Uratuj mnie 9

Mila siedziała skulona w kącie słabo oświetlonego pomieszczenia. Twardy brudny materac brzydził ją okropnie, ale dawał przynajmniej izolację od podłoża. Kiedy ją prowadzili schodami w dół zdała sobie sprawę, że zamkną ją w piwnicy budynku. Jedyne okienko z przeraźliwie brudną szybą umieszczono tuż pod sufitem. Mogła przez nie wyjrzeć tylko podskakując, ale gruba warstwa kurzu i tak pozwalała jedynie zorientować się, czy jest dzień, czy noc. Świtało albo było już rano. Straciła rachubę czasu. Od chwili, gdy ją porwali minęło pewnie z piętnaście godzin, a jej wydawało się, że wieczność. Zatrzymali ją w drodze na lotnisko i wyciągnęli z samochodu. Skąd mogła wiedzieć, że to nie policja? Facet był w mundurze, miał w rękach coś, co przypominało radar. Jak się okazało potem, paralizator. Dotknęła mostka. Jeszcze trochę bolał. Najgorsze było to, że odebrali jej wszystko, nawet ubranie! Na myśl, że dwaj obcy faceci rozebrali ją do naga, korzystając z tego, że jest nieprzytomna, zrobiło jej się niedobrze. Dotknęła miękkiego dresu, który miała na sobie. Był za duży, ale nowy i ciepły, podobnie jak koc, którym ją okryli. Przynajmniej mnie nie zgwałcili, próbowała się pocieszać w myślach.  
     Rozległ się cichy zgrzyt zamka i w drzwiach pojawił się jeden z porywaczy. Miał w rękach butelkę wody mineralnej i foliową torebkę z kanapką. Bez słowa wszedł do pomieszczenia, zabrał pustą butelkę leżącą na podłodze obok materaca i postawił na jej miejscu pełną, a kanapkę położył na materacu.
- I don't want to eat - Powiedziała cicho.  
- You must eat – W jego głosie nie było złości. Miała nawet wrażenie, że było mu jej żal.
- I must go to the toilet – spojrzał na niego prosząco.
- OK -     Pokiwał głową i wskazał jej drzwi.  
     Wstała szybko, ale zakręciło jej się w głowie. Oparła się o ścianę i po chwili ruszyła do wyjścia. Za jej "więzieniem” był korytarz rozszerzający się w drugie, większe pomieszczenie. Stała w nim stara wygnieciona kanapa, krzesło i stolik zastawiony butelkami, plastikowymi naczyniami. Pod stolikiem leżało puste opakowanie po pizzy. Obok stał czajnik elektryczny. Na końcu korytarza były schody wiodące w górę. Rolę ubikacji pełniła klitka z muszlą klozetową bez deski i okropnie brudną umywalką. W dyktowych drzwiach nie było szyby, ani klamki.  
- Go – Facet wskazał głową drzwi.  
     Weszła i przymknęła nędzną dyktową barierę, próbując zachować jakieś pozory intymności. Tego gościa prawie się nie bała. Zauważyła, że gapił się na jej tyłek, kiedy go mijała. Przez chwilę nawet zaświtała jej myśl, że gdyby zaatakowała go znienacka, może dałaby radę uciec? Tylko, co dalej? Na górze mógł być ten drugi, wielki, silny i brutalny. Nie uderzył jej, ale czuła przed nim respekt. Mówił po polsku z dziwnym miękkim akcentem. Może Rosjanin? Starała się nie dotykać niczego, poza rolką szorstkiego papieru toaletowego w kolorze brudnego różu.  
     Nagle gdzieś wysoko skrzypnęły drzwi.  
- Ivo? - Spytał pilnujący jej facet.
- Ta. Cjo tu rjobisz? - Spytał ten drugi i po chwili usłyszała na schodach ciężkie kroki.
- Dziewczyna chciała do kibla.
     Mila szybko podciągnęła dres i drżącymi rękami odkręciła kran. Wola była lodowata, ale z przyjemnością obmyła ręce i twarz. Osuszyła je papierem toaletowym. Ivo? Serbskie imię. Cholera! To ten sam facet! Ten, któremu odebrali Caterinę! Sparaliżował ją strach.
- You finish? - Spytał zza drzwi ten, który ją przyprowadził do łazienki. W innych warunkach jego beznadziejny angielski pewnie by ją śmieszył.
- Yes. Thank you – Odparła potulnie, otwierając drzwi. Starała się nie patrzeć na stojącego z tyłu osiłka. Mijając pierwszego z mężczyzn zauważyła w jego tylnej kieszeni komórkę. Jeden ruch i... Nie! Nie w obecności Ivo. Zbyt mocno się go bała.
- Eat! - Usłyszała, kiedy ponownie znalazła się na materacu – You must eat!  
     Potrząsnęła głową i odsunęła od siebie kanapkę. I tak nie dałaby rady niczego przełknąć. Strach zaciskał jej na gardle swoją lodowatą łapę. Porywacz pokręcił tylko głową i zamknął drzwi.
     Kiedy została sama wróciła myślami do Stefano. Jego słowa dawały jej nadzieję. " Zabiorę cię do domu”. Co on zrobiłby na jej miejscu? On nigdy by się na nim nie znalazł!  Dlaczego uparła się jechać sama wypożyczonym samochodem, zamiast poczekać, aż reszta ekipy skończy pracę? Bo chciała zobaczyć jak najprędzej Stefano! Łzy popłynęły jej po policzkach. Wyciągnij mnie stąd, szlochała i błagała w myślach, boję się, boję się... Jej mądry i odważny ukochany tyle razy mówił, że najważniejsze w chwili zagrożenia jest opanowanie strachu, a ona nie potrafiła! Byłby o to zły? Nie, on nigdy nie był na nią zły. Najwyżej się martwił, albo był smutny. Róg koca moczył jej policzek nasiąkając słonymi łzami. Łkała, nie mogąc się uspokoić. A co, jeśli Stefano nie da rady spełnić ich żądań? Co się z nią stanie? A co będzie, jak dostaną to, czego chcieli? Wypuszczą ją? Wypuszczą i wróci do swojego bezpiecznego świata, do swojego ukochanego... Próbowała sobie wyobrazić jego twarz, jego uśmiech... Nie zostawi jej tu. Na pewno nie!  
     Obudziła się nagle, czując, że ktoś jest w pomieszczeniu.  
- Wstawaj! - gniewny głos Zawadzkiego wyrwał ją ze snu. Skuliła się, jak wylęknione zwierzątko.  
     Przez piwniczne okienko sączyło się światło, tworząc na obdrapanej ścianie jaśniejszą plamę. Musiała być pełnia dnia, przemknęło jej przez myśl. Obok Zawadzkiego stał Ivo, a w rękach miał... sznur! Mila zesztywniała ze strachu.
- Nie wiąż mnie – Wyjąkała – Nie ucieknę. Nic nie zrobię...
     Zawadzki kiwnął głową do stojącego obok osiłka. Ivo podszedł do Mili i ze złym uśmiechem chwycił jej rękę.  
- Nie wiąż mnie! - Wyła, szarpiąc się.  
     Silny krótki cios poniżej mostka odebrał jej dech i zamroczył na krótką chwilę, ale wystarczająco długą, by wykręcić jej ręce do tyłu i skrępować ciasno sznurem.  
- Twój przyjaciel chyba nie zrozumiał, co powiedziałem o policji – Zawadzki mówił powoli, starannie dobierając angielskie słowa.  
- Niemożliwe! - Płakała – Na pewno nikomu nie powiedział!
- Przekonamy się – Jego głos brzmiał złowrogo – Postaw ją – Rzucił do klęczącego obok Mili Ivo. Ten bez najmniejszego trudu wykonał polecenie.
     Zawadzki wybrał numer i ustawił telefon na "głośnomówiący”.  
- Jestem – Głos Stefano zabrzmiał dopiero po trzecim sygnale.
     Ivo chwycił Milę za włosy i pociągnął tak, że krzyknęła z bólu.
- Mila? - W głosie Stefano zabrzmiał niepokój – Jesteś tam?     
- Spytaj go – Syknął Zawadzki – Spytaj o policję.
- Stefano, czy zawiadomiłeś policję? - Wyjąkała drżącym głosem.
- Nie! Nie rozmawiałem z nikim! - Odparł natychmiast – Co się dzieje?  
- Auuuu! – Krzyknęła, czując jak sznur nagle wpił się w jej nadgarstki – Nie rób tak!
- Mila! Co się dzieje? - Tym razem Stefano nie potrafił zachować spokoju – Ty draniu, nie rób jej krzywdy! Obiecałeś!
- Jeśli dotrzymasz warunków – Głos zawadzkiego brzmiał zimno i spokojnie.
- Dotrzymuję. To ty jesteś nie fair. Miała być dobrze traktowana. - Stefano z trudem odzyskiwał panowanie nad sobą – Nie zawiadomiłem nikogo. Mam pierwsze informacje. Dostaniesz je, jak porozmawiam z Milą.
- Dostanę je i wtedy porozmawiasz.
- Chcę wiedzieć, że nic jej nie jest.
- Stefano, proszę, daj im to – Załkała, kiedy poczuła, jak łapa Ivo sunie po jej tyłku. Pociągnął za sznur nie pozwalając uciec od niechcianego dotyku – Ivo, nie dotykaj mnie! - Krzyknęła, mając nadzieję, że Stefano usłyszy to imię.
- Zostaw ją w spokoju – Wysyczał Stefano – Wysyłam ci maila.
- Czekam – Rzucił do telefonu Zawadzki i rozłączył się – Zostaw ją – Powiedział do Serba, który wydawał się ubawiony przerażeniem Mili – Na razie... – Dodał ciszej.
- Do zobaczenia, mała – Ivo popchnął ją na materac.

     Caterina siedziała w zaparkowanym na wzniesieniu samochodzie i obserwowała przez lornetkę drogę wylotową z miasta. Obok niej na siedzeniu leżała kartka z listą samochodów należących do Zawadzkiego i Łucji. Najwięcej problemów sprawiały jej dostawcze wany, ale miała nadzieję, że Zawadzki będzie się poruszał swoim Porsche albo samochodem Łucji. Dzwonił do Stefano co trzy godziny, ale najwyraźniej miał komórkę stale przy sobie i nie wiadomo było, kiedy będzie telefonował z miejsca przetrzymywania Mili. W końcu doszli do wniosku, że jedynym sposobem będzie obserwowanie go, więc wysłali do miasta Franco, ale musiał się z Zawadzkim rozminąć.  
- Caterina! - Głos Fabia dotarł do niej równocześnie z dźwiękiem otwieranych drzwi – Miały być zablokowane!  
- Przepraszam. Coś się stało? - Spytała, widząc jego poruszenie.
- Zawadzki właśnie zadzwonił do Stefano. Był z Milą. Twierdzi, że Stefano zawiadomił policję – Zmarszczył brwi – Jest tam ten Serb, Ivo.
- O cholera! – Caterina wcisnęła się mocniej w siedzenie – Myślałam, że siedzi.
- My też – Przyznał Fabio – Zadzwoń do tego policjanta. To decyzja Stefano – Uprzedził jej wątpliwości.
- Ile mam mu powiedzieć? - Spytała, szukając w kontaktach prywatnego numeru porucznika Kity.
- Tyle, żeby nam pomógł – Fabio spojrzał jej w oczy – Stefano już prawie "ominął” zakaz.
- Chociaż jedna dobra wiadomość – Westchnęła.
- Trzeba się pospieszyć, bo jest też zła – Przyznał – Zawadzki przelał sporo kasy do Argentyny.  
     Spojrzał na męża z niepokojem. To mogło oznaczać ucieczkę z kraju, a to z kolei mogło oznaczać, że zamierzał zniknąć, a jeśli tak, to miał w nosie los Mili.  
- Pani doktor? Witam – Usłyszała zaskoczony głos porucznika – Dawno się nie widzieliśmy!
- Niestety obawiam się, że mamy szansę na spotkanie szybciej, niż byśmy chcieli – zaczęła.
     Przekazała mu prawie wszystko, co wiedziała o porwaniu Mili, pomijając oczywiście jej osobiste problemy ze Stefano i nie precyzując, jakich informacji zażądał Zawadzki.  
- Zdaje się, że to my niechcący skomplikowaliśmy wam sprawę – Stwierdził zafrasowany, kiedy skończyła – Wystąpiliśmy do prokuratury o zatrzymanie Zawadzkiemu paszportu i właśnie dzisiaj dostał wezwanie. Cholera! Dam mu dyskretnego obserwatora. Tej jego dziennikarce też, ale boję się, że... Cholera! Czemu dopiero teraz o tym wiem? - Spytał z wyrzutem.
- Jest tam ten Serb, który miał mnie odebrać od Łucji – Odparła – Myślałam, że siedzi.
- Zgodził się współpracować i wyszedł za kaucją – Przyznał z niechęcią Kita – Nic nie mogłem zrobić.
- No, to mamy jasność – Stwierdziła z przekąsem.  
- Przypuszczam, że jak poproszę o stenogram z podsłuchu, który ma założony Zawadzki, to niczego się nie dowiem – Zmienił temat – Musimy czekać, aż się ruszy do tej porwanej dziewczyny...
- Ma na imię Mila. Stefano powiedział, że przesłał Zawadzkiemu sporo danych, więc jeśli dotrzyma słowa, to za dwie godziny pojedzie do niej z komórką, żeby mogli porozmawiać. - Jeśli dotrzyma słowa... - Kita zawiesił głos – Musimy czekać.
---
     Mila została sama. Leżała w niewygodnej pozycji, nasłuchując z niepokojem, co się dzieje za drzwiami.. Wydawało jej się, że Zawadzki rozmawia z kimś po angielsku, potem, że Ivo kłóci się z drugim porywaczem. Z niemałym trudem wstała i podeszła do drzwi, ale głosy już ucichły i w oddali trzasnęły drzwi. Wyszli? Wróciła na materac. Uklękła, starając się choć trochę rozluźnić sznur.  
     Stefano, mój kochany, uratuj mnie, powtarzała jak mantrę. Przysięgam, że będę ci ufać, będę ci mówić wszystko! Tylko mnie tu nie zostawiaj na pastwę tego potwora. Och, gdybym mogła jakoś dać ci znać, gdzie jestem... Na korytarzu rozległy się ciche kroki. Zamarła.  
     Klucz zazgrzytał w zamku. W drzwiach ukazała się niepozorna postać pierwszego z porywaczy. Musiała wyglądać żałośnie, bo na jego twarzy pojawiło się współczucie – Nie bój się – Podszedł do niej i sięgnął do sznurka krępującego jej ręce. Z niemałym trudem rozsupłał więzy, mamrocząc coś pod nosem.
     Teraz albo nigdy! Postawiła wszystko na jedną kartę.  
- Proszę, nie zostawiaj mnie z Ivo samej – Podniosła na niego zapłakane oczy – On mi zrobi krzywdę. Wiem to – Łkała, odwracając się na klęczkach w jego stronę.
     Próbował się cofnąć, ale chwyciła jego dłoń i przycisnęła do ust.  
- Proszę, zadzwoń do mojego chłopaka i poproś, żeby robił, co każe szef. Tak się boję! - Błagaj, jesteś w tym dobra, powtarzała sobie w myślach. Mężczyzna mógł być w jej wieku. Przycisnęła twarz do jego uda. Dżinsy były niezbyt czyste i śmierdziały tytoniem, ale stłumiła w sobie obrzydzenie – Ty jesteś dobry. Ty mnie nie skrzywdzisz, prawda? - Wciąż klęcząc, uniosła głowę.  
     Jej porywacz wydawał się zaskoczony, ale w jego oczach było też coś innego...  
- Tylko jeden SMS – Skamlała – Gdybym mogła go poprosić...
- Tu nie ma pola – Powiedział powoli, odbierając jej nadzieję.
- Ty wyślij! - Uczepiła się kurczowo jego spodni. - "Rób, co karzą. Proszę!” Podpisz "Tit”, to taki mały żółty ptaszek. On będzie wiedział. Tylko tyle!
     Nie od razu udało mu się uwolnić z kurczowo zaciśniętych dłoni dziewczyny. Prawie biegiem rzucił się do drzwi.- Jeśli już muszę to zrobić, to niech to będzie z tobą! – Rzuciła za nim z desperacją.
     Odgłos zamykanych drzwi był jak policzek. Wszystko na nic! Jestem beznadziejna! Nawet tego nie potrafiłam, wyrzucała sobie w myślach. Plama światła na ścianie zamigotała, jakby ktoś przeszedł obok okienka. Mila podbiegła do ściany i wspięła się na palce. Idiotko, coś ty sobie myślała? Seks za SMS-a? A gdyby się zgodził? Zrobiłaby to? Przeszył ją dreszcz odrazy. Chyba wolałaby umrzeć! Tylko Stefano, tylko on!
     Drzwi za jej plecami skrzypnęły. Odwróciła się powoli.  
- Daj mi numer – Jej porywacz stał z telefonem w dłoni, zerkając nerwowo za siebie.  
     Zawahała się.
---
     Stefano zatrzymał samochód na poboczu i wziął do ręki komórkę. Po trzecim sygnale przesunął po ekranie palcem.  
- Thank you – Chłodny i uprzejmy ton Zawadzkiego wskazywał, że już opanował nerwy, które puściły mu przy ostatniej rozmowie.
- You welcome – Równie chłodno odpowiedział Stefano – I'd like to talk to Mila.
- Next time
- No – Stefano tracił cierpliwość. Jeśli mieli dotrzeć do Mili, to tylko za pośrednictwem Zawadzkiego. Kiedy godzinę wcześniej dostał SMS-a z nieznanego numeru z Polski omal nie dostał zawału. Pierwszą myślą było, że jakimś cudem Mila ukradła telefon, ale zaraz potem zrozumiał, że to niemożliwe. Na wszelki wypadek nie odpowiadał, by jej nie zdradzić. Natychmiast spróbował namierzyć numer. Nadaremnie! "Prepaidową” kartę bez dostępu do internetu włożono prawdopodobnie do jakiegoś kiepskiego modelu telefonu. Mógł tylko zlecić Luce systematyczne sprawdzanie rozmów z tego numeru, ale jak dotąd nikt nigdzie nie dzwonił. - Chcę rozmawiać z moją dziewczyną – Powiedział powoli – Jeśli chcesz mieć opinię dla klienta, zadzwoń za godzinę i daj mi ją do telefonu.  
- Trzy godziny. Co z Kieciem? Zostało ci 40 godzin.
- Nie martw się, zdążę. Dwie godziny. - Wycedził przez zęby – I ten Serb ma się trzymać z daleka.
- Zobaczymy – W głosie Zawadzkiego słychać było napięcie. - Potrzebny mi paszport.
- Tego nie było w umowie. - Stefano starał się, żeby zabrzmiało to obojętnie. Od prawie trzech godzin wiedział, że jego rozmówcy zatrzymano dokumenty. - Kup sobie nowy.
- Podaj mi adres sklepu, to zamienię Ivo na kogoś innego – Zaproponował trochę zbyt szybko.
- Zgoda. Podam ci za dwie godziny – Stefano uśmiechnął się do siebie. Za dwie godziny będziesz miał więcej zmartwień, niż tylko brak paszportu, pomyślał mściwie. Niech tylko ta kanalia trzyma się z daleka od Mili.
     Kiedy się rozłączył, na ekranie jego komórki pojawiła się informacja o nieodebranym połączeniu.  
- Luca? - Rzucił do zestawu głośnomówiącego, manewrując jednocześnie kierownicą, by włączyć się do ruchu.
- Nie uwierzysz! Zamówili pizzę z tego numeru i podali adres! Fabio i reszta już tam jadą!
- Dzięki bogu! Dawaj go! - Wcisnął odruchowo pedał gazu – Przeklęty gruchot! - Zaklął.
---
     Mila krążyła po swoim więzieniu niczym drapieżnik zamknięty w zbyt ciasnej klatce. Trzy, cztery, pięć..., liczyła kroki. Nagle do jej uszu dotarł wściekły głos Ivo. Przeklinał! Stanęła w miejscu, nasłuchując. Kłócili się o coś. Rozległy się ciężkie kroki. Coraz głośniejsze. Odskoczyła od drzwi i rzuciła się na materac, wciskając w kąt. Skrzydło odskoczyło od futryny i walnęło w ścianę. Ivo wpadł do pomieszczenia jak burza.  
- Ty prieklata kurwa! - Wrzasnął. Tuż za jego plecami ukazał się drugi mężczyzna. Miał podbite oko, a z wargi sączyła się krew. Mila struchlała. - Teraz nic ci uż nje pomożje!  
     Złapał ją za bluzę od dresu i poderwał w górę, jakby nic nie ważyła. Ciężka łapa wymierzyła jej siarczysty policzek. Krzyknęła i osłoniła rękami głowę. Ivo rzucił ją na materac i zaczął rozpinać pasek od spodni.
- Zostaw ją! - Drugi z porywaczy bezskutecznie próbował go powstrzymać.
- Zabije kurwe, a patom ciebje! - Serb zamachnął się na swojego towarzysza.
- Wynośmy się stąd – Odparł tamten przytomnie, odskakując na bezpieczną odległość – Dzwoń do szefa i spadamy!  
- Ty dzwoń! Ja zabieram to! - Wskazał roztrzęsioną Milę.
     Jednym szarpnięciem wysunął ze szlufek pas, złożył go na pół i zamachnął się.
- Auuu! - Rozpaczliwy krzyk przeszył powietrze, kiedy twarda skóra spadła na bok i plecy Mili.  
     Ivo chwycił ją za włosy i wcisnął twarzą w materac. Kolanem przygwoździł ją tak mocno, że nie mogła oddychać. Wykręcenie rąk i skrępowanie ich paskiem zajęło mu chwilę. - I'm going to fuck you tonight - Chwycił mocno jej pośladek. Chciała krzyknąć, ale nie mogła nabrać powietrza.
- Szefie, jest problem – W głosie drugiego z porywaczy wyraźnie słyszała zdenerwowanie, a nawet strach.
     Z tego, co zrozumiała, to zadzwonili po pizzę. Tylko, co z tego? Policzek pulsował jej bólem. Zaraz..., zadzwonili z tej samej komórki, z której wysłany był SMS! O boże, Stefano, powiedz, że sprawdziłeś ten telefon, błagała w myślach. Ivo wciąż klęczał na jej plecach, utrudniając oddychanie. Czuła, że kręci jej się w głowie. Ten drugi wciąż rozmawiał, ale nie mogła już wyłowić nawet pojedynczych słów. W końcu się rozłączył i poczuła, że ciężar znika z jej pleców. Odetchnęła, z trudem łapiąc powietrze.  
     Ivo poprowadził ją, a właściwie powlókł korytarzem, nie zważając na to, że się potyka o własne nogi. Drugi z porywaczy szedł przodem. Domyśliła się, że ma sprawdzić, czy droga do samochodu jest wolna. Po chwili wszyscy troje znaleźli się na ogrodzonym siatką sporym placu przed brzydkim "klockowatym” budynkiem z prefabrykatów, który do niedawna był jej więzieniem. Z jednej strony piętrzyły się jakieś porzucone materiały budowlane, z drugiej, przy siatce rósł szpaler niewielkich choinek. Brama była częściowo wyłamana, tak, że jedno jej skrzydło zwisało smętnie, oparte o siatkę. Wszystko oświetlała przykręcona nad wejściem słaba żarówka, przysłonięta prymitywnym kloszem z grubego szkła.  
- Uwaga! - Ivo chwycił mocniej Milę i sięgnął za plecy, wyciągając paralizator.  
- Attenti, ha la pistola! (Uwaga, ma broń) – Rozpoznała głos Marco.
- Non e la pistola... (To nie pistolet) – Próbowała odkrzyknąć, ale Ivo chwycił ją ramieniem za szyję, zduszając głos.
     Zauważyła, że jakiś cień zbliżył się do nich z boku. Wydało jej się, że słyszy odgłos szarpaniny. Nie mogła zobaczyć, jak Marco rozprawia się z pierwszym z porywaczy, bo potężny Serb pociągnął ją ze sobą w drugą stronę, kierując się do zaparkowanej koło choinek furgonetki. W bezpiecznej odległości, kryjąc się i kuląc poruszały się dwa inne cienie. To Fabio i Franco starali się odciąć porywaczowi drogę do auta. Mila nagle zdała sobie sprawę, że jeśli zaciągnie ją do samochodu, to najpewniej uda mu się ujść. Zebrała się w sobie i zatopiła zęby w przedramieniu swojego oprawcy. Gruby materiał bluzy sprawił, że ugryzienie jej nie uwolniło, ale odwróciło na moment jego uwagę.  
- Kurwa! - Syknął wściekle Ivo, kiedy zorientował się, że Franco przemknął przed bramą i stanął obok furgonetki. Przyłożył paralizator do piersi Mili i czekał.
     Wszystko stało się jasne! Dwaj potężnie zbudowani mężczyźni stali naprzeciw siebie, mierząc się groźnym wzrokiem. Fabio powoli ruszył w stronę leżącego na ziemi drugiego porywacza, porzuconego przez Marco. Młody ochroniarz ustawił się między wciąż trzymającym przy sobie Milę Ivo, a budynkiem. Kompletny pat!  
     Nagle usłyszeli dźwięk silnika, a po chwili na tle ciemnej ściany lasu pojawiły się światła samochodu. Przyspieszone oddechy czterech mężczyzn zdradzały, że żaden z nich nie wie, kto nadjeżdża.  
     Mila desperacko próbowała uwolnić choć jedną dłoń, ale nadgarstki miała zdrętwiałe i nie czuła już palców. Wiedziała, że za kilka chwil rozstrzygnie się jej los.  
     Franco stojący najbliżej bramy pierwszy rozpoznał markę samochodu. Porsche Cayenne znajdował się na szczycie listy floty Zawadzkiego. Posłał Fabiowi niespokojne spojrzenie i spiął się w sobie, gotów do skoku, gdyby nadarzyła się okazja. Paralizator w kształcie pistoletu przy piersi dziewczyny powstrzymywał ich jednak skutecznie. Czarny SUV wjechał na pełnym gazie i zatrzymał się o jakieś pięć metrów od Ivo. Serb roześmiał się głośno i już miał zrobić krok w kierunku samochodu, gdy nagle w bramę wjechało wynajęte przez Fabia Audi Q7. Miało zgaszone światła, więc nikt nie zwrócił na nie wcześniej uwagi. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni w tamtą stronę.  
     Teraz wypadki potoczyły się jak błyskawica. Zza kierownicy wyskoczyła Caterina i trzasnęła z rozmachem drzwiami, blokując skutecznie wyjazd z placu. Ryk wściekłości wyrwał się z piersi Ivo, gdy nagle silnik Porsche zawył i samochód ruszył na wstecznym wprost na drugie skrzydło bramy, na tle którego widoczna była szczupła sylwetka Cateriny. Fabio i Franco krzyknęli jednocześnie, rzucając się w jej stronę, ale to ochroniarz stojący bliżej przyjął na siebie cały impet uderzenia, osłaniając Caterinę własnym ciałem i wpychając ją na maskę zaparkowanego w bramie Q7. Marco, korzystając z zamieszania rzucił się do Serba, który jednak nie stracił orientacji i błyskawicznym ruchem zmienił ustawienie paralizatora. Niedokładnie przyłożony sprzęt trafił chłopaka w ramię, oszałamiając go na moment, a wtedy Ivo dotarł do furgonetki wlokąc za sobą bezskutecznie próbującą stawić opór Milę.  
     Tracąc oddech, resztkami świadomości, zdążyła zobaczyć samochód Zawadzkiego wyłamujący skrzydło bramy, Fabia dopadającego do Cateriny i Marco na klęczkach... Wydawało jej się, że gdzieś daleko wyje policyjna syrena.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 4213 słów i 23741 znaków.

15 komentarzy

 
  • Użytkownik Dominiani

    Ja jebie. Jak zwykle Caterina.

    4 maj 2019

  • Użytkownik Roksana76

    Kochani, kolejna część w poczekalni.

    16 kwi 2015

  • Użytkownik KaśkaKK

    Dzięki! Super!

    13 kwi 2015

  • Użytkownik Roksana76

    Może w czwartek, ale nie obiecuję na 100%. Pamiętaj, że to dalszy ciąg Cateriny ;) Powiedzmy, że wszystko musi się zgadzać. :cool:

    13 kwi 2015

  • Użytkownik KaśkaKK

    Wow! Dopiero teraz przeczytałam. Super!!! Kiedy dalszy ciąg? Już nie moge się doczekać! :O

    13 kwi 2015

  • Użytkownik Roksana76

    Przepraszam :sciana: Po prostu odpowiadałam na poprzednie komentarze. Kochani faceci, cierpliwości. Staram się, żeby było prawie idealnie  ;)

    11 kwi 2015

  • Użytkownik _Mariusz_

    Dlaczego piszesz tylko "kochane dziewczyny" ??? :) Przecież faceci też to czytają ! Czuję się urażony !   :P

    11 kwi 2015

  • Użytkownik Roksana76

    Kochane dziewczyny, kolejna część w zasadzie gotowa, ale... no właśnie, trzeba ją trochę "dogłaskać". Cierpliwości  :rolleyes:

    11 kwi 2015

  • Użytkownik Roksana76

    An, nie wygłupiaj się! Musi być trochę emocji. Jak już bardzo będzie Ci się chciało płakać, to daj znać. Zdradzę Ci jakiś szczegół, żeby Cię podnieść na duchu. Trzymaj się i nie panikuj ;)

    11 kwi 2015

  • Użytkownik elizka

    Cudowne! Przecudowne! Ale w takim momencie koniec ? Tak mię mozna:(

    11 kwi 2015

  • Użytkownik an

    AAAAAAAAAAAA. JESTEM PO PROSTU PRZERAZONA. To jest straszne i okropne (chyba rozumiesz co mam na mysli). Dla mnie jest to strasznie przygnębiające i złe :( Nie chce, zeby to szlo w te strone. Dodaj kolejna czesc, kiedy tylko bedzie gotowa. Ide plakac :(

    10 kwi 2015

  • Użytkownik Zagubiona

    świetne, kiedy dalej? :)

    10 kwi 2015

  • Użytkownik Roksana76

    Piszę, piszę :rolleyes:

    10 kwi 2015

  • Użytkownik maja

    Swietne, czytam jednym tchem;)

    10 kwi 2015

  • Użytkownik ANITA

    pisz dalej szybko :)

    10 kwi 2015