Mój największy wróg z przyszłości

Kiedyś to było... Założę się, że przynajmniej raz w życiu usłyszeliście/przeczytaliście ten tekst. Jak to bywa w internecie, te słowa były używane zbyt często, przez co straciły swoją moc oraz swój niepowtarzalny, karykaturalny odbiór. Te trzy słowa padają najczęściej z ust nastolatków oraz młodych dorosłych (nie wiem, czy takie pojęcie występuje w języku polskim, ale występuje w Simsach, a jak powszechnie wiadomo - Simsy są zajebiste!). No ale dlaczego?  

Mam pytanie... Pytanie do użytkowników, którzy pamiętają czasy PRL'u.  
Jak często gdy wspominacie o czasach waszego dzieciństwa/młodości, przypomina wam się obraz niemal idealny, gdzie ludzie byli dla siebie życzliwi, a trawa była bardziej zielona, niebo bardziej niebieskie, a pomimo że nic nigdy nie było to i tak było?  

Strzelam, że nie znajdzie się tutaj ani jedna osoba, która będąc szczera sama ze sobą powie, że zawsze myśli w takich sytuacjach trzeźwo.  
Ludzki mózg niestety albo i stety; nie ma nieskończonej pamięci i musi ją jakoś filtrować. Dlatego też ma tendencję do zostawiania głównie zbyt pozytywnych, często przerysowanych i krzywdząco fałszywych zlepek wspomnień z czasów, które już minęły i nie mamy możliwości zweryfikowania ich.  
Żeruje na tym pewien łysy pan z tatuażami, który PRLu nie widział nawet na oczy, a nawet do trzydziestki brakuje mu jeszcze latek. Nie przeszkadza mu to ani trochę, gdyż odkrył niszę rynkową, na której zarabia niezłe pieniądze na starszych, niepotrafiących się bronić ludziach, którzy po prostu nie potrafią odnaleźć się w dzisiejszym świecie i zwyczajnie tęsknią za czasami swojej młodości. Dzisiaj ma swoich wyznawców, którzy przyklaskują na każde słowo, które on wypowie. Jego wyznawcami są starsi ludzie w internecie, którymi łatwo manipulować, ponieważ mają przeżarte mózgi wieloletnim oglądaniem telewizji oraz siedzeniem w bańce informacyjno-światopoglądowej, którą serwują im media. Ci ludzie to fanatycy, którzy wyparli jakiekolwiek negatywne wspomnienia z przeszłości. Za sprawą tego coacha ludzie widzą moje pokolenie jako tych zepsutych, nieszanujących żadnych świętości, nieposiadający żadnych norm moralnych ani zasad. Nieważne, że tak naprawdę mamy, ale inne. -Nie macie! Tak mówi nasz pan i jego trzód!
Gdyby zapytać mnie jak wspominam czasy szkolne, mój mózg wywołuje u mnie uśmiech, pokazując mi poza moją świadomością obrazy, które sprawiają, że chętnie przeniósłbym się tam jeszcze raz. Mogę wtedy mówić, że było świetnie i dopiero teraz to człowiek się w życiu nazapierdziela. Otóż nie. Z racji tego, że dalej odczuwam konsekwencje swoich niektórych życiowych porażek i niedociągnięć z czasów szkolnych, mogę śmiało powiedzieć sobie w twarz: Hej, Przemek. To nie do końca tak było. Zrobiłeś tyle ile mogłeś. Nie zapominaj przez jakie piekło przeszedłeś tylko po to, żeby twoja podświadomość mogła cię oszukiwać, że z takimi wyzwaniami jeszcze się nie mierzyłeś i że dopiero teraz masz prawdziwe problemy. Teraz nie jest tak źle.
To zahacza o jeszcze jeden temat, który omówię w innym felietonie.  
Jestem świadomy i staram się zachowywać w pamięci swoje porażki, niemal je celebrować. Człowiek, który nigdy nie przegrał nie wie czym jest prawdziwe zwycięstwo. Nie potrafi do takiego zwycięstwa doprowadzić. Dlatego uczę się zapamiętywać wszystkie negatywne doznania, analizować przyczyny, zapisywać skutki oraz trzymać w sobie ból, który wtedy mi towarzyszył. Potrafię powiedzieć, że dzisiejszy świat nie jest idealny i ma wiele wad. To jest jasne, to są lata mojej młodości, mojej siły, okres mojego pokolenia, raczkujące rządy millenialsów, które w przyszłości będą się tylko nasilać, aż osłabną, a następnie znikną, by ustąpić nowemu pokoleniu, które będzie wprowadzać ideały swoich dziadków. To jest naturalna kolej rzeczy. Wszystko przemija, a sinusoida ludzkich wierzeń, kultury oraz priorytetów będzie cyklicznie wyznaczać nowe pokolenie, które będzie reprezentowało wartości skrajnie odmienne do wyznawanych przez swoich rodziców. Mam tego świadomość. Czuję się wolny od uprzedzeń. Używam mózgu by pojmować ten świat i mieszkających na nim ludzi i chciałbym zawsze być tak otwarty i żyjący w harmonii z przyszłością.

Ale wiecie czego się boję?  

                                                  

                                                  N  I  E  G  O     



Boję się człowieka, który mimo swoich ambicji nie podbije świata. Który popełni o jeden błąd za dużo. Boję się kogoś, kto przegra swoje życie, podejmie zbyt wiele złych decyzji. Boję się kogoś, komu posypie się ten skrupulatnie budowany domek z kart. Boję się, że złamany przeżyje swoje życie w żalu i niezrozumieniu. Że jego czasy przeminą, choć tak naprawdę nigdy nie nadejdą. Boję się kogoś, kto w przypadku przegranej stanie się człowiekiem, którego nienawidzę z całego serca. Boję się, że resztę swojego życia spędzi przegrany, wyposażony w okrojone, fałszywe wspomnienia z czasów swojej wyimaginowanej świetności i będzie nienawidził nowego pokolenia tylko dlatego, że jest inne, bo ich nie zrozumie. Boję się osoby, która narodzi się w przypadku porażki. Boję się swojego największego wroga. Boję się samego siebie, z przyszłości.

Dodaj komentarz