Co za slumsy! - Marta była zdruzgotana widząc rozpadające się szopy, służące za mieszkania. Powybijane szyby, okna z poutykanymi szmatami. Wciąż miała w uszach szloch cioci Jadzi. Kiedy do niej zadzwoniła, żeby opowiedzieć o nieszczęściu, które ją spotkało, Marta natychmiast powzięła decyzję, żeby przyjechać do swej chrzestnej i próbować jej pomóc. Wszystko to wina dyrektora Ptaka. To on wyrzucił Jadwigę z mieszkania, dając w zastępstwie miejsce w tych slumsach. Ponoć znienawidził ciotkę. Ale może Marta, kobieta elegancka, ładna i wykształcona wpłynie na nieludzkiego urzędnika?
Droga przez slumsy nie była łatwa. Trzeba było omijać, lub przeskakiwać kałuże, czasem brodzić w błocie. Elegancka kobieta w klakierowanych szpileczkach na wysokim obcasie silnie kontrastowała z z nędznym otoczeniem. Pijani mężczyźni grający w karty z rozdziawionymi gębami patrzyli na elegancką damulkę, biedzącą się z pokonywaniem kałuż. Ich zdumienie dowodziło tego, że najwyraźniej takie osoby nigdy tu nie zaglądały.
Starała się nie patrzeć na karciarzy gdy przechodziła obok, a ci pogwizdywali na nią i półszeptem komentowali.
– Jaka paniusia! Odstawiona! Pewno jakaś biurwa!
- I jaka zdrowa dupa!
Marta przeszła nie odwracając głowy tylko spoglądając na nich kątem oka. Jakieś pierwotne instynkty się w niej odezwały. Podnieciła ją sytuacja, w której ona sama, bezbronna, w dość seksownym stroju jest sama wobec kilku wulgarnych lumpów.
Nie widziała, że krok w krok przemykają za nią dwaj wyrostkowie, nieodrodni reprezentanci slumsów
Chłopcy wpatrywali się w spory, zgrabny tyłek, opięty obcisłą kiecką, który kręcił się zamaszyście w rytm kroków eleganckiej damulki. Ich umysły otumanione klejem, roiły dziwne fantazje. Młodzieńczy wigor nakręcał ich podniecenie.
-To co?! Jak z tą licealistką?
-Tą co tak piszczała? Pewnie!
Marta nagle usłyszała tupot stóp podczas biegu i poczuła jak dwie pary dłoni zadzierają jej spódnicę do góry. Odruchowo zaczęła piszczeć, ale mimo, że upuściła i torebkę i walizkę, nie zdołała przeciwstawić się napastnikom. Materiał spódnicy był wysoko w górze. Menele grający w karty gapili się jakby wylądował przed nimi statek kosmiczny. Widzieli nogi kobiety w seksownych pończochach, skąpe stringi opinające łono, ale nie okrywające pośladków, które mogli podziwiać w pełnej krasie. Z początku zaniemówili. Ale, gdy Marta już obciągała materiał spódnicy w dół – rechotali na cały głos.
Twarz dziewczyny była cała czerwona. Czuła się potwornie upokorzona. Potraktowana siłą, obnażona. Podejrzana. Zawstydzenie odbierało jej zdolność racjonalnego myślenia. Stała otępiała, wygładzając spódnicę. Właśnie odkryli jej intymną tajemnicę – sexowną bieliznę, zapewne też podniecili się tą sytuacją i menele i wyrostki. . Z jednej strony czuła rodzaj poniżenia, a z drugiej – o dziwo – silne podniecenie. Kucnęła, żeby podnieść torebkę, chwyciła walizkę i mimo tego, że była w szpilkach – pobiegła.
Ciocia Jadzia cały czas szlochała. Opowiedziała ze szczegółami jak Jan Ptak, dyrektor gospodarki lokalowej miasta wyrzucił ją z mieszkania i dał jej kwateruek w tym baraku. Warunki rzeczywiście nie imponowały komfortem. Jedna izba, pozbawiona wody i łazienki, obdrapane ściany, bardzo cienkie – nie rokowały, że zimą będzie tu ciepło.
Marta płakała razem z Jadwigą.
-Nie martw się… postaram się jakoś pomóc… porozmawiam z tym dyrektorem – szlochając, dukała.
-To okropny tyran! Nawet nie dopuszcza mnie do rozmowy. Ale podobno straszny kobieciarz… Taką ślicznotkę jak ty, przyjmie na pewno. Mnie znienawidził bo nie płaciłam i buntowałam innych. Jak tylko powiesz, że jesteś ode mnie, wpadnie w furię.
Marta poszła odświeżyć się po podróży. Łazienkę zastępowała część izby oddzielona szafą od reszty pomieszczenia. I miednica na podłodze.
Gdy myła się, do Jadwigi przyszedł jakiś mężczyzna. Mówił niewyraźnie, jakby miał braki w uzębieniu. Marta zaniepokoiła się, czy tu przypadkiem nie zajrzy i nie zobaczy jej bez stanika, więc przerwała mycie i osłoniła się ręcznikiem. Ale gdy rozmowa ucichła, a do tego wyraźnie było słychać zamykanie drzwi, wszystko wskazywało na to, że gość sobie poszedł.
Marta odłożyła ręcznik i zaczęła się opłukiwać. Nagle usłyszała chrząknięcie. Gwałtownie podniosła głowę i zobaczyła w przejściu niskiego, licho ubranego człowieka gapiącego się na nią, a właściwie na jej nagi biust, jak sroka w kość.
-O Boże! Co pan tu robi?!
Szybko zasłoniła piersi dłońmi. Zdawała sobie sprawę, że drobne dłonie nie zakryją całego biustu, więc mężczyzna doskonale widzi jego kształt.
-Nie chciałem przeszkadzać… Jadźka poszła po cebulę…
Mężczyzna z lubieżnym uśmieszkiem, trzymając papierosa w ustach, gapił się na półnagą dziewczynę, ani myśląc odejść.
-Proszę stąd iść…
-No dobrze już dobrze… ale masz paniusiu czym oddychać! Oj masz…
Gdy Jadwiga wróciła, przedstawiła gościa.
- To Henio, ale mówią na niego Cudzes. Bo zawsze wysępi cudzesy, czyli czyjeś papierosy.
Siedzieli w tak zwanej części kuchennej, bo stał tu stół i kuchenka i pili kawę. Henryk usilnie namawiał, żeby Marta odwiedziła dyrektora.
-Jak tam pomacha tyłkiem… pokaże kolanka… albo coś więcej… ha ha… to jak znam ptaszka… będzie się ślinił! Zawsze oglądał się za spódniczkami. Podobno niejednej brzucha zmajstrował…
Cudzesowi śmiały się lisie oczka, omal nie wychodząc z orbit gdy, cały czas gapił się na Martę. Dziewczyna czuła się mocno zmieszana przy tej rozmowie, wszak miała być czymś w rodzaju przynęty, ma „pomachać tyłkiem… pokazać kolanka… albo coś więcej…”
Henio nieustannie podkreślał, jakim to jest śmiertelnym wrogiem Jana Ptaka.
- Też mu nie płacę za tę norę!
Późnym wieczorem, przed pójściem spać, Marta udała się do toalety – choć na tę nazwę marnie zasługiwała rozpadająca się sławojka, usytuowana kilkanaście metrów od mieszkania. Potwornie śmierdziało, kobieta z trudem powstrzymała się żeby nie zwymiotować, gdy usiadła na brudnej desce. Czym prędzej uciekała stamtąd, ale musiała jeszcze wstąpić do szopy, żeby przynieść drewna do napalenia w kuchence. Weszła tam świecąc telefonem komórkowym. Gdy szukała opału, usłyszała, że ktoś wtargnął do szopy. Kiedy się odwróciła – ten ktoś wytrącił jej telefon i rzucił się na nią. Zorientowała się, że napastników jest dwóch. Zaczęła krzyczeć, ale odpowiedział jej śmiech, którego barwa zdradzała młody wiek napastników.
-My paniusiu lubimy, jak dziewczyna piszczy i krzyczy. Ha ha ha.
-Widzieliśmy dzisiaj, że masz ładne majtki! Czas je teraz zdjąć!
Marta czuła się przy nich kompletnie bezradna. Nie mogła ich powstrzymać. Dłonie chłopców wędrowały po jej ciele, chwytały za pośladki, za uda. Odważniejszy z chuliganów chwycił za piersi. Marta starała się odpychać ich ręce, ale zawsze była krok za nimi – gdy odepchnęła rękę z lewej piersi, już inna chwytała ją za prawą. Chłopcy z każdą chwilą stawali się coraz śmielsi i coraz bardziej natarczywi. Ich dłonie coraz mocniej ściskały ciało Marty, a ich usta błądziły po szyi. Marta czuła od nich woń alkoholu. Spirytusu!
-Lalusiu, ale masz duże cyce!
Jednocześnie podłożył dłoń pod pierś kobiety, jakby ją ważył.
-Puśćcie mnie – Marta cicho szeptała zrezygnowana.
W najśmielszych snach nie przypuszczała, że taka sytuacja, podnieci ją i to tak mocno. Czuła, że chce tego. Że chce być napastowana… macana…
Chłopcy jakby odczytywali jej pragnienia – zaczęli brutalniej ugniatać piersi. Jeden z nich jakby próbował wziąć w rękę cała pierś, ale nie był w stanie – była za duża. Wtedy zaczął ugniatać ją dwiema dłońmi.
Marta opierała się już tylko symbolicznie, ale cały czas cicho protestowała.
-Nie… nie… proszę…
Jednemu z agresorów przestało wystarczać obmacywanie biustu przez materiał. Rozerwał guzik i wepchnął rękę pod bluzkę. Przez chwilę bawił się delikatną koronką biustonosza, ale zaraz potem wsunął dłoń w stanik.
-Ach! Nie… - prosiła Marta. Ale takie jej reakcje tylko wzmagały pożądliwość młodzików. Palce ciemiężyciela mocno zacisnęły się na dorodnej piersi.
-Auua!
Chłopcom nie przeszkadzało to, że kobietę może boleć. Przeciwnie. Jęki pobudzały do działania. Drugi z chuliganów nagle włożył jej rękę pod spódnicę.
-Nie…
Dłoń sunęła po nodze, gdy dotarła do miejsca powyżej koronki pończoch – zatrzymała się i ścisnęła udo, delektując się jędrnością ciała.
Przez chwilę jakby droczył się, jakby dawał nadzieję, że ręka nie będzie zmierzała wyżej. Ale nic z tego. Powoli zaczęła sunąć w kierunku najintymniejszego z miejsc.
-Ale jest tam ciasna! Dwoma palcami jej robie palcówkę.
W drzwiach stał Cudzes. Świecił latarką.
-Wypierdalać gnoje.
Sycił się widokiem Marty chowającej piersi w staniku i zapinającej bluzkę.
- Mocno zmacali paniusi kuciapkę?
Widziała uradowaną twarz Cudzesa. Zawstydzona kobieta w pośpiechu poprawiła spódnicę.
Z samego rana Marta z nosem na kwintę maszerowała do siedziby gospodarki lokalowej. Nie czuła się zbyt komfortowo. Jeszcze nigdy dotąd nie ubrała się tak wyzywająco. Minispódniczka, którą Jadzia jej skądś wytrzasnęła, była mocno za skąpa, kobieta miała wrażenie, że lada moment puści jakiś szew. Bluzeczka była stanowczo zbyt mocno wydekoltowana, z łatwością dało się spod niej zauważyć koronkę stanika. Dziewczyna miała wrażenie, że wszyscy, których mija, doskonale wiedzą gdzie i po co idzie. Starszy mężczyzna w kapeluszu wpatrywał się w nią mrużąc oczy, zdawał się mówić: „Ale z ciebie lafirynda! Od razu widać, że idziesz komuś dać dupy!”.
Gabinet dyrektora miał typowo PRL-owski charakter. Naburmuszony urzędnik w mig zmienił minę, ujrzawszy uroczą kobietę. Uśmiechnął się szeroko i wskazał miejsce na kanapie. Zazwyczaj nie pozwalał interesantom siadać, żeby, jak mówił: nie przyzwyczajali się. Rzadko pozwalał komuś usiąść na krześle. Gdy jednak zobaczył piękną i elegancką kobietę w minispódniczce, w bluzce z dekoltem, decyzję podjął błyskawicznie. Łakomie obserwował jak sadowi pupę, jak krzyżuje długie nogi w błyszczących nylonach i szpilkach na wysokim obcasie, jak wreszcie poprawia skąpą spódnicę.
„Ech! Żeby miała jakiś kłopotliwy problem! Oj, chętnie bym tej dziewoi pomógł! Ale wykazałbym jej najpierw, jakich to wymaga ode mnie nie lada poświęceń! A wtedy i ona musiałaby coś poświęcić! Oj, musiałaby! Ależ zgrabne ma te nóżęta! Ileż ja bym dał, żeby musiała je przede mną rozłożyć!”
Marta postanowiła od początku wdrażać swój plan kuszenia dyrektora. Domyślała się, że jeśli tylko z jej ust padnie słowo: Jadwiga, może wylecieć z hukiem za drzwi.
Dlatego najpierw przedstawiła się, powiedziała, że jest nauczycielką historii. Uśmiechała się do urzędnika, łopocząc rzęsami, jednak nieustannie zachowywała zmartwioną minę.
Wyginając usta w dziubek, niemal płaczliwym tonem komplementowała dyrektora, wychwalając go pod niebiosa.
-Wiem, że jest pan bardzo wpływowym decydentem…
Ptak puszył się jak nigdy. Wprost kochał pochwały. A tu jeszcze wypływające z ust takiej wytwornej w stylu bycia i elokwentnej kobiety.
„Ale ma ta babka gadane! A jakie ładne te usteczka! Duże! Pełne! Jak pięknie pomalowane na krwistą czerwień. Ech! Lalu! Rozmazałbym ci tę szminkę! Oj, rozmazał!”
Rzeczywiście wymienienie nazwiska Jadwigi podziałało na Ptaka, jakby ktoś mu dał w mordę. Zaklął szpetnie, ale szybko się opamiętał. Ta piękna kobieta była dla niego wyzwaniem wielokroć bardziej absorbującym niż cokolwiek innego. Znów myślał tylko o jednym – zrobić wszystko, żeby zdobyć tę ponętną damulkę!
3 komentarze
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
enklawa25
Opowiadanie jest spoko ja bym jeszcze kilka rzeczy np jak główna bohaterka walczy o godność cioci i zrobi wszystko by jej pomóc
Margerita
łapka w górę ja bym zmieniła nazwisko
Historyczka
@Margerita na jakie?
Margerita
@Historyczka Jan Bezduszny
Historyczka
To pierwsza wersja, jeszcze nie doszlifowana, ale celowo ją teraz wklejam, bo może będziecie mieli jakieś pomysły - chętnie będę się nimi posiłkowała, jeśli chcecie być współautorami tego opowiadania