- Niech pani spojrzy w te dokumenty. Ma pani czarno na białym, jak płaciła pani ciotka. Eksmisja należała się jak psu buda!
Celowo położył papierzyska nie na biurku, a na małym stoliczki przy kanapie. Chciał, żeby kobieta pochyliła się nad nimi. Nie mógł się doczekać, kiedy zapuści żurawia w jej dekolt! I nie pomylił się! Marta zaczęła drobiazgowo analizować poszczególne kolumny cyfr, dając doskonałą okazję dla rozochoconego dyrektora. Wprost napawał się kształtami dorodnych półkul, które w wymuszonej pozycji omal nie wysunęły się z biustonosza. A ten także był doskonale widoczny. Czerwony, z misternej koronki, niezwykle seksowny, wprost idealny na romantyczną randkę. Marta celowo założyła kuszącą bieliznę. Nie dlatego, że sądziła, że dojdzie do okoliczności, w której dyrektor mógłby ją podziwiać. Wprost przeciwnie, wykluczała taką sytuację. Ale chciała czuć się kusząco, wszak takie miała zadanie… na tyle pokusić dyrektora, żeby zmiękł. Trochę bała się ryzyka, że urzędas może się do niej dobierać, ale uznała, że takie zapędy udusi w zarodku.
Jednak fakt, że lubieżny mężczyzna gapi się jej w cycki, zaczął ją podniecać. Celowo kręciła się na kanapie, żeby staremu podsuwać pod nos, coraz to różnorodniejsze widoki. Kątem oka obserwowała go. Ptak aż zaciskał wargi. Myślał tylko o jednym. „Maleńka! Ależ ja bym ucapił te twoje cyce! Masz idealne! Idealnie takie wielkie jak lubię! Ależ ja bym je ci wymiętosił! Zapamiętałabyś do końca życia!”
W tej pozycji dało się zaobserwować sporo białego, nieopalonego ciała, ładnie kontrastującego z intensywną czerwienią materiału stanika. Urzędnik aż wychodził z siebie. Nie miał aż tyle odwagi, żeby zrobić to o czym niepohamowanie myślał, czyli chwycić ją za biust, ale położył rękę na plecy kobiety. Gdy wyczuł tam, przez bluzkę, zapięcie biustonosza, pomyślał o tym, jak bardzo chciałby go rozpiąć. „Rozpiąć? Ja bym ci ten cyckonosz rozerwał! Żeby tylko mieć przed sobą twoje cyce w pełnej krasie! Ach! Przyssałbym się do nich! Ciekawe, jakie masz sutki? Jakie brodawki?”
- Widzisz paniusiu… nie jest dobrze… Przejdźmy się jeszcze do mojego zastępcy, pana Stasia Zwierza.
Celowo przegonił Martę przed sobą po stromych schodach na górę. Chciał sobie popatrzeć na jej pupę, obejrzeć jak jest kształtna, jak zachowuje się w ruchu. A Marta, jakby w mig odczytywała intencje dyrektora. Poczęła kręcić tyłkiem nienaturalnie zamaszyście, jakby pamiętała słowa Cudzesa „pomacha tyłkiem”. Dyrektora wielce kręcił taki widok. Z trudem się powstrzymywał, żeby nie uszczypnąć dziewczynę w pośladek. „Ale prowokuje! Majta tym zadkiem jak nakręcona! Ależ bym ci suniu przylał w tę dupeczkę! Zasługujesz na porządnego klapsa! Oj, porządnego!” Na stromych schodach dyrektor liczył na okazję zajrzenia Marcie pod spódniczkę. I nie przeliczył się. Miniówka była na tyle krótka, że dawała piękną perspektywę, zobaczył koronkowe zakończenia pończoch. Ależ to na niego podziałało! Nie spodziewał się, że taki mały detal może zdziałać tak wiele. Poczuł, że ma ciasno w spodniach.
W biurze zastępcy ponownie analizowano jakieś papierzyska. Teraz jednak, celowo zostały tak położone na biurku, żeby Marta musiała się wypiąć… Ptak uśmiechał się sprośnie, mrugając porozumiewawczo do zastępcy.
- Widzisz jaką sztukę ci przyprowadziłem!? Czerstwa dupa, co nie??? – szepnął mu do ucha.
Marta nie usłyszała dobrze, ale domyśliła się sensu, speszyło ją to mocno. Nie mniej jednak, nie przeszkodziło jej to wdzięczyć się do mężczyzn pochylając się nad biurkiem, sprężyście wypinając tyłek. Celowo przenosiła ciężar ciała to na jedną nogę, to na drugą. W ten sposób eksponowała raz prawy pośladek, raz lewy. Obaj urzędnicy mało zerkali w dokumenty. Ich wzrok szukał zupełnie innego obiektu. Obaj uznali, że ten obiekt jest dostatecznie okazały i bardzo dobrze zbudowany…
Marta grała swoją rolę. Trzymając usta w „dziubek” pozowała na biedną, bezradną kobietkę, zafrasowaną losem swojej matki chrzestnej. Starała się mizdrzyć do Ptaka i zastępcy.
- Panowie tak wiele mogą… na pewno znajdą jakieś rozwiązanie… - łopotała długimi rzęsami.
Dyrektor z powrotem zabrał ją do swojego gabinetu. Miał na nią tak wielką chrapkę, że układał sobie w głowie słowa – jak jej zasugerować, że jeśli ona mu ulegnie, to on załatwi mieszkanie ciotce.
- Pani Martusiu… - obejmował ją familiarnie – może i coś dałoby się zrobić…
- Ojej! Panie dyrektorze! Wiedziałam, że jest pan zacnym i wpływowym mężczyzną! – egzaltowała się kobieta.
Ptaka podniecała jej ekscytacja. Gładził dłonią po jej plecach. „Jak tu jej to powiedzieć?”
- Tylko wie pani, że to nie jest takie proste… - dłoń na plecach wykonywała silne ruchy, niczym przy masażu.
- Ależ doskonale zdaję sobie sprawę, że trudno… Ale, myślę, że tak operatywny i energiczny menadżer jak pan, poradzi sobie z tym wyzwaniem…
- Hmmm… pani Marto… to będzie wymagało ode mnie jednak pewnego poświęcenia… - dłoń Ptaka masowała już nie tylko plecy, ale delikatnie zapuszczała się też na pupę kobiety – nie wiem, czy mnie pani rozumie…
Dziewczynę zelektryzowało, gdy poczuła na tyłku rękę dyrektora. Nie wiedziała co robić. Nie odpychała ręki, ale postanowiła zmienić pozycję, aby uniemożliwić zaloty urzędasa.
- Może usiądźmy? – zaproponowała i szybko usadowiła się na kanapie.
Ptak już był przy niej. Usiadł i natychmiast znów ją objął. Drugą rękę położył na jej kolanie. „Pokazać kolanka… a może coś więcej” – jak drzazga tkwiły jej słowa Cudzesa. Dyrektor delikatnie gładził jej kolana i uśmiechał się patrząc w oczy. Jakby chciał bez słów zasugerować – ja dam mieszkanie, a ty mi daj dupy!
- Pani Marto… jest pani piękną kobietą… do tego, prawdziwą damą! Ależ pani mi się podoba! – mówił czule mrużąc oczka – bardzo mi się pani podoba! – jego dłoń masowała kolana i uda dziewczyny.
- Dziękuję za komplement, jest pan bardzo miły – uśmiechała się speszona kobieta.
- Ma pani nóżki zgrabne, jak z obrazka! I jakie dłuuugie – jakby dowodząc tego ręka urzędnika przejechała po całej długości uda, od kolan, aż do spódniczki, podsuwając ją nieco do góry. Tym samym odsłoniły się brzegi koronkowych manszet pończoch.
- Oooo! Mówiłem, że dama! Strojnie się paniusia nosi! – koronki znowu podziałały na pożądliwość dyrektora, znów poczuł ciasnotę w spodniach. „Wystroiła się jak na randkę! Nie ma mowy nawet! Musi mi dać! I to jeszcze dzisiaj!”
Skrępowana Marta natychmiast obciągnęła spódnicę, żeby zasłonić koronki. Wiedziała, że dopięła swego, że dyrektor jest na nią napalony jak diabli. Aż, kto wie czy nie za bardzo, żeby nie rozwinęło się to w niebezpieczną stronę.
- Dziękuję za tak liczne komplementy, panie dyrektorze… jest pan prawdziwym dżentelmenem.
„Oj maleńka! Już ja bym ci pokazał, jakim ja jestem dżentelmenem! Srodze byś się zawiodła! Oj, srodze!”
- Więc jakie są perspektywy co do mieszkania? – szczebiotała Marta, patrząc prosto w oczy dyrektorowi.
- No może byłoby takie jedno, nawet przytulne mieszkanko… - przeciągle mówił Ptak, jednocześnie suwając bez przerwy dłoń po udach dziewczyny, znowu wjeżdżając wysoko, zagłębiając palce pod spódniczkę.
Kobieta zdębiała. Nie była przygotowana i nie wiedziała jak zareagować. Tymczasem ręka dyrektora bawiła się koronką manszety, jakby chciała ją gruntownie zbadać.
„Wsadził mi łapę pod kieckę! Boże! Co robić?!”
- Od kiedy byłaby szansa na to mieszkanko, panie dyrektorze?
-Hmmm to nie tak łatwo, bo ono jest już komuś obiecane. Ale…
- Panie dyrektorze… ale ja tak bardzo proszę… - szczebiotała Marta, łopocząc rzęsami, uśmiechając się przymilnie, jakby w pełni akceptowała rękę dyrektora pod jej spódnicą.
- Ha, więc mogę to zrobić, ale wyłącznie ze względu na panią! – dyrektor patrząc jej w oczy, zabrał rękę spod spódnicy, a położył ją na brzuchu i począł sunąć ją w kierunku biustu.
Marta zupełnie nie wiedziała co robić. Czy odepchnąć jego rękę? Jakaś siła kazała jej być bierną… Nie powstrzymała go i wkrótce dyrektorska dłoń wylądowała na jej piersi.
- Panie dyrektorze… ależ co też pan… - skrępowana protestowała, lecz cicho.
- Ano paniusiu… mówiłem, że taki gest wymaga ode mnie poświęceń. I że pani mi się cholernie podoba.
Jego dłoń masowała piersi dziewczyny przez materiał bluzki i stanika. Marta pozwalała mu na to, świadoma, że przyzwolenie to obietnica czegoś więcej. Niby nie chciała dopuścić do czegoś więcej, ale z drugiej strony, najważniejsze było załatwienie mieszkania ciotce. Było jasne, że jeśli nie ulegnie Ptakowi, z lokalu nici. Postanowiła go przechytrzyć. Rozpalić go, potem twardo dopiąć mieszkanie, a na koniec, wystawić go do wiatru.
- Panie dyrektorze… jest pan taki męski… aż mnie ciarki przechodzą, gdy czuję te mocarne dłonie… one są w stanie załatwić wszystko.
Dyrektorowi aż krew uderzała do Glowy, gdy to słyszał. Tym silniej pieścił piersi Marty. Próbował ją pocałować w usta, ale wywinęła mu się, więc dopadł ustami jej szyi. Skubał ją wargami, całował. I powoli zsuwał się w kierunku dekoltu.
- Panie dyrektorze… jest pan taki odważny… taki ekspansywny… - szczebiotała dzierlatka.
- Co za cudowne piersi! Ależ została pani wyposażona przez naturę! Chłopaki pewnie nie odrywają od pani oczu!
Usta Ptaka zanurzyły się w dekolt i zaczęły w nim buszować. Wręcz pławić się w nim.
- Panie dyrektorze… czy nie jest pan nadto zaborczy??? – Marta delikatnie próbowała powstrzymywać zapędy urzędnika. Ten całował jej piersi, ale nie miał jeszcze śmiałości, żeby obnażyć jej sutki. Smakował mu ten jej symboliczny opór. Mógł poczuć się zdobywcą.
- Proszę się nie posuwać zbyt daleko… - hamowała go – ufam, że nie należy pan do mężczyzn, którzy chcą zwieść kobietę, wykorzystać ją, a nie pomóc…
- Nie ma takiej opcji! – deklarował Ptak – dam pani to mieszkanie.
Po tej deklaracji poczuł, że może sobie pozwolić na więcej. Wsunął dłoń w stanik kobiety i wyciągnął z niego jej piersi.
- O Boże! – krzyknęła.
Tuż po jej krzyku, otworzyły się drzwi i do gabinetu wparował… Cudzes!
-Ppppanie dyyyrektorze… - stanął znieruchomiały, gapiąc się na nagi biust Marty, który ta, czym prędzej starała się schować do stanika.
- Jak leziesz?! Bez pukania?! – Ptak rozsierdził się, że przerwano mu w takiej sytuacji, już witał się z gąską… - Paszoł won!
Marta zaskoczyła się tak grubiańskim obliczem dyrektora. Coś jej mówiło, że pod tym wygniecionym i nieświeżym garniturem siedzi ordynus i impertynent. Gdy Henio wyszedł postanowiła postawić sprawę jasno.
- Panie dyrektorze, oczekuję, że będę mogła zobaczyć to mieszkanie.
Ptak poczuł, że zwierzyna wymyka mu się z potrzasku. Ale przecież on, pan dyrektor, który z niejednego pieca chleb jadł, przechytrzy jakąś damulkę.
- Dobrze. Skoro tak pani stawia sprawę. Ok. – skierował surowy, niemal dziki wzrok prosto w jej oczy – powiedziałem, że to mieszkanie pani dam. A czy pani mi da?
„Boże! Co za bałwan! Chamisko! Jak może tak traktować kobietę?! Powinnam chyba go spoliczkować. Ale… on rzeczywiście obiecał to mieszkanie… Jedyna taka szansa… Przecież nie mogę dopuścić, żeby ciotka zimą zamarzła…”
- Dobrze… dam panu… - sama sobie nie wierzyła że to powiedziała, jeszcze bardziej zdziwiło ją jednak to, że niezwykle ją podnieciło, to że tak bezceremonialnie została potraktowana i że to powiedziała. „Dam panu…”
Niedługo potem wchodzili oboje po schodach starej kamienicy. Puścił ja przodem. Gdy mijali mieszkańców, ci patrzyli pytająco, ale jakby domyślali się, że dyrektor Ptak przyprowadził sobie cichodajkę na godziny… Krótka kiecka i wydekoltowana bluzka Marty tylko umacniały ich w tym przekonaniu.
- Proszę. I jak się podoba?
Marta była zaskoczona. Mieszkanko było całkiem schludne. Utrzymane w stylu babciowym, ale zadbane i nie wymagające najmniejszego remontu. Wręcz wydawałoby się, że użytkownik na chwilę z niego wyszedł. Na ścianie wisiał portret starszej kobiety, ubranej na ciemno, z bardzo surowym wyrazem twarzy.
- Kto to jest?
- A to… Barbara. Nawet moja daleka kuzynka. Zmarło się bidulce… No to co, ja dotrzymałem obietnicy.
Ptak natychmiast skierował się do dziewczyny.
- Panie dyrektorze… a może my umówimy się później… - zaczęła panikować.
- O nie paniusiu! Zrobiłaś mi takiego smaka! Mam na ciebie taką chrapkę!
Marta cofała się, a dyrektor jak w nagonce, nakierowywał ją w stronę łóżka.
- Nie… nie… proszę…
Oczy Ptaka iskrzyły.
- Nie?! Przecież sama obiecałaś, że mi dasz!
Niemal rzucił się na dziewczynę. Upadli na wiekowe, mocno skrzypiące łóżko. Marta była przerażona, ale z drugiej strony, maksymalnie podniecona sytuacją. Podniecała ją jej bezradność i to że się opiera, ale czysto symbolicznie. Podniecała ją bezwzględność urzędasa, to jak bezpardonowo się do niej dobiera, jak zaborczo chwyta ją za piersi. Powoli godziła się ze swoim losem. Z tym, że zaraz mu ulegnie.
Jan mógł teraz do woli rozkoszować się jej ciałem. Brutalnie wymacał jej tyłek. Biust miętosił, jakby gniótł ciasto. Wreszcie ustami dopadł jej sutków. Ssał zachłannie, jak spragniony na pustyni ciągnie wodę z bukłaka. Westchnienia kobiety podniecały go i dopingowały.
Wreszcie wepchnął jej rękę pod spódnicę. Krótko pobawił się udami i wsadził dłoń w majtki.
- Cały czas się zastanawiałem, jaką masz kuciapkę?! – zaczął palcami badać jej cipkę - A masz dokładnie taką jak lubię! Ogoloną i ciasną!
Dłużej nie chciał czekać. Zadarł wysoko spódnicę i ściągnął z Marty majtki. Ta z przerażeniem patrzyła jak Ptak rozpina rozporek i wyciąga swojego „ptaka”. Jego męskość była słusznych rozmiarów. Aż dziewczynę przebiegły dreszcze.
Nie ceregielił się. Przymierzył penisa do szparki i natychmiast zaczął wchodzić.
- Jesteś cudnie ciasna!
- Aaaa… aaa… - Marta odpowiadała mu cichymi jękami.
- Szerzej nogi! – polecił, gdy już wbił się cały do końca pochwy.
Dziewczyna była posłuszna. Rozłożyła nogi najszerzej jak potrafiła.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Noname
Być nie może... Fotki zniknęły, tekst się wydłużył... Jeszcze tylko zmiana schematu przedstawianej fabuły na... (jakby to delikatnie...) bardziej wysublimowaną i zacznę być tutaj regularnym czytelnikiem.