Czy warto zaryzykować? cz.2

Miałam dzisiaj sen o Tobie. Rzadko mi się śnisz, więc dlaczego przyśniłeś mi się właśnie dzisiaj, kiedy poprzedniego dnia tak świetnie poradziłam sobie z rozrywającym serce bólem, z tą tęsknotą. Przelałam ‘na papier’ to co we mnie siedziało, a następnie poszłam na spacer. Uśmiechałam się do swojej oczyszczonej duszy.  
I tak jak to zwykle bywa, to co w sobie stłumiłam, pojawiło się po stokroć we śnie…  

Wiedziałam, że będziesz w pewnym mieście, wiedziałam, że w jakiś sposób będziesz się musiał do niego dostać. Wybrałam dworzec. Stary, zardzewiały, duszny, przeludniony i przytłoczony dworzec. Biegałam po jego najwyższych piętrach, żeby potem jak najszybciej znaleźć się na parterze. Niekończąca się gonitwa w tłumie, aby tylko zobaczyć twarz mojego ukochanego, tak jakby miało to gwarantować nasze wieczne pojednanie. Byłam tam z Matt’em. Widział mnie taką zdesperowaną. Nie oceniał mnie, rozumiał, był przy mnie.  

Mój sen się skończył, obudziłam się, sprawdziłam wiadomości w telefonie i zaaplikowałam codzienną poranną dawkę goryczy po nie-zobaczeniu wiadomości od Ciebie (jak ja uwielbiałam te poranki, kiedy budziłam się czytając Twoje słowa).  
‘Pigułka’ zaczęła działać jeszcze szybciej po wymieszaniu jej z widokiem deszczu i szarości za oknem. Taka dawka pozwoliła mi ponownie zanurzyć się w otchłań snu...

Stałam pod wejściem na dworzec. Naokoło mnie mnóstwo świeżego, puszystego śniegu. Z nieba sypią się płaty śniegu. Matt nadal jest przy mnie.  
I Ty nagle wyłaniasz się z tłumu ludzi. Jesteś w towarzystwie kolegi i dwóch dość przeciętnych dziewczyn. Podróżujecie parami? Zazdrość od razu dała o sobie znać.  
Byłeś potężnie zbudowanym mężczyzną, wysokim, otyłym? Byłeś bardzo zarośnięty. Jak zwykle na pierwszy plan wysuwały się długie czarne włosy. Jedyne, co było inne niż Ty to niebieskie, niemalże lazurowe oczy. A przecież zapamiętałam ich kolor. W rzeczywistości były ciemne, brązowe.  
Pomimo tego, że nie wyglądałeś do końca jak Ty, ja wiedziałam, że stoi przede mną Antonio. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę. Długo zajęło nam uświadomienie sobie sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. A kiedy nadeszło zrozumienie, obydwoje byliśmy w szoku, chwytało nas niedowierzanie, zmieszanie, daleko było nam też do radości,  w końcu akceptacja. Podszedłeś do mnie, przytuliłeś mnie. Ja zamruczałam, ale dźwięk ten odnosił się przede wszystkim do wspomnień, kiedy przytulałeś mnie w przeszłości. Wydaje mi się, że również Ty wydałeś pewien dźwięk związany z rozkoszą. Nic nie mówiliśmy, dopóki nie przedstawiłam Cię Matt’owi. Uścisnęliście sobie ręce i zacząłeś rozmowę z nim. Obróciłeś się do mnie plecami, a ja zaczęłam analizować szczegóły Twojego wyglądu. Byłeś potężny, Twój puchowy płaszcz do kolan z wyblakłym żółtym wzorem na plecach dodawał Ci mrocznej aury.  
Nie mogłam liczyć na dłuższe spotkanie z Tobą, na chwilę rozmowy. To na co tak bardzo czekałam, o czym marzyłam od miesięcy zamknąłeś w zdawkowym ‘it was nice to see you, have a good new year’s eve’. Czyli nie masz zamiar się ze mną zobaczyć. I choć do nowego roku zostało jeszcze tak wiele tygodni, Ty już mi życzysz szczęśliwego nowego roku. Nie włożyłeś ani grama wysiłku. Postawiłeś gruba krechę. Potrafiłeś ruszyć naprzód.  
Tak pragnęłam Twojego widoku. I choć Matt kazał mi ruszyć się spod wejścia na dworzec. Szłam, a moje oczy odwrócone w Twoim kierunku żegnały Cię, dopóki nie zniknąłeś na horyzoncie.  
Wtedy zaczęła się rozpacz. Wtedy zrozumiałam, że właśnie przeżyłam moment, na który tak długo czekałam, i że skończył się tak szybko jak niespodziewanie i pojawiłeś się przed moimi oczami. To spotkanie, które miałam nadzieję, zakończy miesiące smutku i zawieszenia, zbyłeś do grzecznościowych  formułek, tak jakbyśmy kiedyś nie byli jednym małym światem. Złamałeś mi serce.

‘Czym Ty się kierujesz w życiu?
- Miłością’

I dlatego napisałam…

Phileefionka

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 764 słów i 4167 znaków.

Dodaj komentarz