Przeprowadzka 5

Wieczorem, po kolacji Maru siedział zamknięty sam w swoim pokoju przy zgaszonym świetle. Zawsze, gdy był już przygotowany do szkoły, a jeszcze za wcześnie było by iść spać, patrzył się przez okno na rozświetlony Seul. Uspakajało go to bardzo. Słysząc z kuchni odgłosy pracującej nad kolejnym ciastem mamy, telewizora który oglądał tata w salonie oraz muzyki z pokoju Lilly, mógł tak siedzieć bardzo długo. Spojrzał na niebo. Było zachmurzone, lecz gdzie nie gdzie, wiatr rozdmuchiwał chmury i dało się ujrzeć gwiazdy. Westchnął. Cieszył się że mieszka właśnie tutaj. Uwielbiał żyjące całą dobę miasto, elektryczne neony, dźwięk klaksonów oraz tłok na ulicach. Lubił również to blokowisko. Wbrew opiniom innych, uważał miejsce gdzie mieszkał za jedno z najbardziej wygodnych. Mieszkał już w domu parterowym, na obrzeżach miasta, lecz nie podobało mu się to. Ucieszył się gdy dowiedział się że się przeprowadzają. Tutaj zawsze się coś działo, sąsiadów też miał miłych, a od jakiś dwóch dni miło było nawet na niektórych popatrzeć. Uśmiechnął się pod nosem i nagle zauważył ze ktoś wychodzi z bloku obok.  

„Dziewczyna i pies…Magda!”- pomyślał i poczuł się trochę nieswojo. Serce mu przyspieszyło, żołądek się skurczył. Z jednej strony chciał zejść tam na dół, do niej i się przyłączyć, z drugiej jednak coś trzymało go ciągle w jego pokoju, na górze.  
„A może to jednak dobry pomysł?”

- Mamo!- zawołał wychodząc z pokoju- Idę na spacer!
- Teraz?- zdziwiła się wychylając głowę z kuchni na korytarz.
- Tak, ale będę niedługo- powiedział szybko zdejmując kurtkę z wieszaka i wybiegł z domu, by uniknąć innych kłopotliwych pytań.  
- Co mu się stało?- spytała sama siebie zagaszając po synu światło w przedpokoju.  

Magdzie było coraz bardziej smutno. Myślała że chłodniejsze, wieczorne powietrze trochę ją orzeźwi i spowoduje że przejdzie jej ochota na płacz. Jednak stało się odwrotnie. Puste, ciemne i zimne podwórko działało na nią jeszcze bardziej przygnębiająco. W końcu po jej policzkach popłynęły, drugie, ale tym razem prawdziwe,  gorące łzy odrzucenia, samotności, niezrozumienia, żalu i tęsknoty. Pociągając nosem, odpięła smycz Nady. Pies od razu, korzystając z wolności, pobiegł pomiędzy drzewa i krzaki. Magda zamknęła jeszcze furtkę placu zabaw, nie chcąc by ktoś zwrócił jej uwagę że jej pies załatwia się w miejscu przeznaczonym dla dzieci. Usiadła w końcu na pobliskiej ławeczce cały czas płacząc. Nie było tu nikogo, co było jej na rękę, nie chciała by ktoś był świadkiem jej słabości.  
Maru wyszedł z klatki i rozejrzał się dookoła.
„ Niemożliwe żeby już poszła do domu!- pomyślał i poszedł w stronę placu zabaw-„ Może jest tam.”
Idąc w końcu zauważył pewną osobę siedzącą na ławce, dziwnie skuloną. Im bardziej się do niej zbliżał, tym bardziej był przekonany że to Magda. Uśmiechnął się sam do siebie. Ona zaś usłyszała że ktoś nadchodzi. Obejrzała się. Maru. Czym prędzej zaczęła ocierać oczy i pociągać nosem. Odwróciła się do niego plecami.

„ Zapomniałam chusteczek!” zdała sobie sprawę przeszukując kieszenie bojówek i dżinsowej kurtki.  
- Cześć Magda!- powiedział radośnie stojąc w pomarańczowym świetle latarni. Ona popatrzyła na niego z ukosa, nie chcąc by zauważył że płakała- Mogę się przysiąść?
- Jasne, siadaj- podkurczyła jedną nogę i oparła na kolanie głowę, co chwilę przecierając twarz rękawem katany.
- Co się stało? Płakałaś?- nachylił się ku niej, chcąc spojrzeć jej prosto w oczy. Uwielbiał je, były takie inne, zielone można by powiedzieć. Pierwszy raz widział na żywo coś takiego. W prawdzie, teraz było ciemno i niewiele mógł zobaczyć, lecz i tak wiedział jakiego są koloru. Ona obróciła się w końcu twarzą do niego, a po policzku, spłynęła jej szybko jedna łza. Chłopak zacisnął wargi, nie lubił takich sytuacji. Czuł się wtedy tak niezręcznie że miał ochotę uciec, po prostu pocieszanie nie wychodziło mu najlepiej. Ale nie mógł być oczywiście aż tak znieczulony na cudze cierpienie, nie było by to na miejscu. Wyjął więc, starannie uprasowaną, bawełnianą chusteczkę i podał ją Magdzie. Ta spojrzała się na niego pytająco.
- Bierz, jest czysta, a tylko taką mam przy sobie.- powiedział jeszcze bardziej wyciągając rękę przed siebie. Poczekał aż wydmucha sobie nos i wytrze wciąż spływające łzy. Zrobiło mu się jej bardzo żal. Sam miał ochotę osuszyć jej oczy, policzki, lecz zaraz uszczypnął się w dłoń, by odgonić te myśli. Był z lekka podenerwowany, albowiem pierwszy raz był świadkiem, można by powiedzieć intymnej sytuacji, a do tego jeszcze dziewczyny która mu się podobała. I to nawet bardzo. Siedział więc tu i czekał aż zacznie mówić, co według niego było nieuniknione.

- Dziękuje za chusteczkę- powiedziała w końcu przez nos.
- Proszę…Słuchaj…Co się właściwie stało? Czy ktoś ci coś zrobił? Jakąś przykrość…?- pytał niepewnie, chcąc wybadać sprawę. Nie chciał być również wścibski, choć czuł że musiał się dowiedzieć.  
- Nie, nic z tych rzeczy.
- To co…? Powiedz, może ci jakoś pomogę.
- Tęsknie po prostu.- wyznała.
Maru ściągnął brwi bo nie bardzo rozumiał.
- Za kim?- zadał kolejne pytanie.
- Za Polską. Za moim rodzinnym miastem, szkołą, przyjaciółkami, znajomymi, rodziną…Dawnym mieszkaniem.- spuściła głowę na dół opierając się czołem o cały czas zgięte kolana. Maru westchnął głęboko, nie wiedział co powiedzieć. Wodził wzrokiem po czubkach drzew, jakby tam szukając pomocy.
- Czuję się- zwróciła się znowu do niego- tak, jakbym nie mogła już dalej bez tego żyć. Tam było wszystko, rozumiesz? A teraz zostawiłam to i przeniosłam się tutaj, by zacząć praktycznie wszystko od początku.
- To chyba normalne że się tęskni za ludźmi, rzeczami i miejscami których już nie ma, albo nie będzie nam dane przez jakiś czas albo przez całe życie zobaczyć- odważył się powiedzieć Maru, patrząc niepewnie na koleżankę.
- Tak, tylko że ta tęsknota mnie strasznie niszczy. Psuje mi każdy dzień. Co najmniej raz dziennie, musi mnie doprowadzić albo do płaczu albo do gapienia się bez sensu w ścianę i rozmyślaniu co by było gdyby, co robią ludzie których znam, a są tak daleko ode mnie. Jaka tam jest pogoda? Czy wieje czy świeci słońce? Myślę nawet o takich bzdetach, jak na jaki kolor pomalowali blok, którego postępy w budowie obserwowałam dzień po dniu przez moje okno w dawnym pokoju… Rozumiesz?
- Staram się- powiedział szczerze- Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, ale mam wyobraźnię- I tu postukał się palcem w głowę- A może…Może opowiedz mi o swoim, że tak powiem, dawnym życiu? Może będzie ci lepiej, co? Powspominaj najśmieszniejsze wątki, opisz mi dokładnie swoje przyjaciółki, a nawet ławkę w której siedziałaś na matematyce.
- Chcesz?- popatrzyła z nadzieją i wdzięcznością na chłopaka, powiedział to jakby właśnie czytał jej w myślach, jakby wiedział czego ona na prawdę teraz potrzebuje.
- Chcę- znowu było słychać szczerość w jego głosie oraz czystość intencji.
- Dobrze, ale jak będzie ci nudno, po prostu powiedz.
- Nie ma sprawy- uśmiechnął się i rozsiadł się wygodniej na ławce.
- Zanim tu przyjechałam- zaczęła- jak już wiesz, mieszkałam w małym polskim mieście. Nie było tam kina, teatru czy jakiś dużych centrów handlowych, nie było nawet porządnej biblioteki, nie mówiąc o księgarni. Zawsze z przyjaciółkami narzekałyśmy na to. Co to jest? Miasto bez kina to żadne miasto…Ale teraz, chętnie przeniosłabym się tam, na ławkę w parku, na której potrafiłyśmy spędzać całe dnie i letnie wieczory- westchnęła- O moich przyjaciółkach też chciałbyś posłuchać?
- Tak jak mówiłem.- uśmiechnął się zachęcająco, przekładając swe długie ramie przez głowę Magdy, kładąc ją na oparciu ławki.
- Mm…- zastanowiła się przez chwilę- Pierwsza z nich to Marysia. Dlaczego pierwsza? Bo znamy się najdłużej. Z dzieciństwa. Chodziłyśmy razem do szkoły, na place zabaw, odwiedzałyśmy się nawzajem, wspierałyśmy w trudnych chwilach, rozmawiałyśmy na dziewczęce tematy…
- No a wygląd?
- Byłyśmy mniej więcej równego wzrostu, lecz tak to fizycznie niezbyt do siebie podobne. Ona miała, no w sumie ma, krótsze ode mnie, brązowe włosy i niebieskie oczy. Była również wielką fanką długich i zwisających kolczyków. Miała ich całe mnóstwo i zawsze gdy do niej przychodziłam pierwsze co to sięgałam po starą, drewnianą kasetkę w której trzymała te wszystkie cuda. Grzebałam w niej tak długo, aż znalazłam coś dla siebie na dane popołudnie, czy dzień- uśmiechnęła się na to wspomnienie- Moją drugą, najlepszą przyjaciółką była Dorota. Ona uwielbiała tańczyć. Chodziła na zespół taneczny występując na każdych uroczystościach czy to szkolnych czy miejskich. Także była nie za wysoka, lecz miała piękne, długie i czasem kręcone kasztanowe włosy. Nudy?- spytała.
- Nie, w cale nie. Mów dalej, może teraz coś o swojej szkole czy rodzinie?
- Szkoła? No na pewno nie wyglądała tak nowocześnie jak ta tutaj.  Był to duży, przedwojenny budynek z czerwonej cegły ze wąskimi, prostokątnymi oknami. Otaczał ją  mały park, w którym rosły drzewa i krzaczki. Można by miło spędzać tam przerwy, gdyby nie uczniowie palący papierosy. Zawsze było ich tam pełno, ale nas to nie dziwiło, przyzwyczaiłyśmy się już. W środku wszystko było ładnie odmalowane i czyste, przyjemnie było mieć tam lekcje. A co do rodziny, to nie mam jej zbyt dużej, znaczy może i mam, ale znam tylko najbliższą. Znaczy tak, mam dwie babcie, trzech wujków i ciocię. Jeden- Marek- jest żonaty z ciocią Anią, a pozostali dwoje są kawalerami, nie chcąc ich nazwać starymi…- ciągnęła swoje opowiadanie dalej, a Maru raz po raz się jej przyglądał. Zauważył że już nie płakała, jej twarz zdradzała skupienie nad tym co mówi. Była wpatrzona w dal, unikając jakby jego wzroku. Zastanawiał się co by na jego miejscu zrobił Billy. Może by ją przytulił? Był przecież odważniejszy i bardziej śmiały od niego.
„ Jest także przystojniejszy.”- dodał w duchu.
Ale była to tylko jego opinia.  
- Halo!- pomachała mu ręką przed oczami dziewczyna. Maru potrząsł głową jakby co dopiero się obudził.- O, widzę że byłeś daleko stąd- uśmiechała się do niego Magda.
- Przepraszam, zamyśliłem się…
- Nie szkodzi, no bo ile można słuchać monologu jednej osoby- widać że wracał jej humor.
- Chyba nie jesteś zła?- spytał z obawą.
- Nie no co ty, niby za co?- przeciągnęła się i sprawdziła godzinę na komórce.- Co? Ca chwilę dziewiąta?- zdziwiła się- Tak szybko?
Maru popatrzał na nią poważnie, nurtowało go tylko jeszcze jedno pytanie. Nie wiedział jak będzie lepiej, czy wypytać ją o to delikatnie przy innej okazji, zadać je teraz, prosto z mostu, czy poprosić Lilly by się dowiedziała. W sumie była to jej prywatna sprawa i nie wiedział czy będzie chciała o tym z nim rozmawiać. Czy uzna go za zbyt ciekawskiego, albo się obrazi?  
„ Nie, chyba nie jest taka, w końcu to tylko jedne, małe i niewinne pytanie, nie można się o coś takiego obrazić. Spytaj, no spytaj!- poganiał siebie w myślach zbierając się na odwagę-Bądź mężczyzną!” Podziałało.
- Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?- zacisnął dłonie w pięści, czując jak pocą się od wewnątrz.
- Pytaj, jak chcesz.
- Czy… Czy miałaś tam jakiegoś przyjaciela, chłopaka?- zapytał nieśmiało.
- Chłopaka?- spytała zdziwiona- W życiu. Nikt mnie tam nie chciał- odpowiedziała po prostu.
- Oj przestań, że nikt nie chciał- zaprotestował.
- Taka jest prawda, może nie byłam zbyt miła czy ładna.
- Nieprawda, jesteś i miła i ładna- zrobiło mu się gorąco, pierwszy raz powiedział coś takiego dziewczynie. Ona pokręciła na to przecząco głową.
- Dowód na to: podrywa ciebie gwiazda szkoły.- patrzył jej głęboko w oczy. Wyczytał gdzieś że mówią one wszystko, trzeba tylko dokładnie obserwować, zagłębić się w nich i starać zrozumieć ich mowę.
- Że niby Billy?- oburzyła się z lekka, wyprostowując się.
- Dokładnie. On podoba się wszystkim dziewczynom. Jest śmiały, przystojny, wysportowany… Ty też jesteś miła, mądra i ładna. Dlaczego nie mielibyście się spotykać?
- Po pierwsze on nie jest przystojny, znaczy dla mnie. Po drugie przeraża mnie jego śmiałość. Jest aż za śmiały, co przeradza się w zarozumiałość. Nie zauważyłeś tego?- spytała zdziwiona- A po trzecie, on nie jest w moim typie, nie chcę żadnego niewrażliwego, zgrywającego się i nadętego bufona. A! I zainteresował się mną tylko dlatego bo nie jestem stąd i wyglądam inaczej niż reszta, ślicznych w sumie, dziewczyn. I tyle.  
Maru nic na to nie odpowiedział.
- Słyszałam że gracie razem w kosza, czy to prawda?
- Tak, w jednej drużynie.
- No i jak tam?- spytała odwracając się twarzą do chłopaka.
- Fajnie jest, koszykówka to mój ulubiony sport- zerknął na Magdę- Bez względu na Billiego.
- Nie lubisz go?
- No nie przepadam.
- Rozumiem, rozumiem…
„ A może…”- pomyślał i dokończył już na głos.
- Może przyszłabyś na nasz mecz, za dwa tygodnie w sobotę?
- Z chęcią, a nawet wielką, dawno nie byłam na żadnym meczu.- Maru spojrzał z ulgą na rozświetloną uśmiechem twarz koleżanki. Był prawie że  wniebowzięty, dlatego ze przyjęła jego zaproszenie. Obiecał sobie że od następnego treningu będzie ciężko pracował. Chciał zrobić na niej jak najlepsze wrażenie, wcale się nie popisując czy wysilając- I co?- zapytała.
- I nic- odpowiedział uderzając dłońmi w uda.- A gdzie twój piesek?
- Tam chodzi…Co ona tam tak długo robi? Nada!- zawołała suczkę. Po chwili stała już obok nich merdając przyjaźnie ogonem.
- Jaka słodka- głaskał pieska Maru.
- Macie w domu jakieś zwierzątka?
- Ja mam rybki, a Lilly chomika.
- Fajnie!
- Tak, ale to nie to samo co pies. Są duże i rozumne i nie śpią cały czas albo łażą w kółko po karuzeli. Można z nimi wyjść na spacer, pobawić się, wyżalić…Jak sądzę- spojrzał na nią swoimi pięknymi i tak pociągającymi oczami. Porównałaby je teraz do małych połówek  księżyca. Uwielbiała je, ich skośność, ułożenie, delikatność i mądrość spojrzenia. Często zwracała uwagę na oczy u nowo poznanych ludzi. Potrafiła, tak bynajmniej jej się zdawało, z nich czytać, a Maru był jak otwarta księga. Wiedziała że ucieszył się na wieść że pójdzie na ten mecz, widziała także zmartwienie i zakłopotanie, gdy znalazł ją tutaj zapłakaną. Polubiła go od pierwszego spotkania, tą małomówność, delikatność i na swój sposób mądrość, teraz jeszcze bardziej utwierdzała się w tym przekonaniu. Jej rozmyślania przerwał sygnał SMS-a. Odczytała szybko. Był od mamy która kazała jej natychmiast wracać do domu.
- Słuchaj, muszę już iść- sięgnęła po smycz i wstała z ławki, obciągając na dół podwijającą się bluzkę.
- Jasne, zrobiło się późno- Maru poczuł wibracje swojego telefonu.
„ Lilly? Czego ona chce?”
- Ktoś dzwoni, odbiorę.
- O.K.  
- Halo?- zaczął przykładając słuchawkę do ucha, spoglądając na okno od pokoju siostry.
- Aaa!- zapiszczała na powitanie- Braciszku! Siedzę sobie tutaj, patrzę na podwórko i wszystko widzę. Uuu, brawo, brawo, nie wiedziałam że tak szybko pójdzie, już randka…
- Jaka randka?- spytał po koreańsku w popłochu zerkając na Magdę.
- Jak to jaka? No ta, przecież, dobra, mam mało kasy na koncie, opowiesz mi jak przyjdziesz- westchnęła i rozłączyła się. Maru zrezygnowany schował telefon. Kochał swoją siostrę, ale czasem była ona nieznośna z tą swoją nieprzewidywalnością.
- Też do domu?- spytała Magda.
- Tak, chodź odprowadzę cię.
Gdy stali już przed klatką dziewczyny, ona zaczęła:
- Maru…Dziękuję ci za to że mnie pocieszyłeś i wysłuchałeś.
- Nie ma sprawy- odpowiedział skromnie.
- Tak… No to do zobaczenia jutro w szkole.
- Tak do zobaczenia- powtórzył po niej i odmachał na pożegnanie gdy wchodziła do bloku.
„ Kurczę.- pomyślał uśmiechając się pod nosem. Było mu tak lekko na duszy i ciele.- To chyba się nazywa szczęście.”
Gdy leżał już w łóżku, przy zgaszonym świetle, gotowy do spania, do jego pokoju wkradła się cicho i niespodziewanie Lilly, także już w piżamie.  
- Gadaj!- stała ze zgiętymi kolanami, jakby szykowała się do skoku, wskazując palcem na brata, niczym na winnego. Przedtem oczywiście, zapalając duże, rażące w oczy światło. Maru zasłonił sobie twarz.
- Zgaś!- powiedział.
- Ups, przepraszam- i przełączyła kontakt. Po omacku dotarła do łóżka brata i usiadła na jego drugim końcu po turecku- Więc?
- Co więc?- odpowiedział jej pytaniem mrużąc oczy w uśmiechu.
- Jak było? Tam na ławce?- spytała, a w jej głosie dało się słyszeć zniecierpliwienie i ciekawość.
- Było świetnie- uniósł się na łokciach i popatrzył się na ciemny kontur postaci siostry- Nigdy nie myślałem że spotkanie z dziewczyną może być aż tak miłe.
- No i widzisz?- ucieszyła się.
- Nawet zaprosiłem ją na mecz.
- Iii- zapiszczała- Super!- zaklaskała w dłonie jak to miała w zwyczaju.
„ Ona jest bardziej podekscytowana niż ja”- pomyślał śmiejąc się z Lilly.
-Tak się cieszę! Spotkałeś w końcu atrakcyjną, mądrą i miłą dziewczynę.
- Skąd wiesz? Nie znacie się przecież długo- przekomarzał się z nią i tak wiedząc że to co powiedziała o Magdzie było prawdą.
-Ha! Ale ja mam nosa do ludzi! Chociaż… Nos ma trochę dziwny co nie? I takie plamy na nim.- powiedziała dotykając i zezując na swój.
- Piegi. To są piegi. Dużo ludzi z jej kraju je posiada- wytłumaczył.
- Aha- odpowiedziała poważnie Lilly.

misia201603

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3452 słów i 18293 znaków.

Dodaj komentarz