Następny dzień w szkole, mija tak samo jak każdy. Nic nowego, poza ślinieniem się na widok JEGO, maturzysty który mnie nie zauważa. Mam już 17 lat, chodzę do 2 liceum. Każda z moich koleżanek miała już chłopaka, a JA?! Mogę tylko śnić, to może dlatego że nie chce umówić się z pierwszym lepszym który mnie przeleci i zostawi.
Zaczęło się, przekroczyłam próg drzwi szkolnych i już chcę do domu. Jak zwykle miałam w dłoni telefon z którym czułam się bezpieczniejsza, nie wiem dlaczego. Nagle w kogoś weszłam, pomyślałam proszę żeby to tylko nie był on, ale niestety, nie mam takiego szczęścia w życiu.
-Ooo sorry, nie chciałam, boo tooo taaaak przez przypadek, byłam zapatrzona w...- wykrztusiłam przestraszona.
-We mnie? Heh, nie no wiem w telefon, nic się nie stało -odpowiedział.
I poszedł. Myślałam że zemdleję, miałam nadzieję że tym razem nie wyszłam na idiotkę.
Dzwonek.
Po drodze spotkałam Maję, moją przyjaciółkę, i jak zawsze opowiedziałam jej wszystko.
Miałam wrażenie że ta lekcja trwa nieskończoność, więc zapytałam się czy mogę wyjść do toalety, i poszłam.
Czułam się dziwnie wiedząc o tym że on ma lekcje tuż obok mnie, nie wiem dlaczego. Posiedziałam chwile w toalecie i wyszłam. W drodze do klasy nagle dostałam drzwiami w głowę, i się wywaliłam.
-Auu, a któż to jest taki delikatny?! - powiedziałam ze zdenerwowaniem. Chwilę potem zorientowałam się że to on.
-O jeju przepraszam, ey czy to nie ty przypadkiem rano na mnie wpadłaś?-powiedział pomagając mi wstać.
-Tak, to ja jestem tą fajtłapą- uśmiechnęłam się.
-Nie wcale nie, to po prostu oznacza że jesteś na mnie skazana i musimy się umówić.
-Czemu nie, dzisiaj?
-Tak dzisiaj, może spotkamy się na mieście, tu masz mój numer, zadzwoń to się zgadamy ok?
-Ok, ok.
Serce mi biło jak dzwon, czy właśnie ten maturzysta zaprosił mnie na randkę, nie no nie wierzę. Chwilę potem przypomniałam sobie że mam lekcje, więc pobiegłam.
Następny rozdział w sobotę 
Dodaj komentarz