Każdy ma problemy. Niektórzy po prostu lepiej je ukrywają... cz.6

Znów się obudziłam-to była moja pierwsza myśl dzisiejszego dnia... Jestem zmęczona życiem. Chciałabym chodź na chwilę się od tego wszystkiego oderwać, ale póki co to niemożliwe. Dziś znów muszę iść do szkoły. Powoli wstałam z łóżka, przygotowałam sobie ubrania i udałam się do łazienki, żeby się odświeżyć. Kiedy wzięłam prysznic, umalowałam się i uczesałam ubrałam wcześniej przygotowane czarne leginsy i koszulę z ćwiekami na ramionach w tym samym kolorze. Wzięłam do ręki torbę, włożyłam moje ulubione buty i wyszłam z domu. Wolnym krokiem ruszyłam w kierunku szkoły. Miałam jeszcze dużo czasu więc zaczęłam myśleć o otaczającym mnie świecie. Życie innych ludzi wydaje się być takie idealne, więc co jest ze mną nie tak, że wszystko mi się posypało? Dlaczego jestem taka beznadziejna? Przeze mnie zmarł Matt, przeze mnie zmarli rodzice... To wszystko jest takie trudne. Chciałabym to wszystko raz na zawsze zakończyć, ale ciągle walczę, dla Matta. Tak naprawdę to sama się sobie dziwię, że jeszcze daję radę. Jestem na tym świecie całkiem sama, jestem wykończona psychicznie... Właściwie to najgorsze jest chyba to, że jestem bezsilna wobec tego, co się wokół mnie dzieje, to mnie wykańcza. To chyba przez swoją bezsilność i beznadziejność zaczęłam się ciąć, to chyba przez to piję... Tak, robię to po to, żeby zapomnieć o swojej bezsilności, o tym, jak beznadziejna jestem, o problemach. Muszę przestać myśleć, bo za chwilę się rozpłaczę, a tego bym nie chciała, zwłaszcza, że jestem już blisko szkoły. Staram się przestać myśleć, niestety, to wcale nie jest takie proste. Nagle w mojej głowie pojawił się obraz tamtego dnia, dnia który odmienił mnie na zawsze. Te wszystkie obrazy przelatują przez moją głowę niczym kadry filmu. Zaczynam krzyczeć, w moich oczach zbierają się łzy, to wszystko mnie przerasta. Zauważam, że Dean do mnie podbiega.
-Co się dzieje Lia?-pyta przejęty.
-Matt-udaje mi się wyszeptać.  
-Jaki Matt? O co chodzi?-próbuje się dowiedzieć, jednak nie dostaje już żadnej odpowiedzi. Zamknęłam się w swoim własnym świecie. Moim umysłem zawładnęły wspomnienia.  
Matt.............Eric...............pistolet.............strzał................
To wszystko jest takie realistyczne. Czuję się okropnie. W pewnym momencie zaczynam biec w nieznanym kierunku. Biegnę długo, wiem to, ponieważ czuję ogromne zmęczenie i jestem w nieznanej okolicy. Chociaż... Skądś kojarzę to miejsce. Nagle doznaję olśnienia-to tutaj przyjechałam z Mattem, tu tutaj ostatni raz widziałam go żywego. Upadam na ziemię i zaczynam przeraźliwie płakać. Nie wiem ile czasu tam spędziłam, ale na pewno długo, bo kiedy znów zaczęłam kontaktować zauważyłam, że na zewnątrz jest już ciemno. Nie mam pojęcia jak z tego miejsca dostać się do mojego obecnego miejsca zamieszkania. Mimo wszystko decyduję się zaufać swojej intuicji i powolnym krokiem ruszam w jedną z uliczek. Po dwóch godzinach marszu udaje mi się dotrzeć do domu Christiana. Staram się zachowywać jak najciszej. Powoli wchodzę do środka, a następnie do swojego pokoju. Udało mi się pozostać niezauważoną. Niestety po dzisiejszym dniu czuję się okropnie. Wychodzę z pokoju, udaję się do łazienki. Szybko odnajduję pudełeczko, z którego wyciągam swoją zimną przyjaciółkę, bo właśnie tak nazywam żyletkę. Przykładam ostrze do skóry i najpierw delikatnie po niej przejeżdżam. Z rany wypływa ciemna ciecz. Robię kolejne nacięcie i następne... Powtarzam ten ruch jeszcze wielokrotnie. Spoglądam na swoją zakrwawioną skórę. W tej chwili nie czuję nic. Czuję się taka pusta... Pusta... Tak nie powinno być, nigdy nie powinnam się tak poczuć, a jednak dobrowolnie skłaniam się do tego uczucia. Przez chwilę zastanawiam się dlaczego to robię i szybko dochodzę do wniosku, że to jedyny ból, który kontroluję. Jestem jego panią. Codziennie ktoś zadaje mi ból, jednak tamten często jest nie do zniesienia, a ten zadaję sobie sama i w pełni kontroluję. Gdy zaczęłam o tym myśleć zrobiłam jeszcze kilka ran i patrzyłam na swoją krew. Kiedy zaczęła krzepnąć wstałam z podłogi, podeszłam do umywalki i obmyłam rany, a następnie je opatrzyłam. Przebrałam się jeszcze w koszulkę, która służy mi jako piżama i położyłam się do łóżka. Długo nie mogłam zasnąć, myślałam o dzisiejszym dniu i o przeszłości, jednak w końcu zmęczenie wzięło nade mną górę i oddałam się w ramiona Morfeusza.

Myheartwillgoon

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 799 słów i 4626 znaków.

1 komentarz

 
  • Anita

    codowne <3 :*

    25 kwi 2014