Powiastka

Opowiadanie jest wyłącznie moją fantazją. Mam nadzieje z całego serca że znajdziecie w nim coś dla siebie. Miłego czytania. I do następnych część.  

Prolog  
Owa kraina przepełniona wonią wojen wyłaniała się spod mgły. Podzielona na cztery wyspy kraina, z których każda ze swoją majestatycznością przyciągała poranne promienie i bryzę od fal rozbijających się od spiczastych klifów. Niegdyś piękne, bogate i wspaniałe królestwo, które tętniło życiem i handlem.  
Władcą krainy był Danvon – tyran, który toczył nieustanie wojny z sąsiadami. Nie interesował go lud tylko panowanie i niszczenie. Czternaście lat jego rządów i wojen z królestwami Północy doprowadziły kraj do ruiny militarnej i gospodarczej. Podczas jednej z krucjat odkrył nieznaną dotąd krainę. Spowita w mroku wyspa jak najgłębsze zakamarki czeluści, przyciągała niejednego śmiałka. Dali się skusić mirażem łatwych bogactw. To właśnie w owym miejscu poniósł tragiczną śmierć zaślepiony złotem. Nikt nie przejął się jego śmiercią. Nastąpiło bezkrólewie, które trwało rok i nie przyniosło nic dobrego. Był to czas wiosny, zakwitania kwiatów – zieleń była tak wspaniała i urocza. Przynosiła ulgę dla skołatanych oczu przepełnionych krwią żołnierzy. Serce radowało się na widok rodzin cieszących się z powrotu wojaków. Zapach dawał ukojenie od opadającej mgły wojny. Były to krwawe lata spowite spustoszeniem.
Dopiero teraz prawy następca, Dorian, miał wstąpić na tron.
Zanim Danvon został królem Królestwo przypominało baśniową krainę, był to archipelag wysp tak pięknych i bogatych, który przyciągał niejeden statek kupiecki.
Największy z portów Modar położony na wyspie Azao usytuowany między dwiema ogromnymi górami, połączony zarazem z zamkiem tworzył twierdzę. Na właśnie tych dwóch górach od strony wschodniej umieszczone były warownie, zaś od strony zachodniej ogromna latarnia morska, nazywana Cudem Azao. Była widoczna dla statków z odległości dwudziestu kilometrów. Jej blask potrafił wprawić niejednego marynarza w osłupienie. Port mógł pomieścić czterdzieści różnych okrętów – począwszy od szalup po okręty liniowe. Po wpłynięciu do portu można było obserwować doki, sklepy i alejki uporządkowane w pewnym ładzie, a podnosząc lekko głowę do góry zamek wydrążony w skałach.
     Zejścia na ląd przez mostki tworzyły symetryczne linie, to jakiś statek był rozładowywany, to któryś był gotów do wyprawy. Przystań łączyła się z kamienną drogą, prowadzącą wprost do centrum miasta. Tam było rozwidlenie na zamek i resztę wyspy gdzie znajdowały się zwykłe gospodarstwa oraz domy zamożnych ludzi. Kierując się kamienną drogą w stronę zamku uwagę przyciągały starannie ułożone kamienie tworzące ogromne mury zamkowe. Po środku, jak paszcza lwa, znajdowała się brama z potężnymi wrotami przechodzącymi w żelazne kraty. Po przekroczeniu tej piekielnej bramy w oczy rzucały się posterunki wojskowe, za nimi była mniejsza brama prowadząca na dziedziniec główny, droga do niego była przepięknie wyłożona wraz z kanałami odprowadzającymi wodę. Oczywiście nie mogło również zabraknąć przepięknych ogrodów zamkowych, w których król przyjmował dostojników.  
     Dziedziniec zamkowy to ogromna przestrzeń, po prawej stronie znajdował się kamienny garnizon, obok niego dobrze strzeżona zbrojownia, schody prowadzące na mury i do wież strażniczych. Lewa strona to stajnie królewskie, z których dochodziły odgłosy rumaków i źrebiąt. Po środku gwar ludzi przechadzających się koło wydrążonej fontanny połączonej z uroczym wodospadem. Zbliżając się do schodów w oczy wpadały dwa ogromne posągi, kolosy budzące respekt gości przybywającymi do zamku. Drzwi do zamku były wykonane ręcznie z drzewa dębowego, rzeźbione we wzory dawnych potyczek wylane złotem. Za nimi znajdował się korytarz, po obu jego stronach kolumny oraz schody w różnych kierunkach, oczywiście było też zejście do katakumb pilnowane przez straż. No i wreszcie ostatnie wrota do Sali Tronowej, złote drzwi z wygrawerowanymi podobiznami królów. Po przekroczeniu ich zobaczyć było można – coś niesamowitego – rzeźby największych władców, rozmaitą broń wiszącą na ścianach i piękne marmurowe płyty na podłodze. Na środku dywan prowadzący do tego najważniejszego miejsca – tronu – skromnego, podniesionego na trzech schodkach z czerwoną płachtą i oparciem wypchanym pierzem.
     Na południowy wschód od Modar znajduje się garnizon zamkowy. Obie wyspy połączone są nietypowym mostem. Z obu stron usypane zostały mielizny z wielkich głazów, co uniemożliwiało podpłynięcie nawet szalupie. Na głębszych wodach powbijane zaostrzone pale. Tak doskonale usytuowane pułapki sprawiały, że dotarcie do mostu było trudne, wręcz niemożliwe. Do tego jeszcze dochodzą po dwie wieże obronne na każdym z brzegów wbudowane w most. Żołdacy byli szkoleni przez najlepszych dowódców na elitarnych żołnierzy, wcielanych do królewskiej armii. Jednak jedynie nieliczni z nich mogli zasilić szeregi osobistej straży króla. Huty srebra i złota pracowały pełną parą, aby zapatrzyć kuźnie w surowce do wyrobu broni. Konstruktorzy balist, katapult i innych maszyn wojennych opracowywali coraz to nowsze machiny. Warsztat płatnerski wytwarzał łuki, halabardy i piki. Za murami garnizonu znajdowały się ogromne stadniny, a w nich hodowane były najlepsze rumaki dla lekkiej i ciężkiej jazdy. Tak rozległe zaplecze wojskowe stanowiło dumę królestwa.  
     Nieopodal na północny zachód była kolejna z wysp, na której znajdowały się pola z rozmaitymi uprawami oraz młyny napędzane wodą przepływającej rzeki. Ogromne piekarnie, w nich piekarze wypiekający chleb. Potężny tartak dostarczający mnóstwa desek na potrzebny mieszkańców i wojska. Rozległe połacie lasów, stare drzewa wycinane nowe sadzone przez leśniczych.
     Naprzeciw wyspy Azao, oddalona o dwa kilometry, znajdowała się piękna kraina Agoj. Wyspa obdarzona przez matkę naturę cennymi minerałami w postaci rud złota, żelaza i pokładów węgla. Płynąc statkiem już z oddali można było dostrzec rozmaitą zieleń oraz duże rozłożyste drzewa. Centralnie pośród krajobrazu wyspy znajdowała się góra zwana UKSAIK. Niedaleko góry znajdowała się osada górnicza. Domki ustawione jeden koło drugiego, o takim samym wyglądzie. Gospodynie zajmujące się dziećmi i domem, gdy mężczyźni pracowali w kopalni. To właśnie kopalnie były dumą królestwa. Dzięki sprawnej pracy górników kraina żyła w dostatku.

ytrew26

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1174 słów i 6747 znaków, zaktualizował 20 sty 2018. Tag: #fantasy

2 komentarze

 
  • AnonimS

    O kolejny autor który nie odpowiada na komentarze. To ja nie komentuję w takim razie.

    31 maj 2018

  • Somebody

    Hmm... Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, co napisać. Mam ogromną słabość do fantastyki, jednak... No właśnie. W twoim tekście jest sporo niedbałości językowych, które spokojnie można by doszlifować. Poza tym warto zwrócić uwagę na pewne szczegóły rzeczowe - światło przeciętnie wysokiej latarni widać na około 40km, więc ten twój 'Cud' niekoniecznie stanowi taki cud. Ogólnie trochę za dużo tu opisu miejsc, generalnie za dużo miejsc upchanych w niewielkim objętościowo tekście. Według mnie byłoby lepiej, gdyby tak staranny opis był wprowadzany stopniowo, w kolejnych częściach zamiast hurtem w prologu. Niemniej łapkę zostawiam i zajrzę do następnych odcinków.

    15 sty 2018