Nie z tego świata.

Pukała do drzwi. Nikt nie otworzył. W głowie szumiały same złe myśli. Pchnęła drzwi, które otworzyły się skrzypiąc. Weszła do środka pełna obaw.

-     Halo?! Jest tu ktoś? Mati..? – zawołała drżącym głosem.

Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Właściwie to tego się spodziewała, bo co innego mogło się stać? W domu panowała cisza. Niezwykła cisza. I nagle trzask. Serce waliło jej jak nigdy, bała się odwrócić, lecz wiedziała, że to nieuniknione. Powoli przekręcając się na pięcie wymyślała obrazy czego może się spodziewać. Słyszała szaleńcze bicie swojego serca. Ku jej zdziwieniu nie ujrzała nic nadzwyczajnego. To drzwi z hukiem się zamknęły. Tylko jak? Nie ma przecież wiatru, jest spokojnie. Co dziwne, w końcu mamy późną jesień. Ktoś mógł przypadkiem pchnąć drzwi. Oznaczałoby to, że Amanda nie jest sama w tym domu.

Musi wejść po schodach na górę. Jeśli jednak kogoś tam zastanie, kogoś złego? Musi się jakoś obronić. Odwróciła się od schodów i idzie prosto do kuchni. Z ostrym nożem czuję się pewniej. Teraz może spokojniej udać się na górę. Po schodach starała się wchodzić bezszelestnie jednak na marne. Każdy jej ruch odpowiadał coraz to głośniejszemu skrzypieniu schodów. Czuła się strasznie, jakby chodziła po nawiedzonym domu. Wszystko wyglądało na nieużywane od bardzo dawna. Kiedy była już na górze ujrzała otwarte drzwi do sypialni Matiego. Miała nadzieje, że nic mu nie jest. Teraz żałowała tej awantury z powodu zazdrości.

Tak było zawsze, ciągłe kłótnie były już nie do zniesienia. Sama jednak je zaczynała. Mateusz był bardzo przystojny, wiele dziewczyn zrobiłoby wszystko, aby tylko na nie spojrzał. Podeszła do drzwi i jeszcze bardziej je otworzyła. Zobaczyła swojego ukochanego na łóżku, a obok, na ziemi znajdowały się jakieś rozsypane tabletki i alkohol. Od razu podbiegła do kanapy i krzyczała, żeby się obudził. Nic to jednak nie dało. W opakowaniu po tabletkach zostały 3 pigułki. Wprawdzie nie wie ile było ich na początku, czy ktoś już tego wcześniej używał, ale na te chwile to jest najmniej ważne. Liczy się tylko jego życie. Spojrzała na zegarek: 02:08. Zadzwoniła na pogotowie.

-     Witam, jestem Amanda. Mój chłopak chciał popełnić samobójstwo...- powiedziała w pośpiechu, zapłakana.

-     Proszę podać adres, gdzie pani się znajduje?

-     Broniewskiego 8. Proszę szybko przyjechać, błagam.

-     Musi się pani uspokoić, wysłałam już karetkę. Czy pani chłopak oddycha?

-     Bardzo słabo i płytko. Serce mu prawie przestaje bić...- odłożyła telefon.

Czekając na pogotowie wtulała się w Matiego. Przepraszała za wszystko. Usłyszała sygnał karetki i zbiegła po schodach na dół. Do domu wszedł lekarz.

-     Gdzie on jest?

Znowu biegiem na górę, tym razem nie jest już sama. Widzi jak ratownicy próbują wyczuć puls. Wkładają go na nosze i wynoszą z domu. Nie pozwolono jej jechać. Pobiegła więc do rodziców Maćka. Było późno, ale to przecież ich syn. Musieli wiedzieć. Na miejsce dotarła dość szybko, weszła do ich domu jak do siebie. Bez zbędnych ceregieli opowiedziała o co chodzi. Tak jak stali pojechali do szpitala. Lekarze nadal walczyli o życie Mateusza. Po kilku godzinach z sali wychodzi wybawiciel Matiego.

-     Wszystko jest dobrze, Mateusz żyje. Musi teraz się nie przemęczać. Dobrze, że pani do niego poszła. To był naprawdę ostatni moment, kilka minut później już byśmy, niestety, nie pomogli.

-     Czy możemy się z nim zobaczyć? - zapytała matka.

-     Teraz on powinien odpocząć. Zostanie u nas przez 3 dni. Mogą państwo przyjść tu jutro. Około 10 czeka go rozmowa z psychologiem, a o 12 planujemy zrobić mu podstawowe badania. Radzę więc być koło 13. – pożegnał się i poszedł dalej.

Wszyscy byli bardzo zmęczeni, późna godzina i ostatnie wydarzenia dały o sobie znać, rodzice odwieźli Amandę do jej mieszkania i wrócili do siebie. Umówili się, że przyjadą po nią jutro rano.

Rozmowa z psychologiem nie była łatwa i właściwie w niczym nie pomogła. Mateusz z nikim nie chciał rozmawiać. A zwłaszcza z rodzicami. Nie chciał im mówić dlaczego to zrobił. Wiedział jacy są, wiedział co o nim powiedzą. Możliwe nawet, że przestaną utrzymywać z nim jakikolwiek kontakt. Mógł rozmawiać tylko z Amandą. Ona go zrozumie, pomoże.

-     Strasznie się o ciebie bałam – zaczęła rozmowę kiedy zostali sami.

On nie odpowiedział, patrzył tylko prosto w jej oczy.

-     Dlaczego to zrobiłeś?

-     Oni po mnie wrócą – wyznał z twarzą bez wyrazu.

-     Kto?

-     Nie zrozumiesz.

-     Spróbuj mi to wyjaśnić. Mogę ci pomóc. Tylko opowiedz mi co się stało.

-     Wiem, że to dziwne. Oni przychodzą kiedy jestem sam. Chcą mnie zabrać do siebie. Zazwyczaj widzę ich tylko w nocy. I to niedokładnie. Same białe, prawie przezroczyste postacie. Śmieją się, drwią. Mówią, że wiedzą i czeka mnie to samo. W dzień ich nie ma, nie ma postaci, ale są ich głosy. Ja miałem już tego dość, zrozum.

-     Nie wiem co mam ci powiedzieć... Rozmawiałeś o tym z psychologiem?

-     Po co? Żeby wpakował mnie do domu wariatów? Nie jestem psychiczny.

-     Kim są te postacie?

-     Sam tego nie wiem. Mam tylko domysły. Kiedyś zrobiłem coś strasznego...

-     Chcesz mi o tym opowiedzieć?

-     Wracaliśmy z imprezy. Ja i kilka innych osób. Byliśmy strasznie pijani. Miałem nie pić, bo byłem samochodem. W zasadzie to na tej imprezie miało mnie nie być, musiałem tylko zawieść tam Julię, ale ona się uparła, żebym poszedł.

-     No oczywiście. Zawsze Julia.

-     Daj już spokój. Mówiłem, ona nic dla mnie nie znaczy. Liczysz się tylko ty. Naprawdę nie wiem dlaczego mi nie wierzysz.

-     Dobrze... Nie kłóćmy się już... Opowiadaj dalej.

-     Na czym to ja skończyłem? A tak. No i poszedłem na tą imprezę, wiesz jak to jest. Skoro wszyscy pili to i ja się napiłem. Miałem zamiar wrócić taksówką... Kiedy uznaliśmy zabawę za zakończoną koleżanki Julii chciały wracać ze mną do domu. Wsiedliśmy wszyscy do mojego auto, dołączyło się jeszcze paru gości...

-     Jechałeś po pijaku?! Czyś ty kompletnie oszalał?

-     Wtedy nie myślałem... Po drodze uderzyłem w coś...w kogoś.

-     Zabiłeś człowieka?!

-     To nie tak. Wysiadłem, żeby zobaczyć co się stało i on leżał, głowa mu krwawiła. Zadzwoniłem po pogotowie. Od razu wtedy odjechałem, nie chciałem, żeby zawiadomili policję, że jeżdżę wstawiony. Wiem, to było egoistyczne, ale nie mogłem inaczej. Po paru dniach dowiedziałem się, z gazety, że ten chłopak nie żyje.

-     I to on niby cię nawiedza?

-     Nie. Robi to jego ojciec i brat. Bo miał brata, bliźniaka. On nie umiał dłużej żyć bez brata i postanowić się zabić... Zaraz po nim zrobiła to jego matka. Został wtedy tylko ich ojciec. Było mu ciężko, po pewnym czasie mnie znalazł i opowiedział całą to historie. Był stary, zmarł na zawał. Od tamtej pory do mnie przychodzą. Nieraz jest sam, a czasem ktoś mu towarzyszy. On chce zrobić mi to samo co ja zrobiłem jemu...

-     Ale przecież nie przyczyniłeś się do ich śmierci. Może trochę do tego pierwszego chłopaka, ale przecież w szpitalu jeszcze żył.

-     Ale on uważa mnie za odpowiedzialnego temu wszystkiemu.

-     Po co to robi?

-     Chce żebym ja też został sam.

-     Co to oznacza?

-     Musisz na siebie uważać...

-     Sądzisz, że będzie chciał mnie zabić?

-     Jesteś wszystkim co mam...

-     Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego chciałeś popełnić samobójstwo? W czym to by pomogło? Nie myślałeś wtedy o mnie? Jak ja to zniosę? I jeśli by ci się udało to, tam, spotkałbyś się z nimi.

-     Zrobiłem to dla ciebie, sądziłem, że jeśli ja umrę to tobie nic się nie stanie.

-     To naprawdę słodkie, ale nie może ci się nic stać, rozumiesz? Ja bez ciebie nic nie znaczę. Musisz żyć.

Wtedy weszli rodzice razem z lekarzem. Specjalista uznał, że pacjent jest już zmęczony i nie powinno się go już męczyć. Pożegnali się, a Amanda obiecała, że jutro znowu go odwiedzi.

Wierzyła w jego opowieści. Zawsze intrygowały ją rzeczy nadnaturalne. Wierzyła w istnienie duchów, życie pozagrobowe. Postanowiła tę całą sprawę zbadać dokładniej.

Po powrocie do domu postanowiła zagłębić swoją wiedze i sięgnęła po książki. W mieszkaniu miała dużo źródeł, w których mogła znaleźć odpowiedź na nurtujące pytania. Przedstawione tam były sytuacje podobne do tej, lecz z taką zmianą, że ludzie, którzy to opisali, sami przywołali do siebie złe moce. Poprzez tabliczkę quia lub inne przedmioty tego rodzaju. Seanse spirytystyczne, opisywane tutaj, zazwyczaj kończyły się odprawianiem egzorcyzmów przez księdza albo śmiercią. Duch nigdy nie odszedł sam. Udręką jest dla niego "żyć” w tamtym świecie, po tamtej stronie. Kiedy tylko możliwa jest ucieczka zawsze z niej skorzysta. Chociaż bywają i dobre dusze. Tylko podczas seansu nigdy nie wiesz kto do ciebie przyjdzie... Dlatego są pewne zasady. Naukowcy bliżej badający sprawy nadprzyrodzone podają, że kiedy tylko będziemy czuć obecność gościa trzeba spytać czy jest dobry lub czy ma dobre zamiary wobec nas. Pytanie musi paść 3 razy, a dopiero za trzecim dowiemy się prawdy i to też nie zawsze. Bywa też tak, że duch nie będzie chciał odpowiedzieć lub zdenerwuję go ilość tego samego pytania. Sam może zacząć zadawać pytania albo podpuszczać nas abyśmy mu pomogli przyjść znowu na ten świat. Nie można dać mu doliczyć do 8, wtedy koniec. Nic się nie da zrobić, duch wejdzie w ciało medium. Nie wolno też, pod żadnym pozorem, przerywać seansu. Jest to równoznaczne z zostaniem ducha. Najgorsza jest prośba o pokazanie umiejętności ducha, chęć dowodów. Wtedy się już nie odczepi i będzie pobieraj z nas siły, aż w końcu sami się wykończymy. Amanda zawsze chciała uczestniczyć w tej niebezpiecznej grze, nigdy się jednak na to nie odważyła. Może teraz będzie miała okazję? Jej przemyślenia przerwał telefon. Dzwonił ojciec Mateusza. Jego żona niespodziewanie dostała krwotoku w łazience. Wykrwawiła się na śmierć. Kiedy karetka przyjechała było już za późno. Co dziwne, kiedy przyjechali nie było w niej ani kropli krwi. Sama skóra i kości.

-     Teraz kiedy Mat jest w szpitalu sam sobie nie poradzę z pogrzebem, mogłabyś... – nie pozwoliła mu dokończyć.

-     Oczywiście pomogę ci we wszystkim. Tak strasznie mi przykro... – usłyszała sygnał zakończenia rozmowy.

Tego dnia zrozumiała, dokładnie, co Mateusz miał na myśli. Wiedziała też kto będzie następny... Nie może dopuścić do kolejnej tragedii.

      Kolejnego dnia, rano, poszła na uczelnie. Od razu skierowała się do biblioteki. Nie wiedziała ile ma czasu, chociaż duchy na pewno nie będą działać od razu. Trochę czasu musi upłynąć, aby dokonali kolejnej zbrodni. Ciekawe czy oni się tym męczą. Jeśli tak, teraz, muszą regenerować siły. Jeśli nie... Wtedy ojcu Mateusza za dużo czasu nie zostało. Zastanawiała się czy mu o tym powiedzieć, wolała jednak zbytnio go nie denerwować na stare lata, nie wiadomo jakby to przyjął. Mógłby jej uwierzyć albo wyśmiać. No trudno, Amanda była taką osobą, która nie przejmuje się tym, że ktoś się z niej nabija. Liczyła się dla niej opinia samej siebie. W szkole nie poszła na wykłady, uznała, że jeśli odpuści parę dni nic się nie stanie. W bibliotece nie znalazła niczego czego by już nie wiedziała. Opuściła uczelnie i pojechała do szpitala. Kiedy doszła na przystanek akurat przyjechał jej autobus więc była szybciej niż myślała. W szpitalu pielęgniarki oświadczyły, że wczoraj wieczorem wykryto u Mateusza zapalenie ślepej kiszki. Nie mogła więc się z nim zobaczyć, bo leżał na stole operacyjnym. Wtedy wpadł jej do głowy pewien pomysł. Jeśli ojciec bliźniaków zmarł na zawał musiał przecież ktoś wezwać pomoc skoro Mateusz się o tym dowiedział. Był też na pewno w szpitalu. Z tego co wiem w naszym miasteczku nie ma wielu szpitali, dokładni były trzy. Z czego jeden przyjmował tylko dzieci do osiemnastego roku życia. Takim oto sposobem zostały dwa, mogłaby w czasie operacji Matiego zajrzeć do zapisków lekarzy. Może się czegoś dowie. Tylko gdzie miała szukać informacji. Dobrowolnie tu na pewno nikt jej informacji nie poda, nie jest przecież nikim z rodziny. A wyjaśniając po co jej to nie pomyśleli by o niej za dobrze i pewnie zawiadomiliby najbliższy szpital psychiatryczny. Musiała działać na własną rękę. Tylko gdzie? Musi tu być przecież coś w rodzaju archiwum. Nie wiedzieć czemu skojarzyło jej się to z kostnicą. Poszła w stronę pomieszczenia dla zmarłych. I tak jak przypuszczała obok wejścia do kostnicy były drzwi z napisem "archiwum”, pod spodem było jeszcze "wstęp tylko dla osób upoważnionych”, ale w tym przypadku nie mogła trzymać się zasad. Tylko jak ma znaleźć o nim informacje skoro nie wie nawet jak on się nazywa? Miała tylko nadzieje, że w środku nikogo nie będzie.

Weszła do ciemnego pomieszczania, nie chciała zapalać światła, z obawy, że ktoś wejdzie i będzie wiedział, że ktoś tu jest. Podświadomie wiedziała dokąd zmierza. Nogi same niosły ją w najdalszy kąt dokumentów. Kiedy była już o krok od wyznaczonego celu usłyszała otwieranie drzwi, a zaraz później rozmowę, bodajże, dwóch lekarzy. Na początku ogarnęła ją panika, musiała się ukryć, tylko gdzie? Podeszła do kąta, w którym jak myślała, były wiadomości, których potrzebowała. Była tam dość mało miejsca i, w tym jednym miejscu, unosił się specyficzny zapach. Oczywiście w całym tym pomieszczeniu pachniało starymi papierami, ale w tym jednym miejscu zapach był bardziej gęstszy i jakby... martwy. Dało się wyczuć zapach rozkładanego ciała. Pomyślała, że to przez cienkie ściany przechodzi zapach z kostnicy. Przecież była tuż obok. Głosy ucichły, poczekała jeszcze chwilę, w tej niewygodnej pozycji, i wstała. Podnosząc się zahaczyła o karton leżący na półce. Miała nadzieje, że nikt nie słyszał jak spadło. Postanowiła przeszukać je jako pierwsze. Na wierzchu leżały same puste kartki. Znowu usłyszała otwieranie drzwi. Uznała, że lepiej jak już pójdzie. Musi tylko zabrać ten karton, razem z całą jego zawartością, do siebie. Tam w spokoju wszystko przeszuka. Zauważyła jedną z pielęgniarek podchodzącą bliżej. Kiedy ta się odwróciła, Amanda skorzystała z okazji, zabrała karton i w cichym biegu podbiegła do drzwi. Otworzyła je najciszej jak tylko potrafiła i wybiegła ze szpitala. W autobusie zastanawiała się co będzie jeśli te dokumenty nie będą jej na nic przydatne? Będzie musiała znowu wrócić do szpitala. Oczywiście i tak pójdzie tam odwiedzić Mateusza.

      W domu, na spokojnie, zajrzała jeszcze raz do kartonu. Rozłożyła wszystko, co tam znalazła, na swoim stoliczku. Było tam mnóstwo ciekawych rzeczy, które dawały do myślenia. Dlaczego ktoś miałby to chować do schowka? Może to rzeczy, które miał pacjent w szpitalu, a nikt po nie, nie przyszedł. Dziwne były te kartki chciała je jeszcze raz obejrzeć. Według Amandy, każda rzecz kryje w sobie różną historię. Zostawiła je sobie na koniec. Zaczęła od kart pacjenta z danymi osobowymi i wynikami badań. Trochę skomplikowało sprawę to, że na żadnej karcie nie było pełnego nazwiska chorego. Marcin J. Tyle wiedziała. Miała potencjalnego, pozagrobowego, prześladowcę swojego ukochanego. Jeśli to naprawdę on to mieli się czego obawiać. Z badań wynikało, że zmarł, owszem, na zawał, ale było coś jeszcze. Od dziesiątego roku życia wykryto u nim chorobę psychiczną. Podobno to przez to, że zmarli jego rodzice. Jako małe dziecko nie umiał sobie z tym poradzić. Zamknął się w sobie, popadł w depresje, przeżył kilka prób samobójczych, aż w końcu zamknęli go w zakładzie dla psychicznie chorych. Po kilku latach wyzdrowiał, jeśli można mówić o całkowitym zdrowiu przy chorobie psychicznej. Podano jeszcze, że miał dwoje dzieci, bliźniaków. Czyli jak na razie wszystko układało się w całość. Pisało też o tragedii, którą usłyszała od Mateusza. To musiał być on.

      Kolejne drobiazgi z kartonu były dość dziwaczne. Amanda miała już styczność z podobnymi rzeczami. Na stole leżał amulet, który służy do odpędzania złych snów i wisior. Jako pierwsze obejrzała amulet i wtedy przypłynęła do niej jakaś energia... Zobaczyła sny lub sytuacje, które kiedyś miały miejsce, nie miała pewności co dokładnie widziała. To było nagłe i zupełnie niespodziewane. Zobaczyła przebieg wypadku, który spowodował Mateusz, śmierć dzieci i żony Marcina J. Widziała złe duchy, demony, które pewnie przychodziły we śnie. I w końcu, rodziców zmarłego. Oni nie dawali mu spokoju. Zmarli w Warszawie, wtedy zaczęli do niego przychodzić w snach. Nie chcieli się rozstać z synem. On miał tego już dosyć. Postanowił wyjechać tutaj, do Wałcza. Rodzicom się to nie spodobało... Nawiedzali go, było jeszcze gorzej niż w Warszawie. Później poznał swoją żonę, Amelie. Jego zmarła matka nie mogła pogodzić się z tym, że istnieje w jego życiu jakaś kobieta. Kiedy Amelia została sama na weekend, dowiedziała się, że jest w ciąży. W tym samym czasie dowiedziała się o tym zmarła teściowa. Chciała zabić ją na miejscu, ale nie mogła darować synowi, że zapomniał o własnej matce. Wolała poczekać i wyrządzić mu przykrość, po której nie będzie mógł wrócić do normalności. Poczekała do narodzin, urodziła bliźniaki. Chciała, żeby się do nich przywiązali, tak samo jak ona do Marcina. Kiedy uznała, że nadszedł odpowiedni moment nastąpił wypadek. Reszta była jej zasługą. To przez nią zmarła jego żona i dzieci. A wypadek wydarzył się w najbardziej odpowiednim momencie. Nie mógł przynajmniej podejrzewać o nic swojej zmarłej matki. Wtedy Amanda zobaczyła całą historię. Na koniec usłyszała tylko okropny, złowieszczy śmiech. Wróciła już do rzeczywistości.

      Z tego co wiedziała to dusze zmarłych zostają na pograniczu dwóch światów, świata żywych i zmarłych. Coś, lub ktoś, zazwyczaj je tu zatrzymuje. Jego matka została z powodu tęsknoty za synem. Czuła się porzucona. Dalej nie widziała jego ojca, on zapewne pogodził się ze śmiercią i przeszedł, całkowicie, na tę drugą stronę. W tym momencie jego matka już nie jest na granicy, jej syn zmarł więc nie ma tu już nic do roboty.

-     No to muszę pobawić się w medium – z przejęciem zażartowała Amanda. – Gdzieś w piwnicy muszę mieć tabliczkę do wywoływania duchów.

Poszła do piwnicy i, tak jak w szpitalu, instynkt doprowadził ją na miejsce. Przyniosła potrzebne przedmioty, rozłożyła na stoliku i zaczęła seans. Od początku traktowała to bardzo poważnie. Przez kolejne dziesięć minut nic się nie działo, pomyślała, że nie jest odpowiednią do tego osobą. Wstała do kuchni po szklankę wody, a kiedy wróciła zobaczyła jak wskaźnik zaczął się powoli poruszać, tyle, że w jej kierunku. Nie trwało to nawet mrugnięcia okiem, a wskaźnik "rzucił się” na Amandę. W ostatnim momencie zdążyła schować głowę. Szybkim ruchem ruszyła po wskaźnik. Kiedy go dotknęła, poparzył ją, a przed jej oczami ujrzała wielkiego, ale wysokiego faceta. Przez dużą wagę nie było widać, że jest wysoki, ale miał co najmniej metr osiemdziesiąt. Mężczyzna powiedział, żeby nie mieszała się w te sprawy, bo tylko źle na tym wyjdzie. Kiedy trochę jakby ochłonął opowiedział jej swój plan, wyznał, że ją, jako ostatni sens życia Mateusza, miał załatwić jako ostatnią.

Teraz była jej kolej. Musiała mu powiedzieć co sama odkryła.

Po usłyszanej historii duch nie odzywał się przez dłuższą chwilę. Wyjąkał coś w rodzaju przeprosin i zniknął. Nie wiedziała czy odszedł na zawsze, pewnie nie. Czuła, że jeszcze się spotkają.

Schowała rzeczy, których potrzebowała do seansu i zadzwoniła do szpitala. Chciała zadzwonić na telefon Mateusza, ale uznała, że po operacji jest zmęczony i zapewne śpi. Nie chciała go budzić, dlatego zadzwoniła do szpitala i prosiła o kontakt z nim. Tak jak się spodziewała Mati spał. Poprosiła, aby zadzwonił kiedy tylko się obudził.

Zadzwonił dopiero na drugi dzień, koło południa. Amanda przez noc myślała, że będzie bezmyślnie mówić mu o tym co się stało przez telefon. Powiedziała, że wypije swoją herbatę do końca i już do niego jedzie.

W szpitalu, to on zaczął rozmowę. Mówił, że wczoraj, kiedy był w szpitalnej łazience, w lustrze zobaczył, teraz już wyraźnie, swojego prześladowcę. Ten go przeprosił za swoje zachowanie i śmierć matki. Mateusz wtedy oczywiście nie wiedział nic o jej śmierci. Bardzo go to dotknęło. Kiedy się obejrzał nikogo nie widział, słyszał go, ale mógł widzieć tylko w lustrze. Wtedy obok zobaczył ducha swojej matki. Marcin obiecał, że da radę ją wskrzesić. Jeśli jest tu jej dusza, a ona nie miała żadnych zmartwień, przez które tu została, to powód zostaje jeden. Nie pogodziła się ze śmiercią, nie może zrozumieć co się stało. Lepiej jej w to nie wtajemniczać. Jej ciało leżało teraz w kostnicy. Mateusz miał iść do pielęgniarek i powiedzieć, żeby poszły do kostnicy. Tak też zrobił i zastali tam jego matkę, co prawda w silnej śpiączce, ale żywą. Pielęgniarki nie dopytywały co zaszło, ale cieszyły się, że kobieta żyje. Zmarła dość dziwnie i nie spotykanie. Nikt jeszcze nigdy nie słyszał aby w ciele kogokolwiek nie było ani jednej kropli krwi. A teraz ta krew powróciła.

Skoro Mati jej to opowiedział nie widziała sensu w mówieniu mu co zaszło poprzedniego dnia.

Po paru dniach uznali, że Mateusz jest zdrowy i na tyle silny, aby wrócił do domu. Po wypisaniu go ze szpitala zaproponował Amandzie, żeby się do niego wprowadziła. Oczywiście się zgodziła. Opowiedziała mu też o swoich zdolnościach nie z tego świata, coś jakby szósty zmysł. Powiadomiła też o tym rodziców. Okazało się, że jej matka też miała taki dar. Ujawniał się wtedy kiedy uznał, że się do niego psychicznie dojrzało. U jej matki jednak nastąpiło to trochę później. Nie wykluczone, że w dziecku Amandy, o którym jeszcze nie widziała, a było już w drodze, ukryje się dar, który kiedyś wyjdzie na światło dzienne.

bloondii

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 4146 słów i 22726 znaków.

3 komentarze

 
  • AnonimS

    Przeczytałem dopiero dzisiaj. Fabuła bardzo rozbudowana i lektura wciąga. Bardzo ciekawy pomysł. Pozdrawiam

    29 cze 2019

  • nienasycona

    Moim zdaniem, dobry tekst:) Brawo:)

    30 cze 2015

  • UczenNr10

    Wow, genialne.  ;)

    28 cze 2015