Wstęp
W małym, sennym miasteczku, gdzie ulice wiły się leniwie między starymi domami z czerwonej cegły, a powietrze zawsze niosło zapach świeżo skoszonej trawy, mieszkała Kornelia. Miała osiemnaście lat, była w ostatniej klasie liceum i wydawała się typową nastolatką – cichą, pilną i nieco nieśmiałą. Jej szatynowe włosy opadały delikatnie na ramiona, a duże, brązowe oczy kryły w sobie mieszankę niewinności i czegoś głębszego, co rzadko kto zauważał. Kornelia ubierała się skromnie: szkolny mundurek z plisowaną spódniczką, białą bluzką i czarnymi rajstopami, które podkreślały jej smukłą sylwetkę. W klasie siedziała zawsze w drugiej ławce, z notesem otwartym na czystej stronie, starając się skupić na lekcjach, choć jej myśli często wędrowały gdzie indziej.
Dom Kornelii stał na końcu cichej ulicy, otoczony wysokim żywopłotem, który chronił przed wścibskimi spojrzeniami sąsiadów. Mieszkała tam z rodzicami – ojcem, który pracował jako księgowy w lokalnej firmie i wracał późno wieczorem, oraz matką, nauczycielką w szkole podstawowej, zawsze zajętą ocenianiem prac uczniów. Ich życie toczyło się w rytmie rutyny: wspólne kolacje, oglądanie telewizji w salonie i sporadyczne rozmowy o szkole. Kornelia była ich jedynaczką, grzeczną dziewczynką, która nigdy nie sprawiała problemów. „Nasza mała gwiazda” – mawiała matka, głaszcząc ją po włosach. Jednak za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju Kornelia ukrywała świat, o którym nikt nie wiedział.
Pokój Kornelii był jej azylem – ściany pokryte plakatami z motywacyjnymi cytatami, biurko zawalone podręcznikami i zeszytami, a na półce książki o matematyce, które kupowała w nadziei, że kiedyś zrozumie te przeklęte wzory. Matematyka była jej największym wrogiem. Liczby tańczyły przed jej oczami jak chaotyczny balet, odmawiając współpracy. W poprzedniej klasie ledwo zdała, a teraz, w ostatniej, sytuacja się powtarzała. „Potrzebujesz pomocy” – powtarzała matka, ale Kornelia wzruszała ramionami, ukrywając frustrację. Prawda była taka, że odkąd lekcje matematyki zaczął prowadzić nowy nauczyciel, pan Marek, jej problemy stały się... skomplikowane.
Marek miał trzydzieści pięć lat, był wysokim mężczyzną o szerokich ramionach i szarmanckim uśmiechu, który sprawiał, że nawet najnudniejsze równania wydawały się interesujące. Jego głos był głęboki, melodyjny, a oczy – ciemne i przenikliwe – zdawały się widzieć więcej, niż powinny. Przeniósł się do miasteczka niedawno, po rozwodzie, jak plotkowali nauczyciele w pokoju nauczycielskim. Mówiono, że jego żona odeszła, bo nie mogła znieść jego „ekscentrycznych nawyków”, ale nikt nie wiedział szczegółów. W szkole Marek był szanowany: charyzmatyczny, wymagający, ale sprawiedliwy. Uczył z pasją, rysując na tablicy skomplikowane wykresy i wyjaśniając je z entuzjazmem, który zarażał uczniów. Dla Kornelii jednak jego obecność była czymś więcej niż lekcją – była iskrą, która rozpalała w niej coś, co dotąd spało.
Pierwszy raz zauważyła go na korytarzu, gdy wchodził do klasy z teczką pod pachą. Jego woda kolońska – świeża, z nutą drzewa sandałowego – zmieszała się z zapachem kredy, tworząc mieszankę, która sprawiła, że jej serce zabiło szybciej. Na lekcjach unikała jego wzroku, rumieniąc się, gdy pytał o zadanie. „Kornelio, spróbuj rozwiązać to równanie” – mówił, a ona czuła, jak jej dłonie drżą nad zeszytem. Po lekcjach wracała do domu, zamykając się w pokoju i pozwalała myślom wędrować. Na początku były to niewinne marzenia: wyobrażała sobie, jak Marek chwali ją za poprawne rozwiązanie, dotykając lekko jej ramienia. Z czasem jednak te myśli stawały się śmielsze, bardziej intensywne.
Wieczorami, gdy rodzice siedzieli w salonie, Kornelia kładła się na łóżku, wsuwając dłoń pod kołdrę. Jej palce delikatnie muskały skórę, a w głowie odtwarzała sceny z lekcji. „Co, jeśli zostanę po zajęciach?” – myślała, zamykając oczy. Wyobrażała sobie pustą klasę, drzwi zamknięte, a Marek zbliżający się do niej z tym swoim uśmiechem. Jednak na razie to tylko myśli, sekrety ukryte w głębi jej umysłu. Kornelia nie wiedziała jeszcze, jak daleko te fantazje ją zaprowadzą, ale czuła, że coś w niej budzi się do życia – coś zakazanego, co czekało na odpowiedni moment.
Tymczasem Marek prowadził swoje życie w małym mieszkaniu na drugim końcu miasta. Po lekcjach wracał do pustego domu, gdzie jedynym towarzystwem była butelka wina i stos prac do sprawdzenia. Jego separacja z żoną, Anną, była świeża i bolesna – odeszła, oskarżając go o romans z młodszymi kobietami. Marek tęsknił za nią, ale jednocześnie cieszył się wolnością. W szkole skupiał się na uczniach, zauważając tych, którzy potrzebowali pomocy. Kornelia była jedną z nich – cicha dziewczyna z drugiej ławki, która unikała jego wzroku, ale której oczy błyszczały, gdy wyjaśniał wzory. „Może potrzebuje dodatkowych lekcji” – pomyślał pewnego dnia, patrząc na jej zeszyt pełen błędów. Nie wiedział, że ta decyzja zmieni wszystko.
Rozdział 1: Skryte Spojrzenia
Kornelia siedziała w ławce, z głową pochyloną nad zeszytem, gdzie bazgroły w kształcie równań mieszały się z przypadkowymi rysunkami serc i spirali. Sala matematyczna pachniała kredą i starą farbą, a przez uchylone okno wpadał ciepły, wrześniowy wiatr, poruszając firankami. Głos Marka, głęboki i melodyjny, rozbrzmiewał w pomieszczeniu, tłumacząc coś o pochodnych, ale dla Kornelii mógłby równie dobrze recytować poezję. Każde jego słowo wibrowało w jej ciele, budząc dreszcze, które starała się ukryć, zaciskając dłonie na ołówku.
– Kornelio, możesz pokazać swoje rozwiązanie? – zapytał nagle, a jego ciemne oczy spoczęły na niej. Serce podskoczyło jej do gardła. Poderwała głowę, czując, jak policzki zalewa gorąco. – Ja... jeszcze nie skończyłam – wyjąkała, przewracając nerwowo kartki zeszytu. Wiedziała, że jej odpowiedź to chaos – kilka liczb i znaków, które nie miały sensu. Marek uniósł brew, ale uśmiechnął się lekko, jakby jej nieporadność go bawiła.
– W porządku. Spróbuj rozwiązać przed końcem lekcji. – Odwrócił się do tablicy, a Kornelia odetchnęła cicho, choć wilgoć między jej udami przypominała o tym, jak bardzo jego spojrzenie ją rozpraszało. Patrzyła na jego plecy – białą koszulę opinającą szerokie ramiona, sposób, w jaki kreda w jego dłoni sunęła po tablicy z precyzją. Wyobraziła sobie, jak te dłonie dotykają jej skóry, zsuwają jej spódniczkę, a jego głos szepcze jej do ucha coś zupełnie innego niż wzory matematyczne.
Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Kornelia gryzmoliła w zeszycie, ale jej myśli wędrowały do wieczornych fantazji. Wczoraj, zamknąwszy się w swoim pokoju, rozłożyła się na łóżku, zrzuciła majtki i sięgnęła po mały wibrator, który ukrywała w szufladzie pod stertą podręczników. Wsunęła go w siebie powoli, czując, jak jej ciało drży z podniecenia. W głowie odtwarzała scenę: Marek, zamykający drzwi klasy, każe jej zostać po lekcjach. „Niegrzeczna uczennica” – mówi, zdejmując pasek i wiążąc jej nadgarstki. Jego palce drażnią jej sutki przez bluzkę, a potem zsuwają się niżej, do wilgotnej cipki, gdzie zaczynają ją pieścić, aż tryska swoimi soczkami na jego biurko, błagając o więcej. Orgazm, który wtedy osiągnęła, był tak intensywny, że musiała zagryźć poduszkę, by nie krzyczeć.
Dzwonek wyrwał ją z zamyślenia. Uczniowie zaczęli zbierać rzeczy, a Kornelia, wciąż rozpalona, spakowała zeszyt do torby. Nie zauważyła, że wypadł na podłogę, otwarty na stronie z rysunkiem – szkicem jej i Marka, gdzie on pochyla się nad nią, a jej spódniczka jest zadarta do góry. Zostawiła go, spiesząc się na korytarz, gdzie tłum uczniów zagłuszał jej myśli.
Po lekcjach Marek siedział przy biurku, sprawdzając kartkówki. Sala była pusta, tylko promienie słońca tańczyły na podłodze. Zauważył zeszyt na ziemi i podniósł go, myśląc, że to czyjeś notatki. Otworzył stronę i zamarł. Rysunek był niedbały, ale wyraźny – on, z rozpiętą koszulą, i Kornelia, z rozłożonymi nogami na biurku. Jego brwi uniosły się, a kącik ust drgnął w czymś między zaskoczeniem a rozbawieniem. Odłożył zeszyt na bok, nie zamykając go. „Ciekawe” – pomyślał, czując, jak w jego głowie rodzi się pomysł.
Tymczasem Kornelia, już w drodze do domu, zorientowała się, że zgubiła zeszyt. Panika ścisnęła jej żołądek. „Nie, nie, nie” – szeptała, przeszukując torbę. Wiedziała, co było w środku. Jeśli ktoś to znajdzie... Serce waliło jej jak młotem, ale nie mogła wrócić do szkoły – było za późno. Nie miała pojęcia, że zeszyt leży na biurku Marka, a jego palce przesuwają się kartka po kartce, zatrzymując na szkicu jej nagich ud.
Wieczorem, w swoim pokoju, Kornelia zamknęła drzwi na klucz. Rodzice oglądali telewizję, a ona, wciąż drżąca od niepokoju, próbowała uspokoić się swoją rutyną. Zdjęła mundurek, zostając w samych majtkach i sięgnęła po wibrator. Leżąc na łóżku, zamknęła oczy, próbując przywołać obraz Marka. Tym razem fantazja była inna – wyobraziła sobie, że on znajduje zeszyt, że wie o jej pragnieniach. W jej głowie stał nad nią, z rysunkiem w dłoni, i pytał: „To o tym myślisz na moich lekcjach?” Jego palce wsuwały się w nią, a ona błagała o karę. Wibrator buczał cicho, a Kornelia dochodziła z jego imieniem na ustach.
Nie wiedziała, że Marek, siedząc w swoim mieszkaniu z kieliszkiem wina, wciąż patrzył na jej zeszyt. Nie wiedział, co z nim zrobić – oddać go? Zapytać? A może... wykorzystać? Myśl ta zapaliła iskrę w jego umyśle, a jego dłoń mimowolnie powędrowała do paska spodni.
Następnego dnia Kornelia weszła do klasy z sercem bijącym jak oszalałe. Nie mogła przestać myśleć o zgubionym zeszycie, a każdy szelest na korytarzu wydawał jej się krokiem kogoś, kto znalazł jej sekret. Usiadła w swojej ławce, starając się wyglądać normalnie, ale jej dłonie drżały, gdy otwierała podręcznik. Marek już stał przy tablicy, pisząc równanie kwadratowe. Jego ruchy były spokojne, niemal leniwe, ale gdy spojrzał w stronę klasy, jego oczy na ułamek sekundy zatrzymały się na Kornelii. Poczuła, jak żołądek jej się zaciska, a wilgoć między udami wróciła, mimo że próbowała się opanować.
– Kornelio, widzę, że masz problem z zadaniami – powiedział, odkładając kredę i podchodząc do jej ławki. Jego głos był spokojny, ale miał w sobie coś, co sprawiło, że jej skóra zapłonęła. – Może potrzebujesz dodatkowych lekcji? Zostaniesz po zajęciach, porozmawiamy.
Klasa zachichotała cicho, a Kornelia poczuła, jak jej policzki płoną ze wstydu. – Dobrze, panie profesorze – wyszeptała, nie podnosząc wzroku. W głowie miała chaos. Czy znalazł zeszyt? Czy wie? A może to tylko zwykła troska nauczyciela? Nie mogła tego rozgryźć, ale myśl o pozostaniu z nim sam na sam sprawiła, że poczuła motylki w brzuchu.
Lekcja minęła jak we mgle. Kornelia nie zapisała ani jednej notatki. Była za bardzo zajęta obserwowaniem Marka – jak poprawia rękawy, jak jego palce przesuwają się po tablicy, jak koszula napina się na jego klatce piersiowej. Gdy dzwonek zadzwonił, uczniowie zaczęli zbierać rzeczy, a ona została w ławce, udając, że poprawia notatki. Marek spojrzał na nią znad biurka.
– Chodź, Kornelio. Przejrzymy twoje błędy – powiedział, wskazując krzesło obok swojego biurka. Jego ton był profesjonalny, ale w jego oczach błyszczało coś, co sprawiło, że jej serce zabiło mocniej.
Podeszła powoli, czując, jak nogi jej się trzęsą. Sala opustoszała, drzwi były uchylone, ale cisza między nimi była niemal namacalna. Marek wyjął jej ostatni test – kartkę pokrytą czerwonymi poprawkami – i położył przed nią. – Tu masz problem z podstawieniem – zaczął, nachylając się bliżej. Jego ramię otarło się o jej ramię, a zapach jego wody kolońskiej zmieszał się z ciepłem jego ciała. Kornelia zadrżała, próbując skupić się na liczbach, ale jej myśli wędrowały gdzie indziej.
– Spróbuj to rozwiązać jeszcze raz – powiedział, podając jej ołówek. Jego palce musnęły jej dłoń, a ona niemal upuściła ołówek, czując, jak prąd przechodzi przez jej ciało. – Przepraszam – mruknęła, rumieniąc się jeszcze bardziej. Marek uśmiechnął się, ale nie odsunął się. Zamiast tego jego kolano przypadkowo – czy na pewno przypadkowo? – dotknęło jej uda pod stołem. Kornelia zacisnęła nogi, czując, jak jej majtki robią się mokre. Próbowała pisać, ale ręka jej drżała, a cyfry rozmywały się na kartce.
– Masz trudności z koncentracją – zauważył Marek, a jego głos był niższy, niemal intymny. – Może potrzebujesz... innego podejścia. – Jego dłoń, jakby przypadkiem, spoczęła na jej udzie, tuż nad kolanem. Kornelia wstrzymała oddech, nie wierząc, że to się dzieje. Jego palce były ciepłe, a dotyk delikatny, ale wystarczający, by jej ciało zareagowało falą gorąca. Spojrzała na niego, a jego oczy były teraz bliżej, ciemne i badawcze.
– Ja... staram się – wyjąkała, ale jej głos był słaby, niemal błagalny. Marek nie cofnął dłoni, tylko przesunął ją odrobinę wyżej, pod rąbek jej spódniczki. Kornelia poczuła, jak jej cipka pulsuje, a oddech staje się płytki. Chciała coś powiedzieć, zaprotestować, ale jednocześnie pragnęła, by jego dłonie poszły dalej, by spełnił każdą z jej nocnych fantazji.
– Wiem, że się starasz – powiedział cicho, a jego palce zatrzymały się, jakby testując jej reakcję. – Ale może potrzebujesz nauczyciela, który pokaże ci... więcej.
W tym momencie rozległ się hałas na korytarzu – kroki sprzątaczki, która zamiatała podłogę. Marek szybko cofnął dłoń, a Kornelia odskoczyła, jakby oparzona. – Porozmawiamy jutro – powiedział, wracając do profesjonalnego tonu. – Przygotuj się na dodatkowe zajęcia. Myślę, że możemy osiągnąć... postępy.
Kornelia kiwnęła głową, niezdolna do wydobycia głosu. Wstała, chwyciła torbę i niemal wybiegła z klasy, czując, jak jej majtki przylegają do wilgotnej skóry. Nie widziała, jak Marek sięga do szuflady, gdzie leżał jej zeszyt z rysunkami, ani jak jego palce przesuwają się po szkicu, a na jego twarzy pojawia się tajemniczy uśmiech. Nie wiedziała, że właśnie przekroczyła granicę, za którą nie będzie już powrotu.
Rozdział 2: Prywatne Lekcje
Kornelia stała przed lustrem w swoim pokoju, poprawiając plisowaną spódniczkę i wygładzając białą bluzkę, która przylegała do jej smukłego ciała. W głowie wciąż miała wczorajszy moment – dłoń Marka na jej udzie, jego ciepły oddech i ten niski, niemal hipnotyzujący głos. „Przygotuj się na dodatkowe zajęcia” – powiedział, a słowa te brzmiały jak obietnica czegoś więcej niż tylko matematyki. Kiedy dziś rano, po kolejnej nieprzespanej nocy pełnej fantazji, znalazła w kieszeni mundurka liścik od Marka z adresem jego domu i zaproszeniem na „specjalne korepetycje” o 18:00, jej serce niemal wyskoczyło z piersi. Wiedziała, że to ryzykowne, ale pragnienie, które paliło ją od środka, było silniejsze niż strach.
Dom Marka znajdował się na skraju miasteczka, w cichej uliczce otoczonej wysokimi drzewami. Był to mały, parterowy budynek z białymi ścianami i dużym oknem wychodzącym na ogród. Kornelia zapukała do drzwi, czując, jak jej dłonie drżą. Ubrała się starannie – spódniczka nieco krótsza niż szkolna, czarne rajstopy i obcisła bluzka, która podkreślała jej kształtne piersi. W torbie miała podręcznik do matematyki, ale zeszytu z rysunkami nadal nie mogła znaleźć. Myśl o tym, że ktoś mógł go zobaczyć, wciąż ją dręczyła, ale teraz miała inne zmartwienia.
Drzwi otworzyły się, a Marek stał w progu, ubrany w ciemną koszulę z podwiniętymi rękawami i jeansy, które opinały jego uda. Jego uśmiech był ciepły, ale w jego oczach błyszczało coś, co sprawiło, że Kornelia poczuła dreszcz. – Wejdź, Kornelio – powiedział, zapraszając ją do środka. – Cieszę się, że przyszłaś.
Wnętrze domu było przytulne, ale skromne – drewniana podłoga, regały z książkami i sofa w rogu salonu. Na stole w jadalni leżały otwarte podręczniki i kartki z równaniami, jakby Marek rzeczywiście planował lekcję. – Napijesz się czegoś? – zapytał, idąc do kuchni. – Mam sok, wodę... albo wino, jeśli masz ochotę.
Kornelia zawahała się. Wino? Rodzice zabraniali jej alkoholu, ale w tej chwili nie obchodziły jej zasady. – Wino... brzmi dobrze – odpowiedziała cicho, siadając przy stole. Marek wrócił z dwoma kieliszkami czerwonego wina, a jego palce musnęły jej dłoń, gdy podawał jej kieliszek. Wypili po łyku, a ciepło alkoholu rozlało się po jej ciele, rozluźniając napięte mięśnie.
– To zaczniemy od równań liniowych – powiedział Marek, przysuwając krzesło bliżej niej. Wyjął kartkę z zadaniem i pochylił się nad stołem, wskazując wzór. Jego ramię znów otarło się o jej ramię, a zapach jego perfum – ten sam, który czułaby na lekcjach – sprawił, że jej oddech przyspieszył. Kornelia próbowała skupić się na liczbach, ale jej oczy wędrowały do jego dłoni, wyobrażając sobie, jak te palce dotykają jej skóry, zsuwają się niżej...
– Mam problem z tym wzorem – wyznała, jej głos drżał lekko. – Nie rozumiem, jak to rozwiązać. Marek uśmiechnął się, przesuwając się jeszcze bliżej. – To proste, jeśli wiesz, gdzie szukać – powiedział, a jego dłoń spoczęła na jej ramieniu, jakby chciał ją uspokoić. – Pokażę ci krok po kroku. – Jego palce zsunęły się na jej plecy, delikatnie, niemal przypadkowo, a Kornelia poczuła, jak jej cipka wilgotnieje. Oddech Marka był blisko, ciepły na jej karku, gdy nachylił się nad kartką. – Tutaj trzeba podstawić x... – zaczął, ale jego słowa brzmiały jak tło dla jej myśli, które galopowały w stronę fantazji.
Próbowała pisać, ale ołówek drżał w jej dłoni. Marek zauważył to i położył swoją dłoń na jej dłoni, zatrzymując jej ruchy. – Jesteś spięta – powiedział cicho, a jego głos był jak aksamit. – Może powinniśmy zrobić przerwę. – Jego palce delikatnie ścisnęły jej dłoń, a potem przesunęły się na jej udo, zatrzymując się tuż pod rąbkiem spódniczki. Kornelia wstrzymała oddech, czując, jak jej ciało reaguje na jego dotyk. Wilgoć między jej nogami była już nie do zniesienia, a serce waliło tak głośno, że bała się, że on je usłyszy.
– Panie profesorze... – zaczęła, ale jej głos był słaby, niemal błagalny. Marek spojrzał jej w oczy, a w jego spojrzeniu było coś dzikiego. Coś, co mówiło, że wie, o czym ona marzy. – Marek, nie Pan – poprawił ją z uśmiechem na twarzy, przesuwając dłoń odrobinę wyżej, pod spódniczkę, gdzie poczuł ciepło jej skóry przez rajstopy. – Nie musisz być taka formalna.
Kornelia zamknęła oczy, czując, jak jej ciało poddaje się jego dotykowi. To nie była już lekcja matematyki – to było coś zupełnie innego, coś, co od tygodni wypełniało jej sny. Jednak zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Marek odsunął się lekko, jakby testując jej reakcję. – Rozwiąż to zadanie – powiedział, wskazując na kartkę, ale jego dłoń wciąż spoczywała na jej udzie, a kącik jego ust drgnął w uśmiechu.
Kornelia wpatrywała się w kartkę, ale liczby nadal rozmywały się przed jej oczami. Dłoń Marka na jej udzie paliła jak ogień, a jego palce, teraz delikatnie przesuwające się w górę, sprawiały, że jej oddech stawał się coraz bardziej urywany. Czuła, jak wilgoć w jej majtkach narasta, a rajstopy, które miała na sobie, wydawały się nagle zbyt ciasne, zbyt gorące. Próbowała skupić się na zadaniu, ale jedyne, o czym mogła myśleć, to jego bliskość – zapach, ciepło jego ciała, sposób, w jaki jego kciuk muskał wewnętrzną stronę jej uda, jakby badał granice jej wytrzymałości.
– Nie mogę... – wyszeptała, odkładając ołówek. Jej głos był niemal błagalny, a oczy, gdy spojrzała na Marka, błyszczały mieszanką wstydu i pragnienia. – To za trudne.
Marek odchylił się na krześle, ale nie cofnął dłoni. Zamiast tego jego palce powędrowały jeszcze wyżej, zatrzymując się tuż przy brzegu jej majtek. – Może to nie matematyka jest problemem – powiedział cicho, a jego głos był jak miód, słodki i lepki. – Może po prostu potrzebujesz... innego rodzaju lekcji. – Jego oczy błyszczały, a w jego uśmiechu było coś drapieżnego, co sprawiło, że Kornelia zadrżała.
Nie czekając na jej odpowiedź, Marek wstał i stanął za nią. Jego dłonie spoczęły na jej ramionach, a ciepły oddech musnął jej kark. – Wstań – powiedział, a jego ton był teraz bardziej rozkazujący niż proszący. Kornelia posłuchała, nogi jej drżały, gdy stanęła naprzeciw stołu. Marek stał tak blisko, że czuła ciepło jego ciała, a jego dłonie zsunęły się na jej talię, powoli, jakby smakował każdy ruch.
– Wiesz, dlaczego cię tu zaprosiłem – szepnął, a jego usta były tak blisko jej ucha, że poczuła dreszcz na całym ciele. – Widziałem twój zeszyt, Kornelio. Te rysunki... – Jego palce zsunęły się na jej biodra, a potem niżej, podciągając spódniczkę do góry. – Wiem, o czym myślisz.
Kornelia zamarła, jej serce waliło jak młotem. On wiedział. Znalazł zeszyt. Panika mieszała się z podnieceniem, a gdy jego dłonie zsunęły jej rajstopy razem z majtkami, nie zaprotestowała. Czuła, jak jej cipka pulsuje, mokra i gotowa, a jego palce, teraz wolne od bariery materiału, musnęły jej łechtaczkę, wywołując cichy jęk. – Panie... Marek... – wyszeptała, ale jej głos utonął, gdy jego usta znalazły się na jej szyi, całując ją powoli, namiętnie.
– Cicho – mruknął, a jego palce zaczęły drażnić cipkę, wchodząc w nią powoli, z wprawą, która sprawiła, że jej kolana się ugięły. Kornelia chwyciła krawędź stołu, próbując utrzymać równowagę, ale jej ciało już się poddawało. Marek całował ją dalej, jego usta zsunęły się na jej ramię, a wolną ręką rozpiął jej bluzkę, odsłaniając stanik. Jego palce, wciąż wilgotne od jej soków, przesunęły się na jej sutki, drażniąc je przez cienki materiał, aż stwardniały pod jego dotykiem.
– Jesteś taka mokra – szepnął, wsuwając powoli palec w jej szparkę, a jego głos był pełen sprośnego zachwytu. – Moja niegrzeczna uczennica. – Te słowa, tak bliskie jej fantazji, sprawiły, że Kornelia jęknęła głośniej, a jej cipka zacisnęła się na jego palcu. Marek zaśmiał się cicho, a potem odwrócił ją twarzą do siebie i pocałował – głęboko, zachłannie, jego język badał jej usta, jakby chciał possać każdy ich fragment.
Kornelia czuła, jak świat wokół niej znika. Była tylko ona, Marek i to palące pragnienie, które teraz stawało się rzeczywistością. Jego dłonie podniosły ją na stół, rozsuwając jej nogi, a ona nie protestowała, gdy zsunął jej majtki z kolan do samego końca, zostawiając nagą od pasa w dół. Jego palce wróciły do cipki, drażniąc łechtaczkę w szybkim, rytmicznym ruchu, aż Kornelia zaczęła drżeć. Jej oddech stał się urywany, a ciało napięte jak struna. – Marek... proszę... – wyszeptała, nie wiedząc nawet, o co błaga.
– Chcesz tego, prawda? – zapytał, a jego głos był teraz chrapliwy, pełen pożądania. Nie czekając na odpowiedź, rozpiął spodnie, a jego penis, twardy i gorący, musnął jej udo. Kornelia spojrzała w dół, jej oczy rozszerzyły się na widok jego wielkości – gruby, nabrzmiały, z kropelką preejakulatu na czubku, pulsujący w rytm jego serca. Poczuła, jak jej cipka kurczy się w oczekiwaniu, a wilgoć spływa po udach. Marek chwycił ją za biodra, pozycjonując się między jej nogami, a czubek kutasa musnął jej wejście, drażniąc delikatnie, rozsmarowując jej soki.
– Powiedz to – zażądał, jego oczy wpatrzone w jej twarz, pełne głodu. – Powiedz, że chcesz, żebym cię kochał jak w twoich rysunkach.
– Chcę... – wyszeptała Kornelia, jej głos drżał. – Proszę, zrób to, Marek. Jak niegrzeczną uczennicę. Te słowa były jak wyzwolenie. Marek wszedł w nią jednym, mocnym pchnięciem, wypełniając ją całkowicie, aż poczuła go głęboko w sobie, rozciągającego jej ciasną cipkę do granic. Krzyknęła z rozkoszy, paznokcie wbiły się w jego ramiona, a on zaczął się ruszać – powoli na początku, smakując każde pchnięcie, jego biodra uderzały o jej uda z mokrym plaśnięciem. – Taka ciasna – mruknął, jego dłonie ścisnęły tyłek nastolatki, podnosząc go lekko, by wejść głębiej. Kornelia owinęła nogi wokół jego talii, przyciągając go bliżej. Nabrzmiałe sutki ocierały się o jego koszulę, twarde i wrażliwe.
Przyspieszył tempo, rżnąc ją mocno, bez litości, szepcząc sprośne słowa prosto do jej ucha: – Jesteś moją małą dziwką, Kornelio. Myślisz o tym na lekcjach, co? O moim kutasie w twojej cipce. – Jego palce znów znalazły łechtaczkę, drażniąc ją w rytm pchnięć, a Kornelia jęczała głośno. Jej ciało drżało, zbliżając się do krawędzi. Czuła, jak napięcie narasta, jak jej cipka zaciska się wokół niego, przyjmując go głębiej z każdym ruchem.
– Dochodzisz? – zapytał, jego oddech był urywany, a pot spływał po czole. – Tryskaj dla mnie, moja niegrzeczna suczko. – To wystarczyło. Orgazm uderzył w nią jak fala, jej ciało wygięło się w łuk, a cipka zacisnęła się konwulsyjnie, tryskając sokami na jego kutasa i stół poniżej. Krzyknęła jego imię, drżąc w ekstazie, a on nie przestał, przedłużając jej rozkosz kolejnymi pchnięciami, aż sama zaczęła błagać o więcej.
Gdy opadła na stół, dysząc ciężko, Marek wciąż był w niej, jego ruchy zwolniły, ale nie przestał. Wyciągnął mokrego penisa powoli, a potem znów wszedł, głęboko, delektując się jej wilgocią. – To dopiero początek – szepnął, całując jej szyję i delikatnie podgryzając koniuszki ucha. Kornelia, wciąż w ekstazie, nie zauważyła uchylonych drzwi do sąsiedniego pokoju, gdzie na półce leżały zabawki erotyczne – wibratory, koraliki, skórzane paski. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że Marek ma wobec niej o wiele bardziej perwersyjne plany.
Dodaj komentarz