Marta początkowo myślała, że chłopiec blefuje - "To możliwe, że aż tak by mu się urwał film, że nie pamięta co ze mną robił???" Jednak widząc jego minę i szczery niepokój, nabierała powoli przekonania, że Mariusz rzeczywiście nic nie pamięta. Ucieszyła się nawet z tego... uznała, że to daje różne, ciekawe możliwości... - Zmieniłeś się nie do poznania, wręcz niewiarygodnie, z nieśmiałego chłopca, wręcz w niebywale odważnego... Po chwili dodała: - Rzekłabym nawet, nie przesadzając, w nachalnego... - Ojej! Co robiłem?! Ale chyba nie... chyba nie... - Chłopak wyglądał na autentycznie poruszonego i zawstydzonego. Nauczycielka tylko wzniosła oczy do góry.
- Czy robiłem coś... coś niestosownego? Martę zaczynało bawić zakłopotanie chłopaka. Poprawiła spódnicę. - Jakby ci to Mariuszu powiedzieć... Chciała dozować napięcie. W myślach z lubością odpowiadała mu kwieciście. - "Coś niestosownego zrobiłeś mi? No mam nadzieję, że nie zrobiłeś mi dzidziusia..." Zaś powiedziała: - No było to niestosowne... i to bardzo... Chciała, żeby ją dopytywał, wręcz pragnęła tego.
- Chyba... nie nastawałem jakoś na ciebie? Kobieta przemilczała chwilę, po czym odpowiedziała. Odpowiedź sprawiła jej ewidentną przyjemność. - Cóż... cóż... A i owszem... Młodzian wyglądał na zszokowanego. Zaniemówił. Więc Marta dopowiedziała, jakby celebrując to słowo: - Właśnie na mnie nastawałeś...
Podobał jej się ten wyraz. Pomyślała, że brzmiał jak "nastawanie na cześć niewieścią".
- O nie! Ja... taki mięczak... wobec takiej damy jak ty... to niemożliwe... ja nic nie pamiętam... - To muszę powiedzieć, że wcale nie traktowałeś mnie jak damę... - W duchu pomyślała: "Jakże chętnie dodałabym: - Traktowałeś zupełnie nie jak damę... a już w tym kantorku potraktowałeś mnie... po prostu jak... kurwę." - Przepraszam! Ale... co ja robiłem? - Zżerała go ciekawość. - "Czy ja próbowałem ją może pocałować? A może łapałem ją jakoś niestosownie?"
Marta celebrowała chwilę, znów teatralnie wznosiła oczy ku sufitowi. - Raczej należałoby zapytać - czego nie robiłeś? - Celowo w ten sposób nakręcała chłopaka. Czuła nieodpartą chęć, by go podniecić, sama już była podniecona. Znowu gładziła spódnicę, jakby ta została jakoś potargana... Przypominała sobie: "Ależ dobierałeś się gnojku do moich cycków... macałeś je jak zwierzak... Boże! Jak bardzo pragnę teraz powtórzenia tamtej sytuacji!" Lecz jeszcze bardziej, o wiele bardziej, rozpalało ją odgrywanie biednej, wykorzystanej kobietki.
- Zachowywałem się niestosownie... Marto, czy ja... czy ja... Dobierałem się może do ciebie?
Marta przez chwilę nie odpowiadała. Celebrowała w myślach słowo "Dobierałem się do ciebie." Zastanawiała się, co mu odpowiedzieć. "Dobierałeś? Regularnie mnie rżnąłeś! Ale może powiem ci tak..." - Cóż... nie da się zaprzeczyć... - Patrzyła się mu prosto w oczy, nie chcąc uronić ni jednego grymasu z jego twarzy. Postanowiła wzmocnić przekaz. - Właśnie tak... dobierałeś się do mnie... - Prze... przepraszam... przesadziłem? Chłopiec zbladł. - Hmmm... Tak. Zdecydowanie... Przesadziłeś... - Jezu! Jak? Jak przesadziłem??? Wpychałem ci rękę pod spódnicę? Marta, jakby wspominając tę chwilę, wygładziła spódnicę, którą teraz miała na sobie. "Gówniarz ostro mnie przeleciał... a pyta się, czy wkładał mi rękę pod spódnicę... Kurcze... dlaczego to mnie tak mocno podnieca... i to podnieca, jak diabli!" - A i owszem... czyżbyś miał przebłyski pamięci... otóż tak... dokładnie... wpychałeś mi rękę pod spódnicę... Mariusz z trudem oddychał. - "Kuźwa... to aż tak nie pamiętam... w życiu bym jej nie złapał za kolano! A ja byłem tak pijany, że pchałem łapy pod jej kieckę?!" Marta delektowała się wyznaniami. - Nie tylko wpychałeś... Chłopiec zdębiał. - "Łapałem ją za uda? No chyba nie byłem aż tak odważny, żeby złapać ją za krocze???" - Jezu! Łapałem cię tam, gdzie nie powinienem... - O tak... łapałeś mnie tam, gdzie nie powinieneś... Mariusz przełknął ślinę. - "Chyba rzeczywiście złapałem ją za cipkę..." Marta rozkręcała się. - To wszystko odbywało się bez mojej zgody... Student nie mógł uwierzyć. - Byłem brutalny? Kobiecie ten dialog sprawiał coraz większą przyjemność. - Owszem... niestety muszę to przyznać... zdecydowanie byłeś wobec mnie brutalny... Mariusz nieco się wstydził, jednak o wiele więcej czuł dumy z powodu, że zdobył się na odwagę, o jaką nigdy siebie nie posądzał. - Marto... nie wiem, co powiedzieć... Jak cię przeprosić? Gdybym choć się domyślał, przyszedłbym z kwiatami... “Czyżby wyglądało na to, że ja tę nauczycielkę najzwyczajniej w świecie zmacałem?! Nie może to być?! Twierdzi że byłem nachalny i brutalny… Złapałem ją pod spódnicą? Ściskałem pewnie te jej wielkie balony!” Kobieta nie odzywała się. - Marta i nie dałaś mi w pysk? Nie spoliczkowałaś? - Przyznaję, sama nie wiem, dlaczego... Sama nie wiem, dlaczego tak ci pozwoliłam… Chyba i mi te bąbelki mocno uderzyły do głowy… “A może niech wie, że mu się nie opierałam. Niech sobie może nawet pomyśli, że byłam łatwa… Może dzięki temu teraz też się szybciej ośmieli?” - Ale to cała sala...? Cała sala widziała jak się do ciebie przystawiam?! - No nie… nie... na sali to może widzieli, jak próbujesz w tańcu łapać mnie za tyłek... A potem... zaciągnąłeś mnie do takiej pakamery… - Powiedziała, pamiętając. - "A co, nie musi gówniarz wiedzieć, że sama go tam zwabiłam pod pretekstem zmiany pończoch..." - Po czym dodała. - Mam ci powiedzieć, co tam ze mną zrobiłeś? Martę podniecała ta rozmowa, widziała, że chłopca wcale nie mniej. Dostrzegła wybrzuszenie w jego spodniach. Mariusz na chwilę zamarł. - Powiedz, chyba nie to że… że... - Głos uwiązł mu w gardle. Nastała chwila ciszy, którą przerwała nauczycielka. - No chyba jednak dokładnie to, o czym myślisz… Zaliczyłeś mnie… Po prostu zaliczyłeś mnie. I to bez pytania o zgodę. Zbaraniał. Nie potrafił wydobyć z siebie głosu. Gapił się na nią zdumiony, nie wiedząc, co powiedzieć. „Wydymałem ją! Nie może być! Nie może...” Znowu Marta przerwała ciszę. - Przeleciałeś mnie i to ostro… aż porwałeś na mnie sukienkę… Czuła potrzebę mówienia o tym: - Ty, taki nieśmiały chłopiec, nagle stałeś się jak zwierzak… na nic zdał się mój opór… posiadłeś mnie jak swoją własność. Mariusz nie mógł dojść do siebie. „Kuźwa, jaka szkoda, że tego nie pamiętam. Zasadziłem jej! Ja prawiczek. Ja pierdolę!” - Naprawdę byłem ostry? - Naprawdę. Mam pokazać ci moją porwaną kieckę? O tu ten rozporek... szew puścił, wstydziłam się potem na balu, bo pokazywał za dużo. - Ja niedoświadczony naprawdę byłem ostry? Potraktowałem cię arogancko? - Wciąż nie dowierzał. - Mariuszu... - Nauczycielka starannie dobierała słowa. - Że się tak wyrażę, zerżnąłeś mnie jak… jak dziwkę… Ogarniało ją potężne podniecenie. “Chcesz mnie znów wziąć? Znów potraktować bezpardonowo? Przedmuchać jak zwierzak?” – Kłębiły jej się myśli. - Przepraszam, że tak dopytuję… nie byłaś zabezpieczona? - Nie. Nie byłam... Oczywiście, że nie byłam... - Znów zawiesiła głos. - Ale... Dobrze, że pytasz… odpowiem na pytanie, które pewnie chciałbyś zadać. Tak, skończyłeś we mnie… we mnie w środku.
Marta wyszła. Po chwili wróciła, mając na sobie tę samą suknię, co na balu. Gdy stanęła, wystawiając nogę w jego stronę, widać było, że rozcięcie jest rozerwane niemal do pasa, gdyż obnażało nogę w czarnej pończosze. - Mariuszu, to w tej sukni wczoraj byłam gdy… to ją na mnie porwałeś. Wiedziała dobrze, że tym sprowokuje go jeszcze bardziej. Chciała tego, chciała jak cholera. - Marto, bo nie zdzierżę i zechcę jeszcze bardziej na tobie ją porwać… - Ach... Mariuszu... co ty mówisz... - Kokieteryjnie kręciła loki za uchem. - A tak... Marto, po tym co mi powiedziałaś... chcę tylko jednego! Chcę znów cię zdobywać… - Proszę, przestań... - Protestowała, a jednak jej uśmiech i mowa całego ciała mówiły - "weź mnie". - A co, jeśli nie przestanę. - Młodzieniec trafnie odczytywał jej sygnały. - Ach ty zdobywco. Muszę ci wyznać, że to najbardziej na mnie działało… kiedy ja mówiłam nie… a ty na to nie zważałeś. Na pewno chcesz mnie tak zdobywać? - O tak! Pragnę tego! Podnieca mnie, gdy mówisz - "nie"... - A co jeśli będę protestowała i opierała się…? - A wiesz Marto, że wtedy to mnie też będzie to o wiele silniej podniecało… Wstyd mi… Czy nie wyłazi ze mnie przez to jakiś zboczuch?
Kobieta nie odpowiedziała, tylko kusicielsko przeszła się po pokoju, kołysząc biodrami i trzymając się dłońmi za suknię. W duchu myślała: - "Zatem niech wyłazi… Niech wyłazi zboczuch i znów posiądzie mnie bez mojej zgody… Mariusz czuł się maksymalnie sprowokowany. Zastąpił jej drogę. - No, pani profesor! Niech pani nie myśli, że pani przepuszczę! - Ach ja biedna! Jestem tu sama... Słaba kobietka... nie będę potrafiła się bronić... Marta udawała, że stara się, trzymając za brzegi rozcięcia sukni, zasłonić nogę przed wzrokiem intruza, jednak w istocie jeszcze bardziej to podjudzało. - Tak elegancka dama zasługuje uwagę! Na to, by się nią porządnie zająć! - Ach, zacny kawalerze, nie napastuj mnie, proszę! - Teatralnym głosem i nie ustępującym mu równie teatralnym gestem, grała bezbronną damulkę. Marta okazywała się być świetną aktorką. Jej twarz wyrażała skrajne przerażenie, usta ułożyły się w dzióbek, jak u przestraszonej dziewczynki. Mariusz także coraz bardziej wczuwał się w swą rolę napastnika. - Nie czmychniesz mi już dzierlatko! Wpadłaś w moje sidła! Kobieta wznosiła oczy ku niebu. - Ach, ja nieboga! Ja, słaba niewiasta nie sprostam silnemu mężczyźnie… Przyjdzie mi ulec jego przemocy… Jakże bardzo chciała nie sprostać. Chłopiec objął ją w ramiona i przycisnął do siebie. - Nie masz innego wyjścia, jak tylko mi ulec! - Nie… ach nie… kto uratuje mnie, biedną dziewczynę… Mariusz ustami szukał ust kobiety, jednak ta, udawała, że mu ucieka. Pocałunki spadły na jej policzki, potem szyję. - Muszę się tobą nasycić! Wargi młodzieńca ochoczo zmierzały w stronę głębokiego dekoltu. - Ach ty agresorze… sięgasz do intymnych stref kobiecych… W tym momencie rozochocony Mariusz szarpnął mocno za materiał sukni, znów rozrywając ją. Biust Marty, opięty jedynie koronką stanika, wysunął się i znalazł na wprost twarzy chłopca. Młodzieniec bez chwili namysłu drapieżnie pochwycił w dłonie bujne piersi. - Wspaniałe obfitości! Mógłbym się nimi delektować do cna! - Mariuszu, ależ dzikus z ciebie! Porwałeś na mnie taką drogą suknię! - To przynajmniej biustonosza ci nie porwę. Wystarczy uwolnić z niego cycuszki! - Ach nie! Jednak nie zdążyła Marta powstrzymać młodzieńca. Jedno szarpnięcie i koronka stanika zsunęła się z piersi. - Ależ ty masz balony! Zasługują na porządne wypieszczenie! "Teraz na pewno tego nie zapomnę, że takie cudeńka trzymam w dłoniach." Pieścił jej piersi dłońmi i ustami, delektując się rozkosznymi westchnieniami nauczycielki. - Ach... ach... aaaaachhhh! Czuł, że jego męskość omal nie rozerwie spodni. - Marto. Gdy tylko cię zobaczyłem i gdy dostrzegłem, jak duży masz biust, marzyłem o tym. W tym momencie rozpiął rozporek i wyciągnął na wierzch swój młodzieńczy maszt. Natychmiast nakierował go na piersi Marty. Sycił się widokiem obejmujących go półkul. Docisnął je do siebie, aby mieć jak najciaśniej. Suwał się raźno między nimi. Był rozochocony, nie znał sam takiego siebie, chciał stać się wulgarny. - Marto! Rżnę cię w cycki! Nauczycielka również oddawała się uniesieniu. Pomagała mu, trzymając się za piersi i zaciskając je na młodzieńczym trzonie. Sprawiało jej to wielką przyjemność. Przypominała sobie wtedy pewnego policjanta, który też "wyruchał ją w cycki", zapamiętała to dobrze, bo mundurowy śmiał się, że to wymarzone miejsce do trzymania "policyjnej pały". - Mariuszu... - Szeptała cicho. - Idealne miejsce dla twojej... pały... Chłopakowi spodobały się słowa nauczycielki. - Idealne miejsce dla mej pały... martusiowe to bimbały! -------------------------------------------------------------- ROBOCZE - Naprawdę? Podoba ci się, panie studencie? - Marta uśmiechała się, mrużąc oko. - Czy podoba?! Czy podoba?! Ależ... ja nie znajduję słów na określenie tej rozkoszy! Czuję, że zaraz wybuchnę... Albo... ozdobię twoją szyję jeszcze jednym naszyknikiem, różnież zrobionym z pereł... tylko innego rodzaju pereł! - Mariuszu... nawet w takiej chwili jesteś poetą... A do tego... jakże aktywnie pracujesz swym masztem między moimi... cyckami. - A tak! O tak! Między twoimi cyckami! Między twoimi wielkimi cy... cycami! - Mariusz delektował się słowami, delektował się chwilą. - Tak... wyruchać panią profesor w cycki! W cycory! Jednocześnie, niezwyle podniecony ściskał jej piersi. Mocno, coraz mocniej. - Mariuszu... ty rozbójniku! Zgnieciesz mi je... Zgnieciesz moje bułeczki! - A pewnie, że zgniotę! Zgniotę je jak właśnie bułki! I przyozdobię je kremem! Będą bułki z kremem!
Zaczął pracować intensywniej lędźwiami, wcale, ale to wcale nie zwalniając uścisku. Gniótł biust nauczycielki jak oszalały. - Auuua! Auć! Ty zwierzaku! Zmiażdżysz mi cycki! Jak ja się ludzią pokażę z takim biustem...? - Śmiała się Marta. - Nie pokażesz się ludziom! A już na pewno nie pokażesz im cycków! Chcę je mieć tylko dla siebie! Tylko i wyłacznie dla siebie! Rozumiesz?! W nieśmiałego dotychczas studenciaka wstępował lew. Lew? Prawdziwy zwierz? - Jak to, tylko dla siebie? Zamierzasz mnie mieć tylko dla siebie? Zamierzasz mnie zniewolić? - Martę podnieciło takie postawienie sprawy. - Tak! Dokladnie tak! Zniewolić cię! Chłopak pod wpływem silnego impulsu zaczął miętosić półkule Marty. - Aaaaa... ach... - Wzdychała nauczycielka. - Ależ w ciebie wstąpił jakiś szatan! Urwiesz mi cycki! Student zaczął drżeć. Kilka sunięć w piersiach i jego lufa wystrzeliła, pokrywając białym ładunkiem nie tylko biust Marty, ale też jej szyję i twarz.
1 komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Goscd
Cudowne zdiecie
Historyczka
@Goscd Jakże mi miło, że ktoś docenia... i chwali