Zdjęcie z nieznajomą, czyli sylwester, którego nie było (część 5)

Zdjęcie z nieznajomą, czyli sylwester, którego nie było (część 5)Zapraszam na część piątą!

***

ROZDZIAŁ 5/6

*

     O ile mój pierwszy szok spowodowany samym poznaniem Dżennety był całkiem naturalny, drugi zaś, gdy zobaczyłem ją nagą, właściwie też dałby się logicznie wytłumaczyć, to tej sytuacji nie byłem w stanie znieść żadną miarą. Bo nie!
     Grubas stał do mnie lekko tyłem, opierając się o fotel z podciągniętą koszulą i spuszczonymi spodniami. Mamrotał coś niezrozumiałego, jedną dłonią naciskając co chwila pilota sterującego aparatem, a drugą trzymając Dżennetę za kark. Ona zaś klęczała nago na podłożonej pod kolana poduszce, obejmowała go rękoma za uda i kiwała miarowo głową.
     Jakby mało mi było samego widoku, pełni sceny dopełniały dające się już wyraźnie rozpoznać słowa. Przerywane co chwila westchnieniami, mlaśnięciami i całą gamą podobnych odgłosów:  
     – …lubisz to, prawda? Wiem o tym! Nawet nie próbuj zaprzeczać…

     Klik.

     – …nie będę! Nie dzisiaj! Jestem tylko twoja! A teraz zrób ze mną, co tylko chcesz, mam taką ochotę…

     Klik, klik.

     – …nie prowokuj mnie, ty mała suko, bo wiesz dobrze, jak to się skończy…

     Klik.

     – …a może ja tego właśnie chcę…
     Do tej chwili mogłem jeszcze przynajmniej spróbować zareagować w miarę normalnie. Czyli zapukać, ze spuszczoną głową porwać telefon, bąknąć „nie przeszkadzajcie sobie” i ponownie wziąć nogi za pas. Lub też wejść cichutko, wziąć co moje i wymknąć się w miarę możliwości niezauważonym.
     Zbyt długo się jednak wahałem. Zdecydowanie zbyt długo. Niby trwało to jedynie kilkadziesiąt sekund, może nieco ponad minutę, lecz wystarczyło aż nadto.

     Grubas, w odpowiedzi na wyraźnie prowokującą deklarację tylko stęknął, złapał Dżennetę jedną dłonią za włosy, a drugą uderzył w twarz. Tak mocno, że i mnie zapiekł policzek. Po czym poprawił z drugiej strony. Na co uderzona, zamiast wstać pełna oburzenia, momentalnie się odwinąć, zwyzywać go i wyjść, jęknęła przeciągle i zaczęła mu obciągać z takim zaangażowaniem, jakby sprawiało jej to największą z największych przyjemność. Bo najwidoczniej tak właśnie było. Na dodatek otwarcie wdzięczyła się do obiektywu niczym profesjonalna aktorka filmów przyrodniczych. Przesadnie głośno jęczała, charczała, pluła spienioną śliną i potem ją zlizywała, uśmiechając się przy tym i podnosząc otoczone spływającym makijażem oczy. Wolałem się nie zastanawiać czy łzy szczęścia, które w nich dostrzegłem, były tylko moim przywidzeniem, czy rzeczywistością.
     Za to na pewno były nią pełne satysfakcji westchnienia Grubasa, podkreślane rzucanymi co kilka chwil kolejnymi uwagami:
     – ...musimy się zdecydowanie częściej widywać, bo w końcu zapomnę, jak zajebiście obciągasz… O tak, tam też mi wyliż, taaak! Tylko dokładnie… Patrz na mnie! Cały czas! Masz mnie prosić o pozwolenie… Masz błagać... Jak się spiszesz, to pewno się odwdzięczę! Będę dla ciebie dobry, jak nigdy wcześniej… Dobra, już wystarczy… Mam teraz dla ciebie coś specjalnego! Coś tylko dla mojej małej, niegrzecznej kurewki…
     W tym momencie odepchnął Dżennetę, złapał za szyję i poderwał do góry jednym ruchem.
     – Powiedz! Powiedz mi, czego chcesz, bo zaraz zwariuję! No powiedz wreszcie! – wystękała.
     – Jak gadaliśmy rano, to mówiłem, że masz się naszykować na wszystko! Teraz sprawdzę, czy jesteś…
     Nie miałem pojęcia, o co mogło mu chodzić, jednak Dżenneta najwyraźniej doskonale wiedziała i dopytała tylko, jakby tylko udając zaskoczenie:
     – Ale tak od razu? Teraz?
     – A czemu niby nie?
     Zamiast odpowiedzi oparła się o fotel, złapała rękoma za pośladki, rozchyliła je na całą szerokość i aż krzyknęła z radości:
     – Wiesz, że tego chcę! I tak, jestem gotowa! Jak zawsze! To co, dzisiaj może tylko anala? Jutro ten twój znajomy i tak pewnie nie przyjdzie, to będziemy mieli cały dzień! Swoją drogą, miałeś załatwić kogoś, kto nie ucieka na widok…
     – A weź o nim nie mów, bo aż mi się odechciewa! Myślałem, że jak laska go zostawiła, to będzie chętniejszy, ale… Zresztą nieważne! – Grubas, zamiast zakończyć wywód westchnął ciężko i splunął na dłoń. – A wracając do rzeczy, to kto tu mówi o samym analu?
     Po tych słowach wziął niezauważone przeze mnie wcześniej dildo, bez ceregieli wcisnął je w Dżennetę, po czym stanął za nią i wycelował w...
     – Ale jesteś, kurwa, ciasna! – wystękał.

     Klik, klik, klik. Klikklikklik.
     KLIK.

     Nie miałem już siły dłużej tego ani słuchać, ani tym bardziej oglądać. Nie miałem chęci. Nie miałem ochoty. Niczego nie miałem.
     Nie widziałem najlepszego kumpla, któremu mogłem zwierzyć się w zaufaniu z największej tajemnicy. Patrzyłem na spoconego, obleśnego knura, wpychającego bez żadnego przygotowania i jakiejkolwiek gry wstępnej swojego równie obleśnego kutasa w dupę wypinającej się przed nim bezwstydnie… no właśnie – kogo?
     Nie podziwiałem bowiem naprawdę atrakcyjnej, seksownej kobiety, której niezwykła uroda szczerze poruszyła moim sercem, a najzwyklejszą, najpospolitszą puszczalską. Nimfomankę. Cichodajkę. Starzejącą się lafiryndę z niezgrabnymi, pokrytymi bruzdami cellulitu, zmarszczek i rozstępów udami, wyraźnie opadającym brzuchem i zdecydowanie zbyt małymi, dalekimi od jędrności cyckami o brzydkich sutkach, które podskakiwały chaotycznie wraz z każdym kolejnym uderzeniem bioder o biodra.
     Wpatrywałem się w tę scenę z narastającym błyskawicznie, niedającym się opanować w żaden sposób wkurwieniem. Obrzydzeniem wręcz. Widok widokiem, lecz prawda, którą coraz wyraźniej dostrzegałem, nie była wcale smutna jak poprzednim razem. Była przykra. Wyjątkowo nieprzyjemna. Bolesna. I dotyczyła nie tylko mnie, ale i ich obojga. Nas wszystkich.
     Zrozumiałem, że Grubas musiał znać Dżennetę naprawdę długo, dobrze i jeszcze dogłębniej. Że plan spotkania ustalony był wcześniej i z najbardziej intymnymi szczegółami. Że ja zostałem zaproszony nie jako dobrze wyglądający i aktualnie dostępny model, a… jakaś niespodzianka? Kaprys któregoś z nich? A może miałem być po prostu prezentem, którego postanowili dziś tylko dyskretnie obejrzeć, czy w ogóle spełni ich oczekiwania, a dopiero jutro wręczyć sobie nawzajem?
     Pytanie, kto właściwie miał być obdarowującym, kto obdarowanym i co mieli tak naprawdę zamiar ze mną zrobić, wolałem pozostawić bez odpowiedzi.

     Wiedziałem natomiast, że nie wytrzymam już ani sekundy dłużej i pchnąłem drzwi. Grubas i Dżenneta byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli mnie nawet gdy wyszedłem z cienia. Dopiero kiedy zrobiłem kilka kroków i wreszcie się odezwałem, odwrócili spłoszony wzrok.
     – Spokojnie, to tylko ja! Wasz znajomy, który nie był wystarczająco chętny, a potem uciekł! – rzuciłem tak złośliwie i tak lodowato, jak tylko byłem w stanie. – Wezmę swój telefon i już mnie nie ma. Z tobą, Grubasie, rozliczę się później. A tobie – wskazałem bezczelnie wciąż nadstawiającą tyłka Dżennetę palcem – życzę udanego sylwestra. W sumie, to wam obojgu życzę. A teraz, kurwa, żegnam. Możecie się pierdolić dalej.
     Mając absolutnie wyjebane na desperackie pokrzykiwania, mające chyba na celu wytłumaczenie, że „to nie tak, jak myślę”, wyszedłem. Trzasnąłem drzwiami studia, trzasnąłem furtką, trzasnąłem wsiadając do auta, odpaliłem silnik i wcisnąłem gaz do dechy.
     Już mi nie zależało. Na absolutnie niczym.

*

Tekst i okładka (c) Agnessa Novvak

Opowiadanie zostało opublikowane premierowo na Pokątnych 30.12.2020. Dziękuję za poszanowanie praw autorskich!

Droga Czytelniczko / Szanowny Czytelniku - spodobał Ci się powyższy tekst? Kliknij łapkę w górę, skomentuj, odwiedź moją stronę autorską na FB i Insta (niestety nie mogę wkleić linków, niemniej łatwo mnie znaleźć)! Z góry dziękuję!

Dodaj komentarz