Uratuj mnie 7

Plama jasnego światła szybko się powiększała, w miarę, jak unosiły się automatyczne żaluzje. Caterina odłożyła na komodę pilota i przeciągnęła się leniwie. Właśnie miała pójść do łazienki, kiedy odezwała się komórka.
- Mila! - ucieszyła się, ale zaraz spoważniała – Stało się coś?
- Ojej, nie! Przepraszam, ale chyba cię nie obudziłam? - W jej głosie brzmiało zakłopotanie.
- Spokojnie, już nie spałam.
- Och, to dobrze – odetchnęła z ulgą – Wiesz, pomyślałam... Mam taką prośbę do Ciebie. - Westchnęła – Ten klient, no wiesz, ten z Dubaju, chce mozaikę. Mam jeden pomysł, ale potrzebuję szkicu z mojej teczki. Czy mogłabyś mi go zeskanować i przysłać?  
- No jasne! Zaraz poproszę o niego Stefano – Odparła, zastanawiając się nad absurdalnością prośby – Eeee, co u Ciebie?  
- Dobrze – Głos Mili zabrzmiał weselej – Słuchaj, weź to z garderoby. On pojechał na jakieś spotkanie, a ja tego potrzebuję dość pilnie... Ta teczka leży po lewej stronie między pudełkami na buty...  
- OK, a co tam jest? - Zaciekawiła się.
- To są stare szkice, z czasów kiedy biegałam po galeriach Turynu... po prostu trzymam je wszystkie razem, a niektóre są... no, niechętnie je pokazuję – Tłumaczyła dość pokrętnie.
- No, dobrze – przerwała jej – Dzwoń do niego.  
- Właściwie, to schowaj potem u siebie tę teczkę, dobrze? Proszę... - Zaszczebiotała i się rozłączyła.
     Caterina prawie widziała jej złożone jak do modlitwy dłonie. Tylko Mila potrafiła tak prosić! Otuliła się szlafrokiem i wyszła z sypialni, kierując się najpierw w dół, a potem do prawego skrzydła domu. Przed drzwiami do "apartamentu” Mili i Stefano zatrzymała się niezdecydowana. Wybrała numer w komórce i poczekała chwilę.
- Stefano... przepraszam, ale dzwoniła Mila... - zaczęła niepewnie – I stoję przed waszym wejściem...  
- Jest otwarte – powiedział – Będę za jakieś dwie godziny - odetchnął głębiej.  
- Spokojnie – czuła się głupio – Zeskanuję to i wyślę?
- OK – rozłączył się.
     No, to pogadaliśmy, pomyślała, patrząc na wyświetlacz swojego iPhona. Obaj są tacy rozmowni, zakpiła w duchu.  
     Była kilka razy w tej części domu, ale nigdy podczas nieobecności właścicieli. Szybko przeszła do pierwszego pokoju i odsunęła drzwi do garderoby. Teczka wciśnięta była między ścianę, a pudełka. Otworzyła ją i prędko przekartkowała. Było tam około trzydziestu stron A4, pokrytych szkicami różnych fragmentów rzeźb i obrazów. Niektóre pokolorowano, inne wycieniowano ołówkiem. Wszystkie były starannie opisane, jakby stanowiły część katalogu. Na samym końcu znalazła dwie mniejsze kartki. Na jednej widniały dwa okrągłe rysunki, przypominające projekt pieczęci, albo tatuażu. Różniły się od siebie nieznacznie, jakby były to dwie wersje tego samego emblematu. Widać było, że wielokrotnie je poprawiano. Druga kartka pokryta była wieloma szkicami czegoś, co przypominało węża, abo smoka z głową wilka, szczerzącego kły. Wzdrygnęła się. Chyba wiedziała, co to jest i dlaczego Stefano nie powinien tego zobaczyć. Szybko złożyła kartki i zapięła teczkę. Trzymając ją pod pachą, raźnym krokiem ruszyła do biurowej części domu.  
     Po załatwieniu sprawy, schowała wszystko w swoim biurku, zamykając szufladę na klucz i poszła na śniadanie. Przedpołudnie spędziła z Concettą na pakowaniu siebie i Fabia na wyjazd. Głowę miała jednak zajętą myślami o Mili i gdyby nie sprytna i doskonale zorganizowana pokojówka, jej garderoba na Bali wyglądałaby co najmniej dziwnie, jeśli nie tragicznie! Na szczęście tego dnia miała jeszcze tylko zjeść lunch z Valerią.  

     Caterina poczekała, aż Marco zaparkuje samochód na chodniku i otworzy jej drzwi. To zadziwiające, jak łatwo przywykłam, pomyślała. Jeszcze pół roku wcześniej czerwieniłaby się z zażenowania. Wzięła przystojnego ochroniarza pod rękę, aby się nie pośliznąć na granitowej kostce, którą wyłożono szeroki deptak. Marco mrugnął do niej porozumiewawczo i poprowadził ją do drzwi ulubionego lokalu Fabia. To tu, na Via Donati, zaprosił ją na ich pierwszy wspólny lunch i jak potem przyznał, wtedy zdał sobie sprawę, jak bardzo jej pragnie. Uśmiechnęła się do siebie. Teraz to było także jej ulubione miejsce.  
     Weszła pewnym krokiem do środka i zatrzymała się na moment, by zdjąć płaszcz i podać go Marco. Bez zbędnych ceregieli skierowała się na prawo do podwyższenia, gdzie ustawiono trzy niewielkie stoliki. Przy jednym z nich już siedziała Valeria.  
- Witaj - Caterina uśmiechnęła się do swojego gościa. Valeria uniosła się zgrabnie i cmoknęła Caterinę w policzek
- Tak się cieszę, że znalazłaś czas – Wyszczerzyła perłowe zęby w słodkim uśmiechu, ale w jej oczach czaiła się nieufność – Wiem, że lecicie jutro… - Urwała, przewracając wymownie oczami.
- Valeria, nie musisz udawać – Caterina położyła na jej dłoni swoją – Wiem, że nie jesteś zachwycona naszym ślubem, ale naprawdę nie powinnaś się mnie obawiać. Pokochałam Twoją córkę i nigdy nie zrobię niczego przeciwko niej, a Ty pozostaniesz na zawsze jej ukochaną mamą, bez względu na to, jak wiele miłości jej okażę.
     Valeria przybrała skupioną minę, jakby słowa docierały do niej z pewnym opóźnieniem. Pewnie, gdyby nie botoks, zmarszczyłaby czoło. Kilka razy nabierała powietrza, jakby chciała coś powiedzieć i powstrzymywała się w pół drogi. Wreszcie spojrzała Caterinie w oczy – Nie chodzi o to, co Ty zrobisz – Powiedziała powoli – Chodzi mi o Fabia.
- O Fabia? – zdumiała się. Przecież kochał Vanessę jak wariat. Wszyscy o tym wiedzieli.
     Odezwał się jej telefon, więc zerknęła na wyświetlacz. Mila. Oddzwonię, pomyślała. W tym momencie podszedł do nich kelner, więc przerwały na moment, by wskazać mu wybrane pozycje z karty. Kiedy odszedł na bezpieczną odległość, wróciły do rozmowy.
- Wiesz, że planuję ślub – Valeria zaczęła pierwsza – Na razie Fabio właściwie nas utrzymywał – Ciągnęła niechętnie - Nie decydowałam się, bo… No, mniejsza o to, ale teraz chcę wyjść za pewnego Amerykanina… i on nalega na wyjazd – Mówiła to z pewnym trudem, jakby zdradzała niechętnie swoje plany.
- Rozumiem – Caterina pokiwała głową – Nie sądzę, by Fabio zgodził się na wyjazd Vanessy, ale mogę z nim porozmawiać… - Dodała niepewnie, znając z góry jego odpowiedź.  
- Nie, nie! – Valeria zareagowała tak gwałtownie, że Caterina aż się wzdrygnęła – Wolę, żeby została tutaj. I tak spędzam z nią mało czasu, ale…
- Nie rozumiem – Caterina zaczynała nabierać pewnych podejrzeń. Fabio twierdził, że Valeria upiera się przy równym podziale opieki nad córką. Z drugiej strony, nie miała szansy wygrać. Fabio przewidział wszystko. Tuż po urodzeniu dziecka praktycznie zrzekła się praw rodzicielskich w zamian za pieniądze. Pieniądze! Że też nie pojęła od razu! – Ile potrzebujesz? – spytała spokojnie.
     Valeria udała oburzenie, ale na widok spokojnej, pełnej zrozumienia twarzy Cateriny, odpuściła - Fabio chce mi wypłacać co miesiąc jedną trzecią dotychczasowej sumy – Odparła – Mój narzeczony nie podjął jeszcze decyzji o intercyzie – Ciągnęła – Jeśli zobaczy, że jestem bez grosza… - Zawiesiła głos i wypuściła powietrze z płuc z głośnym westchnieniem.
     Caterina spuściła wzrok. Ona nawet nie była pewna, czy wśród papierów, które podpisywała przed ślubem była intercyza. Na pewno podpisała zobowiązanie, że "w razie czego” nie stanie na czele firmy, ale najwyżej będzie udziałowcem. Zaraz, przecież już była udziałowcem! Tylko jakim? Nie miała pojęcia, ile procent przyznał jej mąż.  
     Kelner z uśmiechem podał im talerze z przystawkami. Obie bez entuzjazmu zaczęły grzebać widelcami w drobnych mozzarelkach poprzekładanych połówkami koktajlowych pomidorków. Wreszcie Caterina zebrała się w sobie - Powiedz mi wprost, czego chcesz – Powiedziała, sięgając po kieliszek z białym winem.
- Caterina, zrozum, ja nie mam wykształcenia tak jak Ty. Jeśli nie ustawię się teraz, to za kilka lat będę już za stara! - W jej głosie zabrzmiała desperacja – Nie chcę intercyzy!  
     Caterina milczała, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- Podpisałaś intercyzę? - spytała nagle Valeria.
- Dlaczego pytasz? - chciała zyskać na czasie.
- Nie kazał Ci podpisać intercyzy? - wyglądała na wstrząśniętą.
- Valeria, nie o tym miałyśmy rozmawiać – odparła wymijająco. Nie chciała się przyznać, że nie wie – Nie odpowiedziałaś mi, ile chcesz.
- Dwa miliony gotówką, albo 5% udziałów – powiedziała powoli.
     Suma zrobiła na Caterinie piorunujące wrażenie. Valeria musiała to zauważyć, bo odłożyła widelec na bok i pochyliła się do przodu – Pomóż mi i będziesz mnie miała z głowy – Ściszyła głos – Ty i tak będziesz mieć wszystko. A jeśli jeszcze urodzisz mu syna...  
     Caterina wbiła w Valerię uważne spojrzenie. Nagle poczuła, że nie przełknie już ani kęsa. Jej żołądek zachowywał się jak na jachcie przy potężnej fali.  
- Porozmawiam z nim – Jej głos zabrzmiał chłodno – Nie mogę Ci niczego obiecać, ale porozmawiam.
     Wyglądało na to, że Valerii wystarczyło takie zapewnienie. Z apetytem dokończyła przystawkę, za to Caterina odesłała połowę swojej do kuchni. Z trudem wmusiła w siebie kawałek wyśmienitego pstrąga w sosie ziołowym i kazała podać sobie rachunek. Wychodząc, pocałowała Valerię w policzek i uścisnęła jej dłoń. Poczuła się jak polityk, który składa obietnicę tak ohydną, że sam się jej brzydzi, ale do końca zachowuje kamienną twarz.
- Odwieź mnie do domu – powiedziała do Marco zmęczonym głosem, sadowiąc się na przednim siedzeniu. Kilka razy szarpnęła pas, próbując go zapiąć – Cholera jasna! - zaklęła z pasją.
- Colera? Dammelo (Daj mi to) – Marco wyjął jej z ręki klamrę i spokojnie zapiął pas.  
     Ruszyli. Caterina siedziała przez chwilę w milczeniu.  
- Czy mogę Cię o coś spytać? - Marco pierwszy przerwał krępującą ciszę.
- Jasne – podniosła na niego wzrok – pytaj.
- Co będzie z Franco? Pan De Luca naprawdę go nie przyjmie? - wyglądał na zmartwionego.
- Obawiam się, że nie – odparła posępnie – Wiesz, że miał... - szukała odpowiedniego słowa –...relację z Valerią?  
     W odpowiedzi Marco kiwnął głową.     
- Myślę, że mojemu mężowi się to nie spodobało – Powiedziała ostrożnie. Nie do końca zgadzała się z Fabiem w tej kwestii, ale nie miała zamiaru podważać jego autorytetu. Ostatecznie, to on podejmował decyzje co do personelu, a ochrona jego córki miała absolutny priorytet. – Z tego, co wiem, dostał doskonałe referencje – Dodała, wpatrując się w Marco poważnym wzrokiem.
     Chłopak zaczerwienił się lekko i dopiero wtedy dotarło do niej, że prawdopodobnie odniósł jej słowa do własnego zachowania na samym początku ich znajomości. Poczuła się głupio.  
- Marco, ja nie widzę w jego zachowaniu niczego nagannego. Oboje tego chcieli... - Zawiesiła głos, obserwując jego reakcję, ale Marco sprawiał wrażenie skupionego na drodze – Franco może pracować, gdzie zechce – Ciągnęła.
- Przepraszam, że to powiem, ale Ty nic nie rozumiesz – Marco rzucił jej szybkie spojrzenie – Dla Włocha wykluczenie z rodziny jest czymś... upokarzającym. On musi "odkupić” swoją winę. Jest gotów na pracę jako zwykły ochroniarz, byle u pana De Luca.
- Wiesz co? Ja naprawdę nic nie rozumiem. Czy to jakaś mafia? - Skrzywiła się – Poza tym, skoro wiedział, jakie będą konsekwencje...? Jest dorosły.
- Jest tylko człowiekiem... mam na myśli, że jest mężczyzną, a ona... - Marco przełknął głośno ślinę – Trudno jej się oprzeć – Przyznał niechętnie – Nie przeczę, że zrobił źle, ale ona nawet nie próbowała go bronić. Dobrze się bawiła, a jak przestał być potrzebny, to po prostu go wyrzuciła.
- Więc uważasz, że to wina Valerii? - Naprawdę nie wiedziała, dokąd ta rozmowa miała ich zaprowadzić.
- Nie, nie! - Zaprzeczył trochę zbyt gwałtownie – Ja tylko chciałbym, żebyś wiedziała, jak było naprawdę. On się zakochał. To chyba jest okoliczność łagodząca? - Posłał jej spojrzenie pełne nadziei – Ja też zachowałem się nagannie... - Stwierdził niechętnie, nie patrząc na nią.
- Ale ja wtedy nie byłam żoną, ani... rodziną, czy... kobietą Fabia – Poczuła się zakłopotana. Nigdy nie poruszyli tego tematu.
- Ale byłaś specjalnym gościem pana De Luca. Wiedziałem o tym – Zacisnął mocniej palce na kierownicy – Ale Ty mnie broniłaś, chociaż nic dla Ciebie nie znaczyłem, a oni byli...
- Marco! - Przerwała mu ostro – Jesteś młody i zapalczywy. Po prostu nie chciałam, żebyś poniósł konsekwencje za nas oboje. I nie mów mi, że nic dla mnie nie znaczysz! Wszyscy coś dla mnie znaczycie, Ty też. Nie chciałabym, żeby przeze mnie stała ci się krzywda. Nigdy!
     Wbił w nią uważne spojrzenie. - Chyba powinienem się z tego cieszyć, bo pan De Luca kazał mi Cię pilnować jak oka w głowie, a dla ochroniarza dobra współpraca z podopiecznym to więcej niż połowa sukcesu – Jego słowa zabrzmiały szczerze.
- Wygląda na to, że mój mąż darzy Cię dużym zaufaniem – Chłopak kompletnie ją rozbroił.
- Jeśli wolno mi wyrazić swoje zdanie... - Poczekał, aż kiwnęła przyzwalająco głową – Pan De Luca przede wszystkim bezgranicznie ufa Tobie.
     Caterina uśmiechnęła się do siebie. Oczywiście, że jej ufał i ona oczywiście o tym wiedziała, ale słowa Marco sprawiły jej przyjemność. - Zobaczę, co da się zrobić dla Franco – Tyle mogła obiecać.  
     Po powrocie do domu próbowała znaleźć sobie jakieś zajęcie, ale jej myśli wciąż krążyły wokół Mili i Stefano. Wyciągnęła z biurka teczkę ze szkicami i odszukała rysunki tatuaży. Ciekawe, kiedy to narysowała? Kartki były stare, pożółkłe. Czy na podstawie takiego tatuażu można odszukać człowieka? Policja pewnie by mogła... jeśli ich wcześniej aresztowano, głupia! A gdyby tak zadzwonić do Karoliny? Przelotna myśl zagościła na chwilę w jej umyśle, ale zaraz zgasła. Głupi pomysł! Jeśli ktoś mógł ich odnaleźć po tylu latach, to tylko Stefano, ale on siedział w tej chwili w sąsiednim skrzydle domu przy komputerze, zupełnie nieświadomy całej sprawy.
     Złożyła równo wszystkie szkice i zamknęła teczkę. Za oknem powoli zapadał zmierzch. Czuło się już nadciągającą wiosnę, ale jeszcze dość wcześnie robiło się ciemno. Ciekawe, jak wypadnie pokaz ogni sztucznych na balu charytatywnym, zastanowiła się? W pierwszej chwili, gdy okazało się, że jego termin koliduje z ich wyjazdem, mieli zamiar przesunąć wylot na Bali, ale nieoczekiwanie pojawiło się rozwiązanie. Przyjęcie Stefano na wspólnika rozwiązywało mnóstwo problemów, oczywiście znacznie poważniejszych, niż głupi bal.
     Zeszła na dół i skierowała się wprost do kuchni.  
- Co dziś na kolację? - rzuciła od drzwi w kierunku brzuchatego kucharza, uwijającego się koło lodówki – Zdaje się, że za chwilę będziemy tu mieć kogoś głodnego jak wilk.
- Co powiesz na Pollo Cacciatore? - Twarz Pietro rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Mmm, pycha! - Palcem wskazującym dotknęła policzka i pokręciła nim tak, jak to robią włoskie dzieci, gdy im coś posmakuje - Z czym podane? - Fabio uwielbiał tego kurczaka na ostro w sosie pomidorowym.
- Tagliatelle? - Rzucił nonszalancko.
- Takie zrobione w domu? - Poczuła głód.
- Dla ciebie wszystko, signora – Kucharz otworzył spiżarnię przylegającą do kuchni i wyciągnął stamtąd pojemnik z mąką – Już się biorę.
- Och, kocham twoje jedzonko – Podeszła i szybko musnęła ustami jego rumiany policzek – Obawiam się tylko, że utyję!  
- Mam nadzieję! - Zażartował i zabrał się do pracy.  
     Z korytarza dobiegł ich odgłos kroków.
- Fabio! - Caterina wybiegła z kuchni i znalazła się twarzą w twarz z mężem.
     Aktówka, którą miał w ręku upadła na podłogę i Fabio pochwycił niespodziewanie Caterinę wpół, przyciskając ją do siebie. Odszukał jej usta i nie zważając na obecnego w holu Marco przechylił ją do tyłu, całując zachłannie. Poddała się bez walki, spragniona czułości, stęskniona. Młody ochroniarz wycofał się dyskretnie, pozostawiając ich samych.
- Jesteś wcześniej, niż myślałam – Wydyszała, kiedy oderwali się od siebie by zaczerpnąć tchu.
- Już nie mogłem się doczekać – Przebiegł wzrokiem po jej twarzy, przesunął dłonią po szyi, karku, wplątał palce w jej rozpuszczone włosy – O mój boże, jak strasznie tęskniłem!
- Panie De Luca, to podejrzane! - Siliła się na spokojny ton, ale jej dusza podskakiwała radośnie, a ciało chłonęło elektryzujący dotyk – Nie widzieliśmy się tylko dwa dni.
- I dwie noce – wyszeptał wprost do jej ucha – Mam na ciebie taką ochotę, że zaraz oszaleję!
- Jesteś niemożliwy... - Brakło jej tchu, gdy poczuła delikatne liźniecie, a potem ugryzienie na szyi – Pietro szykuje nam kolację...  
- On nigdy nie jest punktualny... - Wciąż trzymając ją przy sobie, odpiął płaszcz – Chodźmy pod prysznic.
- Robi tagliatelle...  
- To mamy co najmniej pół godziny. - Palące spojrzenie Fabia przenikało wprost do jej wnętrza. Zdjął płaszcz, rzucił go niedbale na obitą skórą ławkę i pociągnął Caterinę za sobą, na schody.
- Witaj Pietro! Nie spiesz się – Krzyknął w kierunku kuchni – Załatwione – Zwrócił się do oszołomionej jego zachowaniem Cateriny.  
- Gdzie jest Stefano? - Idąc po schodach czuła, że wolałaby już nikogo nie spotkać.
- Rozmawiałem z nim przez telefon. Przyjdzie na kolację – Ciepła dłoń Fabia przesunęła się w dół, do podstawy jej pleców. - Prysznic?
- Potem – Wyjęczała, czując między nogami przyjemne rozpieranie.
     Ledwie zamknęły się za nimi drzwi do sypialni, Fabio popchnął ją na ścianę i splatając palce z jej palcami, uniósł ręce wysoko nad ich głowy. Przywarł ustami do jej ust, pochłonął je, wepchnął język najgłębiej jak się dało. Caterina jęczała. Jej ciało wygięło się bezwiednie, starając się przywrzeć do napierającego na nią mężczyzny jak najciaśniej. On natarł biodrami na jej brzuch, wciskając przybierający na objętości wzwód w jej miękkie ciało. Jęknęła głośniej i zaczęła ssać wypełniający ją język. Fabio stęknął głucho. Opuścił jedną rękę i chwycił pierś. Zacisnął palce, odszukał kciukiem brodawkę wyczuwalną wyraźnie przez bluzkę i cienką koronkę stanika. Caterina uwolniła ręce z uścisku Fabia i zsunęła mu z ramion marynarkę, a po chwili nie przestając ssać i kąsać napastliwego języka, rozpięła pasek i spodnie. Warknął, odrywając od niej usta. Jednym silnym szarpnięciem zdarł z niej bluzkę. Drobne guziczki potoczyły się po podłodze. Ona zrobiła to samo z jego koszulą. Znów ją całował, ale tym razem drapieżnie, zachłannie chwytał jej wargi, lizał je i kąsał. Pospiesznie pozbył się butów, skarpetek i spodni między kolejnymi pocałunkami. Caterina zsunęła z bioder spódnicę, pozwalając jej opaść na podłogę.  
- Jezu! - Fabio jęknął z zachwytem na widok jej bielizny i samonośnych pończoch – To nokaut – Wydyszał.
     Pochyliła głowę, pozwalając potarganym włosom opaść na policzki i wbiła w niego nieprzytomne spojrzenie pociemniałych oczu.  
- Weź mnie – wyszeptała obrzmiałymi wargami, sięgając rękami za plecy do zapięcia stanika – Weź mnie natychmiast! - Jej głodne spojrzenie spoczęło na jego męskości wypełniającej opięte bokserki. Stanik opadł na podłogę ukazując pełne piersi zwieńczone sterczącymi brodawkami w kolorze dojrzałych wiśni.  
     Lubieżny uśmiech rozciągnął jego pełne usta. Nie spuszczając z niej wzroku sięgnął dłonią między jej uda. Były tak rozkosznie ciepłe i delikatne. Odchylił skrawek wilgotnej koronki i śmiało wprowadził do jej wnętrza od razu dwa palce. Bez zbędnych ceregieli zaczął nimi poruszać, ugniatając mięsiste ścianki.  
- O tak, właśnie tu – Jęknęła głośno, wychodząc mu na spotkanie biodrami.  
     Czuł jej ciepło, jej pragnienie. Uwielbiał to, jak na niego reagowała. Od pierwszego razu, kiedy kochali się w Wenecji, poczuł, że to coś wyjątkowego. Im dłużej byli razem, im bardziej się ośmielała, tym większą rozkosz czerpała z ich zbliżeń i... dawała jemu. Na początku ich seks był taki świeży i odkrywczy, jak to zwykle bywa, kiedy poznaje się nowego partnera. Potem Caterina pozbyła się niepewności i pozwoliła sobie na więcej, a teraz... Och, teraz!  
     Fabio wysunął ociekające wilgocią palce i szybko pozbył się bokserek. Szarpnął mokrą koronkę, rozrywając ją bez trudu. Caterina nawet nie mrugnęła, gdy żałosny strzęp drogich majtek upadł obok jej spódnicy. Śmiało uniosła w górę kolano i oparła mu nogę na biodrze jak w tangu. Zawsze czuł, że pod jej dystyngowanym spokojem kryje się buntownicza natura, ale takiej pasji chyba nikt się nawet nie domyślał. Poczuł na członku jej palce i wrażliwa główka dotknęła drżącego obrzmiałego ciała. Wszedł gwałtownie, chwytając dłońmi jej pośladki i przyciągnął je do siebie. Caterina zarzuciła mu ręce na ramiona. Zdusił jej głośny jęk pocałunkiem. Wbiła mu paznokcie w kark, rozorała skórę. Przeszywający ból wystrzelił mu do kręgosłupa i spłynął w dół, aż do jąder.  
- Dalej maleńka, poczuj to – Wychrypiał. nacierając na nią wściekle.  
- Czuję cię... wszędzie – Wydyszała z trudem.  
     Podciągnął jej drugie kolano i przygwoździł ją do ściany. Zatracili się w sobie. W ruch poszły języki i zęby, liżąc, kąsając i pożerając się wzajemnie. Ich pragnienia zlały się w jedną pierwotną żądzę. Śliskie od potu ciała ocierały się o siebie, a biodra zderzały w szaleńczym rytmie. Głośne jęki wypełniły sypialnię.  
- Ooooch! - Caterina krzyknęła i wyprężyła się gwałtownie – O tak, Fabio, taaak!
     Patrzył zafascynowany na jej lśniącą od potu skórę, na kosmyki włosów przyklejone do policzków, na zarumienione policzki i... oczy! Ogromne, przymglone, na wpół przytomne...  
- Trzymaj. Mnie. Moc...no – głos uwiązł jej w gardle.
     Trzymał ją. Trzymał ją w ramionach, jakby od tego zależało jego życie. Orgazm uderzył go nagle i tylko resztki świadomości pozwoliły mu utrzymać się na nogach. Przywarł do Cateriny, wgniatając ją w ścianę całym ciężarem. Jęknęła cicho i oplotła się na nim jak bluszcz. - O matko, jak mi dobrze... - Jęknęła.
     Czy istniały słowa, którymi mogła go uszczęśliwić bardziej? Otwartość wyznania i absolutna pewność, że jest szczere, napełniły go taką radością, że miał ochotę skakać i śmiać się, jak dziecko.
- Kocham cię – Wydyszał do jej szyi – Kocham cię tak, że aż się boję. Przysięgnij, że zawsze będziesz moja!
- Zawsze! – Tuliła się do niego, drżąc z emocji i zmęczenia – Do końca świata!       

---
     Stefano siedział na jednym z nowych stołków barowych i popijał kawę z mlekiem. Rzadko korzystał ze swojej kuchni, kiedy nie było Mili. Dziś jednak miał kiepski nastrój i wolał unikać ludzi. Poprzedniego dnia zjedli razem z Cateriną i Fabiem wyśmienitą kolację przygotowaną przez Pietro. Przez cały wieczór patrzył na nich z zazdrością. Kochali się, zanim przyszli jeść. Był tego pewien. Zresztą, Fabio nie ukrywał, że ma taki zamiar. Zadzwonił jadąc z lotniska, żeby uprzedzić przyjaciela, że spotkają się dopiero przy posiłku. Oboje emanowali taką energią i radością, jakby spotkali się po nie wiadomo jak długiej rozłące. Caterina nie przypominała już ani trochę tej nieco sztywnej pani doktor, którą poznał pół roku wcześniej w Chorwacji. Otwarcie okazywała mężowi, że jest w nim zakochana i przyjmowała jego pieszczoty jak coś absolutnie naturalnego, nie krępując się zupełnie obecnością "domowników”. A Fabio? On wyglądał na tak szczęśliwego, jak nigdy w życiu! Nawet przy Tizianie nie był tak zrelaksowany i radosny.  
     Westchnął ciężko i przeniósł wzrok na widoczną za oknem gęstwinę drzew. Los bywał przewrotny. Mając przy sobie Milę, miał zawsze poczucie winy wobec przyjaciela, któremu życie nie szczędziło doświadczeń. Kiedy pojawiła się Caterina, liczył w duchu, że będzie ona dla Fabia choć w części taka, jak Mila dla niego. I nagle wszystko się odwróciło. Wyraźnie to widział! Całkowite oddanie. Bezwarunkowe i bezgraniczne. Takie, o jakim on mógł tylko marzyć. Kiedy siedzieli po kolacji rozkoszując się cudowną grenadiną z lodu i owoców granatu, Fabio bawiąc się luźną bluzką Cateriny, odsłonił niechcący jej ramię. Ślad ugryzienia był jeszcze na tyle wyraźny, że wprawne oko Stefano uchwyciło go natychmiast. Ten widok wywołał w nim nieoczekiwaną reakcję. Poczuł się... speszony! Fabio pocałował to miejsce "jakby nigdy nic”, a ona... Ona posłała mu spojrzenie spod rzęs, od którego każdemu mężczyźnie powinno się zrobić za ciasno w spodniach.  
     Poprawił się na stołku i sięgnął po filiżankę. Czy przez te wszystkie lata choć raz poczuł, że Mila należy do niego w 100%? Może czasami. Może... Kochała go. Kochała go na pewno! Przyjmowała z radością każdą jego decyzję, każde słowo, ale... Kurwa! O co mu właściwie chodziło? O ten głupi ślad? Spróbował sobie wyobrazić, że to on zaciska zęby na ramieniu swojej kobiety, przytrzymuje jej ręce nad głową, a ona krzyczy z rozkoszy... Nierealne! Czy to aż takie ważne? Każda kobieta jest inna! Ale reakcja Cateriny... podnieciła go. Jakim zaufaniem trzeba darzyć mężczyznę, żeby pozwolić mu na... wszystko? Bzdura! Ona to po prostu lubi, a Mila nie! Koniec! Dopił kawę i wstawił filiżankę do zmywarki, obok czterech innych, czekających na mycie. Spojrzał na zegarek. Dochodziła druga, ale biorąc pod uwagę, że Fabio kazał przynieść śniadanie do sypialni na jedenastą, bardzo prawdopodobne, że pora lunchu się opóźni. No, ale w końcu mieli wakacje. W odróżnieniu ode mnie, zganił się w myślach. Podjęte ostatnimi czasy decyzje miały swoje konsekwencje.  
---
     Za ogromnymi szybami mediolańskiego portu lotniczego widać było wzmożony ruch. Samoloty startowały i lądowały. Samochody z paliwem i z bagażami jeździły nieprzerwanie, jakby to była autostrada, a nie płyta lotniska. Uporczywy dźwięk telefonu wibrował w powietrzu. Caterina spojrzała na Fabia z niepokojem. Służbowa komórka nie powinna się odzywać, kiedy mieli wakacje. Dopiero po dłuższej chwili zdecydował się odebrać.  
- Bardzo przepraszam panie de Luca, ale nie mogę się skontaktować z Milą, a to sprawa tego klienta z Emiratów... - usłyszała wysoki głos asystentki Fabia, Lucjany.
- Może jest w samolocie? - przerwał jej, starając się nie zdradzać zniecierpliwienia.
- Nie zgłosiła się do odprawy – głos Lucjany zabrzmiał płaczliwie – Bardzo przepraszam, ale nie mam pojęcia co mu odpowiedzieć.
     Fabio stanął jak wryty i spojrzał na żonę – Mila nie wsiadła do samolotu i nie odbiera telefonu – Powiedział, zasłaniając mikrofon komórki.
     Caterina poczuła, że robi jej się słabo. Poprzedniego dnia rozmawiały krótko, ale Mila sprawiała wrażenie przygnębionej. Sięgnęła po swój telefon i szybko wybrała numer. - Nie odbiera – Spojrzała ze zdziwieniem na wyświetlacz, kiedy po kilku sygnałach włączyła się poczta – Mila, non fare stupidaggini! Stefano Ti ama come pazzo. Parla con Lui. Non fare niente da sola! (Mila, nie rób głupstw. Stefano kocha Cię jak wariat. Pomów z nim. Nie rób niczego sama) - Rozłączyła się.  
- O czym ty mówisz? - Fabio nadal trzymał przy uchu swoją komórkę i starał się słuchać, co do niego mówi asystentka – Powiedz, że będzie miał tę mozaikę. Zadzwonię do niego  za chwilę – Rzucił do telefonu i rozłączył się – Cateri? - Zwrócił się do żony.
- Nie wiem... - wyszeptała – Zadzwoń może do Stefano?
     Stali, wpatrujac się w siebie. Po dłuższej chwili odezwał się sygnał SMS-a.
     "Non ti preoccupare. Devo fare una cosa. Vai tranquilla. Mila”
     Oboje pochylili głowy nad wyświetlaczem.
- Rozumiesz coś z tego? - Fabio przyglądał się żonie w skupieniu.
- Nie do końca, ale chyba coś mi świta – Pokręciła głową – Muszę porozmawiać ze Stefano.
     Fabio poczuł, że telefon w jego kieszeni wibruje. - To Vanessa – Przez jego twarz przemknął uśmiech. Musiał odebrać. - Vanessa, amore...  
     Caterina wybrała numer Stefano, słuchając jednym uchem, jak Fabio tłumaczy Vanessie, że właśnie wylatują i odezwie się do niej dopiero za kilka godzin. Stefano nie odbierał. Wybrała numer Marco. Ten odezwał się natychmiast. - Gdzie jest Stefano? - Spytała po prostu.
- Widziałem, jak szedł biegać. Coś mu przekazać, albo...  
- Znajdź go natychmiast i niech do mnie oddzwoni – Rozłączyła się, widząc, że Fabio skończył rozmawiać.
- Nie polecę, zanim się nie dowiem, co z Milą – Stwierdziła kategorycznie.
- Spokojnie. Na razie czekamy – Fabio przyglądał jej się z dziwnym wyrazem twarzy.  
- Boję się o nią – Przytuliła się do męża.
- To ma związek ze Stefano, prawda? – Bardziej stwierdził, niż spytał.
     Pokiwała głową. Jej telefon zaczął wibrować.
- Stefano!  
- Przepraszam, brałem prysznic. Coś się dzieje? - Z jego spokojnego głosu niczego nie dało się wyczytać.
- Możesz zlokalizować Milę? - Spytała.
- Oczywiście... - Usłyszała szelest, jakby Stefano przekładał komórkę z ręki do ręki, a po chwili szybkie stukanie klawiatury komputera – Cholera! Zaraz... - Znów stukanie po klawiaturze – Ma wyłączony telefon – Powiedział z zaskoczeniem.
- Namierzysz ją? - Nie znała się na tym zbyt dobrze, ale pamiętała, jak Stefano potrafił odszukać ją za pomocą telefonu i laptopa.  
- Nie. Wyłączony, to znaczy bez baterii lub zniszczony. Kurwa! Przepraszam – W jego głosie zabrzmiała frustracja – Wybacz... Co jest grane?
- Nie przepraszaj... - Zastanowiła się chwilę – Nic nie rób. Zaraz będziemy w domu – Spojrzała na Fabia, a on skinął głową – Spróbuj ją jakoś odszukać – W jej głosie pobrzmiewała bezradność – Tylko dyskretnie – Dodała.

     Stefano zbierał przez chwilę myśli. Dała znać, że jedzie do Krakowa na lotnisko. Wypadek? Nie. Caterina dzwoniłaby już na policję. Coś innego... Sprawdził rejestr swoich połączeń.
- Lucjana? Dzwoniłaś... - zaczął.
     Wyjaśnienia, które usłyszał, jeszcze bardziej zagmatwały mu obraz. Po chwili wahania wstał i ruszył do "biurowej” części domu. Bez słowa minął zdziwionych jego pośpiechem chłopaków i zajął miejsce przy swoim komputerze. Wszedł do zastrzeżonej części systemu. Kiedy na ekranie wyświetlił się cały rządek numerów komórkowych, wybrał jeden z nich i zatrzymał na moment dłoń nad klawiaturą. Nigdy nie sprawdzał SMS-ów Mili. Z bilingów wiedział, że dzwoniła do siostry mieszkającej w Zagrzebiu, ale do tego nie musiał naruszać jej prywatności. Czy powinien, skoro ewidentnie chroniła się przed nim? Poczuł przypływ adrenaliny, która przyspieszała mu tętno, podnosiła ciśnienie... Lubił to uczucie. Opuścił dłoń na klawiaturę. Ekran zamigał, a po chwili miał wszystko jak na dłoni: ostatnie połączenia i SMS-y. Zaczął od końca.
     "Non ti preoccupare. Devo fare una cosa. Vai tranquilla. Mila”
     Niewiele to wyjaśnia, ale to dopiero początek, pomyślał i zaczął systematyczne przeszukiwanie wszelkich dostępnych materiałów. Zajęło mu to jakieś 40 minut. Zerknął na podgląd kamery sprzed wejścia do domu. Ciemny SUV właśnie zaparkował i jego pasażerowie szybkim krokiem podążyli wprost do wejścia. Wstał i jeszcze raz przyjrzał się temu, co udało mu się wyciągnąć z komórki Mili i z jej prywatnej poczty. Niewiele tego było, ale wszystko wskazywało na to, że kontaktowała się dwa razy z siostrą i jeden raz z bratem, do którego nigdy nie dzwoniła, i jeszcze z kimś z Dubrownika, a nie był to nikt z jej rodziny.
- Stefano! - Caterina zawołała go odruchowo, idąc za Fabiem, który od razu skierował się do części biurowej. - No tak, mamy kamery – Powiedziała sama do siebie, widząc, że Stefano wychodzi im naprzeciw.
- Coś nowego? - Spytał marszcząc brwi.
- Nie, a u Ciebie? - Fabio był znacznie bardziej opanowany niż Caterina.
- Kontaktowała się z kimś w Dubrowniku dwa razy w ciągu pobytu w Polsce i jeden raz z Cortiny. Nie z rodziną – Uprzedził Caterinę, która już otworzyła usta, by coś powiedzieć – Chociaż... zadzwoniła też do brata, o którym nigdy nie mówi. Sprawdziłem też jej skrzynkę. Wysłała maila do jakiegoś gościa, który ma studio tatuażu w Waszyngtonie, ale albo jej nie odpowiedział, albo usunęła jego odpowiedzi. Nie miałem czasu sprawdzić...
- Cholera! - Caterina zaklęła po polsku – Cholera Jasna!
- Co jest? - Wbiły się w nią dwie pary ciemnych czujnych oczu.
- Kiedy wysłała tego maila? - Spytała słabym głosem.
- Cztery dni temu – Stefano pochylił głowę i przyszpilił ją wzrokiem – Coś o tym wiesz?      
     Kurde, co ja mam zrobić, myślała gorączkowo. Co ona wymyśliła? Ja pieprzę, ale się narobiło! Zadzwoniła do tego potwora!
- Cateri – Fabio delikatnie dotknął jej ramienia – Co wiesz? O co tu chodzi?
- Musimy ją powstrzymać – Wykrztusiła. Jeśli ta wariatka postanowiła odszukać tych drani? Nie, to niemożliwe! Pokręciła głową do swoich niedorzecznych myśli. A jeśli? - Czy to możliwe, że ten brat do niej zadzwonił? - Spytała z nadzieją.
- Nie, ona zadzwoniła do niego – Stefano chwycił Caterinę za ramiona – Powiedz nam, co wiesz. - Nie krzyczał, a mimo to Caterina skuliła się w sobie.
- Stefano! - Fabio chwycił mocno nadgarstek przyjaciela.
- Fabio, czy możesz nas na chwilę zostawić samych? - Spytała łagodnie, przenosząc na niego proszące spojrzenie – Proszę.
     Zmarszczył brwi, nie spuszczając z niej oczu, ale nie wykonał najmniejszego ruchu.
- Proszę – Zdjęła ze swych ramion dłonie Stefano – Musimy porozmawiać w cztery oczy. Wybacz mi, ale nie mogę Ci teraz powiedzieć... - Czuła, ze zbiera jej się na płacz – To są informacje tylko dla Stefano. Wybacz...
     Stefano poczuł, że cała krew odpłynęła mu z twarzy i zgromadziła się w postaci twardej guli gdzieś w okolicy żołądka. Przełknął głośno ślinę.
- Będę za drzwiami – Dobiegł go spokojny głos Fabia.
     Caterina ujęła go za rękę i poprowadziła do gabinetu męża.  
- Lepiej im powiedz, że oficjalnie nas tu nie ma – Szepnęła do niego Caterina, ogarniając wzrokiem kilka głów, które na ich widok uniosły się znad komputerów.
     Kiedy drzwi się zamknęły, Caterina oparła się o ciężkie drewniane biurko i spojrzała Stefano w oczy.  
- Obawiam się, że Mila mogła polecieć do Dubrownika, do brata, albo... - Zawiesiła głos, zastanawiając się, ile informacji powinna podać Stefano.
- To drań! Wywalili go z wojska za brutalne traktowanie podwładnych – Stefano poczuł w nogach dziwną słabość, jakby dostał cios poniżej pasa – Po co miałaby jechać do kogoś, kto ją bił? - Utkwił w Caterinie wzrok.
- Boję się, że ja ją do tego sprowokowałam, chociaż wcale nie chciałam. Zaraz, skąd wiesz, że ją bił? Powiedziała Ci?  
- Nie – Pokręcił głową – Tak mi się wydaje. Nigdy o nim nie mówiła i... ona źle reaguje na mój pas... to znaczy, nie zrozum mnie źle, my nie... po prostu, wystarczy, że go odpinam, a ona cała drży. To jest odruch. - Nie potrafił mówić o tym spokojnie – Znam się trochę na reakcjach ludzi.
- Skrzywdził ją, to prawda – Powiedziała powoli – Ale nie tak, jak myślisz.
- Cooo?! - Oczy Stefano rozszerzyły się – Co jej zrobił? - Poczuł, że nagle zaschło mu w gardle.
- Nie, nie, to nie to! On tylko wyrzucił ją z domu – Caterina potarła czoło – Wyrzucił ją po tym, jak... Stefano, naprawdę, to ona powinna Ci to powiedzieć, ale nie miała odwagi. - Ujęła jego dłoń – Jak ktoś... no, wiesz... ktoś ją skrzywdził! - Wyrzuciła z siebie – On ją wyrzucił na ulicę, wyzwał... O boże, ona miała jakieś 15 -16 lat.  
- Kto. To. Zrobił?- Głos Stefano zabrzmiał bezbarwnie i głucho.
- Dwaj żołnierze, chyba Amerykanie, ale nie wiem tego. Stefano, ona uważa, że zrobiła coś złego, że nie zasługuje na ciebie! – Ścisnęła jego palce – Boję się, że spróbuje... Te tatuaże... Powiedz coś!
     Stefano miał wrażenie, że świat wokół się zatrzymał. Patrzył na Caterinę, a ona coś mówiła, wpatrywała się w niego. Ach tak, jakichś dwóch pieprzonych... skrzywdziło Milę. Jego Milę! Jego słodką małą sikorkę. Zrobili jej krzywdę i dlatego ona się go bała... Trybiki myśli przesuwały się w jego głowie nieznośnie wolno, sprawiając mu wręcz fizyczny ból. Jego słodką małą sikorkę. Jego Milę! Gdzieś w piersi poczuł narastającą falę. Nie wiedział jeszcze, co to jest, ale czuł, że za chwilę eksploduje. Ogarniała go wściekłość. Podniósł zaciśnięte pięści i przycisnął je do czoła, pochylając się jednocześnie do przodu. Z jego piersi wyrwał się gardłowy pomruk, a znalazłszy ujście, przerodził się w pełen bólu jęk. Caterina wciąż coś do niego mówiła.

     Fabio stał pod drzwiami własnego gabinetu, wysławszy wcześniej wszystkich do jadalni na kawę. Nie słyszał ani słowa, ale nagle do jego uszu dotarł przeciągły jęk. Caterina coś mówiła, ale zbyt szybko i zbyt cicho, by mógł zrozumieć. Nagle do jego uszu dotarł gardłowy pomruk, przechodzący w nieartykułowany ryk rannego zwierzęcia, a po chwili rozległ się hałas, jakby coś upadło. Zapukał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Zapukał jeszcze raz. W końcu nacisnął klamkę i stanął jak wryty. Na podłodze klęczał Stefano, trzymając się za głowę, a szlochająca Caterina gładziła go po włosach, starając się uspokoić go drżącym głosem.
- Co tu się, kurwa, dzieje? - wytrzeszczył oczy.  
     Odwróciła głowę w jego stronę i wytarła łzy wierzchem dłoni. Podał jej chusteczkę.
- Chryste, coś Ty mu powiedziała? - Spytał poruszony, choć nie oczekiwał odpowiedzi – Mogę coś zrobić? Pomóc? - Widok przyjaciela w takim stanie po prostu go przeraził.
     Stefano powoli opuścił dłonie i uniósł głowę. Jego oczy pełne były bólu, ale już po chwili nie wyrażały niczego, żadnych emocji.
- Dlaczego mi nie powiedziała? - spytał cicho, kierując pytanie do Cateriny, jakby w ogóle nie zauważył Fabia.
- Nie miała odwagi – Wyjąkała odrobinę zszokowana jego nagłą przemianą – Bała się...
- Bała się? Mnie? - Utkwił w niej czarne jak smoła szerokie źrenice – Mnie? - Powtórzył głośniej – Nie skrzywdziłbym jej, nawet gdyby o to prosiła! - Wybuchnął – Powiedziała Tobie, choć zna Cię pół roku, a my... My jesteśmy ze sobą prawie osiem lat! – Powoli wstał z klęczek.
- Powiedziała mi, bo jestem kobietą – Spojrzała niepewnie na Fabia, który przysłuchiwał im się z coraz większą konsternacją – Pamiętaj, kim byli ci... - Zawahała się – Nie zaznała od mężczyzn wiele dobrego. Nawet od najbliższych – Dodała prawie szeptem.
     Stefano nadal stał bez ruchu. To go przerastało. Nie miał pojęcia, jak poradzić sobie z takimi emocjami. Gwałt. Skrywana tajemnica. Brak zaufania. Strach. Jak miał to wszystko pogodzić? Kochał ją ponad życie, a ona... Czy za każdym razem, gdy się do niej zbliżał, myślała o tamtym? Kurwa! - Ona nie może tam lecieć – Wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby.
- Nie może – zgodziła się Caterina – Fabio, chciałeś coś zrobić. Czy możemy polecieć na Bali przez Zagrzeb? Zdaje się, że stamtąd najłatwiej się dostać do Dubrownika.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 7240 słów i 40566 znaków.

3 komentarze

 
  • Dominiani

    Valieria co za suka. Sprzedala dziecko za kase i teraz chce zostawic dziecko z fabiem a ona bedzie z lowelasem sie gzdzic. Jeszcze malo czasu spedza z dzeickiem ale kase jak najbardziej brac. Glupia bedizesz Kaska jak na to pozwolisz i Fabio da jej kase to bedzie chore.. Nie ma wykształcenia nie trza bylo sie pieprzyc tylko uczyc. Ale mnie wkurzyla

    4 maj 2019

  • an

    O rany. Valeria to wspaniala sucz :) Stefano w koncu sie dowiedzial... Bedzie bardzo cierpial razem z Mila. :( Mam nadzieje, ze tych sku...li spotka teraz kara za to co zrobili. Musi spotkac. Sama najchetniej bym takim nie wiem co zrobila, a co dopiero mezczyzna w obronie swojej kobiety. Czekam na ciag dalszy i oby przyniosl cos dobrego... A tymczasem zycze pogodnych swiat Wielkiej Nocy :)

    5 kwi 2015

  • monia2211

    super rozdział dodaj proszę szybko kolejny rozdział nie mogę się doczekać co będzie dalej czekam niecierpliwie na kolejna część pozdrawiam

    3 kwi 2015