Jak w raju 3

3.
Margo
-Co masz na myśli, mówiąc "chyba ktoś mnie zapamiętał”?! – Wykrzyknął zdenerwowany i poczerwieniały na twarzy Erik.
-Spokojnie Eryczku. Tylko z nim rozmawiałam i to przez chwilę dosłownie. Tak się składa, że miałam ważniejsze rzeczy na głowie niż flirtowanie z nieznajomymi. – Próbowała się wytłumaczyć Margo. Niepotrzebnie mu wspominała o tym incydencie z elokwentnym szatynem w roli głównej. Powinna była trzymać buzię na kłódkę.
-Ja mam być spokojny? Chyba sobie żartujesz! Twoim zadaniem było pozostać niezauważoną, zrobić co należy i zniknąć. A ty co? Wdajesz się w kurtuazyjne pogawędki z cholernymi wrogami! – W tym momencie nie była w stanie powstrzymać przewrócenia oczami.  
-Posłuchaj mnie, Anderson. – Wysyczała przez zęby, zwracając się do Erika po nazwisku. – Nie ty jesteś moim przełożonym, więc zabieraj dupę w troki i zajmij się czymś bardziej odpowiednim dla technika. – Ostatnie słowo wypowiedziała niemal jak obelgę.
-Ach tak? Świetnie! Już się usuwam, ale mam nadzieję, że nie łudzisz się, iż ojciec byłby z ciebie dumny. – Nie spodziewał się, że Margo go spoliczkuje. I to z taką siłą! To było dla niej za dużo. Erik mógł do woli naigrywać się z niej i jej kompetencji, ale nie miał prawa wypowiadać się o jej rodzicach.
-Nic nie wiesz o moim ojcu. – Odparła, wciąż jeszcze zdziwiona swoją agresją. Szef sztabu technicznego już otworzył usta, chcąc cofnąć swoje słowa, jednak ona go uprzedziła.
-Odpieprz się, Erik. – Przepchnęła się obok niego i korytarzem pomaszerowała do swojej kwatery, z całej siły starając się nie biec.
     Z hukiem trzasnęła drzwiami, nie oszczędzając zawiasów. Orzechowe oczy przesłoniły łzy wściekłości. Jak on śmiał?! Złapała się za włosy, próbując się opanować. Nie podziałało. Na szafce nocnej ustawionej przy wąskim łóżku stały szklanka i biały talerz, które przyniosła tu poprzedniego wieczora. Pochwyciła szklankę i rzuciła nią o ścianę. Zaraz potem ten sam los spotkał talerz. Szczątki naczyń leżały teraz na podłodze, odbijając światło pochodzące z żarówki wiszącej pod sufitem.
-Cholerny Erik Anderson. – Mruknęła pod nosem już trochę spokojniejsza. Wyładowała swoją złość, ale wiedziała, że jeśli spotka go w przeciągu kilku najbliższych godzin, to nie będzie w stanie opanować agresji. Wprawdzie w ośrodku panował zakaz używania przemocy, ale konsekwencje nie były tym czym by się wtedy przejmowała.  
Rozległo się ciche, niemal nieśmiałe pukanie do drzwi, zza których po chwili wyłoniła się Gabrielle. Wystarczyło jej jedno przelotne spojrzenie, żeby zauważyć, że z Margo jest coś nie w porządku. Westchnęła tylko, przeczuwając o co chodzi.
- Och ma cheri, wyglądasz okropnie. W dodatku zniszczyłaś fryzurę, nad którą spędziłam dobrą godzinę. – Powiedziała żartobliwie, ale jednak delikatnym tonem. –Znowu Erik?
     Margo tylko pokiwała głową w odpowiedzi, wciąż stojąc nieruchomo w tym samym miejscu. Gabrielle doskonale zdawała sobie sprawę, że tylko szef sztabu technicznego potrafił doprowadzić jej przyjaciółkę do takiego stanu. Zupełnie jakby intuicyjnie wyczuwał wszystkie jej słabe punkty. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła chusteczkę, podeszła do Margo i delikatnie wytarła czarne smugi rozmazanego tuszu z jej policzków.
-Balasaj chce się z tobą widzieć. Masz mu złożyć raport. – Powiedziała, nie przerywając czynności, które miały doprowadzić jej przyjaciółkę do normalnego wyglądu. Margarita w zasadzie nie zareagowała na te słowa. Już wcześniej wiedziała, że w końcu będzie musiała się spotkać z dowódcą.
-Pomożesz mi się przebrać? – Gabrielle na te słowa skinęła głową. Kiedyś zajęłaby się tym jej matka, ale dzisiaj Margo musiała szukać pomocy u kogoś innego.
     Dziewczyna z ulgą pozbyła się niewygodnych butów, a rozplątanie włosów wywołało na jej ustach prawdziwy uśmiech zadowolenia. Wyswobodzenie się z sukni trochę im zajęło, ale dalsza część poszła w miarę sprawnie. Już po kilkunastu minutach można było uznać, że jest gotowa. Pod względem wizualnym, w każdym razie.
Za chwilę czekało ją spotkanie z generałem, a ona wciąż była rozdygotana po konfrontacji z Erikiem. Musi być spokojna i profesjonalna, żeby zrobić dobre wrażenie na Balasaju. Od tego zależało czy zostanie jej przydzielone kolejne zadanie. Podziękowała Gabrielle za pomoc i poprosiła, żeby zostawiła ją na chwilę samą.
-Jesteś pewna? – Z wahaniem słyszalnym w głosie zapytała Francuzka.
-Tak, potrzebuję chwili samotności. Jeszcze raz ci dziękuję. – Zupełnie niespodziewanie Gabrielle przytuliła ją z całej siły. Tak wylewne okazywanie uczuć było bardzo nie w jej stylu, ale Margo tylko się uśmiechnęła i też ją przytuliła. W tym momencie coś się między nimi zmieniło. Nie wiedziała jeszcze tylko co konkretnie.
     Gdy Gabrielle zamknęła za sobą drzwi, Margo postanowiła oddać się na sekundę medytacji. Usiadła po turecku na podłodze. Wyprostowała plecy. Włosy związała w luźny kucyk. W końcu zamknęła oczy. Wzięła głęboki oddech. Poczuła jak powietrze przechodzi przez nos, jak wypełnia płuca i wypycha do przodu klatkę piersiową. Policzyła do trzech i zrobiła wydech. I tak w kółko przez kilka minut. Pozwoliło jej się to zrelaksować i na chwilę zapomnieć. Była gotowa na konfrontację z generałem i ewentualne konsekwencje związane z rozmową, którą przeprowadziła z aroganckim szatynem.
     Za drzwiami czekał na nią Erik. I to by było na tyle jeśli chodzi o relaks i wyciszenie. Poziom irytacji momentalnie poszybował w górę. Gdyby jej ciało pokrywała sierść, to właśnie by się zjeżyła jak u kota. Chciała go ominąć bez słowa, ale chwycił ją za rękę.
-Poczekaj, musimy pogadać. – Powiedział proszącym tonem. Prawie dała się nabrać.
-Jeszcze ci mało? Powinnam wiedzieć coś jeszcze o swojej rodzinie? – Była wściekła, a on to widział, jednak nie chciał dać za wygraną.
-Posłuchaj, głupio wyszło. Przecież wiesz, że nie chciałem tego powiedzieć. – Spojrzała na niego wymownie, dając do zrozumienia, że czeka na ciąg dalszy. – Przepraszam…? – Zająknął się.
     Poczuła się usatysfakcjonowana. Często się kłócili z Erikiem, ale tak naprawdę byli przyjaciółmi. Na swój sposób, oczywiście. Wiele osób mówiło, ze zachowują się jak rodzeństwo. Może miało to jakiś sens, ale Margo nie była mistrzynią w kontaktach międzyludzkich. Wyciągnęła rękę w jego kierunku.
-Zgoda? – Pokiwał głową i pewnym ruchem uścisnął jej dłoń.
-Spacer? – Zapytał po chwili. Brwi dziewczyny uniosły się w niemym znaku zapytania. – No wiesz, do zgaszenia świateł na korytarzach została jeszcze dobra godzina. Moglibyśmy zajrzeć do kuchni i zobaczyć czy nie zostało coś zjadliwego po kolacji. Przyznaj, nie umierasz z głodu? – Jak na zawołanie, poczuła nieprzyjemne ssanie w żołądku.
-Fakt, zjadłabym coś. Tyle, że Balasaj mnie wezwał. – Jęknęła zrezygnowana. Nie miała pojęcia ile może potrwać rozmowa z generałem, a nie chciała narażać Erika na długie czekanie. Chociaż… może i mu się należało?
-No to na ciebie poczekam. Co to za frajda – jeść w samotności? Nie pozwolę ci na to. Jeszcze znowu cię jakiś nieznajomy dopadnie, siostrzyczko. – Szturchnęła go łokciem w bok. Niech sobie nie pozwala na za dużo.
     Uzgodnili, że spotkają się za dwadzieścia minut. Przejście z głównego korytarza do kuchni wydało się Margo sensowną propozycją, więc się zgodziła, żeby się tam spotkali. Teraz czekało ją prawdopodobnie najtrudniejsze zadanie dnia – złożenie raportu dowódcy. Balasaj nie był wprawdzie tyranem wzbudzającym powszechny lęk, ale wszyscy traktowali go z respektem i odpowiednim dystansem. Można było nawet zaryzykować stwierdzenie, że był lubiany. Zwłaszcza przez dzieciaki.
     Margo energicznie zapukała do drzwi. Przyjrzała się swojemu strojowi. Dopiero teraz stwierdziła, że spodnie dresowe i luźna bluza nie są odpowiednim ubiorem na spotkanie z dowódcą, ale było już za późno.
- Wejść. – Usłyszała krótką komendę wypowiedzianą potężnym, tubalnym głosem. Odegnała negatywne myśli i nacisnęła klamkę. Gdy tylko przekroczyła próg, od razu zmarszczyła nos. W powietrzu unosił się bardzo mocny zapach dymu papierosowego. Balasaj siedział za biurkiem i przeglądał jakieś dokumenty. Po chwili przeniósł swoje spojrzenie na Margaritę i jego wzrok nieco złagodniał.
-Witaj, moje dziecko. – Jego zachrypnięty głos nabrał miękkiego tonu, gdy zwracał się do niej. Był nałogowym palaczem, a swoje uzależnienie zbywał słowami "na coś trzeba umrzeć”. Margo sądziła jednak, że generał pali tyle ze względu na stres jakim obarczone jest jego stanowisko.
-Przyszłam zdać raport z mojego dzisiejszego zadania. – Odpowiedziała, kiwnąwszy głową na powitanie.
-Ach tak, no dobrze. Opowiadaj, jak ci poszło? – W chronologicznej kolejności powiedziała o wszystkim. Nie pominęła nawet fragmentu o rozmowie z nieznajomym chłopakiem. Skupiła się jednak na najważniejszym i ze szczegółami przytoczyła sam moment podmienienia dokumentów. Balasaj tylko potakująco kiwał głową, dając znać, że wciąż jej słucha.
-Jesteś pewna, że nikt cię nie widział poza salą, w której odbywało się przyjęcie? – Zapytał, gdy skończyła.
-W stu procentach. Nie było takiej możliwości. Wszyscy byli zajęci tańcem i piciem.
-Dobrze, dobrze… - Westchnął jakby zastanawiał się czy powinien zapytać o coś jeszcze. – A ten młodzieniec, o którym wspominałaś. Wiesz jak się nazywa?
-Wydaje mi się, że to było jakieś niemieckie nazwisko. Chyba Cwynar. Tak, przedstawił się jako Adam Cwynar. – W oczach dowódcy zobaczyła zdziwienie.
-Naprawdę? – Potaknęła. - Rozmawiałaś z synem samego marszałka Państwa, w takim razie. Cóż, zobaczymy za jakiś czas czy miało to jakiś wpływ na przebieg twojej misji. – Po tych słowach wrócił do przekładanie papierów znajdujących się na jego biurku. Margo jednak nie ruszyła się z miejsca wciąż zdziwiona słowami Balasaja. Syn marszałka? Generał zorientował się, że dziewczyna cały czas stoi w jego gabinecie, więc mruknął pod nosem, że jest już wolna.
     Kiedy zamknęła za sobą drzwi, pierwsze co zrobiła, to zerknęła na zegarek, który zawsze nosiła na ręku. Przeklęła pod nosem i puściła się pędem w kierunku kuchni. Minęło ponad pół godziny, a to oznacza, że Erik na nią czekał od dobrych dziesięciu minut. Nienawidziła, gdy ktoś się spóźniał, więc wymagała punktualności i od samej siebie.  
     Zdyszana wpadła do przejścia prowadzącego do kuchni, w którym - jak przewidziała - czekał już Anderson. Przyjął wyjątkowo szelmowską pozę, opierając się plecami o ścianę ręce krzyżując na piersi.
-Strasznie cię przepraszam, ale zeszło mi się u Balasaja. – Powiedziała między kolejnymi łapczywymi wdechami.
-Za dobrej kondycji to ty nie masz, Sandom. – Teraz to on do niej zwrócił się po nazwisku. – Ale bez obaw, kiedy ty słodko gawędziłaś z naszym dowódcą, ja pozwoliłem sobie na przygotowanie jakże wystawnej kolacji. Zapraszam. – Wskazał głową na drzwi prowadzące do kuchni. Nogą odepchnął się do ściany i ruszył przodem.
     Nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu, gdy zobaczyła co Erik przygotował do jedzenia.
-Owsianka? Poważnie? – Spytała, jakby oczekiwał, że i on zaraz zacznie się śmiać i powie, że to żart. Ale on sprawiał wrażenie rozczarowanego jej postawą. Czy to smutek malował się w jego oczach?
-No wiesz co… Owsianka jest bardzo zdrowa i smaczna. – Powiedział dotknięty do żywego. – Ale tak zupełnie serio, to miałem bardzo ograniczoną liczbę składników, więc mój niewątpliwy talent kulinarny nie miał pola do popisu. – Dodał po chwili i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Margo uniosła ręce w geście poddania się. Usiadła do stołu, przy którym w normalnych warunkach mieściło się nawet dziesięć osób.
-To spinacz na nos i za ojczyznę! – Po raz kolejny nie mogła powstrzymać salwy śmiechu, gdy zobaczyła oburzenie na twarzy przyjaciela.
     Na szczęście Erik nie należał do obrażalskich, więc kolacja przebiegła w wyjątkowo wesołej atmosferze. Nawet owsianka nie była taka zła jak zwykle. Spędzili czas zupełnie jakby nie pokłócili się ponad godzinę temu. Margo pokusiłaby się nawet o stwierdzenie, że bardzo dobrze się bawiła zajadając płatki i przerzucając się ripostami. Było miło. Po prostu miło.
-Mar, musimy porozmawiać. – Nagle powiedział Erik, a trzymająca łyżkę ręka Margo zamarła w połowie drogi do ust.
-O nie. – Westchnęła rzewnie. – Wiedziałam, że mnie to nie ominie. – odłożyła łyżkę z powrotem do miski i wyczekująco patrzyła na przyjaciela.
-Wiesz o czym chcę z tobą pomówić? – Zapytał kompletnie skonfundowany. Margo ledwie powstrzymała uśmiech cisnący jej się na usta.
-To chyba oczywiste, prawda? Z pewnych względów rodzice nie zdążyli ze mną przeprowadzić tej pogawędki, więc jako mój starszy "brat” – zrobiła cudzysłów z palców – musisz się tym zająć.
-Boże… - Pokręcił z niedowierzaniem głową, gdy domyślił się co miała na myśli. – Jesteś niemożliwa. Nie zamierzam ci mówić skąd się biorą dzieci i że trzeba się zabezpieczać. – Miła niemal zniesmaczoną minę. W tym momencie Margo wybuchła. Dosłownie. Zaczęła walić w pięścią w stół, a jej twarz nabrała niebezpiecznie czerwonego koloru. Jej paranoiczny śmiech słyszał chyba każdy w promieniu pięćdziesięciu metrów, a zażenowanie na twarzy Erika zostanie w jej pamięci na zawsze.
-Okej. Koniec tego dobrego. Za trzy minuty gaszą światło na korytarzu głównym, więc musimy się pospieszyć. – Margo od razu przybrała twarz pokerzysty. Zerwała się ze swojego miejsca. Jednym ruchem zgarnęła naczynia ze stołu i wrzuciła je do zlewu.
-Cholerny brak poczucia czasu. – Mruknęła pod nosem. – Jakim cudem trafimy do kwater po ciemku?
-Zdążymy. Chodź, odprowadzę cię. – Erik w tej sytuacji zachował wyjątkowy spokój. Margo stała cała spanikowana, więc pociągnął ją za rękaw bluzy. – No rusz się, kobieto.
     Szli w milczeniu, które co jakiś czas przerywał Margo, upewniając się czy na pewno zdążą przed zgaszeniem świateł. Dziewczyna ze stresu zaczęła przygryzać skórki przy paznokciach. Irytowało ją, gdy to robiła, ale nie była w stanie przestać. Widać, dla jej towarzysza tez nie był to atrakcyjny widok.
-Przestań. – Powiedział zniesmaczony i spróbował odciągnąć jej rękę od twarzy.
-Sam przestań! – Zdenerwował ją swoją pedagogiczną postawą. – Cały czas mnie poprawiasz i mówisz, że robię coś źle i… - Nagle poczuła jak Erik ją przyciąga do siebie i wpija się ustami w jej wargi. Rękoma objął ją w pasie. Była zupełnie zszokowana. Nie odpowiedziała na pocałunek, ale chyba tego nie zauważył.
-Chciałem to zrobić od dawna. – stwierdził, gdy wreszcie skończył ja całować. Ona się nawet nie zorientowała, kiedy z jej ust padły słowa:  
-A ja nie. – Spanikowała i uciekła do swojego pokoju. Gdy drugi raz tego dnia z hukiem zamykała drzwi, zobaczyła tylko, że na korytarzu właśnie zgasły światła.

LittleScarlet

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2724 słów i 15685 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik 55465

    Super! Kiedy można się spodziewać następnej części ? :)

    13 lip 2015

  • Użytkownik LittleScarlet

    @55465 Jeśli o mnie chodzi, to następnej części można się spodziewać zawsze, ale nigdy nie należy jej  oczekiwać. <3

    13 lip 2015

  • Użytkownik Thinkaboutyou

    Świetnie się czyta, opowiadanie jest ciekawe. Super ! :)

    10 lip 2015

  • Użytkownik LittleScarlet

    @Thinkaboutyou Dziękuję ci bardzo.  :kiss:

    12 lip 2015