tak, mama wyjątkowo dba o kuchnię. To jej królestwo- zaśmiał się
- To chyba dobrze, co nie?
- Chyba tak- odpowiedział patrząc się na swoje paznokcie.
- Jak tam w szkole?- przeszła na neutralny temat
- Dobrze- odpowiedział po prostu- Facet od matmy zapowiedział nam kartkówkę na jutro- powiedział niezadowolony- Musze się dziś uczyć…
- To pewnie ci przeszkadzam…
- Nie!- powiedział, jak na jego gust, za bardzo emocjonalnie Maru. Ale cóż, tak chciał by została- Nie. Nie przeszkadzasz- dopowiedział nieśmiale.
- Na pewno? Ja wiem jak to jest jak ktoś siedzi ci przysłowiowo na głowie, a ty nie możesz robić tego co sobie zaplanowałeś, irytujące, więc…
- Czekam na Matta. Będziemy uczyć się razem- powiedział szybko
- Matta? Nie znam go chyba.
- Nie znasz, ale poznasz- powiedział ożywiając się lekko- To mój najlepszy kumpel.
- Właśnie, a już myślałam że nie masz kolegów. Zawsze i wszędzie chodzisz sam albo ze mną i Lilly, no nie licząc treningów.
- Tak- potarł ręce- Chodzimy razem do klasy i na kosza też, może go pamiętasz…Niski, nie za chudy, wtedy na meczu to prawie on zdobył pierwszy punkt…
- Coś mi świta, ale nie za bardzo.
Rozmowa stanęła. Ciszę wypełniały tylko dźwięki muzyki dochodzące z drugiego pokoju. Maru skutecznie unikał wzroku koleżanki. Pytał sam siebie co się stało. Przecież już był taki rozluźniony, a tu znowu ta głupia nieśmiałość. Nienawidził siebie za to.
- Lubisz muzykę klasyczną?- spytała nagle Magda.
- Tak- powiedział i podniósł na nią wzrok.
- To miło. Wydaje mi się ze niewiele osób w naszym wieku słucha czegoś takiego.
- Aha, widać to na przykład po Lilly. Zaraz jak przyjdzie do domu włącza swój mały odtwarzacz i słucha tych swoich popowych zespołów.
- Czyli po mnie też widać- zawstydziła się lekko- Ja słucham tego samego i szczerze podoba mi się to.
- Hm… Ale powiedz czy muzyka poważna nie jest piękna? Posłuchaj tylko…- przerwał wsłuchując się- Uspokaja, po całym dniu pracy czy stresu… No bynajmniej mnie.
- Mojego tatę też. Ma pełno takich płyt i często po pracy właśnie ich słucha. Razem ze swoim bratem byli wielkimi fanami takiej muzyki. Kupowali sobie, właśnie, najlepsze płyty, jak mieli czas jeździli na koncerty i takie tam.  
Znowu cisza. Tym razem nic jej nie wypełniało bo utwór właśnie się skończył. Maru z plaskiem położył rozprostowane dłonie na stole. Magda mimowolnie przesunęła na nie wzrok. Były to piękne, jakby dziewczęce, smukłe dłonie z długimi palcami zakończonymi kształtnymi i zadbanymi paznokciami. Były one bardzo podobne do dłoni Lilly.
- Jakie ty masz piękne ręce.
- Co? Ja?- zwinął je w pieści i od razu straciły swoją delikatność i wdzięk zamieniając się w silne dłonie młodego mężczyzny.
- Nie wstydź się- przejrzała go, Maru powrotem położył je na stole- Są idealne o gry na pianinie, czyż nie?
- Tak, tak samo myślała moja mama. Grałem kiedyś, nawet pamiętam co nieco do dzisiaj, jednak gdy pierwszy raz, pewien człowiek objaśnił mi zasady gry w koszykówkę, i pokazał przyjemność grania w nią, od razu wiedziałem jakie hobby jest u mnie na pierwszym miejscu.
- Macie tu pianino?
- Nie, zostało w domu dziadków, skąd się przeprowadziliśmy tutaj.
- Rozumiem.  
- Słyszałem że macie jutro piknik?- zmienił temat chłopak
- Co? Jaki piknik? Pierwsze słyszę…
- No piknik, podobno wszyscy z was rewelacyjnie napisali sprawdzian z angielskiego i to dlatego.
- Tak? E, nie wiem, o co w tym chodzi…
- Niekiedy tak jest, że nauczyciele organizują pikniki w nagrodę za coś. Idziecie do parku czy gdzieś tam, przynosicie jedzenie i nie macie w ten czas lekcji, tylko siedzicie, jecie i wygłupiacie się.
- A to fajnie- ucieszyła się z perspektywy odwołania jutrzejszych lekcji.
- Komu fajnie, temu fajnie- przeciągnął się
Zadzwonił dzwonek od domofonu.  
- To pewnie Matt- Maru wstał od stołu i ślizgając się na kapciach podszedł do aparatu naciskając guzik. Stanął przy drzwiach czekając na kolegę. Puk, puk. Otworzył.
- Cześć, cześć i co tam? Gotowy, nieuku?- przywitał się chłopak. Magda również wstała i podeszła do nich. Jej oczom ukazał się mały ( przy Maru), a tak to jej wzrostu chłopak z pucołowatą twarzą.  
- O, cześć- przywitał się z nią- Ty musisz być Magda tak?- wyciągnął rękę w jej stronę- Jestem Matt. W końcu mogę cię poznać, Maru zawsze o tobie opowiada, w samych superlatywach, dodając- uśmiechał się miło do chwili gdy Maru dosyć mocno huknął go w plecy- Aaa- powiedział wtedy tylko nie odrywając od niej wzroku.
Nagle zadzwoniła komórka Magdy. Dziewczyna szybko podeszła do kuchennego stołu, zostawiając za sobą rozmawiających po koreańsku chłopaków. Dzwonił jej tata. Odebrała.
- Halo?
- Magda? Gdzie jesteś? Z twojego planu lekcji wynika…Wynika że powinnaś już być dawno w domu.
- Tak wiem, zapomniałam dzisiaj kluczy.
- Aha, a gdzie teraz jesteś?
- U Maru w domu.
- To wracaj szybko, póki jeszcze nie pojechałem powrotem do pracy.
- Dobrze, już id.- rozłączyła się ściskając aparat w ręku.
- Chłopcy - zwróciła się do kolegów- Muszę iść.
- Już?- spytał z żalem w głosie Matt- Myślałem że pogadamy sobie jeszcze. Chciałem jak najbardziej odwlec tą syzyfową pracę…- zerknął na Maru. Magda uśmiechnęła się.
- Innym razem. Dobra- powiedziała zabierając plecak- Miłego popołudnia i dzięki Maru!- otworzyła drzwi- Cześć!- pomachała na pożegnanie
- Cześć- odpowiedzieli jednocześnie.
Maru westchnął.
- Dobra, chodźmy, im wcześniej zaczniemy tym szybciej skończymy.
- No nie wiem, nie bądź przesadnym optymistą.- odpowiedział Matt wchodząc do pokoju kolegi.

misia201603

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2942 słów i 15706 znaków.

Dodaj komentarz