Uratuj mnie 10

Dzisiaj strasznie długi odcinek!

- Nie tak szybko – Fatalny włoski akcent przy angielskich słowach. To był najcudowniejszy, najmilszy dźwięk, jaki Mila mogła usłyszeć. Umarłam, czy śnię, spytała się w myślach, czując dziwną słabość.  
     Policyjna syrena była coraz bliżej.  
- O kurwa! - W ostatnim czasie było to chyba najczęściej wypowiadane przez Ivo słówko.      
- Nie dotykaj mojej kobiety – Głos Stefano brzmiał groźnie ale spokojnie. Na twarzy Serba pojawiła się mała czerwona plamka lasera.
- Już to zrobiłem – Wycharczał z mściwą satysfakcją, obserwując jak Stefano blednie.
- Non e vero! (Nieprawda!) - Mila bezgłośnie poruszała ustami – Non e vero, amore!
- Zostaw ją! Tylko my dwaj – Głos Stefano lekko zadrżał.  
- Tylko my dwaj – Powtórzył Ivo, przeciągając słowa – Rzuć broń.
- Ty też.
     Policyjne samochody były już widoczne na tle lasu, ale żaden ze stojących naprzeciw siebie mężczyzn nie odwrócił głowy w tamtą stronę. Jak na komendę, rewolwer i paralizator przeleciały kilka metrów w powietrzu i upadły na ziemię. Serb popchnął Milę w stronę podnoszącego się z klęczek Marco. Zatoczyła się i upadła niezgrabnie na twardą zmarzniętą ziemię.  
     Ivo pochylił się mocniej, zaciskając dłonie w pięści. Pamiętał doskonale, jak Stefano ogłuszył go dwoma celnymi ciosami. Ale wtedy nie spodziewał się ataku! Zaatakował pierwszy. Wykonał nieznaczny ruch lewą ręką i wyprowadził morderczy prawy prosty na twarz Stefano. Ten jednak wykonał zgrabny unik i chwyciwszy dłonią pięść Serba, drugą posłał mu szybkie uderzenie w splot słoneczny. Odskoczył. Ivo stęknął i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Stefano czekał.  
     Na plac wbiegł porucznik Kita, a za nim kilku ubranych na czarno policjantów. Natychmiast rzucili się do walczących, ale Kita ich powstrzymał. Zajęli się więc pozostałymi, rzucając tylko walczącym zaciekawione spojrzenia.
     Ivo znów natarł, tym razem trafiając Stefano w brzuch, ale ten wypuścił powietrze z płuc z głośnym świstem i natychmiast odparował, trafiając przeciwnika w szczękę. Odskoczył i nie pozwalając Serbowi dojść do siebie, wymierzył mu potężne kopnięcie w kolano. Rozległo się nieprzyjemne chrupnięcie. Padając, Ivo dostał jeszcze cios w brzuch. Stefano nachylił się nad nim. - Mam ochotę cię zabić! - Wysyczał przez zaciśnięte zęby.  
     Dwóch policjantów dopadło do zwijającego się z bólu osiłka.
- Stefano! - Mila załkała cicho. Marco uwolnił już jej ręce, ale wciąż były zimne i zesztywniałe. Wyciągnęła je jednak przed siebie – Stefano, jesteś...  
     Dopiero teraz zobaczył w jak opłakanym była stanie. Ślady na nadgarstkach zsiniałych rąk, fioletowe podbiegnięcie na policzku i ogromne zapadnięte oczy pełne łez. Słaniała się na nogach, podtrzymywana przez Marco, który sam jeszcze nie odzyskał pełni sił. Podbiegł do niej chcąc porwać ją w ramiona, ale... zawahał się na ułamek sekundy. Ten drobny gest zabolał Milę bardziej niż jakiekolwiek fizyczne obrażenie, którego doznała. On wie, uświadomiła sobie, wie i...
- Moja sikorka – Otoczyły ją silne ramiona. Otulił ją swoim ciepłem i zapachem. Nagle poczuła ulgę i jednocześnie dziwną niemoc. Wybuchnęła płaczem. - Mila, skarbie, już po wszystkim. Już dobrze... - Gładził jej włosy, tulił do siebie, nie wiedząc, co ma zrobić, żeby przestała. - No już, maleńka.
     Uniósł głowę, szukając wzrokiem Fabia. Stał obok samochodu, trzymając Caterinę za ręce. Obok na ziemi siedział Franco, obejmując się rękami. Oddychał z trudem.
- Marco – Zwrócił się do stojącego obok chłopaka – Dobra robota. Dzięki.
- Trafił mnie – Odparł sfrustrowany chłopak i pokręcił głową.  
- Szybka reakcja. To się liczy – Pochwalił go Stefano – Dałeś mi potrzebny czas.  
     Ruszyli wolno w stronę pozostałych. Stefano wziął wciąż szlochającą Milę na ręce. Dopiero, kiedy Caterina objęła ją za szyję, uspokoiła się na tyle, że Stefano mógł ją posadzić na masce samochodu i porozmawiać chwilę z Fabiem.  
- To chyba twoje? - Kita podszedł do nich, niosąc broń Stefano – Niestety, muszę to na razie zatrzymać. Zakładam, że masz pozwolenie?
     Stefano kiwnął głową.
- Nie interesuje mnie to, czego nie widać - Kita wskazał głową na wybrzuszenie kurtki Fabia –. Zaraz będzie karetka – Spojrzał na Franco i tulące się do siebie zapłakane kobiety. - Myślę, że wszyscy powinni pojechać na Szpitala. Czy wy dwaj możecie poświęcić mi teraz pół godziny, góra czterdzieści minut? Poślę z nimi dwóch chłopaków, jeśli chcecie.
- Nie trzeba. Marco pojedzie – Fabio zbliżył się do żony – Cateri, na pewno nic cię nie boli?
- Uderzyłam się tylko w głowę. Poproszę, żeby mi zrobili tomografię, jeśli cię to uspokoi, ale myślę, że najbardziej potrzebują tego Mila i Franco. Naprawdę, nie wiem, jak mu się odwdzięczę – Spojrzała na potężnego ochroniarza z sympatią.
- Ja to załatwię. Dobrze wykonał swoją pracę – Fabio pocałował ją w policzek. Z oddali dobiegał sygnał karetki pogotowia – Mila, okropnie wyglądasz, ale chyba nigdy się tak nie cieszyłem na twój widok - Nachylił się i pocałował zaskoczoną dziewczynę w czoło.  
- Fabio... - Zająknęła się – Dziękuję – Wielkie łzy znów popłynęły jej po policzkach – Tyle ryzykowaliście dla mnie.
- Jak to w rodzinie – Obdarzył ją ciepłym spojrzeniem.  
     Stefano przyglądał się temu z dziwnym wyrazem twarzy.
     
     Mila za żadne skarby nie chciała pojechać do szpitala bez Stefano. Dopiero zdecydowana postawa Cateriny i solenna obietnica, że obaj, i Fabio, i Stafano, najdalej za pół godziny ruszą za nimi, sprawiły, że ustąpiła. Stanowili we czwórkę dość dziwaczny zestaw. Najgorzej wyglądała oczywiście ona, ale najgroźniejsze obrażenia miał prawdopodobnie Franco. Zderzenie z samochodem mogło go kosztować życie. Na razie miał problem z oddychaniem i dwa potężne stłuczenia na ramieniu i biodrze. Znosił to jednak z podziwu godnym spokojem. Ratownicy założyli mu kołnierz ortopedyczny i kazali lezeć. Leżał więc i bez najmniejszego grymasu bólu znosił jazdę po wyboistej drodze. Marco patrzył na niego z podziwem i zazdrością. Jemu najbardziej dolegała urażona duma. Caterina czuła tylko mdłości i lekkie zawroty głowy, co uznała za normalne po bliskim spotkaniu z maską samochodu.  
- Mam nadzieję, że nie zostało wgniecenie – Zażartowała rozmasowując guza. Nagle spoważniała i nachyliła się do Mili, tak, żeby pozostali jej nie usłyszeli – Wybacz mi, ale zrobiłam coś strasznego... Myślałam, że pojechałaś szukać tych drani... Stefano powiedział, że rozmawiałaś z bratem i kompletnie zgłupiałam! Och, Mila, przepraszam – Ukryła twarz w dłoniach.
- Tak myślałam – Mila zwiesiła głowę – To nie twoja wina. Zresztą... – Westchnęła –Powinnam dawno mu powiedzieć. Kiedy siedziałam zamknięta, miałam masę czasu na przemyślenia i wiesz co? Przysięgłam sobie, że jeśli z tego wyjdę, to wszystko mu powiem i postaram się wyjaśnić...  
- Och, Stefano tak strasznie to przeżył, że aż się wystraszyłam. Coś ci powiedział?
- Nie, ale... Kiedy go zawołałam... Był taki moment... A może mi się zdawało? - Potarła dłonią czoło – Na mój widok można się przestraszyć.
- Co ty opowiadasz? - Caterina ujęła jej dłonie i zaczęła obracać, oglądając ślady po sznurze i pasku – Jesteś śliczna jak zawsze, tylko taka... biedna.
- O kurde! - Marco dopiero teraz zobaczył w pełnym świetle czerwone pręgi i otarcia – Dobrze, że Stefano obił tego drania! Jak można zrobić coś takiego kobiecie? - Wyglądał na wstrząśniętego.  
- Och, Marco – Mila westchnęła ciężko – Można i coś znacznie gorszego.
- Ale on chyba nie...? - Oczy młodego ochroniarza zrobiły się okrągłe.
- Nie. Tylko mnie zbił – Odwróciła głowę tak, by mógł zobaczyć policzek – Mam jeszcze pewnie pręgę na plecach, ale chyba ci jej nie pokażę – Dodała ze smutnym uśmiechem. Och, kochany dobry Marco, mam też inne pręgi, o których nie masz pojęcia, pomyślała.  
- Mila, musisz iść do psychologa jak tylko wrócimy do domu. Mówię poważnie – Caterina spojrzała jej w oczy – Już samo porwanie jest wystarczającym powodem – Zawiesiła głos.  
- Pójdę – Odparła potulnie, zwieszając głowę. - Może gdybym wtedy nie przerwała terapii...? Jak on to zniósł? - Spytała cicho
- Och, gdybyś widziała, co się z nim działo!  
- Caterina, dlaczego nie mogli jechać z nami? - Wybuchnęła nagle.
- Mila, zaraz do nas przyjadą. Po prostu muszą od razu ustalić pewne... fakty. - Caterina poprawiła się niespokojnie na siedzeniu, posyłając ukradkowe spojrzenie ratownikowi siedzącemu obok kierowcy, ale wyglądało na to, że nie rozumie włoskiego – Wiesz, musieliśmy trochę nagiąć przepisy, żeby tak szybko cię znaleźć – Wyjaśniła niechętnie. - Prawdopodobnie ty też będziesz musiała złożyć zeznania. Porucznik jest przyjacielem, ale nawet on nie stoi ponad prawem – Rozłożyła ręce – No, ale najważniejsze, że jesteś z nami, a Stefano jakoś sobie poradzi.  
- Jak to? Co on takiego zrobił? - Nie rozumiała, w czym problem. Przecież ją ratował! Pobił tamtego, ale to było w jej obronie. Zresztą, widziała, że Kita powstrzymał innych – Cateri, o co chodzi?
- Widzisz, Stefano użył broni – Powiedziała ostrożnie, szukając wzrokiem wsparcia u Franco – Nie jestem pewna, czy jego pozwolenie jest ważne w Polsce...
- Nie użył! Nie strzelił – Prawie krzyknęła.  
     Caterina i Marco natychmiast ją uciszyli, nie chcąc zwracać uwagi ratowników.  
- Ale celował i doskonale wiesz, że gdyby musiał, to zastrzeliłby tego kundla bez mrugnięcia okiem – Franco włączył się nagle do rozmowy. - Zresztą, tak samo jak każdy z nas. On miał jeszcze dodatkowy powód. Facet groził ci bronią.
- To był paralizator – Odparła prawie szeptem.  
- Ale on tego nie wiedział – Franco utkwił w niej poważne spojrzenie – My też nie.
     Nagle wydało jej się, że świat wokół zawirował. Stefano był gotów zabić, żeby ją ratować! Niby zawsze w jakiś sposób to czuła, ale nigdy nie miała tak namacalnego dowodu. Jest doskonale wyszkolonym ochroniarzem i to należy do jego obowiązków, podpowiadał jej rozsądek, ale serce mówiło coś innego. Ten wspaniały mężczyzna, jej ukochany, był gotów na wszystko... dla niej. Więc, nic się nie zmieniło! Kochał ją nadal i chciał, żeby byli razem! Jak mogła wątpić?! Obraz wnętrza karetki nagle jej się rozmazał i jej zmęczonym obolałym ciałem wstrząsnął szloch.  
     Caterina otoczyła ją ramieniem. - Psycholog! - Szepnęła jej do ucha - Pilnie!  
     Wjeżdżali na teren szpitala.  
---
- Co z nią robią? - Fabio stał przy szybie, za którą pielęgniarka obkładała brzuch Cateriny specjalnym ochronnym fartuchem, a następnie za pomocą pilota przesunęła jej leżankę tak, że głowę miała w ogromnym pierścieniu tomografu.
- Proszę się nie martwić, po prostu po takim wypadku musimy zrobić badanie głowy, a to normalne postępowanie przy ciąży. – Młoda lekarka mówiła dość dobrze po angielsku. Wystukiwała jakieś dane na klawiaturze jednego z trzech komputerów, ale na moment uniosła głowę.
- Ciąży? - Fabio poczuł nagle, że świat wokół niego jakby się zakołysał – Ciąży? - Powtórzył.
- O mój boże! - dziewczyna zakryła dłonią usta – Nie wiedział pan? Pewnie żona nie zdążyła powiedzieć. Przepraszam – Wyglądała na mocno zakłopotaną.
     Ciąża?! Będę ojcem! Cateri, moja maleńka, moja słodka, myślał gorączkowo. Oparł dłonie o szybę, wpatrując się intensywnie w szczupłą sylwetkę leżącą nieruchomo w tomografie.  
- Proszę pana, wszystko w porządku? - Lekarka dotknęła jego ramienia. - Jeszcze raz przepraszam...
- Niech pani nie przeprasza – Odparł, z trudem opanowując emocje.
     Za ich plecami rozległo się ciche pukanie i po chwili w drzwiach pojawił się Stefano. Skinął głową lekarce i odwrócił się do Fabia.  
- Co jest? - Przyjrzał mu się uważnie – Masz taką minę...
- Wszystko dobrze. - Odparł z roztargnieniem – Muszę najpierw porozmawiać z Ceteriną... Zamrugał, jakby otrząsnął się z zamyślenia. - A gdzie Mila? Na badaniach?  
- Nie. Rozmawia z Kitą. Są w pokoju na końcu korytarza. Zgodziła się zeznawać dzisiaj, jak usłyszała, że będziemy wtedy mogli jutro wrócić do domu - Stefano odwrócił wzrok.
- W porządku? - Fabio zmarszczył brwi.
- Dziwnie się czuję na myśl o powrocie – Powiedział powoli. Do tej pory wszystko wydawało mu się takie proste i oczywiste, ale teraz w jego głowie powstał zamęt. - Poradzę sobie... - Zrobił krok w tył, jakby chciał odejść.
- Zaczekaj – Fabio przytrzymał go za ramię i odprowadził w bok, żeby nie przeszkadzać lekarce, śledzącej w skupieniu ekran monitora. - Co jest? Caterina nie chce puścić pary z ust, ale przecież widzę, że coś się między wami dzieje. Powiedziała ci coś o Mili. Widziałem twoją reakcję.
- Nie wiem Fabio... - Zaczął z wahaniem – Jeśli powiem ci, że mój świat się zachwiał? Że coś w co ślepo wierzyłem, ufałem... - Przełknął z trudem ślinę – Że to wszystko było...  
- Kurwa, chyba nie miała nikogo na boku? - Fabio wyglądał na wstrząśniętego.
- Nie. Nic z tych rzeczy! Chociaż... - Zawiesił głos. To też dotyczyło zaufania, a właściwie jego braku. To też był rodzaj zdrady i... kurwa! Chodziło także o seks! O to, co czuła będąc z nim! Gdyby chodziło o innego faceta, po prostu by go dopadł i wyrwał mu serce, ale jak miał walczyć z nią? - Nie wiem, Fabio – Jęknął – Nie wiem, co mam ci powiedzieć.
- Prawdę – Silna męska dłoń spoczęła zadziwiająco delikatnie na jego ramieniu – Powiedz mi tyle, ile potrzebujesz. Wierz mi, że jeśli się wahasz ze względu na mnie, to w tej chwili jestem gotów przyjąć wszystko!  
- Mówisz tak, jakbyś właśnie wygrał główny los w TotoCalcio – Jeden kącik ust zadrgał mu w smutnym uśmiechu.  
- Wygrałem coś znacznie cenniejszego – Fabio spojrzał za szybę, gdzie leżała jego żona. Jego ukochana ciężarna żona!  
     Nad drzwiami prowadzącymi do pomieszczenia z tomografem zapaliła się mała lampka. Leżanka z Cateriną zaczęła się powoli wysuwać z pierścienia.  
- Wszystko wygląda normalnie – Lekarka podeszła do Fabia i wyciągnęła rękę – Jeszcze raz przepraszam i gratuluję. Może pan iść do żony – Przyłożyła kartę magnetyczną do czytnika przy drzwiach.
- Gratulacje? - Stefano spojrzał podejrzliwie na przyjaciela, uśmiechniętego jakby właśnie dostał nowiutkie Ferrari.  
     Fabio mrugnął do niego i nie czekając dłużej wszedł do pomieszczenia, gdzie Caterina zdążyła już usiąść. Na widok męża jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Wyciągnęła do niego ręce i powiedziała coś, czego Stefano obserwujący całą scenę zza szyby nie mógł usłyszeć. Fabio nie zważając na nikogo, objął ją i przywarł do jej ust w długim czułym pocałunku. Stefano już miał się odwrócić, gdy nagle zauważył, że Fabio przesuwa dłoń z pleców Cateriny na brzuch. Ten drobny gest był aż nadto znaczący. Tak, jego przyjaciel wygrał właśnie najwspanialszy los w loterii życia. Czy miał prawo zakłócać mu radość? Za żadne skarby świata by tego nie zrobił.  
- Dottoressa – Skinął głową lekarce ocierającej ukradkiem łzy i wyszedł na korytarz. Powlókł się pod drzwi pokoju, gdzie zostawił wcześniej Milę i usiadł obok czekającego tam Marco.  
- Franco musi zostać do jutra – Poinformował go chłopak. - Ma wstrząśnienie mózgu i pęknięte dwa żebra.
- Wyliże się – Stefano machnął ręką. Gdyby chodziło o niego, pewnie wypisałby się na własną prośbę. - A ty? Co masz taka minę?
- Nic mi nie jest. - Odparł ponuro – Tak myślę, że teraz pewnie Franco wróci i on będzie ochroniarzem Cateriny.  
     Stefano mimowolnie się uśmiechnął. Lubił tego chłopaka i trochę mu imponowało to, że mimo osobistego zaangażowania potrafił zachować się profesjonalnie w kontaktach ze swoją "podopieczną”. - Nie sądzę – Powiedział spokojnie – Ja zabieram Franco. Mam co do niego swoje plany. Poza tym będzie teraz wyłączony z pracy "w terenie”. Od tej pory twoim bezpośrednim przełożonym będzie Luca, ale czasem będziesz też pracował ze mną.  
     W oczach Marco odbiło się zaskoczenie i radość, ale po chwili spoważniał.
- Więc, to prawda, że jesteś wspólnikiem?  
- Prawda. Starzeję się i czas się ustatkować – Zażartował, ale bez uśmiechu.
- Kurde, Stefano-biznesmen. Nie wierzę – Marco pokręcił głową z niedowierzaniem – Mila wie? Pewnie, że tak – Nie czekał na odpowiedź.
- No dobra, wystarczy tego gadania – Uciął ich rozmowę.  
     Zza drzwi dobiegło ich szuranie krzeseł i po chwili Mila i Kita wyszli na korytarz.  
- Skończyliśmy. Myślę, że możecie jutro wracać. Zadzwonię jeszcze jutro około dziewiątej – Porucznik podał Stefano rękę – Dzielna dziewczyna – Uśmiechnął się do Mili stojącej cicho z boku – Jeszcze raz ci dziękuję – Zwrócił się do Stefano, potrząsając jego dłoń.
- Tylko tym razem załatw sprawę do końca – Stefano odpowiedział mu uściskiem dłoni.  
     
     Dochodziła jedenasta, kiedy wreszcie udało im się dotrzeć do niewielkiego hotelu, w którym się zatrzymali. Mimo późnej pory właściciel czekał na nich z kluczem od dodatkowego pokoju. Mieli też do dyspozycji kuchnię, na wypadek, gdyby byli głodni. Z wdzięcznością przyjęli odgrzewaną potrawkę z kurczaka z ryżem.  
- Caterina, czy masz może zapasową bieliznę? Mój bagaż diabli wzięli – Westchnęła Mila, kiedy wchodzili na piętro, gdzie mieściły się ich pokoje.
- Przywiozłem ci coś – Uprzedził Caterinę Stefano, podnosząc w górę swoją torbę z rzeczami.  
- Zabrałeś moje ubrania? - Nie mogła uwierzyć, że pomyślał nawet o tym – Jesteś niesamowity! - Dodała z zachwytem.
- Pomyślałem, że zabrali ci wszystko, bo bali się, że masz gdzieś schowany chip – Poczuł się odrobinę zakłopotany jej podziwem. Kurde, przecież zawsze go to urzekało.  
- A nie miałam? - Spytała podejrzliwie.
- Miałaś. Można było namierzyć komórkę, laptopa i... zawahał się – Twoją torebkę.
- Więc niepotrzebnie zabrali mi ubranie? - Wciąż nie mogła się pogodzić z tym, że rozebrali ją nawet z bielizny.  
- Nie wracaj do tego. Chodź, zrobię ci kąpiel. Podobno mamy łazienkę z wanną – Stefano ogarnął ją ramieniem. - Widzimy się na śniadaniu. - Rzucił do pozostałych.
     Gdy znaleźli się w pokoju, postawił torbę na stole. Ściągnął przez głowę sweter, który założył w miejsce kurtki i rzucił go na krzesło. Zajrzał do łazienki. – Jest wanna. Zrobię kąpiel.  
     Mila zdjęła kurtkę Stefano, którą ją okrył jeszcze na placu, i powiesiła ją na wieszaku. Zajrzała do torby. - Boże, mój ukochany sweter – Westchnęła – I bielizna! Jak ty o tym wszystkim pamiętasz?  
- Zapomniałem o piżamie. Może weź mój T-shirt? - Odpowiedział z łazienki.          
- Mogę spać bez – Szepnęła.  
     Stefano zostawił ją w łazience na dłuższą chwilę, ale wrócił niosąc smartfona i dwa drinki. - Dobrze ci to zrobi. - Podał jej jedną szklankę.
     Po chwili łazienka wypełniła się cichą muzyką i zachrypniętym niskim głosem Louisa Armstronga.
- Muszę to z siebie zmyć – Powiedziała cicho, odstawiając szklankę i zanurzając się na chwilę pod wodę. Mokre włosy oblepiły jej twarz i szyję. Stefano stał oparty o umywalkę, jakby nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Schylił się po leżący na podłodze dres. - Wyrzuć to! Nie chcę tego więcej widzieć – Rzuciła z odrazą. - Śmierdzi jak ten ohydny materac. Nie wiem, jak ze mną wytrzymaliście tyle godzin – Sięgnęła po szampon.  
     Stefano bez słowa zabrał dres i wepchnął do plastikowej torby. Mila syknęła, kiedy strużka szamponu spłynęła jej na nadgarstek. Szybko spłukała go wodą.  
- Daj mi to – Westchnął i zebrał z jej dłoni gęsty płyn. Nałożył go na czubek jej głowy i rozprowadził po włosach. Mila westchnęła głęboko i odchyliła głowę, przymykając oczy. Uśmiechnął się do siebie. Uwielbiała, kiedy mył jej włosy, ale rzadko to robił. Kiedy ostatni raz? Może z rok temu? - Pochyl się – Polecił, nabierając w ręce wody z wanny. Szampon nie chciał się pienić.  
     Mila wykonała polecenie i wtedy zobaczył jej plecy. Od lewej łopatki na skos do prawego biodra biegł ślad po uderzeniu, Stefano zacisnął zęby. Przez ułamek sekundy pożałował, że jednak nie skręcił karku temu bydlakowi Ivo. Odwrócił głowę.  
- Ale mi dobrze – Cichy głos Mili przywołał go z powrotem. Zaczął masować jej skórę, oddzielając kolejne pasma włosów. Oddychała coraz szybciej i płycej, aż zdał sobie sprawę, że jego dotyk ją podnieca. Sięgnął po prysznic.  
- Umyj się, a ja przyniosę suszarkę – Powiedział, kiedy skończył spłukiwać pianę.
- Suszarkę też zabrałeś? - Spojrzała na niego jak na cudotwórcę.
- No nie, ale widziałem, że leży w szafie – Uśmiechnął się z zakłopotaniem – Myj się. Trzeba iść spać.
     Poczuła się odrobinę rozczarowana, ale po chwili dziarsko zabrała się za żel. Łazienka wypełniła się przyjemnym owocowym zapachem. Kiedy skończyła, Stefano otulił ją ręcznikiem i wręczył obiecaną suszarkę. Sam zrzucił ubranie i nie zważając, że z wanny nie spłynęła jeszcze woda, wszedł tam i zaciągnął foliową zasłonkę. Po chwili rozległ się szum prysznica.  
     Mila suszyła włosy pogrążając się w myślach. Niby wszystko było OK, ale czuła w zachowaniu Stefano jakiś dystans. Jakby cofnęli się do początku ich znajomości. Tyle, że wtedy to było uzasadnione i nawet trochę podniecające. Teraz... no cóż, powinna się tego chyba spodziewać? Nie! Po prostu był zmęczony, tak jak wszyscy, wytłumaczyła sobie. Odłożyła suszarkę, zanim Stefano skończył brać prysznic i powlokła się do łóżka. Nałożyła czystą koszulkę, którą jej zostawił i ostrożnie ułożyła się na boku. Dopiero teraz poczuła, jak strasznie jest zmęczona i obolała. Przymknęła oczy.
- Dobranoc sikorko – Materac obok niej ugiął się pod ciężarem Stefano. Nie usłyszała, kiedy wszedł do pokoju, ale przecież on zawsze chodził jak kot.
- Dobranoc – Wymamrotała, szukając go po omacku.  
- Chcesz się przytulić? - Spytał, przysuwając się do niej ostrożnie.
- A ty nie?  
- Tak... ale nie chciałbym cię urazić – W jego głosie dało się wyczuć wahanie – Widziałem twoje plecy.
     Przeturlała się na niego i przywarła ciaśniej, zakładając nogę na jego udo. Czuła pod policzkiem, jak serce mu przyspieszyło, ale nie wykonał żadnego ruchu.
- Jesteś na mnie zły, że dałam się porwać? - Spytała ostrożnie.
- Co? - Teraz poczuła, ze odwrócił głowę w jej stronę, choć w ciemnościach nie mogła tego zobaczyć. - Jeśli już, to jestem zły na siebie, że tak łatwo dałem się podejść. Nie jestem na ciebie zły. Chociaż... - Zaczął, ale urwał wpół zdania. - Nie, nic. Ten SMS, to była dobra robota. Śpij.  
- Wiedziałam, że mnie znajdziesz – Wyszeptała sennie – Po prostu wiedziałam...
     Stefano leżał nieruchomo, próbując zebrać myśli. Z jednej strony słowa pełne wyrzutów cisnęły mu się na usta, z drugiej strony, wiedział, że wypowiedziane pochopnie w nieodpowiednim momencie, będą miały nieodwracalne konsekwencje. Zdusił je w sobie. Na jego piersi Mila oddychała miarowo i głęboko. Będzie dość czasu, żeby się rozmówić, powiedział sobie i zamknął oczy. Jednak sen nie chciał przyjść.  

     Obudzili się równocześnie, kiedy rozległ się sygnał komórki. Stefano przeciągnął się, rozprostowując stawy. - Dziś nie biegam – Stwierdził, odchylając głowę.
- Źle spałeś? - Mila z troską pogładziła jego szorstki policzek.
- Najpierw nie mogłem zasnąć, a potem ty miałaś złe sny.
- Mówiłam przez sen? - Zaniepokoiła się.
- Wołałaś mnie – Uśmiechnął się do niej. - Uspokoiłaś się, jak ci obiecałem, że nigdzie nie pójdę.
- Kocham cię, wiesz? - Wtuliła się w niego z całej siły.
- Wiem...  
     Miała wrażenie, że ostatnie słowo wypowiedział bez przekonania, ale zanim zebrała się na odwagę, by ciągnąć tę rozmowę, Stefano pocałował ją w głowę i odsunął łagodnie.  
- Zbierajmy się. Za kwadrans zadzwoni Kita z wiadomościami. - Powiedział - Powinniśmy iść na śniadanie. Potem trzeba odebrać Franco ze szpitala. Caterina mówiła też o spotkaniu z Karoliną. Jeśli chcemy dzisiaj wrócić do Turynu      to trzeba wstać!
     Musimy to odłożyć, pomyślała. Z jednej strony poczuła ulgę, ale z drugiej wiedziała, że to tylko chwilowe odroczenie nieprzyjemnej rozmowy. Nie miała co do tego wątpliwości.  
     Stefano się nie mylił. Załatwienie wszystkiego zajęło im dobrych kilka godzin, tak, że z przyjaciółmi Cateriny umówili się na obiad, żeby zaoszczędzić trochę czasu. Oczywiście Mila musiała im wszystko opowiedzieć ze szczegółami, podobnie, jak Caterina i Fabio. O dziwo, tylko przez chwilę była skrępowana ich zainteresowaniem. W miarę, jak opowiadała, stres mijał i w końcu poczuła ulgę. Wyrzuciła z siebie całą złość na porywaczy i Zawadzkiego. Nie odważyła się tylko opowiedzieć, w jaki sposób wyłudziła wysłanie SMS-a do Stefano, ale na szczęście zbyt mocno się nie dopytywali. Tylko Stefano uniknął "przesłuchania” zasłaniając się tajemnicą zawodową.  
     Kiedy wreszcie dotarli do samolotu, wszyscy byli zmęczenie i marzyli już tylko o wygodnym fotelu.  
- Usiądźmy razem – Fabio wskazał Mili i Stefano fotele zwrócone przodem do siebie – Po starcie poprosimy o szampana – Zwrócił się do stewarda. Z głośników sączyła się spokojna melodyjna muzyka pochodząca z serialu "Twin Peaks”.
- Wow, ale fajnie mieć przyjaciół z własnym samolotem – Mila nie potrafiła powstrzymać się od zachwytów nad niewielką cessną, w której się znajdowali – Od kiedy jest twoja? - Zwróciła się do Fabia.
- Tak naprawdę, to należy do firmy... – Posłał szybkie spojrzenie Stefano.
- Czyli do ciebie... - Zaczęła, ale urwała wpół zdania – O co chodzi? - Odwróciła się do Stefano. - Co to za konszachty?
- Och, dajcie spokój. Jesteście jak dzieci! - Caterina zganiła obu – Stefano, powiesz jej, czy ja mam to zrobić?
- W zasadzie, to miała być niespodzianka, ale... - Machnął ręką – Dobra, i tak jest. Zostałem wspólnikiem Fabia. Firma należy teraz do nas. No, w większości. Fabio, twoja kolej – Zwrócił się do przyjaciela, wskazując wzrokiem Caterinę.
- Kochanie, wspólnie mamy większość, do Stefano należy trochę ponad 20%, resztę mają inni udziałowcy, w tym Alessandra – Ujął dłoń żony i przyłożył ją do ust. - Jest pani bizneswoman dottoressa De Luca.  
- To znaczy...? - Mila zamrugała szybko i utkwiła w Stefano pytający wzrok.
- Tak naprawdę, to dzięki temu panu latamy własnym samolotem – Fabio klepnął przyjaciela po udzie – Trzeba było zbilansować nagły przypływ gotówki, a zmiana strategii firmy będzie wymagała częstszego przemieszczania się.
     Dalszą rozmowę przerwał im komunikat pilota. Startowali.  
     Mila uparcie wpatrywała się w okrągłe okienko. Więc Stefano wrócił na łono rodziny. Nie mogło być inaczej. W przeciwnym razie nie byłby w stanie wyłożyć takich pieniędzy. I chciał żeby została jego żoną. Wtedy, zanim... Spojrzała ukradkiem w jego stronę. Nie patrzył na nią. Siedział spokojnie pogrążony w myślach. Przyjechał cię ratować, ryzykował własnym życiem, kołatała jej w głowie nieśmiała myśl, a jeśli nawet nie, to zdrowiem... Ale teraz musiał zdać sobie sprawę, że nie była odpowiednia... Boże, nie wytrzymam tego, pomyślała z desperacją, wszystko stracone. Stracone, lamentowała nad sobą.
- Kochani – Głos Fabia oderwał ją od ponurych myśli – Mamy dwie ważne okazje do świętowania – Zawiesił głos, czekając aż steward otworzy szampana i rozleje go do kieliszków. - Po pierwsze, Mila jest z nami, cała i zdrowa – Mrugnął do niej, wznosząc kieliszek.
     Upili po łyku.  
- A pozostali? - Zwróciła się do niego Caterina, spoglądając wymownie w stronę Franco i Marco, siedzących na tyle samolotu w dyskretnym oddaleniu.
- Są w pracy – Odparł łagodnie.
- Już nie. – Spojrzała na Milę, szukając u niej poparcia. - Tylko po łyczku.
- Proszę – Mila zareagowała natychmiast, składając ręce – Za moje zdrowie.
- No dobrze – Westchnął – Ale drugi toast pijemy sami – Zniżył głos do szeptu.
     Wezwany steward dołożył dwa kieliszki i podał ochroniarzom.
- Za udaną akcję ratunkową i Milę – Stefano wzniósł w górę kieliszek.
- Za Milę! - Odpowiedzieli nieco zaskoczeni poczęstunkiem.
- A teraz chcieliśmy się z wami podzielić pewną wiadomością – Fabio spojrzał na Caterinę – Tak się składa, że znów będziemy was prosić o dyskrecję, ale ostatnim razem przynieśliście nam szczęście, więc... – Westchnął – Kochani, zostaniemy rodzicami.
- Och! - Mila zakryła dłonią usta. Spojrzała na rozpromienioną Caterinę – O boże, jak wspaniale! - Wyjąkała, z trudem hamując wybuch radości.
- Ty się domyśliłeś, prawda? - Fabio spojrzał w oczy Stefano.
- Byłeś taki podniecony, a ta lekarka ci gratulowała... - Odparł – Nie masz pojęcia, jak się cieszę. - Uścisnęli się serdecznie.  
     Mila odpięła swój pas i pochyliła się nad Cateriną, całując jej policzki.  
- O tak, przyniesiemy wam szczęście, zobaczysz! - Szeptała przez łzy – Wtedy, jak nam powiedzieliście o zaręczynach, przez sekundę miałam taką myśl... przysięgam, że tak było, a teraz się spełniła.  
- Nikt jeszcze nie wie. Nawet moja mama – Caterina również ocierała wilgotne oczy – To dopiero pięć tygodni, może sześć... Chcemy, żeby Vanessa dowiedziała się pierwsza... Jestem taka szczęśliwa!
- Dajmy im się nagadać – Fabio wskazał Stefano dwa osobne siedzenia.
- Co zrobisz z Valerią? - Spytał, upewniwszy się, że nikt ich nie usłyszy.
- Najchętniej ukręciłbym łeb tej głupiej gęsi, ale jest matką Vanessy. - Pokręcił głową z rezygnacją – Caterina nalega, żebym jej odpuścił.  
- Wydaj ją za tego, jak mu tam?  
- Ted – Prychnął – Tak zrobię, ale nie dam jej tego, co che. Na razie polecimy na Bali. Caterina musi odpocząć, a ty musisz załatwić swoje sprawy. Wasze – Poprawił się.
- Lećcie. Przypilnuję wszystkiego. - Stefano zmienił temat.
- Zabierz ją do psychologa. Caterina już zadzwoniła do kliniki i umówiła was na jutro.
- Nas? - Chyba się przesłyszałem, pomyślał. Fabio doskonale wiedział, jaki miał stosunek do "grzebania w głowie”.
- Ona twierdzi, że tak będzie lepiej.
- Lepiej? Dla kogo? - Nawet nie starał się ukryć niechęci.
- Na pewno dla Mili. - Fabio utkwił w Stefano poważne spojrzenie – Kochasz ją. Przecież cię znam. Niezależnie od tego, co ci zrobiła, przemyśl wszystko na spokojnie.
- Właśnie myślę – Z trudem pohamował zniecierpliwienie.  
- Posłuchaj, kiedy chodziło o mnie, walczyłeś do ostatniej chwili. Teraz walcz tak samo, bo chodzi o ciebie. Mówię poważnie. - Fabio położył mu dłoń na przedramieniu – Kiedy ją zabierałeś do domu, powiedziałem ci, że masz przede wszystkim chronić siebie, bo nie chcę żebyś cierpiał, a teraz powiem ci: chroń was oboje, bo nie ma innego sposobu.
- Będzie bolało – Odparł najciszej jak potrafił.
- Wiem, ale w końcu przestanie – Powiedział z przekonaniem – Tylko tego nie spieprz!  

---
     Luca powitał ich na lotnisku i zabrał do domu na kolację. Nikt poza Pietro i Andreą nie wiedział, że wylot na Bali został odroczony, więc telefony milczały. Zjedli wszyscy razem w kuchni, jak grupa przyjaciół, a nie jak przełożeni i pracownicy. Wkrótce jednak zmęczenie ich pokonało i rozeszli się do swoich zakamarków ogromnego domu. Pietro pozostał w kuchni tylko w towarzystwie Andrei. Jego uwadze nie uszedł fakt, że Caterina piła do kolacji wyłącznie wodę i soki, pozostawiając nietknięty kieliszek z wyśmienitym winem. Podał swojej towarzyszce kieliszek – Szkoda, żeby się zmarnowało – Mrugnął do niej.  
- Zwłaszcza, że chyba jest okazja? – Wyszczerzyła do niego zęby.

     Wchodząc do "apartamentu”, Stefano upuścił torbę na podłogę i spojrzał na Milę.  
- Jak się czujesz? - W jego głosie słychać było troskę.  
- Już dobrze... – Odparła z wahaniem. Ani razu nie poruszył tematu, którego tak się bała. Czuła jednak, że jest między nimi napięcie, którego nie da się zignorować. Postanowiła, że tym razem nie pozwoli sobie na ucieczkę przed nieuniknionym i choć serce podchodziło jej do gardła, odważnie spojrzała mu w oczy – Chyba powinniśmy porozmawiać... - Zaczęła cicho, ale umilkła natychmiast pod jego chmurnym spojrzeniem. Czarne jak węgle oczy Stefano zdawały się przewiercać ją na wylot. Poczuła się nieswojo i spuściła wzrok.
- Nie sądzę, żeby to był odpowiedni moment – Odparł dziwnie spokojnym i cichym głosem.
     Wolałaby tysiąc razy, żeby na nią nakrzyczał, wściekł się, nawet... uderzył? Poczuła pod powiekami łzy, a w gardle nieprzyjemne drapanie. Nigdy jej nie uderzył, nigdy!
- Stefano, ja... - Szept uwiązł jej w gardle.
- Chyba oboje potrzebujemy odpoczynku – Na jego twarzy pojawił się przelotny uśmiech – Idź pod prysznic, ja muszę jeszcze coś zrobić.
- Dobrze – Odparła cicho i poszła do sypialni.  
     Odesłał mnie, po prostu zostawił samej sobie, lamentowała w duchu. Jest zmęczony i skołowany, słabo kontrował rozsądek. Odesłana pod prysznic! Serce biło jej znacznie szybciej, niż powinno w takiej sytuacji. Zobaczysz, przejdzie mu, jak odpocznie. Takie tłumaczenie zdecydowanie bardziej jej się podobało. Szybko zrzuciła z siebie ubranie i stanęła w strugach ciepłej wody. Owocowy żel napełnił kabinę kojącym smakowitym aromatem. Myła się długo i dokładnie, jakby chciała zmyć z siebie wydarzenia ostatnich kilku dni. Gdzieś w głębi duszy pulsowała maleńka iskierka nadziei, że Stefano wejdzie do łazienki, zanim skończy się myć. Może się przyłączy...? Głupia, ma do ciebie żal! Znów poczuła łzy, ale tym razem wypłynęły swobodnie i zmieszały się ze strugami wody. Zakręciła kran. Nadal była w łazience sama. A czego się spodziewałaś? Masz za swoje!  
     Wytarła się szybko i otuliła szlafrokiem. Z lustra patrzyła na nią smutna dziewczyna o zbyt ostrych rysach i ogromnych oczach pełnych bólu. Siniak na policzku przybierał zielonkawą barwę. Odsłoniła nadgarstki. Otarcia nie były już takie czerwone, ale za to pojawiły się drobne zasinienia. Posmarowała je balsamem, a policzek kremem. Musi wystarczyć, postanowiła. Wytarła włosy i zawinęła je w ręcznik, tworząc na głowie malowniczy turban.  
     Wyjrzała na korytarz. Przez szparę w niedomkniętych drzwiach do pokoju Stefano sączyło się niebieskawe światło komputera. Stanęła w progu, zastanawiając się, co ma powiedzieć.
- Nie położyłaś się? - Uniósł głowę znad komputera.
- Nie ignoruj mnie – Spojrzała mu w oczy – Tęsknię za tobą.
- Przecież jestem...  
- Nie ignoruj mnie – Powtórzyła ciszej.
- Mila, proszę – Zaczął miękko, prawie szeptem – Masz za sobą ciężkie chwile. Potrzebujesz odpoczynku...
- Potrzebuję ciebie – Przerwała mu z desperacją – Jesteś, wiem, ale... Jesteś tak obok! Nie wiem, co mam zrobić! - Głos jej się załamał. Zrobię wszystko, co zechcesz, błagała w duchu, tylko dotknij mnie jak dawniej.  
- Chodź do mnie – Przymknął laptopa i odsunął się od stołu wraz z krzesłem.
     Podeszła szybko, jakby w obawie, że się rozmyśli, ale on wyciągnął do niej dłoń i po chwili siedziała mu na kolanach. Uniósł głowę i zajrzał jej w oczy. - Sikorko, ja też przeżyłem szok. Zrozum, najpierw mi zniknęłaś, potem Caterina powiedziała mi o tamtym... i w końcu to porwanie – Ujął dłonią jej twarz i przesunął kciukiem po ustach – Muszę to sobie poukładać.
- Kochanie, wszystko ci wyjaśnię, wytłumaczę... Proszę! Tak strasznie się bałam, że cię stracę! - Broda zaczęła jej drżeć – Nadal się boję...
- Ćśśś – Przytrzymał kciukiem jej usta i przymknął oczy.
     Przytuliła się do niego, przyciągając do siebie jego głowę. Szlafrok rozchylił się na tyle, że poczuła na skórze jego szorstki zarost. Westchnęła głęboko.
     Stefano sam nie wiedział, jak to się stało, ale po chwili skubał wargami delikatną pierś i wdychał odurzający zapach aksamitnej skóry. Odruchowo odszukał brodawkę i chwycił ją zębami. Cudownie stwardniała w jego ustach. Mila oddychała płytko, wiercąc się na jego kolanach. Tak bardzo jej pragnął. Jego ciało nie dawało się okiełznać rozumowi. Jakaś wewnętrzna zwierzęca siła kazała mu sięgnąć między jej uda. Rozchyliła je z westchnieniem ulgi. Wsunął palec między delikatne wilgotne płatki. Przeciągły jęk rozkoszy zawibrował mu w uszach. To szaleństwo, przemknęło mu przez myśl!  
     Mila zagryzła dolną wargę tłumiąc cisnące jej się na usta słowa. Podświadomie czuła, że powinna być cicho. Jej wnętrze płonęło pożądaniem, ciało zaciskało się boleśnie na palcu Stefano, błagając o ulgę. Kochaj się ze mną, kochaj się ze mną, błagała w myślach. Nagle Stefano cofnął rękę. Zamarła. Chwycił jej biodra i posadził ją na biurku obok laptopa. Wziął urządzenie i bezceremonialnie odłożył na podłogę. Szarpnął pasek szlafroka i rozchylił jej nogi. Odchyliła głowę, czując na udzie ciepły oddech. Oparła stopy na krześle obok jego ud i drżąc z emocji, czekała. Kiedy ostatni raz tak go pragnęła? Tak, że na sam dźwięk jego głosu robiła się mokra?  
     Delikatne liźnięcie prawie odebrało jej zmysły. Zacisnęła palce na rancie biurka i wstrzymała oddech. Kolejne liźnięcie było mocniejsze i zakończyło się dokładnie w miejscu, gdzie skumulowały się chyba wszystkie jej żądze. Nie była w stanie powstrzymać jęku. Natarczywy język omiatał i drażnił jej najwrażliwszy punkt, doprowadzając ją do szaleństwa. Spięła się w sobie i rozchyliła uda szerzej wychodząc mu naprzeciw. Odpowiedział jej pomruk zadowolenia. Pragnie mnie! Radosna myśl rozświetliła jej umysł tysiącem migoczących światełek.  
     Tymczasem Stefano poddał się instynktowi. Sięgnął rekami do tyłka Mili i przyciągnął go do siebie, wpijając się jednocześnie w jej łechtaczkę. Ssał ją i przygryzał, słuchając jej coraz głośniejszych jęków z rosnącym podnieceniem. Wiła się i szarpała, nie panując nad sobą, ale jego żelazne mięśnie skutecznie ją unieruchamiały. Wreszcie poczuł, że wygina się i pręży, tracąc oddech.  
- Stefano – Wydyszała – Och, Ste-fa-no!  
     Smakował ją z największą przyjemnością, chłonął jej doznania... Drżała na całym ciele, z trudem dochodząc do siebie po gwałtownym orgazmie. Cholera, nie potrafił jej się oprzeć i chyba wcale tego nie chciał.
- Chodź do mnie – Chwyciła go za ramiona i pociągnęła na siebie.
- Nie – Mila patrzyła na jego widoczną erekcję i nagle zdał sobie sprawę, co zamierza zrobić – Nie mogę...  
- Rozumiem... – Poczuła się okropnie, ale nie dała za wygraną – W takim razie zrobię to tak – Zsunęła się z biurka i uklęknęła przed nim.  
- Mila, nie – Jego opór słabł – Proszę...
- Pozwól mi – Podciągnęła mu koszulkę i zaczęła całować brzuch, jednocześnie opuszkami palców gładząc wybrzuszenie jego dżinsów – Pozwól mi – Powtórzyła miękko.
- Muszę wziąć prysznic.  
- Nie. To mi nie przeszkadza, chcę cię takiego.  
     W jej głosie brzmiała desperacja. Otrzeźwiło go to natychmiast.
- Zaczekaj, sikorko – Podniósł ją z klęczek i posadził sobie na kolanach.  
- Nie chcesz, żebym cię dotykała? - Zamrugała szybko, żeby pokryć zmieszanie.
- W tej chwili nie. - Odparł spokojnie – Najpierw musimy sobie wyjaśnić parę spraw...
- Ale ty mnie dotykałeś... - Wyszeptała nie patrząc mu w oczy.
- Bo tego chciałaś. Bo oboje tego chcieliśmy – Poprawił się – Dajmy sobie czas.
     Pokiwała głową, wciąż unikając jego wzroku.
- Chodź, zaniosę cię do łóżka – Wziął ją na ręce jak dziecko – Jutro mamy dużo pracy. Oczywiście, jeśli mi pomożesz, to pójdzie szybciej – Uśmiechnął się do niej.
     Znów pokiwała głową i objęła go za szyję.
- Zrobię, co mi każesz – Wyszeptała wprost do jego ucha.
- Zobaczymy.
- Przyjdziesz do mnie? - Spytała z nadzieją, kiedy posadził ją na łóżku i pomógł zdjąć szlafrok.
- A jak myślisz? - Posłał jej spojrzenie pełne troski.
- Chyba tak...
- Tylko się umyję – Ruszył do łazienki.
- Nie zamykaj drzwi – Poprosiła cicho – Chcę słyszeć, że jesteś tuż obok.
     Spełnił jej prośbę, czując jak żółć podchodzi mu do gardła.

Roksana76

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 7392 słów i 41662 znaków.

5 komentarzy

 
  • Dominiani

    Boze kobieca logika

    4 maj 2019

  • KaśkaKK

    Kiedy dalszy ciąg? :question:

    20 kwi 2015

  • nickinakss

    Treśćkiedy będzie dalej?

    18 kwi 2015

  • ANITA

    uwielbiam Twoje opowiadania :) pisz szybko dalej :)

    16 kwi 2015

  • Klara

    Rewelacyjne ! Cudowne ! Genialne ! :)

    16 kwi 2015