George - r. XIV Wjazd na "cmentarzysko".

- To tutaj — powiedział nagle staruszek. - Skręćcie w tamtą drogę.
Morgan posłusznie wykonał polecenie i wjechali na utwardzoną drogę. Już w oddali spostrzegli porzucony ciężki sprzęt. Z nadzieją na znalezienie czegoś sprawnego, zbliżyli się do starej kopalni. Maszynami okazały się kompletnie skorodowane ciężarówki o oponach wyższych niż dorosły człowiek, buldożery, jakieś koparki. Znaleźli jednak również kilka mniejszych ciężarówek.
- Wysiadamy — zdecydował Peter. - Sprawdzimy te samochody, być może jeszcze niektóre z nich działają!
Rozeszli się w czterech kierunkach i rozpoczęli systematyczne sprawdzanie pojazdów. Po dwóch godzinach okazało się, że dwie najmniejsze ciężarówki i koparka są nadal sprawne.
- Mamy czym wracać do Aracco — powiedział George wesoło. - Baki są pełne...
- Obyśmy tylko mieli z czym wracać — odparł natychmiast hydrolog.
- Bo? - zapytał Peter.
- Bo wejście do kopalni jest zawalone głazami i zamknięte jakimiś sztabami. Nie dostaniemy się tam bez odpowiednich narzędzi.
- Głowa do góry, synu — zaśmiał się niespodziewanie staruszek. - Przypuszczam, że znajdziemy tutaj jakieś materiały wybuchowe, tylko musimy poszukać, bo same do nas na pewno nie przyjdą...
- A jeśli zabrali cały zapas? - zaniepokoił się George.
- Iii tam... Myślę, że zostawili sobie choć trochę na wypadek czegokolwiek... Chodźmy...
Pół godziny później to Peter znalazł w zniszczonej chatce parciany worek, a w nim biały granulat. Starzec orzekł, że to ANFO. A wkrótce potem po jeszcze żmudniejszych poszukiwaniach znaleźli lonty i zapalniki rtęciowe.
- Teraz to tylko musimy ze sobą zgrabnie połączyć i podpiąć pod drzwi i wszystko powinno pójść już gładko — ocenił to Morgan. - Wiecie jednak, że wnętrze może nas porządnie rozczarować?
- Wiemy — zniecierpliwił się George. - Nie mniej jednak musimy tam zajrzeć.
- No więc chodźmy — powiedział Peter i ruszył żwawo ku wejściu do kopalni.


- Gotowe — mruknął staruszek jakiś czas później, podpinając ostatni kabelek. - Teraz czas na efekt końcowy... Chodźmy...
Odwrócił się od masywnych drzwi i razem z towarzyszami oddalił się w stronę potężnego załomu skalnego, gdzie czekał już na nich detonator.
- Gotowi? - zapytał Morgan. Kiwnęli mu głowami. - Zatkajcie sobie lepiej uszy — rzucił jeszcze, samemu wpychając sobie kawałki materiału i przekręcił włącznik niewielkiego urządzenia. Przez chwilę nic się nie działo, ale po kilku sekundach powietrzem wstrząsnął potężny wybuch. Wysoko do góry została wyrzucona potężna kolumna pyłu i co mniejszych kamieni. Te cięższe odleciały raczej w przód i na boki. Gdy ucichły upadające na ziemię głazy i opadł wszechobecny pył, z którego szybko otrzepała się czwórka mężczyzn, ruszyli oni ku wejściu, które chcieli odtarasować. Bloków skalnych już tam właściwie nie było, a drzwi zostały wrzucone do środka nasypu.
- Kto pierwszy? - zapytał George, świecąc do środka latarką, by choć trochę rozjaśnić panującą wewnątrz ciemność.
- Najlepiej się nie licytujmy, tylko wchodźmy jak stoimy — zaproponował starzec i wszedł do środka. Mężczyźni popatrzyli po sobie lekko zdumieni i ruszyli za nim. Natychmiast naparła na nich ciemność, którą z ledwością przebijały światła ich latarek. Wydawało im się, jakby mrok przytłaczał ich ze wszystkich stron, ale dzielnie parli naprzód, potykając się co rusz na nierównym gruncie. W końcu jednak po przejściu stu, stu pięćdziesięciu metrów natrafili na kolistą komorę, w której ścianach znajdowało się czworo drzwi. Jedne z nich zapieczętowane były żelaznymi sztabami przytwierdzonymi do grubej futryny. Tym wejściem postanowili się zająć na końcu.
- Hej, patrzcie co tu jest! - krzyknął szeptem Morgan, stojąc w otwartych drzwiach, z którymi mocował się od kilku chwil. Reszta podeszła do niego zaintrygowana. Przyświecając sobie latarkami, zajrzeli do środka.
- Agregaty! - szepnął zdumiony Peter, ale już po chwili jego twarz rozjaśnił szczery uśmiech. - Jeśli działają, to jesteśmy uratowani!
- I tak je zabierzemy... Sprawdzimy w Aracco czy działają. Nawet jeśli nie, to nie jest to zbyt skomplikowana konstrukcja i pewnie zdołamy przywrócić je do życia w miasteczku.
- Dobra rada... - mruknął George, ostrożnie wchodząc do środka. - Pomóżcie.
Okazało się jednak, że tylko trzy z nich nadają się jeszcze do wyciągnięcia na zewnątrz.
Załadowali je na podprowadzoną bliżej ciężarówkę. Zasapani wrócili do wnętrza kopalni i zajęli się mozolnym otwieraniem drugich i trzecich drzwi, przy czym staruszek pełnił tu raczej jedynie rolę pomocnika, podającego narzędzia, którymi to były jakieś stare śrubokręty znalezione w chatce.
- Oh, no otwieraj się wreszcie! - warknął w pewnym momencie poirytowany George, walcząc z wyjątkowo złośliwym zamkiem w masywnych drzwiach. Gdy ten w końcu ustąpił, wewnątrz stojącej teraz otworem komory znaleźli poukładane na starych, rozpadających się półkach pistolety, karabiny maszynowe M-60 i granaty, których świetność przypadała tak mniej więcej na okres wojny w Wietnamie.
- Wszystkie z pełnymi magazynkami! - Morgan nie krył zdumienia. - Zobaczcie! - schylił się do jakiegoś pudła. - Amunicji to nam nie braknie... - odwrócił się do nich z szerokim uśmiechem, pokazując im trzymane w rękach magazynki.
- Spore zapasy — powiedział Peter, przyglądając się broni. - Zbierzcie, ile możecie i ładujcie na pakę.
Po kolei wchodzili do ciasnego pomieszczenia i wynosili z niego ciężkie paki po brzegi załadowane bronią.
- Zróbmy chwilę przerwy — poprosił Peter, gdy ostatni ciężki karton został ustawiony na pace auta. - Zaraz uschnę z pragnienia.
Wrócili więc do samochodu, którym tu przyjechali, by wyciągnąć z niego swoje zapasy wody. Po kilkunastominutowej przerwie, pierwszy odezwał się George:
- Co nam jeszcze zostało?
- To ostatnie otwarte pomieszczenie, tam jeszcze nie zaglądaliśmy z Morganem, no i to zamknięte na głucho — odezwał się zmęczony Peter.
- Chcesz je otworzyć? - zaciekawił się starszy mężczyzna.
- A dlaczego nie?... Jeśli tak wartościowe rzeczy złożone były w mniej chronionych pomieszczeniach, to tam mogą znajdować się dużo wartościowsze rzeczy — odparł burmistrz.
- To będzie twoja decyzja — rzucił starzec i podniósł się powoli z ziemi. - Idziemy? Nie chciałbym tu zostawać na noc, jakoś tak tu nieprzyjemnie — wzdrygnął się mocno, oglądając się wkoło.
- Racja. Lepiej nie budzić nocnych mar — szepnął Morgan i ruszył ku wejściu do kopalni. Za nim podążyli pozostali.
Maszyny do odwiertów! - właśnie to znajdowało się w trzeciej komorze. A także...
- Młoty udarowe! - wykrzyknął wielce zdumiony staruszek. - Hoho, panowie, powiem tak... Ogółem nie jest dobrze, ale też nie jest tragicznie... Te maszyny... One mogą nam naprawdę wiele pomóc.
- Zgadza się — przytaknął zadowolony Peter. - Wynosimy to i zabieramy się za ostatnie pomieszczenie...
Kiedy w końcu zabrali się za otwieranie ostatnich drzwi, zajęło im to dużo więcej, niż przewidywali na początku. Gdy wreszcie jednak udało im się oderwać ostatnią sztabę i przepiłować zamek, było już na tyle późno, że na dworze zaczęło zmierzchać.
- Sprawdźmy to i ruszajmy już stąd — rzucił niecierpliwie Peter, otwierając z trudem masywne drzwi. Wyczuł jakiś dziwny zapach, czegoś jakby starego, nie potrafił jednak umiejscowić zapachu w swojej pamięci. Tuż za jego plecami stanął George i to właśnie on skierował światło swojej latarki do wnętrza pomieszczenia. W niewielkim kole jasności, na wierzch wyłoniły się ręce, potem również nogi, a na końcu twarze. Ludzkie twarze wykrzywione w okropnych grymasach bólu. Ciała, a właściwie już zżarte przez robactwo truchła leżały na zakurzonej podłodze w groteskowych pozach, nienaturalnie powykręcane. Jedni w pobliżu wyjścia, tak jakby chcieli się stamtąd wydostać, inni po drugiej stronie, skupieni w grupkach.
- Pracownicy kopalni — szepnął przerażony George, dostrzegając napis na fragmencie ubioru jednego z denatów.
- Masz rację... Zastanawia mnie jednak, dlaczego ich tu zamknięto — przytaknął Peter. - I co to za dziwny zapach.
- Kamfora — rzucił od niechcenia George, na co Morgan zareagował nad wyraz impulsywnie.
- Co? - krzyknął, odciągając obydwu mężczyzn od drzwi. - Nie oddychajcie, aż nie znajdziemy się na świeżym powietrzu! Uciekajcie!...

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 1488 słów i 8717 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik AuRoRa

    Przerażające, ale ciekawe. Opisy są realistyczne, jakby się z nimi tam było.

    19 lip 2018

  • Użytkownik elenawest

    @AuRoRa :-D

    19 lip 2018