Uratuj mnie 18

Uratuj mnie 18Stefano przeciągnął się leniwie. Powinien wstać i pobiegać przed wyjazdem do pracy, jeśli chciał się utrzymać w formie, ale ciepło bijące od Mili i jej odurzająco słodki zapach wabiły go zbyt silnie. Leżał więc spokojnie wpatrując się w sufit. Wrócił myślami do poprzedniego dnia. Oboje podjęli decyzje, które miały zmienić ich życie, uprawiali fantastyczny seks, odkrywali się na nowo i było... jak z innego świata! W tej chwili nie potrafił znaleźć lepszego określenia na to, jak się czuł. Wrócili z kolacji późno, ale nie mogli zasnąć. Kochali się długo, leniwie, bez pośpiechu. Zresztą, po popołudniowym maratonie mógłby to robić nawet całą noc.  
     Mila posapywała cicho przez sen. Spojrzał na jej dłoń leżącą na jego piersi. Nie zdjęła na noc pierścionka. Uśmiechnął się na wspomnienie jej zaskoczenia. Uwielbiał ten dziecięcy zachwyt, ten blask jej oczu... Ogarnęła go tkliwość. Przecież miał ją tylko dla siebie od tak dawna, a mimo to świadomość, że się pobiorą, zamieszkają razem, będą mieć dziecko, była czymś nowym, miłym i napełniała go radością. Dlaczego wcześniej tego nie zrobił? Matka tyle razy próbowała poruszyć ten temat...  
     Mila odetchnęła głębiej i przekręciła się, przywierając ciaśniej do jego boku i uda. Jeszcze pięć minut, postanowił i przymknął oczy, rozkoszując się błogim uczuciem ciepła i zadowolenia. O czym myślał? Aha, matka zadzwoniła, gdy tylko się dowiedziała. No cóż, wybrał miejsce, gdzie nie był anonimowy. O dziwo, nie był zły. Może nawet dobrze się stało, że akurat byli tam ludzie z kręgów zaprzyjaźnionych także z Conte Marcello? Na pewno już do nich dotarła informacja o zaręczynach. W końcu nie była to "jakaś tam” wiadomość! Przypomniał sobie natychmiast, jak wielu ludzi przyszło na ślub Fabia tylko po to, żeby móc zobaczyć Caterinę i potem komentować stroje i inne tym podobne. Wzdrygnął się. Z drugiej strony, Conte i ta jego bezczelna smarkula dostaną jasny przekaz: Miał swoje plany i nie był do kupienia!  
     Otworzył oczy. Dość wylegiwania się! Ostrożnie odsunął się od Mili, pocałował ją w ramię i usiadł. Zamruczała sennie, ale się nie obudziła. Wstał. Spojrzał w dół, a potem na leżącą w pościeli dziewczynę i jeszcze raz w dół. Jego fiut wyglądał imponująco. Przeciągnął się z zadowoleniem.  
     Bieganie z erekcją nie należało do jego ulubionych sportów. Na szczęście chłód poranka sprawił, że dość szybko uporał się z tym problemem. Dwukrotnie obiegł cały teren, lustrując uważnie ogrodzenie. Robił to z przyzwyczajenia, bo przecież teraz należało to do obowiązków Luki. Wracał zmęczony trochę bardziej niż zwykle, ale za to gdy tylko uchylił drzwi wejściowe, poczuł zapach kawy i wanilii. Czekało na niego wyśmienite śniadanie.
- Wstałaś? - Z zadowoleniem popatrzył na Milę, krzątającą się po kuchni. Miała potargane włosy i nieco zaspane spojrzenie, ale przez to wyglądała jeszcze bardziej pociągająco. Podszedł do niej szybko i zwinnym ruchem przyciągnął do siebie za poły miękkiego szlafroka.  
     Pisnęła zaskoczona, ale nie broniła się, więc złożył na jej pełnych ustach soczysty pocałunek.
- Podkradłam Pietro rogaliki – rzuciła wesoło, kiedy wreszcie ją puścił.
- Łobuzie! - Pogroził jej palcem. - Zaraz przyjdę – Ściągnął przez głowę przepoconą koszulkę.
- Tak naprawdę, to sam mi je dał! - krzyknęła za nim – Pytał, czy będziemy na kolacji. Chyba chcą nam pogratulować...
     Odpowiedział jej szum prysznica.

- Jakie plany na dziś? - Stefano obserwował znad filiżanki z cappuccino okruszki rogalika poprzyklejane do ust Mili. Chętnie by ich skosztował, gdyby nie dzielący ich blat. A co tam blat, przemknęło mu przez myśl. Odstawił filiżankę.
- Powinnam podskoczyć po receptę. Muszę tam jechać z Luką? - Nie, żeby miała z tym problem, ale do ginekologa wolałaby go ze sobą nie ciągnąć.  
- Musisz. - odparł mechanicznie. - Zaraz... - Znaczenie jej słów dotarło do niego z opóźnieniem. - Receptę na tabletki? Chcesz nadal je brać?
     Mila odłożyła rogalik na talerzyk i przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, jakby szukała w nim natchnienia. Otworzyła usta, a po chwili je zamknęła. Jej policzki lekko się zaróżowiły. Co miała teraz powiedzieć?  
- I tak powinnam iść na badanie... - zaczęła wymijająco. Test wypadł ujemnie, ale lepiej dmuchać na zimne, pomyślała. Z drugiej strony, on chciał dziecka. A ona? Czego chciała ona? - Trochę mi się wszystko rozregulowało przez to porwanie..., ale nie jestem w ciąży – dodała.
- Nie poganiam cię – Wyczuł w jej głosie niepewność – Wiem, że to ważna decyzja, ale ja jestem gotowy. Moglibyśmy spróbować... Przecież i tak się niedługo pobierzemy. Nie chcę czekać, aż osiwieję - roześmiał się trochę wymuszenie.
- Kochany, to się dzieje tak szybko – Sama już nie wiedziała, co ma myśleć. Miała prawie 37 lat, Caterina była w ciąży... - Chcesz mieć ze mną dziecko – powiedziała powoli, jakby się upewniała, że właśnie o to chodziło.
- Tak, sikorko. Bardzo tego chcę, ale jeśli potrzebujesz czasu... - zawiesił głos.
- Nie! To znaczy, tak. Dobrze – język jej się plątał – O mój boże, nad czym ja się zastanawiam? Kocham cię. Chcę mieć dzieci! Po prostu przez te wszystkie lata myślałam, że nigdy... że nie będę mogła...  
- Mila, skarbie – wyciągnął do niej ręce – Chodź do mnie. - Wstał i przyciągnął ją do siebie. - Chcę spróbować. Wiem, że to nie zawsze się udaje od razu, ale...
- Nie o to chodzi – wyjąkała. Znów musiała się cofnąć do bolesnych wspomnień. Jednak tym razem nie uciekała - Od tamtego czasu... no wiesz... U nas się mówiło, że taka dziewczyna jest do niczego, że się nie nadaje... - Potrząsnęła głową – Ja wiem, że to tylko takie gadanie, ale wiesz... To gdzieś we mnie zostało.
- Posłuchaj - Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał w oczy – Zabraniam ci tak myśleć! Ja najlepiej wiem, czy się nadajesz, czy nie. Kochasz mnie?  
- Najbardziej na świecie! – szepnęła - Przecież wiesz...
- Wiec mi zaufaj – Zbliżył usta do jej ust. Całował ją długo, aż brakło im tchu, ale nie przestawał, póki nie poczuł, że się rozluźniła. - Będzie dobrze! - powiedział wesoło, widząc jaj zamglone spojrzenie. - Fabio mówił, że próby są najprzyjemniejsze.
     Zachichotała w odpowiedzi. Nawet gdyby chciała, nie potrafiłaby mu odmówić. Gdyby chciała... - I kto tu kogo wodzi za nos? - prychnęła.
     
     Bez pośpiechu zbierali się do wyjścia. Mogli jechać razem, bo Mila miała popracować w biurze, a wizytę u lekarza umówiła na popołudnie. Ciche brzęknięcie telefonu przykuło uwagę Stefano. Spojrzał na wyświetlacz”  
     "Proszę o kontakt telefoniczny”
     Nikołaj odezwał się trochę niespodziewanie. Może termin "podjęcia przesyłki”, jak określali umownie czas wykonania zlecenia, uległ zmianie? Nie, wtedy po prostu wysłałby wiadomość.
     Podniósł głowę. Mila posłała mu zaciekawione spojrzenie, ale gdy napotkała jego wzrok, natychmiast zaczęła intensywnie grzebać w szufladzie komody.  
- Sikorko, musimy pogadać – zaczął. - Mam namierzonego tego drugiego faceta i... - zawahał się - Czy chcesz się z nim spotkać, albo go zobaczyć? Albo po prostu powiedz mi, co mam z nim zrobić.  
- Ja? - Stanęła jak wryta. Niby wiedziała, że ta chwila nadejdzie, ale mimo wszystko była zaskoczona. - Nie wiem, co zrobić...  
- Niczego nie musisz. Poniesie karę, tak jak tamten i tyle. - wzruszył ramionami - Chyba, że będziesz miała jakieś własne sugestie. Zastanów się na spokojnie.
     Stefano zostawił Milę samej sobie i przeszedł do pokoju obok. Wyjął z szuflady biurka dwie nierozpakowane karty telefoniczne i podniszczoną komórkę. Była dość toporna i nosiła ślady upadków i zadrapań, nie miała żadnego logo, za to dość solidną obudowę. Z półeczki nad biurkiem zdjął pudełko z pleksi i odszukał w nim baterię. Wrzucił to wszystko do zwykłej szarej koperty na dokumenty.
- Gotowa? - krzyknął w stronę sypialni.  
     Przeszli przez dom w stronę garaży. Przy podnoszonej bramie spotkali Franco.  
- Dawno cię nie widziałam. - Mila powitała go z uśmiechem. - Jak żebra?
- Dzięki, już lepiej. Odwiedziłem rodziców, ale już jestem w pracy. - Uścisnął dłoń, którą wyciągnął do niego Stefano – Co mam robić? - zwrócił się bezpośrednio do niego.
- Skoro już jesteś w pracy, to odciążysz Lukę. Przed drugą przyjedź po Milę do biura, OK?  
- Jasne. Tym? - Wskazał jeden z dwóch SUV- ów.
- Tym – Stefano skinął głową i podszedł do swojej alfy – Jedziemy – skinął głową do Mili.
- Teraz będzie mnie chronił Franco? - spytała z rozbawieniem, kiedy jechali w stronę bramy. Zdecydowanie wolała go od surowego i małomównego Luki.
- Jeszcze nie wydobrzał, ale głowę ma sprawną, a to na razie wystarczy – westchnął.  
     Jechali jakiś czas w stronę centrum, po czym Stefano skręcił w lewo i dodał gazu. Jechali w stronę przemysłowej części Turynu.  
- Wieziesz mnie na manowce? - zażartowała Mila, przyglądając się mijanym budynkom. Cześć z nich wyglądała na opuszczone, inne były w trakcie remontu, czy przebudowy.  
- A chciałabyś? - posłał jej lubieżne spojrzenie.  
- No wiesz? Mieliśmy jechać do pracy... - Wyprostowała się na siedzeniu, zaciskając nerwowo uda. Chyba mi odbiło, zganiła się w myślach. Przyjemne drgania gdzieś w dole brzucha sprawiły, że lekko się zaróżowiła.  
- Widzę, że nie masz nic przeciwko temu! - roześmiał się, ale zaraz spoważniał – Niestety, muszę wykonać ważny telefon. Może wieczorem cię uwiodę? - obiecująco uniósł jedną brew.
     Skręcił z głównej drogi i po chwili zatrzymał się na placu przed jednym z opuszczonych budynków. Kawałek rozwalonego muru osłaniał ich od ulicy, ale ruch w tej części miasta był niewielki, więc nawet taka zasłona była im zbyteczna. Mila przyglądała się z zainteresowaniem, jak Stefano otworzył kopertę, sprawnie zainstalował w komórce nową kartę i uruchomił telefon.  
- Nie możesz zadzwonić ze swojego – bardziej stwierdziła, niż spytała.
- Nie. Lepiej, żeby nie było wiadomo kto dzwoni. Nawet jeśli ktoś tego będzie słuchał, to dowie się, że rozmowa była z Turynu z telefonu bez abonamentu.
- Będziesz rozmawiał o mnie? - spytała. Nigdy nie pozwalał, żeby się przysłuchiwała.
- Nie bezpośrednio. Nie odzywaj się. Ten człowiek dla mnie pracuje, ale nie musi wszystkiego wiedzieć. Zgoda?  
- Zgoda – wykonała ruch, oznaczający, że zamknęła usta na klucz.  
     Posłał jej rozbawione spojrzenie. - To będzie pewnie wyglądało, jak rozmowa w sprawie dostawy – wyjaśnił – Oficjalnie to firma zajmująca się spedycją. - Wstukał z pamięci numer, używając klawiatury telefonu i czekał na połączenie. - Dzień dobry, dzwonię w sprawie przesyłki – zaczął.  
- Dzień dobry. Oddzwonię – odparł znajomy głos. Rozmowa została przerwana.
- Już? - Mila była zawiedziona.
- Nie. Zaraz oddzwoni z innego telefonu. - roześmiał się – Rozmowy są podsłuchiwane przez komputery. Jeśli użyjemy zwykłych słów, to ich to nie zainteresuje, ale jak powiesz "bomba”, "porwanie”, "likwidacja”, to wyłowią cię z tłumu.
- Żartujesz – zmarszczyła brwi.
- Nie – pokręcił głową. Komórka zadrgała bezgłośnie – Teraz cicho – przykazał.
- Witaj. Co się dzieje? - pominął zbędne wstępy, skupiając się na swoim angielskim.
- Są poważne komplikacje – odparł szybko Nikołaj – Dostałem nowe zlecenie i uznałem, że muszę je przyjąć. Pracuję dla ciebie i dlatego rozmawiamy.
- Koliduje z poprzednim? - spytał spokojnie.
- Bardzo. Mam skasować przesyłkę, ale tego nie zrobię. - Głos Nikołaja brzmiał obojętnie.
- Ale przyjąłeś zlecenie... – Stefano nagle poczuł, że zasycha mu w gardle, a włosy unoszą się w górę. Zerknął na niczego nieświadomą Milę. - Co to za przesyłka? - spytał, starając się zachować spokój.
     Przez chwilę z drugiej strony panowała cisza. W końcu usłyszał, jak Nikołaj głośno wypuszcza z płuc powietrze. - Ty.

     Mila patrzyła na Stefano z niepokojem. Rozmowa była krótka i po niej nie odezwał się już ani słowem. Zniszczył kartę i wyjął z komórki baterię. Dopiero przez samym biurem zwrócił się do niej z wyrazem zatroskania na twarzy. - Będę dziś musiał popracować do późna. Kiedy indziej zorganizujemy kolację, dobrze?  
- Coś się stało. - stwierdziła – Nie powiesz mi?
- Wejdźmy najpierw do środka – Wjechał na placyk za budynkiem i rozejrzał się uważnie – Ja wysiądę pierwszy. Idź od razu do wejścia.  
     Spełniła polecenie bez dyskusji, ale kiedy znaleźli się w budynku, nie wytrzymała.
- Stefano, błagam... - Czuła, że jej tętno oszalało, a skronie za chwilę pękną.
- Do gabinetu Fabia – Pociągnął ją za sobą.  
     Nie zatrzymywani, po kilku chwilach znaleźli się na drugim piętrze. Stefano zamknął za nimi drzwi. - Siadaj – wskazał Mili fotel, a sam oparł się o biurko i potarł twarz dłońmi.  
     Mila siedziała sparaliżowana strachem. Bała się nawet głośniej odetchnąć.  
- Człowiek, z którym rozmawiałem, to Nikołaj, dotychczas wolny strzelec od "trudnych” zleceń, a obecnie mój podwładny. Dziś nad ranem dostał zlecenie na mnie. Przyjął je, żeby nie poszło do kogoś innego i natychmiast dał mi znać. Reszty dowiem się z maila. - zakończył.  
     Mila czuła, jak włosy stają jej dęba, a plecy robią się wilgotne. "Zlecenie na mnie”. Co to znaczy? Utkwiła w Stefano ogromne, pełne przerażenia oczy.  
- Nie bój się. Na razie mamy przewagę, ale trzeba szybko podjąć kroki – Przesunął drugi fotel, usiadł naprzeciw Mili i ujął jej dłonie w swoje. - Nikołaj już szuka zleceniodawcy. Zajmiemy się tym, ale chwilowo nie jesteś ze mną bezpieczna, dlatego najlepiej by było, żebyś pojechała po wizycie do domu i już nigdzie się stamtąd nie ruszała.
- A ty? - spytała bez tchu.
- Ja nie wrócę. Nie mogę narażać ani ciebie, ani pozostałych. Pojutrze wracają Fabio i Caterina. - westchnął – Zastanawiam się, czy ich nie odwołać... Zobaczymy.
- Oszalałeś? - zerwała się z miejsca – Jak to, "nie wracam”? Dom Fabia jest jak forteca! Gdzie będziesz bezpieczniejszy? Poza tym, powiedziałeś, że przyjął zlecenie, żeby ktoś inny go nie dostał!
- Nie mamy pewności, czy jest jedyne. Nikołaj to sprawdza. - Położył jej dłonie na ramionach i zmusił do opadnięcia na fotel – Nie martw się, potrafię o siebie zadbać, ale nie mogę pilnować jeszcze ciebie. Zakładam, że z dala ode mnie jesteś bezpieczna, tylko spełniaj polecenia i nie ruszaj się nigdzie bez ochrony. Zrozumiano?  
- Ale ja nie chcę – załkała – Tylko przy tobie się nie boję.  
- Sikorko, proszę – Uklęknął przed nią – Na razie zostajemy tu. Ty idziesz do swojej roboty, a ja do swojej. Jeśli nic się nie zmieni, to widzimy się przed drugą. Odbieraj telefony i nie wychodź sama z budynku. Proszę.  
     Spojrzał jej głęboko w oczy. Jego powaga i determinacja były prawie namacalne. Zebrała się w sobie, wyciągnęła szyję i pocałowała go nieśmiało w usta. Poczuła pod powiekami łzy. - Zrób z tym coś. Wiem, że potrafisz – wyszeptała.  
- Dzielna dziewczynka – odetchnął z ulgą.      
     Kiedy Mila upewniwszy się, że spotkają się za trzy godziny, poszła do pracowni architektów, Stefano opadł na krzesło. Siedział przez około minutę, oddychając głęboko i starając się odegnać od siebie wszelkie myśli. Wreszcie wstał i podszedł do drzwi.  
- Lucjana, proszę cię, niech Luca i Franco tu przyjadą. Potrzebny mi też któryś z informatyków z domu. Może być Domenico. Niech go tu przywiozą... - Ściągnął brwi i potarł czoło dłonią, zastanawiając się, czy będzie potrzebował z domu czegoś jeszcze.
- Chcesz kawy? - spytała, przyglądając mu się uważnie.
- Bardzo.
     Wycofał się do gabinetu Fabia i wyciągnął z teczki swojego laptopa. Potem podłączył go obok komputera leżącego na biurku i ustawił oba ekrany równolegle. Był gotów do pracy.  

     Mila starała się skupić na tym, co mówili do niej ludzie z zespołu zajmującego się zleceniem szejka. Na szczęście większość prac musiała czekać, aż budynek fabryki znajdzie się na miejscu, a to miało nastąpić dopiero za trzy tygodnie. Na razie skupili się na ściągnięciu wszystkich materiałów, których zamierzali użyć do wykończenia i dekoracji. Jedna z dziewczyn znalazła we Francji niewiarygodnie piękne żeliwne kręcone schody, które były do wzięcia od ręki.  
- Jedź tam i poszukaj czegoś jeszcze. Mogą być balustrady, kolumny albo stare lampy uliczne. Użyjemy ich w środku. Tylko się postaraj! To ważne. – Oszukiwała samą siebie. Chciała za wszelką cenę zakończyć spotkanie i dowiedzieć się czegoś więcej o zleceniu. Chciała już zobaczyć Stefano. Pierwsza dawno minęła, a ona wciąż nie miała wiadomości. W końcu nie wytrzymała i poszła do gabinetu Fabia.
- Dobrze, że jesteś – powitała ją podekscytowana Lucjana– Co się dzieje?  
- Cześć. Stefano nadal tam jest? - spytała z niepokojem.
- Zamknął się z Luką i Franco, i jeszcze jednym informatykiem dwie godziny temu. Nie wiem, co się dzieje!  
- Muszę się z nim zobaczyć – Zrobiła krok w stronę drzwi, ale zatrzymała się niezdecydowana – Za kwadrans powinnam jechać, a Franko miał mnie zawieźć...
     Lucjana westchnęła ciężko. Wiedziała doskonale, że z Mili niczego nie wyciągnie, jeśli ta sama nie zechce mówić.
     Drzwi otworzyły się niespodziewanie i ukazał się w nich najpierw Luca, a potem Domenico i Franco. Dwaj ostatni posłali Mili krzywe uśmiechy i wyszli. Luca wskazał jej drzwi, a sam wyciągnął komórkę. Nie zamierzał nigdzie iść. Mila weszła do gabinetu.
- Dobrze, że jesteś – Stefano wstał na jej widok i przymknął ekran jednego z laptopów – Luca zawiezie cię na wizytę, a potem do domu. - podszedł blisko i odgarniając niesforne kosmyki z jej policzków i szyi, przyciągnął ją do siebie.
- Miałam jechać z Franco... - zaczęła, ale na widok jego miny, zmieniła zdanie – Dowiedziałeś się czegoś? Powiedz mi. Chcę wiedzieć... - szepnęła do jego ust.  
- Nikołaj dostał zadatek. Może uda się ustalić skąd. Rozmawiał z kobietą...
- O, boże! - Mila odchyliła gwałtownie głowę. Czyżby Chiara chciała spełnić groźbę? - Chyba powinieneś o czymś wiedzieć...  
     W miarę, jak opowiadała o spotkaniu, które miało miejsce poprzedniego dnia, Stefano marszczył brwi. Nie przerywał jej, ale zaczął wolno przechadzać się po pokoju. Mila skończyła mówić, a on wciąż milczał. - Nie sądzę, by miała z tym coś wspólnego – stwierdził wreszcie. - Jest zepsuta, ale nie do tego stopnia.
- Bronisz jej! - nastroszyła się – Skąd możesz mieć pewność, że to nie ona?
- Nie mogę – zgodził się z nią – Ale to mało prawdopodobne. W wolnej chwili to sprawdzę. Na razie mam pilniejsze sprawy. A tak właściwie, to dlaczego o tym nie wspomniałaś?
- Nie chciałam - zmieszała się – To było dość... upokarzające!  
     Musiałaby się przyznać do tego, że kłóciła się z drugą kobietą o mężczyznę! O jej mężczyznę. Przecież należał do niej. Jak ta mała wredna suka w ogóle śmiała? Spojrzała na Stefano i poczuła się jeszcze gorzej. Przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- Nie patrz tak! – ofuknęła go – Ktoś nasyła na ciebie mordercę, a ty bagatelizujesz jawną groźbę. Myślisz, że jak jest ładna, to nie może być zła?
- Jesteś zazdrosna? - uniósł brwi i wykrzywił lekko usta w wyrazie rozbawienia.
     Nie odpowiedziała. Spojrzała na niego chmurnie spod brwi. Oczywiście, że była zazdrosna. Jeszcze jak?! Ale to co innego, okazywać zazdrość, a co innego przyznać się tak po prostu. Poza tym ktoś na niego czyhał, ktoś, kim mogła być Chiara.
- Nie złość się. - zrobił krok w jej stronę - Pomyśl logicznie, jej zależałoby na pozbyciu się ciebie. - Odgarnął niesforny kosmyk z jej twarzy i założył go za ucho – Na szczęście ty jesteś bezpieczna. Przynajmniej na razie. Musisz się tylko trzymać z daleka ode mnie.
- Jakoś to do mnie nie przemawia – stwierdziła z rozdrażnieniem. Argumentom Stefano nie można było odmówić logiki, czuła jednak, że nie pogodzi się z nimi tak łatwo – A jeśli właśnie o to chodzi? Jeśli ten ktoś chce nas rozdzielić?
- Skarbie – starał się nadać swojemu głosowi ciepłe brzmienie – Nikołaj powiedział wyraźnie, że ma mnie wyeliminować. Wiesz, co to znaczy.  
     Mila spuściła głowę. No tak, Chiara z pewnością wolałaby mieć go żywego. Poczuła, jak dłoń Stefano przesuwa się po jej ramieniu, i szyi i delikatnie unosi jej brodę w górę. Spojrzała mu w oczy.
- Ufasz mu? - spytała z rezygnacją.  
- Nie. Ufam bardzo niewielu osobom, a Nikołaj do nich nie należy, ale w tym przypadku wiem, że mówi prawdę – Westchnął ciężko, ale zaraz przywołał na twarz uśmiech. - Jedź, bo się spóźnisz. Zadzwoń, jak będziesz wracać do domu. - Pocałował ją delikatnie w usta.
     Pokiwała mu w odpowiedzi głową.- Zobaczymy się wieczorem? - spytała jeszcze z nadzieją w głosie, zanim wyszła z gabinetu.
- Zobaczymy... - urwał, bo leżąca na biurku komórka zaczęła gwałtownie wibrować.  
     Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała najpierw na Lucjanę, a potem na Lukę.  
- Jedźmy – westchnęła.  

     Stefano usiadł za biurkiem, słuchając uważnie tego, co przekazywał mu informatyk. Zadatek przesłano z małego oddziału pocztowego pod Wiedniem. Wpłacono gotówkę, a nadawca podał fałszywe dane. Nie można było wykluczyć, że kobieta dokonująca zlecenia również się tam znajdowała. Być może sama dokonała operacji... Stefano potarł dłońmi krótko przystrzyżone włosy. Opowieść Mili wcale mu się nie spodobała. Nadal jednak nie wierzył, że Chiara, czy Conte mieli z tym coś wspólnego. Nie zawadzi sprawdzić, czy nie była przypadkiem w Wiedniu, pomyślał, podnosząc klapę laptopa. W końcu przejrzenie listy pasażerów nie zajmuje wiele czasu, a samochodem nie dałaby rady. Jednocześnie uruchomił program namierzający sygnał telefonów komórkowych i na jednym z leżących na biurku aparatów wystukał numer Chiary. Po kilku sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka, więc wysłuchał wiadomości i zostawił rozwlekłą informację z prośbą o sprecyzowanie zlecenia na przebudowę kamienic. Zakończył, kiedy jego program namierzył źródło sygnału. Komórka była w Turynie. Tylko, gdzie była Chiara?
     Stefano powtórzył całą operację, wybierając tym razem numer Conte Marcello. Ten odebrał prawie natychmiast.
- Proszę wybaczyć, Conte, ale muszę prosić o dokładniejsze określenie, na kiedy chcielibyście mieć skończoną tę inwestycję – zaczął – a nie mogę się dodzwonić do Chiary.
- Od wczoraj jest w złym humorze, więc pewnie pojechała na zakupy – głos Conte brzmiał chłodno – Muszę się zastanowić, czy w ogóle jesteśmy zainteresowani...
     Stefano uśmiechnął się w duchu. Wiadomości szybko się rozchodziły.  

     Mila siedziała na łóżku wpatrując się w leżącą przed nią receptę. Lekarz potwierdził wynik testu i uspokoił, co do stanu jej zdrowia. Nie widział przeciwwskazań do ewentualnej ciąży. Na wszelki wypadek wypisał jednak antykoncepcję, gdyby zmieniła zdanie. Przekazała to Stefano dopiero w domu, nie chcąc rozmawiać przy Luce. Teraz siedziała sama, drżąc z niepokoju. Raz było jej duszno i gorąco, a za chwilę czuła chłód. Czarne flanelowe spodnie od piżamy podciągnęła aż do kolan, a na górę nałożyła kusą koszulkę na ramiączkach. Od strony domu dobiegły ją zbliżające się kroki, a potem ciche pukanie. Zerwała się z łóżka i podbiegła do drzwi. W progu ujrzała Franco.
- A gdzie Stefano? - wychyliła mu się przez ramię i zlustrowała korytarz.
- W hotelu. Mam mu przywieźć parę rzeczy – W jego głosie słychać było troskę.  
- Martwię się – westchnęła, wpuszczając go do środka – Uważam, że tu byłby bezpieczniejszy.  
- Też tak myślę, ale go rozumiem. Nie chce narażać innych. – wzruszył ramionami - On już taki jest. Nie martw się. Nikt go nie znajdzie. Zostawił włączoną komórkę w biurze, więc w razie czego tam go namierzą, a mamy dobrą ochronę. Cały czas będę w pokoju obok.
     Mila podała Franco torbę, którą zawczasu przygotowała. Na samym wierzchu położyła pudełko z jedzeniem dla dwóch osób. Nagle ogarnęła ją tęsknota.
- Zabierz mnie do niego – wyszeptała błagalnie – Proszę – złożyła ręce jak do modlitwy.  
- Wiesz, że nie mogę... – Franco cofnął się, ale jego głos nie brzmiał pewnie.
- Proszę cię – broda jej drżała – Skoro tylko ty wiesz, gdzie on jest...  
- On mnie zabije – kręcił odmownie głową – Zresztą, Luca nigdy się nie zgodzi.
- Schowam się w bagażniku. Proszę... - Dwie ogromne łzy zawisły na ułamek sekundy na jej rzęsach, by następnie potoczyć się po policzkach.
- Nie płacz. - Franco skrzywił się okropnie. Stał przez chwilę niezdecydowany. – Dobra. Zarzuć coś czarnego i weź koc. Przejdź do garażu i schowaj się za rogiem. Nie wychodź stamtąd, nawet jak mnie zobaczysz, OK? Otworzę boczne drzwi z tyłu tak, żeby cię nie widziała kamera. Wtedy podejdziesz pochylona. Nakryj się kocem.  
- Jesteś cudowny! - zarzuciła mu ręce na szyję i cmoknęła w policzek, po czym rzuciła się do sypialni po kurtkę.
     Franko stanął jak wryty. Dotknął policzka palcami. - Chyba mi odpieprzyło! - mruknął do siebie – Zostaw komórkę w domu! - krzyknął za Milą i niespiesznie ruszył do Luki.

     Stefano leżał na łóżku z rękami pod głową, wpatrując się tępo w sufit. Na wszelki wypadek nie logował się do sieci. Jego laptop leżał w szafie pancernej w biurze. Starał się nie dopuszczać do siebie ponurych myśli, które krążyły nad jego głową, jak stado wron. Pierwszy raz w życiu naprawdę się bał. Nie miał pojęcia kto jest wrogiem i dlaczego. Jedyną pociechą był fakt, że zagrożony był on, a nie Mila, czy Fabio. Z dwojga złego, wolał już to. Najbardziej frustrowała go myśl, że zdarzyło się to w momencie, kiedy postanowił się ustatkować i zadbać o bezpieczeństwo, o przyszłość i o rodzinę. Nie od razu był gotów na zmiany, ale obecność Mili stopniowo łagodziła jego zwyczaje. Jednak dopiero pojawienie się Cateriny sprawiło, że uświadomił sobie, jak bardzo egoistycznie traktował ich związek. A teraz co? Ofiarował jej swoje życie, a ono okazało się nic nie warte! Powoli wzbierała w nim gorycz.  
     Nadstawił ucha, kiedy pod oknami rozległ się znajomy warkot samochodu. Wstał i podszedł do okna, ustawiając się nieco z boku. O dziwo, Franco zaparkował blisko wejścia, a nie koło ogrodzenia. Widocznie tak było trzeba, pomyślał. Po chwili na końcu korytarza rozległo się skrzypnięcie i ciche kroki. Stefano podszedł do drzwi.  
- Jestem pod drzwiami – głos Franco brzmiał spokojnie.  
- Co tak długo? - zażartował, otwierając drzwi.
- Mam dla ciebie niespodziankę – tym razem w głosie Franco dało się słyszeć niepewność.     
     Zza szerokich ramion Franco wysunęła się nieśmiało odziana w piżamę i kurtkę narciarską Mila. Przy obu mocno zbudowanych mężczyznach wydawała się drobna i wiotka. Na jej widok Stefano aż zaniemówił. Prędzej spodziewałby się trzęsienia ziemi!  
     Franco odsunął się i popchnął ją lekko w stronę Stefano - Zostawię was – wybąkał i sięgnął do mosiężnej gałki drzwi. - Jestem obok.  
- Później się policzymy – warknął Stefano. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, odwrócił się do skulonej Mili – Sikorko... - w jego głosie nie było gniewu, którego się spodziewała, ale żal i rezygnacja.
- Wybacz, proszę, ale musiałam cię zobaczyć – wyciągnęła do niego ręce. Stefano nie ruszył się z miejsca. - Nie narażam się. Nikt nas nie widział, a Franco powiedział, że tylko on wie, gdzie jesteś. Proszę – dodała ciszej, unosząc nieśmiało głowę.  
- Jemu później podziękuję – mruknął do siebie, marszcząc brwi.
- Nie bądź na niego zły. Nie chciał się zgodzić, ale go ubłagałam – opuściła ręce i przygarbiła się. - Nie przytulisz mnie? - wyszeptała smutno.
     Nie potrafił dłużej okazywać obojętności. Chwycił ją w ramiona i zamknął w swojej prywatnej przestrzeni, tuląc i wdychając jej zapach.  
- Jestem na ciebie wściekły – powiedział nieszczerze. Nie chciał się przyznać nawet przed sobą, że była dokładnie tym, czego w tej chwili potrzebował.  
- Kocham cię – usłyszał w odpowiedzi. Mila przywarła do niego całym ciałem. Wczepiła się w niego jak przestraszone dziecko. - Kocham cię tak bardzo, że nie mogę bez ciebie żyć. Dopiero w domu, jak zostałam sama, dotarło do mnie, co się dzieje... Ja umieram ze strachu Stefano... Ze strachu o ciebie!
- Nie bój się, wychodziłem z większych opresji cały i zdrowy. Nie bój się – starał się nadać swojemu głosowi zwykłą pewność i spokój – Niepotrzebnie się narażasz...  
- Nie zostawię cię tak! - zacisnęła pięści na jego koszuli – Ilu ludziom możesz zaufać na tyle, żeby powierzyć im życie? - spytała – Ilu?
     Stefano odchylił głowę i zajrzał jej głęboko w oczy. Poczuła się dziwnie obnażona pod jego bacznym spojrzeniem. Nagle zdała sobie sprawę, że przecież tak niedawno skrywała przed nim swoją tajemnicę. Przełknęła głośno ślinę. Czy on jej ufał?  
     Szerokie źrenice Mili były czarne jak atrament, a jednak potrafił w nich dojrzeć mnóstwo odcieni. Wydało mu się, że czyta w jej myślach. O co zapytała? Ilu ludziom ufał... Lista nie była długa, obejmowała pięć, może sześć pozycji.  
- Sześciu – powiedział powoli, nie odrywając od niej wzroku – Ufam sześciu ludziom.
- Tak? - brakło jej tchu, by spytać, komu.
- Fabio, Luca, Franco... - zawahał się. Przywiezienie Mili nie było mądre, ale rozumiał intencję. - Marco... – był bardzo młody, ale brak doświadczenia nadrabiał szczerym sercem – moja matka – w tej sytuacji nie na wiele mogła się przydać, ale przecież byłaby gotowa oddać za niego życie. - I ty – zakończył.
     Coś ścisnęło ją w gardle. - Chcę coś robić, pomóc... Nie karz mi siedzieć bezczynnie i czekać. Wykorzystaj mnie do czegoś!  
- Nie chcę cię narażać – pogładził z czułością jej policzek.
- Zrozum. Jeśli coś ci się stanie, coś najgorszego... - nie chciała nawet w myślach dopuścić takiej możliwości – Ja i tak umrę. Pójdę tam, gdzie ty.
- Ćśśś, sikorko, nie wolno tak mówić – zabrakło mu słów.
- Ale taka jest prawda. Nie zmienimy tego...
     Przytulił ją do piersi, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Serce mu się ścisnęło, ciążąc w klatce jak kamień. - Nie tak to miało być – powiedział bezbarwnym głosem – Nie tak...  
     Mila ujęła jego twarz w dłonie i przyciągnęła ją do siebie, stając na palcach. Przywarła ustami do jego ust. Odpowiedział jej z pasją, wpił się w nią, wepchnął język głęboko i odebrał oddech. Wstrząsnął nią dreszcz, spływając w dół i sprawiając, że kolana się pod nią ugięły. Stłumiony jęk uwiązł jej w gardle. Wszystkie nagromadzone w ich ciałach emocje skumulowały się, przeniknęły i wybuchły jak fajerwerki. Wszelkie myśli odeszły gdzieś daleko, pozostawiając tylko palące pragnienie zespolenia. Stefano instynktownie przytrzymał Milę, podczas gdy jej miękkie uda otoczyły jego biodra. Trzymał ją w ramionach, wciąż pochłaniając jej usta i raz po raz zaciskając zęby na jej języku. Jej palce wpijały się w jego kark, szarpały ubranie... Ktoś patrzący z boku mógłby odnieść wrażenie, że to walka o życie. Istotnie, walczyła, walczyła z całych sił, choć kierowała nią bardziej pierwotna wola przetrwania, niż świadoma myśl.  
- Weź mnie – wyjęczała bez tchu, gdy na ułamek sekundy oderwał się od jej ust, by zaczerpnąć powietrza – Ukarz mnie, jeśli chcesz, ale weź mnie...

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 5836 słów i 32654 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik ANITA

    uwielbiam :)

    14 cze 2015

  • Użytkownik Monika 4568

    Uwielbiam Twoje opowiadania. Już z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję że będzie ich jeszcze bardzo dużo.

    11 cze 2015