Miłość jednak istnieje #4

Miłość jednak istnieje #4Wstałam o 6:30 z przyzwyczajenia zapomniałam, że dzisiaj zakończenie roku. Do szkoły miałam na 9:00, więc postanowiłam się dokładnie przygotować. Wzięłam godzinną odprężającą kąpiel, zrobiłam delikatny makijaż, założyłam czarną obcisłą sukienkę, przezroczyste rajstopy i czarne obcasy (tak mam obsesję na punkcie długich szpilek). Długie blond włosy zakręciłam na lokówkę i związałam w kucyka. Gdy byłam gotowa była 8:20. Wyszłam z domu ponieważ droga do szkoły zajmowała mi ok.25 minut. Po niecałych 5 minutach podjechał do mnie samochód.
- Może Cię podwieźć księżniczko? - powiedział Mateusz zza zaciemnionej szyby. - Przecież tak piękna dziewczyna nie będzie się wlekła sama po Warszawie o 8:30 rano. Jeszcze by ktoś ci coś zrobił.
- Nie martw się o mnie mój książę w samochodzie nikt poza tobą mi nic nie zrobi.
- Skąd wiesz, że chciałem Ci coś zrobić? - udawał zdziwionego.
- Intuicja.
  Przez resztę podróży rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Pod szkołę dojechaliśmy o 8:55 i szybko pobiegliśmy do auli, żeby nie musieć stać na zewnątrz. W pewnym momencie coś uderzyło mnie w nogę i upadłam.
- Mateusz!
- Co się... Boniu! Już nieraz Ci mówiłem żebyś uważała jak chodzisz na szpilkach. Możesz wstać?
- Nie za bardzo.
- Co ja z tobą mam.
  Podniósł mnie i niósł aż do auli, postawił mnie, ale cały czas trzymał za rękę żebym nie upadła. Po dwugodzinnej gadance dyrektora byliśmy wolni. W czasie uroczystości zgubiłam Mateusza. Po rozdaniu świadectw chciałam iść do domu kiedy poczułam, że ktoś złapał mnie za rękę.
- A dokąd to moja księżniczka?
- Do domu!
- No chyba Cię coś boli.
- Tak noga. - Zaczęłam się śmiać.
- No właśnie. Dlatego Cię zawiozę.
- Nie. - Kiedy zrobiłam krok poczułam jak ktoś mnie podnosi.
- Ze mną nie wygrasz księżniczko. - Tym razem on zaczął się śmiać.
- Ale ty jesteś uparty.
- Też Cię kocham.
  Zaniósł mnie do samochodu. Podróż minęła nam na rozmowach. Kiedy podjechaliśmy pod dom Mateusz otworzył mi drzwi. Podziękowałam i chciałam wysiąść, ale poczułam straszny ból w kostce. Upadłam. Mateusz szybko mnie podniósł.
- Zaniosę Cię - powiedział.
- Nie trzeba - chciałam wyrwać się z jego objęć, ale nie pozwolił mi na to.
- Trzeba - posadził mnie na fotelu w aucie. Wziął moją torebkę wyjął klucze i otworzył drzwi. Wziął mnie na ręce i zaniósł na fotel w salonie.
- Zaraz wracam. Masz się nigdzie nie ruszać.
- Ok.
  Po chwili przyszedł  z całą apteczką i nożyczkami. Zdjął moje buty i położył na podłodze.
- Połóż tu prawą nogę - powiedział podając mi poduszkę.
  Posłusznie położyłam nogę. On rozciął mi rajstopę i przyłożył lód. Po 20 minutach go zdjął, posmarował żelem, przyłożył gazę i zawiązał bandaż.
- Dziękuję - powiedziałam i dałam mu całusa w policzek.
- Nie masz za co - posadził mnie u siebie na kolanach, a ja wtuliłam się w niego i usnęłam.
  Kiedy się obudziłam się byłam w takiej samej pozycji co przed snem.
- Dzień dobry śpiochu - uśmiechnął się.
- Która godzina?
- 19:30.
- Co?! Aż tak długo spałam?
- 8 godzin to mało.
  Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jesteś może głodna?
- Tylko trochę, ale zaraz wstanę to sobie zrobię kanapki.
- Nie ma mowy. Nie będziesz wstawała ze skręconą kostką.
- Skąd wiesz, że jest skręcona?
- Mój tata jest lekarzem i wiem jak to sprawdzić.
- A no tak. Zapomniałam.
- To co byś zjadła?
- Nie wiem. Może kanapkę.
- Czyli mam zrobić naleśniki.
- Nie musisz.
- Ale chcę.
- No to okej.
  Mówiłam już, że wygląda bosko gdy gotuje? Jak nie mówiłam to teraz mówię. Gdy tylko podał mi talerz z jedzeniem od razu zaczęłam jeść.
- No co się tak patrzysz? Od rana nic nie jadłam.
- Nie nic po prostu tak słodko wyglądasz.
- Która godzina?
- 20:30.
- Nie jedziesz do domu?
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.
- Spać mi się chce.
- Ej czyli mam rozumieć, że śpisz na kanapie?
- Tak. Bo nie chce mi się ścielać łóżka i tak dalej.
- Zrobiłem to za Ciebie.
- Co?!
- Swoją drogą mogłaś wcześniej posprzątać w pokoju - zaśmiał się.
- Jezu! Zapomniałam.
  Wstałam i już miałam zacząć biec, gdy poczułam okropny ból w kostce. Zakręciło mi się w głowie i zemdlałam. Dalej pamiętam tylko ciche krzyki Mateusza...

omisio7

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 856 słów i 4406 znaków.

1 komentarz

 
  • Użytkownik cukiereczek1

    Super czekam na kolejną z niecierpliwością. :) piszesz super:)

    21 maj 2016

  • Użytkownik omisio7

    @cukiereczek1 Dziękuję :*

    22 maj 2016