Dzień jutrzejszy niech martwi się sam o siebie... 2/2

Dzień jutrzejszy niech martwi się sam o siebie... 2/2Kiedy czytałem komentarze do pierwszej części, przypomniałem sobie taką opowiastkę:

W pewnej wiosce w Chinach mieszkał stary człowiek. Był bardzo skromy i biedny. Jego jedyną własnością był przepiękny biały koń. Nawet sam władca prowincji mu zazdrościł tego rumaka i oferował za niego wielkie sumy. Ale stary człowiek odmawiał, mówiąc: Kocham mojego konia. To mój przyjaciel. Nie sprzedaje się przyjaciół. Pewnego ranka wszedł do stajni i nie zastał tak konia. Wieśniacy powiedzieli: Ty stary głupcze. Powinieneś był sprzedać tego konia. Ale nieszczęście. A stary człowiek odpowiedział: Nie jest to ani dobre ani złe. Po prostu tak jest. Nie oceniajcie tego. Nie znacie pełnego obrazu. Ale mieszkańcy śmiali się za starca.
Po kilku dniach biały koń wrócił, a wraz z nim całe stado dzikich koni. Wieśniacy znowu się zgromadzili: Starcze, miałeś rację – to nie było nieszczęście, że biały koń uciekł. To było wielkie błogosławieństwo. A stary człowiek odpowiedział: Nie jest ani dobre ani złe. Po prostu tak jest. Nie oceniajcie tego. Nie znacie pełnego obrazu. Ale wiedzieli, że nie ma racji.
Stary człowiek miał jedynego syna, który zaczął ujarzmiać dzikie konie. Któregoś dnia chłopak spadł z konia i złamał obydwie nogi. Wieśniacy zebrali się i powiedzieli: Starcze miałeś rację. Konie okazały się nieszczęściem – Twój jedyny syn został kaleką, nie będziesz miał żadnej pomocy na starość. A stary człowiek odpowiedział: jak możecie tak mówić. Po prostu tak jest. Nie oceniajcie tego. Nie znacie pełnego obrazu. Czy znacie cała książkę po przeczytaniu tylko jednej strony?
Po jakimś czasie w prowincji zaczęła się wojna i wszyscy młodzi chłopcy z wioski zostali powołani do wojska. Wszyscy, z wyjątkiem syna starego człowieka. Wioska była pogrążona w żałobie. Królestwo przegrywało wojnę i pewne było, że większość młodych ludzi nigdy nie wróci do domu. Przeto ludzie powiedzieli starcowi: Znowu miałeś rację – to było szczęście, że twojego syna zrzucił koń. Jest kaleką, ale przynajmniej jest z Tobą. A starzec odpowiedział : Nie jest to ani dobre ani źle. Nie oceniajcie bo nie znacie pełnego obrazu…

Więc po zastanowieniu postanowiłem zamieścić część drugą. W odróżnieniu od pierwszej nie będzie tu szerokich opisów erotycznych, za to więcej serca. Tylko przeczytanie obu części pozwoli wam przez chwilę poczuć, jak to było. Ale to też nie będzie pełny obraz. Mam nadzieję, że bardziej wrażliwi czytelnicy zrozumieją moje intencje i będą czytać sercem, bo to najważniejsza treść opowieści. Jeśli jednak jesteście nastawieni na erotykę – dajcie sobie spokój. Szkoda waszego czasu. Przeczytajcie tylko część pierwszą i to we fragmentach, które tak naprawdę miały Was tylko zachęcić do głębszych refleksji nad całym tekstem, albo wybierzcie inne opowiadania.  

Zapiski te znalazłem przypadkiem. Było to na jesieni, kiedy wróciłem na dobre z zagranicy do domu, byłem bezradny i zagubiony, nie wiedziałem jak żyć. Jej, mojej najukochańszej Asiulki nie było między nami od kilku miesięcy, mama była w Szwajcarii pod opieką psychologów, a przygnębiony tata w domu, chodził do pracy, ale często nie zamienialiśmy ze sobą słowa całymi dniami. W któreś popołudnie poszedłem do garażu, chciałem przejechać się na motocyklu, żeby ukoić nerwy. Otworzyłem skrzynkę na narzędzia i... serce mi zaczęło bić z niesamowitą szybkością. Znalazłem tam cudny wisiorek Asiulki i nieduży zeszycik. Otworzyłem go. To jej charakter pisma! Siadłem na podłodze i zacząłem czytać. Łzy mi ciekły po twarzy, a po przeczytaniu całości płakałem, wręcz wyłem z bólu i rozpaczy. Zobaczyłem wszystko z drugiej strony, mogłem być przez chwilę Nią. Znalazłem sekretny zameczek w wisiorku. Było tam w środku moje malutkie zdjęcie. Wisiorek przyczepiłem do najcenniejszego mojego kluczyka – do motocykla, który zawsze noszę ze sobą. Może to dziwaczne, ale nawet kiedy śpię, trzymam go w ręce.

Na potrzeby tej historii przepisałem kilka fragmentów z pamiętnika Asiuleńki. Cały pamiętnik jest zbyt obszerny, Asiulek pisała od dzieciństwa aż do ostatnich swoich dni, nieregularnie, ale trochę tego było. I nie ma znaczenia dla tej historii. Wybrałem więc fragmenty związane najbardziej z naszą opowieścią. Czasem trochę je skróciłem, ułożyłem, ale generalnie oddają ducha, pokazują, jak to wyglądało Jej oczami. Zapiski są ułożone chronologicznie, ale między nimi mogą być przerwy wielu miesięcy czy nawet lat. Wielu fragmentów nie zamieściłem w ogóle. Nie są do publikacji, są zbyt osobiste.
Jeśli macie czas i ochotę – poczytajcie. Niech coś opowie Wam również Malutka, nie tylko ja... w jej słowa warto się wsłuchać... ale pamiętajcie – to znów nie jest pełen obraz.  
Ale innego już nie będzie. Ten tekst to już koniec opowieści o najcudowniejszej, wspaniałej dziewczynie, która być może byłaby teraz znakomitą florecistką, a przeze mnie nie żyje.

Fragmenty

***
Jest sobota i do Bożego Narodzenia zostało parę dni. Będę jechała z tatą i Marcinkiem po choinkę, bo oni lubią ze mną wybierać drzewko. Ale nie o tym chcę pisać. Po południu wszyscy byli w domu i nagle Marcin jak oparzony wybiegł z łazienki i wpadł do mojego pokoju. Była bardzo wzburzony.  
- Co ci jest? Co się stało? Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? – mówił podniesionym głosem, patrząc na mnie. Zupełnie nie wiedziałam, o co mu chodzi. I w tym momencie zobaczyłam, że w ręku trzymał moje zakrwawione majteczki.  
- Marcin – zaczęłam, ale w drzwiach pojawiła się mama, zobaczyła, co Marcin trzyma w ręku i powiedziała, żeby Marcin poszedł z nią do kuchni. Siedząc w pokoju słyszałam, jak szybko go uspokoiła i zaczęła tłumaczyć spokojnym, miarowym głosem. Nie słyszałam wszystkiego, ale mówiła o pierwszej miesiączce, o tym, że Asik (czyli ja) dorastam i staję się kobietą i takie tam sprawy. Potem mówili już znacznie ciszej, więc nie słyszałam i wróciłam do układania książek na półce, a potem do przeglądania ulubionych stronek na necie. Nie wiem, po jakim czasie, ale przyszedł Marciś. Usiadł u mnie na łóżku. Przerwałam przeglądanie netu.
- Chodź do mnie – powiedział. Usiadłam na łóżku koło niego. Patrzył na mnie i powiedział:
- Malutka, głupio mi teraz. Kiedy wrzucałem swoje rzeczy do kosza z brudami w łazience, zobaczyłem twoje majty, całe zakrwawione. Myślałem, że coś ci się stało, że może dzieje się z tobą coś złego. Nawet mi do głowy nie przyszło, że masz... no wiesz...  
Zaległa cisza.  
- No bo... tak. Ale jak miałam ci o tym mówić? To głupio... ale wiesz, bo ja staję się kobietą. Tak mówi mi mama, wytłumaczyła mi i czytałam w necie, i dziewczyny mówiły, jak to jest i wszystko wiem. Ja już od dawna mam włoski na... no wiesz, i zobacz – z dumą położyłam jego rękę na swojej piersi – zaczynają mi rosnąć cycuszki. Bo na przykład Paula to już ma takie większe piersi, a Natalka nic nie ma.  
Marcin szybko zabrał rękę z mojej piersi i chyba zaczerwienił się. A potem przytulił mnie do siebie, pocałował w policzek i powiedział, że już nie jestem dzieckiem, że już jestem jego małą kobietką. Spytał się, czy mnie brzuch boli. Powiedziałam, że tak, podniosłam sukienkę i pokazałam mu, w którym miejscu boli mnie dół brzucha. Marcin lekko dotknął tam ręką i spojrzał mi w oczy ze współczuciem. A kiedy znów usiadłam koło niego, przytulił mnie, zaczął głaskać po głowie i powtarzał – "moja mała, kochana kobietka”. I jakby mnie już mniej bolało, i było mi tak dobrze, bo Marcin mnie rozumie. Bardzo go kocham.

***
W sobotę tata przyniósł do domu dwa bilety do kina na dzisiaj. Specjalnie dla mnie, na "Pocahontas”. Powiedział, że to fajny film i mogę iść na niego z Paulą czy Kaśką. Kiedy spytałam, o czym on jest, tata powiedział, że chyba o indianach. Trochę mnie to zdziwiło, bo takie filmy to są raczej dla chłopaków, ale wtedy przyszedł Marcin i powiedział, że wie, o czym jest ten film. Powiedział, że wcale nie jest dla chłopaków, że to prawdziwa historia miłości Indianki do białego kolonisty, że uratowała go od śmierci, i że zakochali się w sobie. I że spokojnie mogę na niego iść z koleżanką. Marcin interesuje się kulturą indiańską, ale i też japońską, bo trenuje judo i dużo o tym wie. Powiedziałam, że nie chcę iść z koleżanką, tylko z Marcinem. Tata zaczął się śmiać, a Marcin zrobił bardzo głupią minę. A potem powiedział, że nie może, że umówił się z Grześkiem, Igorem i jakąś Kingą, że pójdą na grilla do Władka. Zrobiło mi się bardzo smutno i jakoś łzy same zaczęły mi płynąć z oczu. Marcin się pytał, dlaczego nie chcę iść z koleżanką, więc mu powiedziałam, że na film o miłości chcę iść z chłopakiem, a jedynym moim chłopakiem jest Marcin. Na co i tata, i Marcin wybuchnęli śmiechem, tata coś mu tam szepnął do ucha, na co Marcin najpierw skrzywił się, ale potem zastanowił i powiedział, że zobaczy, co się da zrobić.  
Po pewnym czasie słyszałam, jak Marcin rozmawiał z jakąś dziewczyną (chyba tą Kingą) przez telefon i przepraszał ją, że dzisiaj nie może i coś jej szeptem tłumaczył. Rozmawiali bardzo długo, a kiedy skończyli, Marcin usiadł w fotelu, jakby bardzo się zmęczył i zamknął oczy. Kiedy weszłam, spojrzał na mnie, uśmiechnął się i powiedział:
- Malutka, idziemy do kina!
Bardzo się ucieszyłam. Nie wiedziałam, w co się ubrać, wreszcie założyłam szary sweterek i jeansy, bo Marcin miał niebieską kurtkę, więc będzie pasować.  
Fajnie jest iść do kina z dorosłym chłopakiem. Wszystkie dziewczyny patrzyły z podziwem, bo Marcin jest ładnym chłopakiem, najprzystojniejszym ze wszystkich, których znam. A ja byłam dumna. Przecież nikt nie musi wiedzieć, że to mój brat.
Kiedy usiedliśmy na sali, rozejrzałam się wokoło. Były chyba dwie dziewczyny znane mi z widzenia. Udawałam, że nie patrzę w ich stronę i zaczęłam rozmawiać z Marcinem, a potem wzięłam go za rękę. Ale on nie chciał. Kiedy pogasły światła i film się zaczął, przytuliłam się do brata. Nie wzbraniał się. A potem, w ciemności, ponownie wzięłam go za rękę. Ale tego już nikt nie widział. I teraz nie odtrącił jej. I tak przez cały film oglądałam, przytulona do braciszka i trzymając go za rękę.  
Film nawet podobał mi się. Był o tym, jak piękna córka wodza Indian Pocahontas poznaje Anglika Johna Smitha, a potem zakochują się w sobie, mimo, że byli zupełnie różni, i Pocahontas pokazywała mu swój świat. Ale się smutno kończy.
Po filmie Marcin poszedł jeszcze ze mną nad rzeczkę, na spacer, oglądaliśmy kaczki i dużo gadaliśmy o wszystkim. Było duszno i pochmurno.
Wieczorem, kiedy ułożyłam się do snu, była burza. Bardzo boję się burzy, kiedy biją pioruny, ale Marcin przyszedł, usiadł przy mnie na łóżku i opowiadał mi o historii Indian, o Indianach Hopi, którzy byli mądrzy i mieli ciekawe wierzenia, więc o niej zapomniałam, a potem zgasił lampkę i chciał wyjść. Szepnęłam: "zostań, boję się burzy”. Marcin zatrzymał się i wrócił. Wtedy w ciemności, rozświetlanej błyskawicami, poprosiłam go, żeby położył się koło mnie dopóki nie zasnę, bo się boję. I Marcinek położył się na kołdrze, a ja trzymałam go za rękę. Teraz już się nie bałam. Wyobraziłam sobie, że jestem Pocahontas, a obok leży mój ukochany. Marcin zasnął, bo chyba był jeszcze zmęczony po treningu, a mnie zrobiło się dziwnie. Druga moja ręka jakoś tak sama podążyła na brzuch, a potem sama siebie zaczęłam dotykać po cipci, wciąż marząc. To było bardzo przyjemne. Delikatnie włożyłam paluszek w "to” miejsce i poruszałam z góry na dół. Dotykałam jej, ale było sucho, więc wzięłam palce do ust, a potem znów tam. Teraz było lepiej, a kiedy to robiłam, to samo robiło się coraz bardziej mokro. Rozchyliłam nogi i bawiłam się delikatnie sama ze sobą, słuchając równego głosu śpiącego brata. Marzyłam, że to jego ręka i że to on mnie pieści. I włożyłam swój paluszek w dziurkę i potem robiłam to paluszkami, troszkę głębiej i szybciej, ale zabolało. A potem poczułam coś w dole brzucha, zrobiło mi się tak słodko i dobrze, i bardzo mokro. A potem powoli, pomalutku przeciągnęłam rękę Marcinka na moje mokre, rozpalone łono, i było mi tak bardzo dobrze, ale tylko chwilę, bo poruszył się i we śnie zabrał rękę. Więc przytuliłam się całym ciałem przez kołdrę do niego i zaraz zasnęłam. Fajnie spać z Marcinkiem.

***
Wczoraj było tak: pod wieczór siedziałam w salonie przy lapku, przygotowując prezentację do szkoły. Usłyszałam, że do domu przyszedł Marcin z kolegą. Był to Igor. Igor to starszy brat Pauli, z którą chodzę na szermierkę i do szkoły. Weszli do salonu, pozdrowili mnie i zaczęli rozmawiać o kręglach, na które, jak zrozumiałam, zaraz się wybierali. Igora nie bardzo lubię, bo skarży się na niego Paula, ciągle jej dokucza i ma z nim same kłopoty. Jest dla niej złośliwy i ją gnębi, a ze mnie sobie czasem żartuje przy Marcinie, czego nie lubię. Paula bardzo mi zazdrości Marcina, to znaczy tego, jak dobrze się rozumiemy, bo też chciałaby, żeby jej brat był taki. Marcin spytał Igora, czy chce kawy (mnie też spytał – zawsze o mnie pamięta) i poszedł do kuchni zrobić kawę. Igor podszedł do mnie i spytał, co robię. Powiedziałam, że prezentację. Podszedł bliżej, stanął za mną i przez chwilę patrzył na monitor. Nagle poczułam, jak nachylił się nade mną. Jego twarz znalazła się przy moim uchu, poczułam oddech i wtulił się w moje włosy. Na biodrze poczułam jego rękę. Zesztywniałam. A on zaczął głaskać mnie po udzie i pachwinie. "Jesteś bardzo fajna, pachnąca dupka” – szepnął mi do ucha. Ręka niebezpiecznie z uda podążała tam, gdzie nie powinna...
- Igor! Co ty robisz?! Przecież to dziecko i moja siostra! – nagle rozległ się krzyk Marcina, który z kawami w rękach stał w drzwiach. Igor gwałtownie wyprostował się, odwrócił się do Marcina:
- Nic – powiedział zmienionym głosem – nachyliłem się tylko nad monitorem, żeby jej pomóc w prezentacji...
Ale Marcin nie słuchał. Odstawił kawy, podszedł do mnie i ze złym błyskiem w oku spytał łagodnie:
- Malutka, czy wszystko w porządku? Co on ci robił?
Igor spojrzał na Marcina ze wściekłością. Czułam gorąco na twarzy i powiedziałam, że nic, że wszystko w porządku. Igor odetchnął, ale Marcin był zły i zaczął podniesionym głosem coś mówić do Igora, potem powiedział, że nie idzie z nim na żadne kręgle i zostanie w domu, a Igor może lepiej, jak sobie pójdzie. Igor zdenerwowany powiedział, że Marcin zgłupiał do reszty i jak woli bawić dzieciaka, zamiast pograć z kumplami, to jest miękka faja i jego sprawa. Po czym poszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Marcin uspokoił się. Przytulił mnie do siebie, głaskał po głowie i już o nic nie pytał. A potem przyniósł kawy, usiadł przy mnie i pomógł w przygotowaniu prezentacji. A potem, aż do przyjścia rodziców, rozmawialiśmy o życiu, szkole i sporcie. A kiedy przyszli rodzice, Marcin powiedział: ubieraj się! I poszliśmy... na kręgle! Był tam i Igor z jakimiś chłopakami, ale Marcin nawet do nich nie podszedł. Grał tylko ze mną chyba ze dwie godziny. Trochę mi nie szło, ale spodobało mi się. Wieczorem, w dobrych humorach wróciliśmy do domu, po drodze postawił mi ciastko w kawiarni. Na naszej ulicy wzięłam go za rękę. Trochę się zdziwił, ale nie puścił. Lubię go trzymać za rękę. Ma taką silną, męską rękę.

***
Okazało się, że potrafię pomóc Marcinowi nawet w całkowicie w "męskich sprawach”!  
Kilka dni temu nudziłam się trochę, siedząc w pokoju i postanowiłam zobaczyć, co robi Marcin. Kiedy weszłam do jego pokoju okazało się, że siedzi w sieci i ogląda motocykle. Usiadłam koło niego i zapytałam, po co je ogląda. On mi powiedział, że razem z Grzegorzem idą na kurs na prawo jazdy, i że będzie robił prawko nie tylko na samochód, ale również na motocykl, bo to jego marzenie. Powiedział, że tata zgodził się na motocykl, ale mama jest przeciwna, bo się boi, że mu się coś stanie, jak zacznie jeździć. Ale tata go rozumie i obiecał, że przekona mamę. Fajny ten nasz tata.
A potem Marcin zaczął mi pokazywać różne rodzaje motocykli i tłumaczyć, co to jest ścigacz, chopper, cruiser i inne rodzaje. Mówił o silnikach widlastych, o układzie kierownicy, o systemach hamulców itp. Marcin potrafi tak opowiadać, że to wciąga i o trudnych rzeczach mówi w prosty sposób tak, że się to rozumie. Po chwili już "znałam się” trochę i na ulicy potrafiłabym odróżnić choppera od ścigacza i poznać Harleya czy BMW. Powiedział, że szuka takiego choppera i pokazał, jaką powinien mieć pojemność silnika, hamulce, wagę itp. A potem zadzwonił Władek i Marcin powiedział, że musi wyjść na pół godziny.  
Zostałam w jego pokoju i sama dalej przeglądałam strony o motocyklach. Wreszcie trafiłam na bardzo ładnego chopperka. Był cały czarny, z chromowanymi, srebrnymi dodatkami, taki "męski”, piękny, miał "klasę”. Wow! Mnie się bardzo spodobał jako motocykl dla Marcinka. Był taki... "Marcinowy”. A potem sprawdziłam, jakie ma parametry techniczne i okazało się, że jest taka wersja, która odpowiada temu, co szuka Marcin. Zapisałam stronkę, ale niepotrzebnie, bo właśnie Marcin wrócił. Bardzo się zdziwił, że ja wciąż siedzę przy lapku i czytam o motocyklach. Potem pokazałam mu ten, który tak mi się spodobał. Marcina to bardzo zaciekawiło i zaczął o nim czytać. Ponieważ miałam jeszcze trochę do zrobienia, zostawiłam go samego.
Minęło kilka dni i dzisiaj Marcinek przyszedł do mnie i powiedział:
- Siostrzyczko! Muszę ci powiedzieć, że szacun dla ciebie. Znalazłaś mi motocykl! Wyobraź sobie, że przejrzałem fora, naczytałem się opinii i obejrzałem testy. Okazało się, że jest to doskonały motocykl, a przy tym przepiękny! Tak bardzo mi się podoba. Właśnie tego będę chciał kupić. Bardzo ci dziękuję. Nigdy nie zapomnę, że to ty mi go znalazłaś!
I co – może blondynka pomóc mężczyźnie w "męskich” sprawach? Może!

***
Byłam bardzo wściekła. Ale już nie jestem.
Chodzi o to, że dowiedziałam się od Grzegorza, że Marcin od kilku miesięcy ma dziewczynę. Kingę. Grzegorza lubię, jest zawsze miły dla mnie i mówi do Marcina, że jak dorosnę, to się ze mną ożeni, bo będę bardzo piękna, i już jestem bardzo piękna, a Marcin grozi mu wtedy palcem. Grzegorz, który interesuje się komputerami, kiedyś nawet przyniósł mi fajną, malutką pamięć do kompa i Marcin powiedział, że ta pamięć jest super. Grzegorz powinien mieć siostrę, bo byłby dobry dla niej, ale ma tylko dwóch braci. Czasem mówi mi różne rzeczy o kolegach i koleżankach Marcina i potem Marcin dziwi się, skąd ja tyle wiem o jego sprawach.  
Odważyłam się, i spytałam wprost Marcina o Kingę. Był bardzo zaskoczony, skąd wiem. Powiedziałam mu, że ja nie mam przed nim żadnych tajemnic, a on ukrywa przede mną takie ważne sprawy i mi przykro, i chcę ją poznać. Widziałam, że mu też było przykro i nic mi nie odpowiedział.
Następnego dnia, jak jeszcze rodzice nie przyszli z pracy, Marcin przyprowadził do domu tą Kingę. Nie wiem, czy specjalnie żeby ją mnie pokazać, ale przyprowadził. Nie spodobała mi się od pierwszego wejrzenia. Wyglądała jak topielica, kurtka z ćwiekami, obwieszona łańcuszkami jak choinka, czarne kudły, niebieskie duże oczy, buźka niebrzydka, ale oszpecona, bo za bardzo wymalowana i natapetowana. Miała niestety długie, zgrabne nogi. Siedziała rozwalona w salonie wystawiając specjalnie te nogi a Marcin skakał koło niej, mimo, że ciągle miała niezadowoloną minę. Marcin zawołał mnie i przedstawił, a ona tylko wyniośle skinęła głową, nawet się nie odezwała i była niezadowolona, że tu się kręcę. A potem wypili kawę i poszli. Byłam wściekła. Taka głupia pinda z moim Marcinem.
Pojawiła się po kilku dniach znowu. Marcin wziął ją do swojego pokoju na górze i zamknął drzwi. Siedzieli tam długo, a ja się denerwowałam. Wreszcie zdobyłam się na odwagę i pod jakimś pretekstem zapukałam i weszłam. Nic się nie działo, rozwaliła się w fotelu Marcina, a on siedział na swoim łóżku i coś jej tłumaczył, teraz zamilkł. Ona jak zwykle miała niezadowoloną minę i jak mnie zobaczyła, powiedziała ze złośliwym uśmiechem do Marcina:
- Czego chce ta mała kurewka? Zawsze tak pilnuje braciszka?
Źle trafiła z tym tekstem. Marcin poderwał się, jakby w niego piorun strzelił. Miał te złe ogniki w oczach.
- Kinga, nie mów tak o Joasi. Proszę, przeproś ją.
Kinga powiedziała, że on chyba zgłupiał. Marcin ledwo się opanował. Zrobił się czerwony na twarzy. Powiedział jej, że nigdy nie pozwoli, żeby ktoś mnie obrażał, że Kinga jest bezczelna i takie tam. Na co Kinga zaczęła na niego krzyczeć, a on cierpliwie tego wysłuchał a potem powiedział, że to już ostatnia ich kłótnia, że ma już tego dość. Po czym wskazał na mnie i powiedział, co zapamiętałam dosłownie: "Obrażając ją, obraziłaś przede wszystkim mnie. Joanna jest moją siostrą i bardzo ją kocham. I nikomu nigdy nie pozwolę tak do niej mówić”. Kinga wstała i ruszyła do wyjścia, a Marcin za nią. Słyszałem, że przy drzwiach jeszcze chwilę się kłócili, a potem trzasnęły drzwi. Zeszłam na dół i zobaczyłam, że Marcin siedzi w fotelu i zakrywa oczy. Podbiegłam do niego i objęłam rękami. On objął mnie i odwrócił głowę, ale dostrzegłam, że w kącikach oczu ma łzy. Powiedziałam, żeby nie płakał, że go kocham. A on przytulił się do mnie i cicho powiedział, że mam rację, bo nie ma po kim płakać, że już dawno powinien to skończyć, że od początku czuł, że to nie dla niego dziewczyna, a potem wycałował mnie i powiedział, że mnie bardzo, bardzo kocha. A ja mu powiedziałam, że jak dorosnę, za rok-dwa, to ja będę jego dziewczyną. A on zaczął się śmiać i znów mnie całował w policzki.
Kinga już nigdy nie pojawiła się w naszym życiu. I gitara.

***
Byłam na turnieju Judo w sali na naszym AWF. Z rodzicami.
Był to ważny międzynarodowy turniej, w którym uczestniczył Marcin i najlepsze chłopaki z jego sekcji. Byli tam młodzi judocy z całego świata. Marcin przyniósł zaproszenia i wybraliśmy się tam z mamą i tatą. W internecie wyklikałam koszulkę i kazałam zrobić na niej napis z imieniem i nazwiskiem Marcinka. Założyłam ją i miałam Marcina na piersiach.
Hala była ogromna. Na podłodze rozłożono kilka mat, jak to Marcin mówi "tatami”, i turniej się zaczął. Były walki, a my czekaliśmy na kategorię wiekową i wagową Marcina. Niestety kumple Marcina szybko poodpadali. Igor przegrał z jakimś potężnym murzynem po kilkunastu sekundach. Tylko Kamil i Adrian doszli do półfinału, ale tam przegrali – jeden z jakimś azjatą, a drugi z mistrzem Europy z Holandii. Tata tłumaczył mi niektóre techniki, bo się na tym zna, nie trenował, ale lubił zawsze judo, dlatego Marcinek już jako dziecko zaczął walczyć w sekcji. Marcin rozwalił wszystkich – w ćwierćfinale Amerykanina (był większy od Marcina i było ciężko), w półfinale jakiegoś Belga. W finale trafił na Japończyka. Tata powiedział, że Japończycy to najlepsi judocy na świecie. Kiepsko to widział. Ale ja wierzyłam. Pomyślałam sobie, że jak Marcin wyjdzie w białym judogi (czyli kimonie), to wygra, a jak w niebieskim – to może być kiepsko. Taka wróżba. Z szatni wyszedł w białym! Wiedziałam, że będzie dobrze. Tata gryzł paznokcie. Marcin stanął na skraju tatami, pięknie ukłonił się przeciwnikowi i się zaczęło. Po minucie walki wygrywał Japończyk. Miał wazari, a Marcin jeszcze dostał karę za pasywność. Ale pod sam koniec walki Marcin wykonał rzut przez biodro o takiej trudnej nazwie i wygrał przez ippon! Co to była za radość! Tatuś oszalał! Zawsze spokojny i kulturalny teraz gwizdał, tupał, krzyczał.
Potem podium i medale, a potem wywiady do kamery – była telewizja. Podeszli do Marcina, a on wtedy powiedział: chwileczkę, i zawołał mnie. Podeszłam do niego, a on mnie przytulił do siebie, ucałował, i powiedział do kamery na całą Polskę: to zwycięstwo było możliwe tylko dzięki wierze we mnie mojego najwierniejszego kibica, miłości mojego życia, mojej najukochańszej siostrzyczce Joasi, oraz moim rodzicom! Łzy mi pokazały się w oczach, ale trzymałam fason. Przez cały wywiad Marcin, bosy, w białej judodze i czarnym pasie trzymał mnie za rękę, a potem pocałował w policzek.
Niech żyje Marcin!

****
To był koszmar. W czwartek w szkole Paula powiedziała mi, że poznała w kawiarni a potem umówiła się z fajnym starszym chłopakiem dzisiaj po treningu szermierczym i że on przyjdzie z kumplem. Powiedziała, że ten drugi chłopak mnie kilka razy widział pod szkołą i uparł się, żeby Paula przyszła właśnie ze mną. Powiedziałam Pauli, że mnie to nie interesuje, ale ona zaczęła mnie bardzo prosić, bo bała się, że jeśli ja nie przyjdę, to może to wszystko wziąć w łeb i jej chłopak zawiedzie się i nici ze wszystkiego. Tak prosiła i błagała, że wreszcie wbrew sobie zgodziłam się. Co tam, zawsze można powiedzieć "do widzenia” i wyjść. W domu powiedziałam, że wrócę dziś później, może koło 22.00.
Gdy wyszłyśmy po treningu, podeszło do nas dwóch facetów, tak na oko w wieku Marcina. Nie za bardzo mi się spodobali. Krótko ostrzyżeni, w skórzanych kurtkach, mieli jakieś tatuaże. Poza tym palili. Zaprosili nas do czarnej, dużej BMki. Paula powiedziała, że mają nas zabrać do kawiarni, ale oni powiedzieli, że mają wejścia do znanego klubu "777” i chcą nas tam zabrać na tańce. Nigdy nie byłam w "777”. W ogóle nie lubię takich klimatów.
Pojechaliśmy pod klub, bramkarz przepuścił nas bez problemu. W klubie za głośno, jak dla mnie, grała muzyka. Było tłoczno. Ten "mój” chłopak miał na imię Marek. Pokręciliśmy się trochę, oni tu wszystkich znali, potem zaczęliśmy tańczyć. Na razie wszystko było ok. Potem podeszliśmy do baru, chłopki zamówili drinki, Paula piła, ale ja nie chciałam. Wypiłam tylko łyk czy dwa.
Potem znowu tańczyliśmy. Słabo jakoś i sennie się poczułam, a Marek zaczął się do mnie "kleić”. Nie wiem, ile czasu minęło, bo było mi jakoś dziwnie, ale byłam wciąż na parkiecie. Ale kiedy zaczął mnie bezczelnie w tańcu obmacywać, i kiedy poczułam jego rękę na udzie, a potem na pośladku, miałam dość. Zostawiłam go i zaczęłam iść do wyjścia, ale on złapał mnie za rękę, przepraszał i trzymając mocno zaprowadził do baru, bo powiedział, że jest tam Paula. Byłam zła. Była tu rzeczywiście Paula, ale chyba była trochę wstawiona. Marek chciał mnie czymś poczęstować, wkładał szklankę w rękę, ale w ogóle nie zwracałam na to uwagi i powiedziałam Pauli, że chcę iść do domu, ale Paula była jakaś dziwna i powiedziała, że jest git i śmiała się bez sensu. Nasze dwa "chłopaki” rozmawiali obok z jakimiś typami. Mimo hałasu słyszałam, jak klęli, mówili coś o małolatkach do wyrwania, świeżych towarkach itp. Bardzo mi się to nie spodobało. Kręciło mi się w głowie. Migotało mi przed oczami. Zdziwiłam się, bo przecież wypiłam dosłownie troszeczkę i to dawno. Zrobiło mi się niedobrze i szybko poszłam do toalety. Za mną znów poszedł ten Marek, ale weszłam sama. Było kilka dziewczyn, ale że kabina była wolna, weszłam tam i zaczęłam rzygać. Posiedziałam trochę, spuściłam wodę i wyszłam. Marek cały czas czekał. Powiedziałam, że idę do domu. On protestował i zaczął mnie łapać za ręce więc powiedziałam, że będę krzyczeć i żeby mnie zostawił. I pobiegłam do wyjścia. Słyszałam, że chyba biegł za mną. Wybiegłam przed klub. On wyszedł i powiedział, żebym się ogarnęła i wracała. Powiedziałam mu, że mam dość i żeby się odczepił. Zaczęłam się rozglądać, czy jest tu ktoś, żeby mi pomóc. Na szczęście było kilka osób. Widział, że jestem zdeterminowana. Powiedział, że przeprasza, i że jutro znów po treningu będzie na mnie czekał. Zdecydowanie mu odmówiłam, ale on mówił, że jutro zobaczę to w innym świetle i bardzo prosi, bo i tak przyjedzie do mnie. Akurat przejeżdżała taksówka, udało mi się ją zatrzymać, więc bez słowa trzasnęłam drzwiami i pojechałam do domu. W drodze zobaczyłam, że nie mam zegarka i telefonu. Szumiało mi w głowie i było niedobrze.
Kiedy weszłam do domu, okazało się, że jest koło pierwszej w nocy. Tata siedział w kuchni, jakby na mnie czekał. Kiedy weszłam, spojrzał na mnie, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Powiedział tylko: na górę, do łóżka. Jutro porozmawiamy.
Pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Czułam się źle. W łazience przemyłam się zimną wodą. Napiłam się wody z kranu. Nawet nie myślałam o kąpieli. Zdjęłam z siebie ciuchy, i w samych majtkach położyłam się pod kołdrę. Kiedy zgasiłam światło, usłyszałam, że do mojego pokoju wszedł Marcin. Też chyba na mnie czekał. I wtedy wszystko mi puściło. Zaczęłam głośno szlochać, i niemal goła przytuliłam się do niego. On objął mnie i o nic nie pytał. Kiedy uspokoiłam się, zaczęłam mu wszystko opowiadać, jak było. Powiedziałam mu wszystko. Nie przerywał mi, tylko na końcu zapytał o to, jaki to był zegarek i telefon, a potem co z Paulą. Kiedy powiedziałam, że Paula była chyba pijana i została, wyszedł, nie zamykając drzwi. Chyba dzwonił do Igora, który jest Pauli bratem. A potem wrócił, okrył mnie, powiedział, żebym się nie martwiła i nie bała, bo on przyjdzie po mnie jutro na trening i utulił do snu. Płacząc w jego ramionach usnęłam.
Rano tata o nic nie pytał, chyba był po rozmowie z Marcinem. Jeszcze źle się czułam, a Pauli nie było w szkole. Poszłam na trening, ale mi nie szło. W połowie treningu zauważyłam, że przyszedł Marcin, Igor, Adrian i jeszcze kilku chłopaków z sekcji judo. W szatni Marcin powiedział, żebym nie wychodziła i prosił, żebym przez okno pokazała mu, który to Marek. Zobaczyłam, że stoi przy samochodzie. Potem chłopaki i Marcin wyszli.  
Marcin po pewnym czasie wrócił i oddał mi mój telefon. Powiedział, że niestety zegarek przepadł. Poszłam z Marcinem do domu. Na jego prośbę przyrzekłam, że już nigdy, nigdy w życiu nie zrobię takiego głupstwa i zawsze będę jego lub rodziców informować, gdzie i z kim idę i wracać na czas. Powiedział, że prawie cudem uniknęłam bardzo złych rzeczy. Domyślam się, o co chodziło.  
Pauli nie było kilka dni w szkole, a kiedy wróciła, była zamknięta w sobie i nie chciała w ogóle na temat tego wieczoru rozmawiać. Nigdy mi nic o tym nie powiedziała. A Marcin przez wiele dni przychodził po mnie, żeby wracać ze mną ze szkoły lub z treningu.  

***
Wciąż w szkole chłopaki chcą się ze mną umawiać. Ale nie mam ochoty. Żaden nawet odrobinę nie jest pod żadnym względem podobny do Marcina. Dziewczyny mówią, że to nic dziwnego, że chcą się umawiać, bo podobno jestem najpiękniejszą dziewczyną w szkole. Bo mam cudowną buzię, jestem bardzo zgrabna, mam piękne włosy i jest o czym ze mną rozmawiać. Może to i miłe, ale dla mnie to takie tam głupoty. Fakt, że bardzo dużo czytam, a i Marcin podsuwa mi ciągle nowe tematy. Ostatnio przeglądaliśmy fascynujące wykłady z fizyki Feynmanna. Która dziewczyna takie rzeczy czyta? Ja! Tysiąc razy wolę minutę z Marcinem niż czyjekolwiek towarzystwo. Wolę Marcina niż wszystkie rozrywki, koleżanki i cokolwiek jeszcze.  
Ale od pewnego czasu Marcin wciąż uczy się angielskiego. Ma mało czasu dla mnie. Tata powiedział, że Marcin ma szansę na stypendium na uczelni zagranicą, ale niestety za oceanem.
Dotarło do mnie, że to oznacza, że Marcin wyjedzie, i to na długo. Ile takie studia trwają? Cztery lata? TO NIEMOŻLIWE! Ja tego nie przeżyję!
Rozmawiałam z tatą i on powiedział, że to możliwe. Że Marcin będzie przyjeżdżał do nas tylko na wakacje.
Pobiegłam do pokoju i zaczęłam płakać. Ryczałam jak głupia nie wiem, ile czasu, zasnęłam, a potem ryczałam znów, i znów i znów... Jak mała smarkula. Ale to było silniejsze ode mnie. Przyszedł Marcin. Jak mnie zobaczył, to widziałam, jak zmienił się na twarzy. On nienawidzi, jak ja cierpię. Rzuciłam się do niego i ryczałam w głos, a on mnie tulił, i tulił, i całował po rękach i policzkach. A potem spytałam się, czy to prawda z tą zagraniczną uczelnią i Marcin potwierdził. I wtedy tak zaczęłam ryczeć, że aż mama biegła z jakimiś mocnymi środkami uspakajającymi, a tata mówił, że jestem już dorosłą, mądrą kobietą, a zachowuję się jak dziecko. Guzik mnie to obchodzi, nie wyobrażam sobie, żeby Marcina nie było.

***
Został pusty pokój, motocykl w garażu.  
W łazience nie ma jego ręcznika, szczoteczki do zębów.
Chodzę do jego pokoju i leżę na jego łóżku.  
Tak bardzo tęsknię.
Dzisiaj tak leżałam w jego pokoju i myślałam o nim. I nagle, jak grom z jasnego nieba doznałam oświecenia. Ja go kocham! Dobra, spokojnie. Każda siostra powinna kochać brata. Ale ja zrozumiałam, że nie tylko kocham go tak, jak siostra brata, ale ja go kocham tak, jak kobieta mężczyznę. Dotarło do mnie, że ja go POŻĄDAM. Że żaden chłopak ani mężczyzna mnie nie pociąga, tylko on. Że jak on się do mnie przytula, to mi się robi mokro w cipci. Że pragnę i pożądam jego dotyku. Przypomniałam sobie swoje fantazje rano czy przed snem, kiedy wyobrażam sobie, jak całujemy się "z języczkiem”. Że chciałabym, żeby on dotknął mnie tam w środku, żebym mogła poczuć jego języczek wewnątrz mnie, żeby jego siusiak wszedł we mnie i robił to, a potem żebym poczuła, jak oboje doznajemy tego czegoś, co jest tak piękne... Przypomniałam sobie, jak kiedyś kąpał się w łazience pod prysznicem, a ja weszłam, a on nie słyszał, bo szumiała woda a on miał namydloną twarz i zobaczyłam jego umięśnione ciało, zgrabny tyłeczek i siusiaka, którego chcę mieć w sobie. I wyszłam po cichutku, tak, że on nie zauważył, a potem poszłam do swojego pokoju, weszłam pod koc i marząc o kochaniu się z nim zrobiłam to paluszkami, a kiedy już przestałam drżeć, zrobiłam to jeszcze raz.  
Ja kocham w nim MOJEGO MĘŻCZYZNĘ. Ja chcę, żeby się ze mną kochał. I co ja mam teraz zrobić, jak zobaczę go dopiero za rok? I co z tego, że to wiem? Marcin do tej pory wszystko rozumiał. Po prostu mu to powiem. Powiem, że chcę, żeby on był tym pierwszym i ostatnim mężczyzną, z którym będę się kochać. Chcę, żeby był we mnie...  
Nie mogę dalej pisać, bo mi smutno i zrobiło mi się tam wilgotno.
Teraz zrozumiem, że jest dla mnie kimś więcej niż bratem. I zawsze był. I co ja mam teraz z tą wiedzą zrobić?!


****
Nie ma Marcina... To już rok.
W ostatnich miesiącach byłam skupiona na sporcie. To odwraca uwagę od miłości. Staram się zakrzyczeć uczucie do brata treningiem, zawodami, adrenaliną. Ale Marcin jest wciąż we mnie. Jest mi bardzo, bardzo ciężko. Noce są straszne. Tak bardzo go kocham. Któregoś dnia, jak głupia, poszłam do garażu i przytuliłam się do jego motocykla...
Po sukcesach w zawodach wojewódzkich i piątym miejscu w zawodach krajowych (pokonałam Milenę, mistrzynię kraju!!!) zostałam wytypowana na międzynarodowe zawody w Paryżu. Z naszego województwa tylko ja (nikt z dziewczyn z sekcji ze mną nie jedzie) i jeszcze jedna dziewczyna z innego miasta.  
Cieszyłam się bardzo do momentu, kiedy nie okazało się, że wyjadę akurat wtedy, kiedy Marcin będzie w Polsce. Myśl – w dupie, nie jadę! I zaczęło się. Nie mogłam powiedzieć, o co chodzi, bo by mnie wyśmiali i nie zrozumieli. Rozmowy z rodzicami, trenerami, przekonywania, że muszę jechać, nawet trener kadry Polski w szermierce dzwonił i rozmawiał ze mną, że nie wyobraża obie, żebym nie pojechała, bo chce mnie zobaczyć w konfrontacji z Francuzkami – podobno jestem w grupie typowanych do kadry na mistrzostwa Europy!
Zadzwoniłam wreszcie do Marcina. Niech mój kochany Braciszek zadecyduje. Koszt godzinnej rozmowy na drugą półkulę to będzie majątek. Ryczałam do słuchawki, jak wariatka, przekonywałam, ale Marcin był nieugięty – mam jechać i kropka. A ja bez niego nie mogę żyć. Dla Marcina sport to życie. Jest świetny w judo i chce, żebym ja była świetna w szermierce. Bo podobno mam niesamowity talent.
Pojechałam. Wściekła, rozżalona. Ale on tak chciał. Guzik mnie obchodziły te zawody. Obchodzi mnie tylko Marcin. Rok, cały rok bez mojego Braciszka a teraz jeszcze to. Drugi rok? Kurwa mać...
Przed wyjazdem nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Chodziłam po domu wiedząc, że za kilka dni będzie tu Marcin. Postanowiłam zrobić sobie taką wróżbę – zostawiłam swoje bieżące, papierowe zdjęcie w pokoju. Jeśli wrócę i jego nie będzie, bo Marcin je wziął – to znaczy, że żyć beze mnie nie może, kocha i kiedyś będziemy się kochać w łóżku, jak chłopak i dziewczyna (bo tak bardzo, bardzo tego pragnę, nie wyobrażam sobie kochać się z nikim innym), jeśli nie – cóż, zawsze go będę kochać i tęsknić do tego...
Już w samolocie przysiadła się do mnie dziewczyna. Berenika. Co za imię? Bardziej kojarzy się z nazwą gwiazdy na niebie, niż dziewczyną. Okazało się, że jest to "ta druga” z naszego województwa. Czyli koleżanka na zawody szermiercze.
Berenika jest czarnowłosą pięknością. Nieprawdopodobnie zadbana, szczupła, wysoka, jak modelka. Jakież ma paznokcie! To dzieła sztuki. Jak ona przy takich pazurkach trzyma floret w ręku?!
W hotelu są dwuosobowe pokoje. Mieszkam z Bereniką. Jest bardzo miła i opiekuńcza. Aż za bardzo. Wszędzie ze mną chce chodzić, a dziś wzięła mnie na spacerze za rękę. Czy ona ma coś nie tak z głową?
Pierwsze treningi. Widziałyśmy Francuzki. Są mocne.  
Wieczorem weszłam pod prysznic. Kiedy relaksowałam się pod strumieniami ciepłej wody, do łazienki weszła Berenika. Cała naga! Spytała, czy może się ze mną wykąpać i bez pytania wskoczyła pod prysznic. Dziwne to, ale myłyśmy się obie. Potem zaproponowała, że umyje mi plecy. Miała aksamitny dotyk, niemal pieściła mnie, ale kiedy zaczęła mi myć pośladki, wyskoczyłam spod prysznica i zostawiłam ją samą. Dziwna jakaś.
Kiedy się osuszyłam, Berenika wyszła z łazienki, nago położyła się na łóżku (ależ ona ma tyłek i cycki – chciałabym mieć takie, ja mam nieduże) i spytała, czy mogę ją nasmarować kremem. Jest piękna. Po wahaniu zgodziłam się. Ona zamknęła oczy, a ja smarowałam. Kiedy smarowałam jej brzuch, Berenika chwyciła mnie za rękę i skierowała ją... do swojej szparki! Nagle moje palce wraz z jej znalazły się w jej wilgotnej cipce, a ona jęknęła, rozchylając szeroko nogi! Tego było za wiele. Zostawiłam to wszystko i w szlafroku wyszłam z pokoju.
Potem przepraszała mnie, powiedziała, że jestem tak piękna, że nie mogła się opanować. I że lubi kochać się z kobietami, ale mnie nic nie grozi, jeśli nie chcę.
Kiedy położyłam się spać i miałam zasypiać, z sąsiedniego łózka usłyszałam jakieś jęki. Było ciemno, ale przez okno wpadało dość światła, żeby zobaczyć, że Berenika leży na kołdrze, nogi ma szeroko rozłożone i palcami robi sobie "dobrze”. Wiedziała, że ja nie śpię i słyszę. Odwróciłam się do ściany. Co to za napalona dziewucha? Kiedy już zrobiła, co miała zrobić, stękając przy tym i popiskując, wreszcie zapadła cisza. Zasnęłam. Śnił mi się Marcin. Kochał się ze mną. Czułam go w sobie, jego posuwiste ruchy, coraz głębiej... Otworzyłam oczy i zamarłam. Marcin był snem, ale wszystko reszta nie! Naga Berenika klęczała przy moim łóżku, kołdra była na podłodze, ja miałam szeroko rozchylone nogi i w cipce jej palce, które delikatnie mnie "posuwały”, a jej usta całowały mój brzuch.
Jak ja się zerwałam! Zapaliłam światło. Była cała afera. Skończyło się tym, że dostałam własny pokój (jedynkę) i wszyscy ubłagali mnie, łącznie z trenerką i szefem naszej kadry, żeby nie robić afery. A tą głupią, zboczoną pindę Berenikę w trybie natychmiastowym odesłano samolotem do kraju. Podobno na lotnisku prosiła przekazać mi, że bardzo mnie przeprasza, ale to wszystko dlatego, że bez pamięci zakochała się we mnie. Marcin, powiedz: jak żyć?!
Na zawodach zajęłam trzecie miejsce indywidualnie – przegrałam tylko jeden pojedynek z Marlene, mistrzynią Francji w półfinale. Nasza kadra niestety drużynowo przegrała z Francją.
Z Francji przywiozłam sobie przecudną pamiątkę, na którą wydałam fortunę, ale warto było – kunsztownej roboty mały, przecudny wisiorek, który się sekretnie otwiera i można tam włożyć zdjęcie. Pomyślałam, że włożę tam malutkie zdjęcie Marcina i odtąd będzie zawsze ze mną, między moimi piersiami. I nigdy go już nie zdejmę, tylko śmierć mnie z nim będzie mogła rozdzielić. I już.
Wróciłam do domu. Marcina już nie było. Wszędzie ślady jego pobytu. Zdjęcia, które zostawiłam na komodzie nie było. Podobno Marcin je zabrał. Marcin wziął moje zdjęcie! MARCIN WZIĄŁ MOJE ZDJĘCIE!!! Jest super- wróżba!!! W nocy po cichutku zmieniłam lokum - spałam w jego pokoju, tuląc się do jego poduszki, pod jego kołdrą. Czułam jego zapach, on tu był jeszcze niedawno. Zrobiłam to samo, co robiła w pokoju we Francji Berenika. Bawiłam się sama ze sobą wyobrażając sobie, że to Marcin. Kiedy rano się obudziłam, zrobiłam to jeszcze raz. W jego łóżku, na jego kołdrze... Marcin. No może jestem głupia. Tak bardzo mi Ciebie brakuje!!!

****
To był eksperyment.
Mija półtora roku. Nie mogę sobie dać już rady bez Marcina. Jestem rozpalona miłością do niego, i czym dłużej go nie ma, tym bardziej go kocham. Ale wiem, że to zła miłość. Że tak nie wolno. Że brat i siostra to rodzeństwo, a nie para, która uprawia seks i zakłada rodzinę. Ale jestem starsza, jestem już fizycznie i psychicznie kobietą i wiem, czego chce moja dusza i ciało. Chce Marcina.
Ale czy to naprawdę tak? Więc spróbowałam. Jest kilku chłopaków, którzy jak mnie widzą, mają maślane oczy i chcą się umawiać. W sekcji dla facetów jest taki Sebastian. Jest bardzo miły, niesamowicie przystojny i nie może oderwać ode mnie oczu. Ale marny szermierz. Już kilka razy próbował się ze mną umówić. I jest trochę podobny do Marcina, ale tylko trochę. Bo Marcin to jest najwyższa klasa pod każdym względem. Taki wzór.
Może więc spróbuję, może zauroczenie Marcinem to ułuda, przecież to "chore” uczucie. Może jestem "normalna” i da się po prostu spotykać z chłopakiem, a z czasem to mi się spodoba i może nawet Marcin go polubi...
Umówiłam się. Było fajnie. Gadaliśmy w kawiarni, ale niestety nie jest to Marcin. Co temat, to ma wiedzę dość ogólną i to ja muszę gadać, bo on nie ma o czym. Kaśka powiedziała, że mam pięknego chłopaka. Może on i ładny, ale traci przy bliższym poznaniu. Dobra, nie będę wybrzydzać. Przyjeżdżał po mnie na treningi i zabierał w różne ciekawe miejsca. Samochód to ma taki, że dziewczyny aż piszczały i dały by się usmażyć za pokazanie się w takim wozie z takim chłopakiem. Był bardzo usłużny i chyba dumny, że ma taką (to znaczy mnie) dziewczynę. Miał kupę pieniędzy i chciał zaspokoić każdą moją zachciankę, ale mnie niewiele trzeba, i to go dziwiło.
Po kilku randkach poszliśmy wieczorem do parku i tam wziął mnie za rękę. Obrzydlistwo. Ręka mu się pociła, chyba z emocji, ale zacisnęłam zęby i wytrzymałam. Odprowadził mnie do domu. Odetchnęłam, położyłam się z książką i zaczęłam marzyć o Marcinie.
Po kilku dniach przyjechał po mnie do domu, przedstawił się rodzicom i pojechaliśmy jego pięknym sportowym wozem nad rzekę, gdzie jest sztuczne jezioro i przystań żaglówek. Sebastian ma bardzo bogatych rodziców, dlatego ma sportowy samochód, super willę, przy której nasz dom to psia buda i cudowny jacht.
Cóż mam pisać? Poszliśmy na jacht, gadaliśmy i nagle on zaczął robić podchody – chciał się całować. Obrzydlistwo. Wykręcałam się, jak mogłam, ale on nastawił muzyczkę, rozlał szampana i "wziął sprawy w swoje ręce”. Zaczął mi jeździć łapą po udzie, niezgrabnie, a przy tym spocił się i ręka mu się trzęsła. No po prostu odlot. A ja, jak to ja, tak, jak mnie uczył Marcin, bez ogródek i prawdę w oczy - wstałam, powiedziałam, że to obrzydliwe. Jeszcze coś tam próbował, ale wyrwałam się, wybiegłam na molo, a kiedy on wygramolił się, próbując mnie zatrzymać, powiedziałam, że jak go jeszcze raz zobaczę w odległości bliższej od siebie, niż 500 metrów, to mu skuję mordę i urwę jaja, a wiem jak, bo mam brata, który jest mistrzem judo (fajny tekst - nie wiem, skąd mi wtedy przyszedł do głowy). I poszłam.
Tak zakończyła się moja pierwsza i chyba ostatnia próba zwalczenia miłości do Marcina innym chłopakiem. Klin – klinem nie zadziałał. A Sebastian omijał mnie szerokim, bardzo szerokim łukiem. Chyba potem Natalka się z nim spotykała. Może go poukłada i zrobi z niego faceta.  

******
Za tydzień wraca Marcin. Jeszcze tydzień... Nie mogę się doczekać. Każda godzina to całe wieki. Ryzyk fizyk. Jestem zdeterminowana. Chcę być wreszcie spełnioną kobietą i mieć w łóżku mojego najukochańszego mężczyznę. Chcę, bardzo chcę zrobić to z nim i MUSI to nastąpić. Mam podobno silną psychikę – tak mówią w sekcji szermierczej Więc do boju!
Nie wiem, jak mi się uda z nim pokochać fizycznie, jak go do tego namówić. Ale muszę spróbować, bo marzę o tym, już nie daję rady, wciąż o nim wyślę na pograniczu wariactwa, dość mam samogwałtów z wyobrażaniem sobie, że to on. Ostatnio zdarza mi się to zbyt często. Moja cipcia jest dla niego, a nie dla moich palców. Pragnę go z całego serca. W tą lub w drugą stronę. Jeśli mnie odrzuci – zrozumiem, będę cierpiała i nie wiem co dalej. Ale chcę, tak bardzo chcę z nim się kochać. I wiedzieć, czy on też. Może po prostu mu to powiem. Wprost, tak jak mnie uczył. I niech się wali cały świat.
Wiem, że może go sobie idealizuję. Bo tak bardzo i tak długo tęsknię. Ale nie mógł się zmienić przez dwa lata. Może jestem młoda, głupia i hormony we mnie buzują. Mam nadzieję, że nie ma tam zagranicą żadnej dziewczyny, bo bym tego nie zniosła. Bym pojechała i suce wydrapała oczy. Ale nie wierzę w to. On by mi powiedział po nauczce z tą Kingą. Przecież to ten sam Marcin, mój mistrz judo, mój John Smith. Tak go pragnę! Muszę go mieć w sobie! Albo niech wyraźnie powie, że nie. Wydaje mi się, że kocha mnie bardziej, niż normalnie brat kocha siostrę. Że widzi we mnie też kobietę, która za nim szaleje i chce się z nim kochać. Jeśli nie – niech to powie, będę cierpieć, albo nie wiem sama, co ze sobą zrobię...
Jeszcze tydzień. Muszę być inteligentna i znaleźć okazję, żeby mu dać do zrozumienia, że go pragnę fizycznie, nie tylko dusza, ale i całe moje ciało go pożąda. Będzie tu miesiąc. Mam miesiąc. Zacznę od początku, od pierwszego dnia, bo już nie wytrzymuję. Po prostu powiem mu to w oczy. Dam radę.
Mam świadomość, że to mój rodzony brat. Wiem, że to zła miłość. Ale jestem bezradna, nie mogę dać sobie z tym rady. Więc wybrałam – chcę być szczęśliwa dziś, a o skutkach będę myśleć później. Niech dzień jutrzejszy sam martwi się o siebie... Wiem, że "jutro” może być koszmarne, bo to złe. Ale chcę tego. Bardzo. Jedyny opór to świadomość, że może to być złe dla Marcina.

*****
Nie mam teraz głowy na pisanie, ale warto coś pozostawić z najszczęśliwszych chwil w życiu. Więc tak:
ZROBIŁAM TO. JESTEM TAKA SZCZĘŚLIWA!!!!!!! Stało się! Jestem kobietą, która kocha i która jest kochana. Kochałam się z Miłością Mojego Życia. Byłam po raz pierwszy w życiu w łóżku z mężczyzną i to jakim! I to jak!
- odważyłam się. Bałam się, że zostanę odrzucona. Nie - on jest kochany!
- Bałam się, że coś zepsuję, nie mam doświadczenia. Myślałam, że nie potrafię. A właśnie że potrafię, nic nie zepsułam i kochałam się fantastycznie. Chcę jeszcze, jeszcze jeszcze!!!! Jak się kogoś kocha, to człowiekowi samo to przychodzi i potrafi takie rzeczy, których by się nie domyślał!
- bałam się, że będzie bolało, nie wiedziałam, jak to będzie. A było nieziemsko. On jest taki czuły, delikatny, tak bardzo uważa, żeby mnie nie urazić, wsłuchuje się we mnie, potrafi to tak zgrać, że zupełnie można odpłynąć. Bez hamulców, kontroli. On to robi za mnie. Jest fantastyczny! To co o tym dotąd wiedziałam, to pikuś. Ja uwielbiam kochać się z Marcinem i chcę to robić wciąż, jeszcze i jeszcze!
- on ma wszystko piękne. I ciało, i umysł. Jakiż on czuły i delikatny! Był taki na co dzień dla mnie od dziecka, jest taki i w miłości ze mną w łóżku. Nie potrafię wyrazić, jak mi dobrze!
- Poszliśmy dalej, niż mogłam sobie wyobrazić. Zrobiliśmy wszystko, co mogłam sobie wyobrazić. Był we mnie z każdej strony, jak on chciał i jak ja chciałam. Jestem taka szczęśliwa!
- Ile ja czasu straciłam, dlaczego Marcinek się ze mną nie kochał, kiedy byłam dzieckiem (no, chyba pojechałam po bandzie i piszę głupoty, ale niech tam)!
Nie mam słów, żeby opisać swoje uczucia. A teraz jest ze mną całe dnie, spędzamy razem czas i wiem, co to miłość. Czuję, jak bardzo on mnie kocha. Myślałam, że ja kocham więcej, ale chyba się myliłam. ON BEZE MNIE NIE POTRAFI ŻYĆ. A JA BEZ NIEGO!!!!!!  
Wcale nie musimy kochać się fizycznie. Wystarczy być ze sobą. Jak on potrafi całować! Jak pomyślę, że kiedyś mógł tak całować tą pindę Kingę, to aż mnie krew zalewa. Dobrze, że z nią nie spał (wiem, bo mi to powiedział). A jak potrafi całować się z moją cipcią! Modlę się, żeby to trwało i trwało. I nigdy nie myślałam, że pozwolę sobie na kochanie w pupie. A okazało się, że jest to samo cudowne szaleństwo... Kończę, Marcinek mnie woła, idziemy na motocykl.


*****
To jakiś obłęd. Pociąg zniknął w oddali i pojechałeś. Mało nie zemdlałam. Ryczałam na peronie w głos, a ludzie oglądali się za mną. Jak pijana snułam się do domu. Nie ma już Marcinka, Nie ma już Marcinka, nie ma już mojego najukochańszego Marcinka...
Dni i noce zlewają się w całość. Nie mogę jeść, nie mogę spać, ryczę po nocach. Nie chodzę na treningi szermierki. Jak wychodzę z domu, to idę tam, gdzie jeszcze niedawno chodziliśmy razem, gdzie śmialiśmy się, całowaliśmy, gadaliśmy. Siadam na ławce w parku, patrzę na kaczki i znów ryczę. Spotkałam Kaśkę. Kiedy mnie zobaczyła, była przerażona. Myślała, że jestem bardzo chora. Powiedziała, że wyglądam, jakbym miała umrzeć.
Umrzeć...
Śpię w Twoim pokoju. Dotykam Twoich rzeczy, przytulam się do nich. Uświadomiłam sobie, że Ciebie zobaczę dopiero zobaczę za rok.  
Wczoraj zrobiłam straszną rzecz. Obudziłam się w nocy, zaczęłam wyć z żalu a potem gwałciłam siebie. Mocno, uparcie, głęboko, nie wiem, po co, cała we łzach, coś sobie chyba uszkodziłam, bo z cipci płynęła mi potem krew, i boli mnie w środku... Jestem głupia, bezwartościowa pinda... Nie wiem, co mnie napadło...
Umrzeć...
Rodzice są bardzo zaniepokojeni. Mama przychodzi do pokoju, tuli mnie do siebie, ale o nic nie pyta. Raz tyko zapytała, czy chcę z nią iść do psychologa. Daje mi jakieś leki. Czy mama się domyśla? Kochani rodzice, nie są chyba w stanie zrozumieć i pomóc...
Dzisiaj NAPRAWDĘ uświadomiłam sobie, że Marcina długo nie zobaczę. Ja nie mogę wytrzymać bez niego godziny, a mam czekać miesiącami? To potworne.
I wtedy też zobaczyłam całą sytuację w prawdziwym świetle. Co dalej, nawet jak wróci? Jesteśmy RODZEŃSTWEM. Oznacza to, że nie możemy założyć rodziny, mieć dzieci, być razem, że nie ma dla nas żadnej przyszłości, że to beznadziejna miłość, to ślepa uliczka. Może, gdyby mnie nie było, Marcin jakoś by przecierpiał, potem założył rodzinę i żył normalnie. Dopóki ja będę, nie jest to możliwe, bo wiem i czuję, jak bardzo i on mnie kocha... JA MU MARNUJĘ ŻYCIE!
Umrzeć... Gdybym odeszła, zabiłabym swoje cierpienie i uwolniła od siebie Marcina. Rozumiem, że to wszystko przeze mnie. Że zawsze go kochałam, od dzieciństwa, jednocześnie dwoma miłościami – jako siostra i jako kobieta. Że od pierwszych fantazji seksualnych młodziutkiej dziewczynki zawsze wyobrażałam sobie, że moim ukochanym jest Marcin. Nie potrafiłabym ułożyć sobie życia bez niego, a z nim jest to niemożliwe. Każdy inny mężczyzna mnie brzydzi. To obłęd, obłęd, obłęd...
Co robić?  
Umrzeć? Nie mam odwagi. Przyszedł dzień jutrzejszy. I nie martwi się o siebie, jak myślałam – to gówno prawda. Ja martwię się o jutro, które stało się dziś.
Te moje zapiski wkładam teraz zawsze do... schowka na narzędzia w motocyklu Marcina, razem z ulubionym wisiorkiem z jego zdjęciem. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek to znalazł. Jeśli jednak znajdę odwagę i odejdę, on to kiedyś znajdzie, bo musi ten schowek otworzyć i on to przeczyta. Zrozumie. Zostanie mu po mnie wisiorek i wspomnienia. I jego... nasz motocykl.  

****
Już jestem spokojna. Myślę, że wiem, co zrobię. Jeśli będziesz to czytał, wiedz, że tak bardzo, bardzo Ciebie kocham, Braciszku! Cokolwiek się stanie, zrozum mnie i pamiętaj, jak bardzo Ciebie kocham. Miłość jest piękna, ale czasem okrutna. Lepiej ją mieć choć przez chwilę, niż nie zaznać. Ja jestem mimo wszystko bardzo szczęśliwa. Dane mi było kochać całe życie, kochać się z Tobą i mieć Ciebie koło siebie. Ale jutra dla nas nie ma.

---------------------------------------------

To był ostatni zapis w pamiętniku Asiulki. Od chwili, kiedy go przeczytałem, nie mogę zupełnie się odnaleźć. Myślałem, że nie można bardziej kochać, niż ja ją kocham. Byłem egoistycznie głupi. Jej miłość była.... brak mi słów. Bez niej nie ma nic. Wszystko się skończyło. Pamiętnik uświadomił mi, że to potrzask. Ślepa uliczka. Koniec. No future. Ona od dziecka kochała mnie. Żyła dla mnie. I umarła dla mnie. A ja tego nie widziałem. Tylko przez mgnienie, kilka tygodni w całym życiu, była szczęśliwa ze mną. Ona zginęła przeze mnie. A ja jestem nic nie wartą szmatą. Zabiłem siostrę, a sobie zmarnowałem życie.

Nie wiem dlaczego, co mnie do tego pchało, ale chciałem tą historię gdzieś opisać, coś po nas zostawić. Miałem taki wewnętrzny "imperatyw kategoryczny”, jak to by określił Kant. Tu w sieci, kiedy jestem ukryty pod nickiem, nikt nie powinien skojarzyć, kim jestem w realu. Wybrałem to forum i opowiadania erotyczne, bo tu jest olbrzymie prawdopodobieństwo, że nikt, kto nas znał, nie zajrzy, a już na pewno moi rodzice. Kocham ich, nie chcę ich jeszcze bardziej ranić, dlatego nie mogą się o tym dowiedzieć. Nie chcę, żebyście tą historię kopiowali w inne miejsca sieci, bo będzie łatwiej ją odnaleźć i skojarzyć ze mną. Chcę, żeby to forum było czymś takim, jak dla Asiulka był schowek w motocyklu na narzędzia, gdzie znalazłem te zapiski. Ale chciałem też zostawić ten ślad Wam – ku przestrodze. Tu, na Forum, jest wiele wrażliwych osób, które szukają miłości tak trudnej do znalezienia w prawdziwym życiu. Fajnie się czyta erotyczne historyjki o miłości rodzeństwa. Gorzej, jak sam to przeżyjesz. Nasza historia to przestroga. Zanim pójdziesz tą ścieżką wiedz, że na końcu jest piekło i przepaść bez dna.

Nie chcę dalej żyć. Tyle czasu minęło a ja niepotrzebnie żyję, bo tak naprawdę jestem martwy. Asik, moja Malutka, moja jedyna w życiu miłość uświadomiła mi swoim pamiętnikiem, że nie było dla nas, a teraz nie ma dla mnie żadnej, naprawdę żadnej przyszłości. Wciąż szukam odwagi, żeby skończyć mój ból i dołączyć do Asiulki. Wciąż jednak nie mam odwagi. Cóż z tego, że trenowałem judo, że wydawało mi się, że jestem silny i odważny... jestem tchórzem, bo zwlekam, by się z Nią połączyć.

Jeśli od jakiegoś momentu już nic tu nie opublikuję, moja aktywność się zakończy – wiedzcie, że znalazłem odwagę. Że odnalazłem siłę w sobie. Że jestem już z Asikiem, moją Malutką, na zawsze. Jeśli tam, po tamtej stronie nic nie istnieje – trudno. A jeśli tak – może ją spotkam, żeby raz jeszcze powiedzieć jej, jak ją kocham. Żeby choć przez chwilę ją zobaczyć, poczuć zapach włosów, pocałować wnętrze dłoni. Bóg zrozumie, jest dobry. Joasiu, tak bardzo pragnę chociaż na chwilę usłyszeć Twój śmiech, wtulić się w Ciebie...

Idę do Ciebie.

A może pojadę do Ciebie naszym motocyklem?...

Marcin123

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użył 10714 słów i 58286 znaków, zaktualizował 19 lis 2018.

7 komentarzy

 
  • Użytkownik Margerita

    łapeczka w górę z tego chinczyka to jest całkiem mądry człowiek takiego mieć przy sobie to skarb

    11 lis 2018

  • Użytkownik Marcin123

    Bardzo dziękuję, Margerito. Serdecznie pozdrawiam - Marcin.

    12 lis 2018

  • Użytkownik Marcin123

    Witaj, MrHyde. Jeśli chciałeś mi dać lekcję, to przyjmuję z pokorą i pozdrawiam. Marcin - sopranistka.

    5 lis 2018

  • Użytkownik Marcin123

    Witaj, MrHyde. Widać nie "zaskoczyłem" w pierwszej chwili. Po pierwszym słowie Mamy wszystko było jasne. Bywa u 14-latka. To ciekawe, że zwróciłeś uwagę na tą liczbę. Czytasz bardzo uważnie. Szacunek. Jest bez znaczenia. Pozdrawiam, dziękuję za opinię.

    5 lis 2018

  • Użytkownik Marcin123

    Marcin123 Marcin123 2 godz. temu Alexis013, Wojt - Dziękuję Wam bardzo. "Nie opłakujmy zmarłych lecz cieszmy się z tego, że istnieli" - to najpiękniejsze słowa, jakie przeczytałem. Prawdziwe. Poczułem to w duszy. Dziękuję. Napisałem, że nie ma tu pełnego obrazu. Pełen obraz jest dużo bardziej skomplikowany, niż opisany w tej historii, ale nie mam siły ani ochoty tego ciągnąć. Na przykład: - wątek rodziców jest tu celowo bardzo spłycony. To inteligentni ludzie. Wysłanie na studia zagraniczne (wystaranie się o to przez Jerzego, tj. tatę, świetnego architekta) nie było przypadkiem. Okazało się, że rodzice przeczuwali, co się w duszy Asieńki dzieje, widzieli dużo wcześniej, że relacje z bratem są za silnie z jej strony niż powinny być i próbowali temu zaradzić w różny sposób. Błąd był w tym, że nie było z dziećmi po prostu szczerych rozmów, chcieli to rozwiązać po swojemu. Wyszło to długo po odejściu Asi, - Już po odejściu Asiulki okazało się, że Grzegorz, przemiły i sympatyczny koleś, student informatyki, kochał się beznadziejnie w Asiulce. Zakochał się w niej, kiedy miała koło 12 lat (on miał koło 17). Asiulka była zjawiskiem – nawet jako dziesięciolatka była bardzo rezolutna, inteligentna i niezwykle piękna. Grzegorza miłość do Asiulki była piękna i czysta, po prostu kiedy do mnie przychodził, uwielbiał być w jej towarzystwie, ale nigdy nie pozwolił sobie na nic. Mówił, że czeka, kiedy Asik podrośnie i chciałby, żeby była jego żoną. To nie było takie tam gadanie – on mówił poważnie, tylko nikt tego wtedy tak nie odbierał. W czasie tych dwóch lat, kiedy mnie nie było, Grzegorz odwiedzał Asulkę i ją wspierał, pomagał, jak drugi brat (bez żadnych podtekstów erotycznych). Sam go zresztą o to prosiłem, nie wiedząc, że on aż tak bardzo jest w nią zapatrzony, krył się z tym i przede mną, i przed Asiulkiem. Asik go lubił, ale mało zauważał. Ten wątek został z fragmentów usunięty, żeby nie komplikować historii. Po odejściu Malutkiej Grzegorz rozpił się, nie skończył studiów i zszedł „na psy”, - Historia Bereniki to zupełnie oddzielny rozdział. Potem wyszło, że ona naprawdę zadurzyła się w Joasi na dobre. Robiła różne rzeczy – na przykład zaprzyjaźniła się z Danką i Kaśką z sekcji szermierczej Joasi (mieszkała w mieście oddalonym o ok. 60km, sama była niezłą florecistką) i chciała się do Joasi w ten sposób zbliżyć. Odejście Asiulki miało na nią piorunujący wpływ i jest to cała niezwykła historia, co się z nią działo. Berenika (imię zmienione) była w kadrze narodowej Polski we florecie, mimo skandali obyczajowych, które starano się ukrywać; przepiękna babka, tylko o innej orientacji, - Natalka, przyjaciółka Joasi od dzieciństwa nie była jej szczerą koleżanką, jak Asiulek myślał. Zazdrościła Joasi wszystkiego – urody, powodzenia, talentu szermierczego, wdzięku itp., i przez nią Asia miała pewne kłopoty, nie dowiedziała się jednak, że z powodu Natalki, - Paula, jako jedyna, widziała, co się z Asią dzieje i próbowała jej pomóc, bo czuła, że miłość do brata pcha Asię w otchłań. Była szczerą, dobra przyjaciółką, ale Asia odsuwała się od niej, bo Paula obracała się w takim środowisku, którego Asia nie lubiła (kolesie których można podejrzewać o dilerkę i różne przekręty). Paula bardzo przeżyła odejście Asi. Ale tego wątku również nie opisałem, - Kinga – wow, można napisać książkę. Ta to dopiero potrafiła namieszać. Ale to historia z zupełnie innej beczki, chociaż dotknęły jej działania w kilku momentach Joasi; nienawidziła Asi, bo w jej chorej głowie obwiniała Asiulkę o swoje niepowodzenia; zauważyła, że Asi relacje siostra-brat są zbyt silne i zrobiła z tego użytek. I tak mógłbym jeszcze wiele pisać, a i tak nie byłoby pełnego obrazu. Zabrnąłem chyba za daleko. Nie powinno tu być w ogóle żadnego mojego opowiadania.

    3 lis 2018

  • Użytkownik alexis013

    @Marcin123 Właśnie powinny być i bardzo Ci dziękuję za to że postanowiłeś się nimi podzielić :)

    4 lis 2018

  • Użytkownik alexis013

    "Nie opłakujmy zmarłych lecz cieszmy się z tego, że istnieli"... Podobno Bóg doświadcza przez cierpienie... Pustki, którą czujesz nic do końca nie wypełni, ale życie potrafi zaskakiwać "wszystko jest możliwe, niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu".. Życzę Ci Marcinie abyś kontynuował tą piękną podróż jaką jest życie i odnalazł siłę przede wszystkim dla tej wielkiej miłości, którą nosisz w sercu..

    3 lis 2018

  • Użytkownik Wojt

    Super uzupełnienie ukazujące jak głębokie łączyło Was uczucie. Wiem,że życie jest teraz dla Ciebie koszmarem, ale mam nadzieję,że zabraknie Ci tej " odwagi " .Nigdy nie wiemy co może nam przynieść jutro .A warto pomyśleć też o rodzicach ,którzy przeżyli już dużo i pewnie więcej bólu już by nie chcieli. Powodzenia!

    3 lis 2018

  • Użytkownik AnonimS

    Jestem pod wrażeniem.  Zestaw na tak.

    3 lis 2018

  • Użytkownik Marcin123

    Witaj, AnonimS. Dziękuję i pozdrawiam - Marcin.

    3 lis 2018