Uratuj mnie 13

Mila łkając zbierała swoje rzeczy do walizki. Kiedy się obudziła i odkryła, że jest sama w hotelowym pokoju, ogarnął ją niepokój. Wspomnienie tego, co wydarzyło się w nocy, sprawiło, że wpadła w panikę. Krótki list od Stefano, leżący na biurku, niewiele wyjaśniał, ale przynajmniej wiedziała, czego od niej oczekiwał w tej chwili. Zadzwoniła do Luki. Ten zjawił się prawie natychmiast. Wiedział tyle, że Stefano musiał nagle gdzieś pojechać, a oni mają wrócić do domu.  
     Jeszcze raz rozłożyła kartkę z hotelowej papeterii.
     " Sikorko, nie chcę cię budzić, a nie mogę czekać do rana. Zresztą, pewnie nie wstaniesz przed południem. Wybacz, że tak cię zostawiam, ale muszę coś załatwić. Zadzwoń do Luki, on wie, co robić. Nie czekaj na mnie wieczorem. Nie wiem, kiedy wrócę. Zadzwonię, jak będę mógł. Kocham cię, Stefano.”  
     Co to miało znaczyć? Nie wie, kiedy wróci? Nie czekaj...? Nie chciał jej, ale nie wiedział jak jej powiedzieć, że ma odejść. Jak mogło być inaczej? Przybłęda z taką przeszłością! I w dodatku go zraniła. Zraniła jego męską dumę, jego uczucia, podeptała wszystkie ich wspólne lata...  
- Powinien mnie wyrzucić z domu jak Slavko – Rzuciła do swojego odbicia w lustrze – Zasłużyłam na to!  
     W takim wypadku, nie napisałby, że kocha, podpowiadał jej rozsądek. Odruch! Napisał to na osłodę. Bzdura! Nigdy tak nie robił! Czuła, że głowa jej pęka.  
     Jak mogła spojrzeć mu w oczy? Mogła? Był zszokowany, kiedy odkrył prawdę. Potem próbował ratować sytuację, ale przecież widziała jego twarz!  
     Ile razy zadzwoniła? Osiem? Dziewięć? Nie odbierał. Nie zadzwonił. Wcześniej też tak bywało... Ale to było zanim poznał, jaka jest!     
     Domknęła walizkę. Przypięła do wysuwanej rączki torbę z nowym laptopem. Druga walizka stała już na korytarzu. Nie dotaszczę tego do garażu, przemknęło jej przez myśl. Zostawiła bagaże i narzuciła na ramiona płaszcz. Otworzyła drzwi prowadzące do części domu należącej do Fabia i Cateriny. Wróć! Cały dom należał do nich. Ona nie miała tu niczego, a w nowym domu Stefano nie było dla niej miejsca. Z trudem powstrzymała łzy. Przechodząc obok pokoju Concetty usłyszała muzykę "Do you belive in life after love...”. Trudno o lepszy komentarz do tego, co czuła w tej chwili. Czy wierzyła? Ciężar w piersi prawie uniemożliwiał jej oddychanie. Oparła się o ścianę, czekając aż ten stan minie.  
     Dotarcie do budynków mieszczących się za domem nie zajęło jej wiele czasu. Wystarczyło przejść przez część "reprezentacyjną” i wyjść tylnym wyjściem. Podczas nieobecności właścicieli istniało niewielkie ryzyko napotkania kogokolwiek. Otworzyła automatyczne drzwi i wyjęła z szafki ściennej swoje kluczyki. Niewielka biała Lancia stała samotnie obok pustego miejsca. Zwykle stała tam prywatna Alfa Stefano, ale nie tego dnia.  
     Drzwi garażu zamknęły się za nią z cichym trzaskiem. Na myśl, że prawdopodobnie wyjeżdża z niego po raz ostatni, przeszył ją dreszcz. Spędziła w tym domu najszczęśliwsze chwile swojego życia. Łzy przesłoniły jej obraz drogi, drogi, którą znała jak swój własny pokój. Czuła się tu bezpieczna, kochana i... szczęśliwa.  
- Dlaczego pozwoliłeś mi go poznać? - Załkała spoglądając w górę – Dlaczego? O ile lżej byłoby mi żyć, nie wiedząc, że taka miłość istnieje!  
     Z trudem upchnęła walizki w bagażniku. Już miała odjechać, ale zawahała się. Wróciła do mieszkania. W koszu z brudną bielizna odszukała koszulkę Stefano. Przytuliła ją do piersi, jak dziecko. Niech mam choć to, pomyślała, puki nie straci zapachu... Wpakowała koszulkę do torebki i po raz ostatni rzuciła okiem na znajome kąty. To koniec?!
     Szlochając wsiadła do samochodu i ruszyła do bramy. Dojechawszy, drżącymi rękami wcisnęła pilota.  
- Wybierasz się gdzieś? - Luca otworzył drzwi do Lancii od strony pasażera i nie pytając o zgodę rozsiadł się na siedzeniu.
- Jadę na wizytę do psychologa – wykrztusiła, bezskutecznie próbując otworzyć bramę. Szybko otarła łzy.
- Z walizkami?  
- Szpiegujesz mnie?
- Chronię.
- Chronisz? Na czyje polecenie?
- Stefano.
     Oparła się o fotel i odchyliła głowę przymykając oczy. Luca wyłączył silnik.
- Nie wiem, o co chodzi, ale dostałem polecenie, żebyś nie opuszczała domu. Mam cię pilnować, aż do jego powrotu.  
- Gdzie on jest? Nie odbiera telefonów... - Utkwiła w ochroniarzu gniewny wzrok.
- Nie wiem, ale... - Zawahał się.
- Tak?
- To musi być coś naprawdę ważnego, skoro zabrał broń i ubrał się jak na wojnę. W takich przypadkach odłączamy telefony.  
- Cooo? - Natychmiast jej gniew ustąpił miejsca przerażeniu. - Postaraj się z nim skontaktować, błagam – wyszeptała pobladłymi wargami.  
- Wiesz doskonale, że nie "złapiemy” go, jeśli sam tego nie zechce – Luca przyjrzał się Mili podejrzliwie – Nie wiem, co kombinujesz, ale powiem ci jedno. Jeśli facet z taką pozycją i pieniędzmi, facet który powinien teraz rozstawiać po kątach tych wszystkich ludzi... – Spojrzał wymownie w okna biurowej części domu – zachowuje się jak skaut, a jego kobieta pakuje w tym czasie walizki, o coś jest nie tak! Co wy wyprawiacie? Jak De Luca się ustatkował, to teraz wy się będziecie szarpać?
- Luca, jak ty nic nie rozumiesz... - zaczęła.
- Nie rozumiem i nie chcę rozumieć! - warknął – Wiem, że nigdzie się stąd nie ruszysz, puki on nie wróci. Takie dostałem polecenie. Koniec!
     Wcale już nie była pewna, czy chce się gdziekolwiek ruszać. Na pewno chciała, żeby Stefano wrócił bezpiecznie do domu.
---------

     Stefano zatrzymał samochód przed paskudnym betonowym budynkiem przypominającym bunkier. Sprawdził jeszcze raz na GPS. Wszystko się zgadzało. Wyłączył silnik i czekał. Po jakichś dwóch minutach w drzwiach budynku ukazał się mocno zbudowany mężczyzna o nieco azjatyckich rysach i śniadej cerze. Miał na sobie coś w rodzaju munduru bez żadnych oznaczeń. Równie dobrze mógł być wojskowym, co i turystą, biorącym udział w wyprawie surwiwalowej. Obrazu dopełniały wypłowiałe mocne buty.  
- Witaj, Nikołaj - Stefano wysiadł z samochodu i podszedł do mężczyzny, rozkładając szeroko ręce. - Jestem wzruszony, że pofatygowałeś się osobiście.
- Zawsze chciałem zobaczyć Albanię, a skoro zapłaciłeś za bilet… - Wzruszył ramionami – Swoją drogą, sporo cię to kosztuje. Mogłeś kazać go sprzątnąć. Poszłoby na porachunki, biorąc pod uwagę, że handluje kobietami i prochami. Mogłem ci przysłać filmik. Na życzenie nawet z wypruwaniem flaków albo kastracją.
- Zabić go? – spytał z odrazą Stefano – Nieee. Będzie żył, ale zadbam, żeby życie od tej chwili było dla niego nieznośne, a poza tym potrzebuję informacji. Jak je dostanę, to znajdziesz jeszcze jednego i z tamtym ty porozmawiasz, ale dopiero po mnie, OK.?
- Trzeba było od razu tak mówić. – Ucieszył się Nikołaj – Chciałeś film. Kamera już ustawiona.
- No, to chodźmy. Przyleciałem tylko na parę godzin.  
     Weszli do mrocznego pomieszczenia i Stefano musiał chwilę poczekać, żeby wzrok mu przywyknął. Wnętrze domu było dokładnie tak obskurne, jak się zapowiadało. Jedynym umeblowaniem była kamera na trójnogu i kilka drewnianych skrzynek. Na jednej z nich siedział związany mężczyzna z jutowym workiem na głowie. Na dźwięk kroków poruszył się niespokojnie. Miał na sobie wymięty garnitur i eleganckie buty pokryte jasnym pyłem. Lewy rękaw marynarki i koszuli rozcięto, tak, że widać było tatuaż w kształcie pieczęci. Stefano wziął jedną ze skrzynek i ustawił ją naprzeciw mężczyzny tak, aby go nie zasłaniać, ale żeby jego samego kamera nie obejmowała.  
- Zostawisz nas? – Zwrócił się do Nikołaja – To dość osobista sprawa. Poza tym, za jakąś godzinę przyjedzie tu parę osób i nie sądzę, żebyś miał ochotę się z nimi spotkać.  
- Było mi miło poznać cię osobiście. Czekam na dalszy ciąg zlecenia – odparł przyjaznym tonem i wyszedł, wcześniej podając Stefano rękę.
     Stefano zdjął z głowy mężczyzny zasłonę i przyjrzał mu się uważnie. Wiedział, że ma 52 lata, ale dobrze się trzymał. Jasne włosy doskonale maskowały siwiznę. Dwudniowy zarost sprawiał, że wyglądał prawie na swój wiek, ale gdyby się ogolił, byłoby lepiej. Knebel uniemożliwiał mu poparcie słowami tego, co wyrażał jego wściekły wzrok.
- Słuchaj i nie przerywaj – Głos Stefano był lodowato spokojny – Wyjmę ci knebel, żebyś mógł mi odpowiadać na pytania. Ty nie zadajesz pytań. Zrozumiałeś?
     Mężczyzna zmarszczył brwi.
- To może inaczej. Mogę cię zabić, przestrzelić ci kolana, albo strzelić w brzuch i zostawić. W promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie ma żywej duszy, więc zdechniesz tu w męczarniach. – Beznamiętny ton zupełnie nie odzwierciedlał tematu przemowy, ale chyba właśnie dlatego odniósł zamierzony skutek, bo mężczyzna kiwnął głową. Stefano wyjął mu knebel.
- Co to, kurwa… - Zaczął więzień.
     Stefano bez słowa wyciągnął zza pasa broń, odbezpieczył i przyłożył do kolana przesłuchiwanego. Ten zamarł.
- Świetnie. Widzę, że się rozumiemy. Nie mówię dobrze po angielsku, więc uważaj. Służyłeś w Dubrowniku. Mały oddział. Mieliście pilnować porządku w mieście. Zgadza się?
- Tak, dwa lata – W głosie mężczyzny słychać było zaskoczenie.
- Pamiętasz, jak w ’93 razem z kolegą pobiliście chłopaka i zgwałciliście dziewczynę?  
- Co? Nie wiem o czym mówisz? Ja nie…
- Zła odpowiedź – Przerwał mu Stefano – Sprawdziłem. Było was ośmiu, a jedynym blondynem w oddziale, który ma taki tatuaż jesteś ty. Przypomnij sobie, bo od tego zależy, co z tobą zrobię. Chcę wiedzieć, jak się nazywa kolega, z którym wtedy byłeś. Jest dwóch kolorowych, więc się waham, którego zabić.  
- Czego chcesz? - Głos przesłuchiwanego zadrżał.
- Po pierwsze, powiesz do kamery, jak bardzo ci przykro, że to zrobiłeś. Potem poniesiesz karę i naprawdę będzie ci przykro. No i jeszcze nazwisko kolegi. Tego chcę.
- Ja tego nie zrobiłem – Upierał się.
- Przypomnę ci. Szczupła szatynka. Związaliście ją paskiem. Twój kolega wsadził jej lufę pistoletu…  
     
     Stefano stał oparty o maskę samochodu i obserwował, jak dwa dżipy wspinają się górską drogą. Widać już było wojskowe emblematy na drzwiach. Sięgnął do wnętrza auta, wyciągnął szarą teczkę i wyszedł im naprzeciw. Z pierwszego pojazdu wyskoczył żołnierz i otworzył tylne drzwi. Stefano czekał. Z samochodu wysiadł niewysoki, ale dobrze zbudowany mężczyzna w mundurze. Zdjął ciemne okulary i podał adiutantowi. Rzucił jakąś komendę i ruszył przed siebie.
- Witam generale – Stefano skinął głową – Dziękuję, że tak szybko pan zareagował. Tu są zdjęcia i dokumenty, o których mówiłem. Oczywiście zdjęcia córki pana ministra zostały usunięte z jego laptopa i poczty mailowej. – Zwłaszcza, że sam je tam wsadziłem, dopowiedział w myślach.  
- Jesteśmy panu zobowiązani. Gdzie ten handlarz? – Generał przeglądał z zainteresowaniem zawartość teczki – Ile albańskich kobiet wywiózł?
- Trudno to stwierdzić jednoznacznie, ale w ciągu ostatniego roku ponad trzydzieści. Do tego dochodzą narkotyki. – Ty skorumpowany gnoju, gdyby nie zdjęcia tej rozpuszczonej imprezowiczki, to palcem byś nie kiwnął, pomyślał. – Ma pan tu wszystko: droga przemytu, kierowca i odbiorca. Oczywiście sami na to wpadliście – Zaznaczył.
- Oczywiście. To gdzie on jest?
     Stefano wskazał głową budynek. – Ma paskudną ranę uda, ale założyłem mu opatrunek. – Patrzył, jak generał wskazuje swoim podwładnym drzwi budynku. – Panie generale, prawie zapomniałem powiedzieć, że nikt się o niego nie upomni. Ma fałszywe dokumenty, a ja będę zobowiązany, jeśli nie wyjdzie z więzienia przez najbliższe dwadzieścia lat, albo i dłużej.
- Może pan być spokojny – Generał wyciągnął do niego dłoń – Postaramy się.  
---
     Tego ranka Mila obudziła się wyjątkowo wcześnie. Miała za sobą długą noc pełną  męczących snów. Kilkakrotnie sprawdzała, czy Stefano przypadkiem nie wrócił. W pewnej chwili wydało jej się, że słyszy silnik jego Alfy, ale doszła do wniosku, że to przywidzenie, więc znów zapadła w dziwny letarg. Wydawało jej się, że słyszy jak Valeria się śmieje, potem, jak ciemnowłosa dziewczyna mówi, że Stefano jej się oświadczył. Zrywała się z niepokojem i znów zasypiała.  
     Usiadła na łóżku i spojrzała na częściowo rozpakowane walizki. Po tym jak Luca zawrócił ją sprzed bramy, wróciła potulnie do ich mieszkania. Później znów dopadły ją wątpliwości. Jeszcze raz spróbowała zadzwonić. Czy to możliwe, że próbował odszukać jej gwałcicieli? Zrobiło jej się słabo. A jeśli ich znajdzie, to co? Co im zrobi? Poczuła mdłości. Cicho zsunęła nogi na podłogę. Miała iść do łazienki, kiedy zorientowała się, że ktoś przymknął drzwi do sypialni. Wyjrzała ostrożnie. Na podłodze zauważyła metalową walizkę z szyfrem, w której Stefano przewoził czasem broń i sprzęt elektroniczny. Wrócił!  
     Na palcach podkradła się do jego pokoju. Spał w ubraniu na skórzanej kanapie, która zstąpiła jego pojedyncze łóżko, kiedy się wprowadziła. Czasem używał jej, gdy pracował do późna. W pierwszym odruchu chciała podbiec i całować jego pokrytą zarostem twarz, ale po chwili spuściła głowę i wycofała się do sypialni.  

- Luca, wiesz, gdzie jest Mila? - rzucił do telefonu Stefano. Wciąż miał na sobie pomięte ubranie. Dopiero po wylądowaniu w Mediolanie uruchomił swoją komórkę, ale było zbyt późno, a może zbyt wcześnie, żeby oddzwonić do Mili. Luca poinformował go krótko, że próbowała opuścić dom. Znalazł ją w sypialni zwiniętą w kłębek pod kołdrą. Początkowo chciał wziąć prysznic i dołączyć do niej, ale był zbyt wyczerpany. Położył się na kanapie w gabinecie i zasnął dokładnie w tej samej chwili. Rano znalazł puste, ale jeszcze ciepłe łóżko.
- Wyszła do parku jakieś dwadzieścia minut temu. Zdaje się, że poszła do altany. - W głosie Luki dało się słyszeć niepokój – Stefano, co się dzieje?
- Wszystko w porządku – Nie miał zamiaru nikogo wtajemniczać w swoje prywatne sprawy.  
     Poranek był chłodny, ale zapowiadała się piękna pogoda. W porównaniu z niegościnnym krajobrazem albańskich gór, okolice Turynu, z ich pierwszą marcową zielenią jawiły się jak bajkowa scenografia. Odetchnął pełną piersią i ruszył we wskazanym mu przez ochronę kierunku. Miał poczucie, że jego życie wraca na właściwe tory. Może ta psycholog nie była taka głupia? Może on też potrzebował silniejszych bodźców, żeby ujrzeć pewne sprawy pod właściwym kątem? Z daleka dostrzegł kurtkę Mili przy wejściu do ażurowej altany. Na jego widok cofnęła się do środka.
- Chcę porozmawiać – zatrzymał się jakieś dwa metry od wejścia.  
- Nie dam rady, kiedy będziesz na mnie patrzył – Głos jej drżał.
- Więc każde z nas zostanie tu, gdzie jest, zgoda?  
- Zgoda – odparła po namyśle.  
- Przepraszam, że musiałem tak nagle wyjechać. Pewnie wolałabyś inne zakończenie balu? - zaczął niepewnie.  
- Nie, chyba nie... W sumie, to chyba lepiej, że zostałam sama. Tylko myślałam... - Jak miała powiedzieć, że umierała ze strachu, że ją odtrącił?  
- Nie chcę żebyś odchodziła – Uprzedził ją. - Wiem, że miałaś prawo tak pomyśleć, ale ja cię nie zostawiłem. Potem sobie uświadomiłem, że tych kilka słów, które napisałem jest bez sensu, ale już nie mogłem użyć komórki, a poza tym, spałaś.
- Luca ci powiedział. Boże, zrobiłam z siebie idiotkę – Ukryła twarz w dłoniach, choć Stefano nie mógł jej widzieć.
- Wcale nie! - zaprzeczył natychmiast – Po prostu byłaś zdezorientowana. Mila! Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie pozwolę ci odejść? Zmieniłaś moje życie! Sprawiłaś, że zacząłem myśleć o przyszłości, o rodzinie. To dla ciebie te wszystkie decyzje, to dla ciebie te zmiany... Nie widzisz tego?
- Stefano, ja nie prosiłam... nie zasłużyłam nawet... - Głos jej się łamał.
- Nie mów tak! Popełniłaś błędy. Ja też. - przyznał – Ale żyjemy i jesteśmy razem. Jesteśmy?
     Nie odpowiedziała, a tylko wydała jakiś nieartykułowany dźwięk, ale przyjął to za twierdzenie.
- Powiedziałaś, że jesteś nieodpowiednia, że czujesz się nie na miejscu..., ale kiedy na ciebie patrzyłem, to wśród tych wszystkich ludzi właśnie ty byłaś najbardziej na miejscu i najbardziej odpowiednia. Wszyscy, z którymi rozmawiałem byli pod twoim wrażeniem!
- Ciągle gdzieś znikałeś, a twoja mama powiedziała mi, że zabroniłeś mnie angażować do konkursów... - Pociągnęła nosem – Pomyślałam, że się mnie wstydzisz.
- Oczywiście, że nie! Po prostu miałem trochę obowiązków. A mamie powiedziałem, że sama mnie o to poprosiłaś. Chciałaś wywijać nogami na krzesłach, czy pokazywać wszystkim majtki? Przecież sama powiedziałaś, że zależy ci na jej opinii. Była zachwycona!
- Nie wiedziałam... - chlipnęła – To znaczy, powiedziała coś takiego, ale nie byłam pewna. Zrobiłeś to w moim imieniu?  
- Po prostu znam ją lepiej niż ty.  
- Ale ja... - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło – To, co się stało potem... Słuchaj, czy ten wyjazd miał związek ze mną?
     Nie był jeszcze gotów, by jej powiedzieć. A może tak?
- Muszę cię zobaczyć – stwierdził kategorycznie i wtargnął do altany, zanim zdążyła zaprotestować – Chcę cię pocałować. - Musiał się przekonać.
     Spojrzała na niego wylęknionym wzrokiem. Popchnął ją na ażurową ściankę i przywarł do niej całym ciałem. Pociągnął za włosy i objął drżące spękane wargi. Poczuła, jak eksploruje językiem wnętrze jej ust i... poddała się. Całował ją zachłannie, gorączkowo, jakby nie mógł się nasycić. Brakowało jej tchu, brakowało jej woli, była jak ogłuszona jego natarczywością i pożądaniem. Więc tak bardzo jej chciał? Mimo tego, co się stało? Nie czuł obrzydzenia?  
- Kocham cię... pragnę... - wychrypiał bez tchu, odrywając się na moment od jej ust. Zdążyła wziąć haust powietrza i znów zaatakował. Pochłaniał ją, ssał i kąsał bezlitośnie. Przyłączyła się. Początkowo nieśmiało, potem coraz bardziej otwarcie. - Chcę się kochać – wydyszał nagle.  
- Tutaj? - Jej głos zabrzmiał piskliwie. Była zszokowana.
- Tutaj. Gdziekolwiek. Natychmiast!
- Ktoś może zobaczyć... - wyjęczała.
- Nic mnie to nie obchodzi. Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i pragnę, i chcę wiedzieć, że nie odejdziesz.
- Stefano, nie chcę odchodzić. - odparła słabym głosem – Zrobię wszystko, co zechcesz. Wszystko! Kocham cię nad życie.
     Chwycił ją w ramiona. Uniósł jej brodę i zajrzał w oczy.  
- Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – wyszeptał dziwnie poważnym tonem.
- Chryste, Stefano – Zadrżała pod wpływem jego słów – Nie odpowiedziałeś mi. Zabrałeś broń! - Nagle ogarnął ją niepokój.
- Dopadłem tego drania – powiedział niskim, twardym głosem – Tego drugiego też dopadnę.  
     Mila poczuła, że grunt usuwa jej się spod nóg. Była przerażona. Ciemne oczy Stefano lśniły dziwnym blaskiem, źrenice miał szerokie, ogromne...  
- Chyba go nie zabiłeś? - wyszeptała pobladłymi wargami. Czuła w ustach słodki smak. Zapadała się w nicość. Wydało jej się, że Stefano woła ją gdzieś z daleka.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 3529 słów i 19905 znaków.

8 komentarzy

 
  • Domini

    Szczerze to ona mnie tak wkurza, ze szok. Jest taka pusta a myslalam ze bedzie bardziej rozwazna no i noe bedzoe watpic tak w stefano. Dlaczego on jest winny a siebie nie obwinia

    5 maj 2019

  • Roksana76

    Doti, nie sadziłam, że ktoś jeszcze to przeczyta. Przyjemna niespodzianka ;)

    7 sty 2018

  • Doti

    Cudowne opowiadanie <3

    27 paź 2017

  • Roksana76

    Kochani, wrzuciłam 14 rozdział. Jest w poczekalni. Nieustająco pozdrawiam maturzystów  :jupi:

    10 maj 2015

  • prf

    Świetne opowiadanie, nie mogę się doczekać kolejnej części

    9 maj 2015

  • Kika

    Geniaaaalne! Bardzo dobrze czyta się twoje części :) Czekam na więcej!  
    <3

    6 maj 2015

  • rumcajs

    Miedzy maturami dobrze przeczytac cos takiego!
    Prosimy o wiecej!;D

    6 maj 2015

  • Roksana76

    Kochani maturzyści! Trzymam za Was kciuki. <3  :jupi:  <3

    6 maj 2015