Tego wieczora odbywał się koncert mojej ulubionej orkiestry – natury. Wsłuchiwałem się hipnotycznie w dźwięk spadających kropel deszczu, które wydaje się chaotycznie i całkowicie losowo uderzają w blaszany parapet małego zajazdu przy ulicy Kopernika w Warszawie.
Jednak, gdy rozgonisz myśli i wsłuchasz się głęboko w muzykę przyrody, dostrzeżesz, że nawet zwykły deszcz ma swoją harmonię, a spadające krople uderzają w blachę, jakby czytały z nut. Jakby odczytywały wszystkie ruchy swojego niewidzialnego dyrygenta. Gdy trwa koncert, czas wydaje się jakby zwalniał a wręcz chwilami się zatrzymywał. Krople pod wpływem podmuchu wiatru rozbryzgiwały się również na szybie okna, w której mimo słabego żółtego światła mogłem dostrzec swoje odbicie. Jakby dawały mi znać, że zakłócam ich koncert, a ja chciałem po prostu posłuchać. Może to odbicie odzwierciedlało moje prawdziwe Ja, moją dusze? Może dlatego nie chciały dla mnie dalej grać? Zobaczyły i stwierdziły, że nie jestem godzien słuchać ich melodii?
Deszcz powoli ustaje, w uszach pozostaje tylko dźwięk jazzowej muzyki wraz z głosami rozmawiających półszeptem gości.
Wnętrze restauracji „Spichlerz smaków” zostało zaprojektowane i wykonane w stylu industrialnym. Ściany oraz bar to surowa, czerwona cegła. Podłoga i blaty stołów zaś wykonane z drewna dębowego. Podłoga matowa, stoły lakierowane, błyszczące. Nieziemski klimat tego miejsca to zdecydowanie gra świateł o ciepłej barwie. Światła punktowo padają na surową cegłę a przy stolikach znajdziemy małe lampki oraz zapalone świeczki.
Wybrałem stolik w samym rogu. Z dala od drzwi wejściowych, aby nie przeszkadzały nam wchodzące osoby oraz z dala od baru, aby tego samego nie czyniła wynosząca dania obsługa.
Dzięki temu mój gość mógł się czuć swobodnie, jakbyśmy byli zamknięci w naszej intymnej bańce. Niby blisko, ale z poczuciem odizolowania od reszty. Dlatego ten stolik jest tak wyjątkowy. Wspomniana gra świateł pełniła jeszcze jedną, dla mnie ważną rolę. Gdy jest półmrok a głównym źródłem światła jest lampka oraz świeczki na Twoim stole, tworzy się potrzeba bliskości pomiędzy dwojgiem osób. Aby spojrzeć w oczy partnerowi i dostrzec ich kolor oraz wnętrze, musisz zbliżyć. Bliskość jest również instynktowna, ponieważ chcesz uciec z mroku i trzymać się jak najbliżej światła. Tak działa nasza natura. Można to zaobserwować po reszcie gości. Praktycznie każdy siedzi jak najbliżej przysunięty do stolika z pochyloną sylwetką w kierunku drugiej osoby. To sprawia, że mówiący jest bardziej szczery, otwarty a słuchacz bardziej uważny, ufny. Takie miejsce ma dwie strony medalu. Jeśli jesteś słabym kłamcą druga osoba łatwo to wyczuje. Jeśli natomiast jesteś szczerą osobą lub dobrym kłamcą, z pewnością docenisz wyjątkowość tego miejsca.
Lokal był pełny ludzi, jak każdego wieczora po godzinie 18-stej. Dwie młode kelnerki powoli nie nadążały z przyjmowaniem zamówień i wydawaniem posiłków. W pewnym momencie, młodszej, kelnerce, która z postury była drobna osobą, niefortunnie wyśliznęła się z rąk filiżanka. Ta zaś rozbiła się o dębowy parkiet. Kawa w niej miała trafić do gościa siedzącego przy sąsiednim stoliku. Blondwłosa nerwowymi ruchami zaczęła zbierać potłuczoną porcelanę na talerzyk. Po sekundzie, może dwóch przyłączyłem się do podnoszenia białych resztek filiżanki.
Zrobiłem to ponieważ tego wymagała sytuacja, ale również poczułem się współwinny temu zdarzeniu. Zanim porcelanowa filiżanka straciła równowagę, zauważyłem, jak młoda kelnerka rzuca spojrzenie wprost w moje oczy. Jakby zrobiła to odruchowo. Patrzyła pod nogi, jednak wzrok uciekł na mnie. Trwało to może ćwierć sekundy. Gdy oczy powędrowały ponownie na podłogę, było już za późno.
- Bardzo Pana przepraszam – oznajmiła z poczuciem winy.
Zanim z moich ust zaczęły wypływać słowa, wtrącił się właściciel rozlanej kawy.
- To mnie powinna Pani przeprosić! – oznajmił pretensjonalnie.
Facet z postury wydawał się nie miły. Jego ruchy, wyraz twarzy od razu dawały znać, że nie należy do grona sympatycznych osób.
- Ja bardz…
- Proszę wybaczyć tej pięknej, młodej Pani. – Wtrąciłem zanim ta zaczęła mówić.
- To był wypadek – dokończyłem odkładając resztki kawałków porcelany na talerzyk trzymany drżącą ręką blondwłosej.
- Teraz muszę znowu czekać na kawę. Niezdara. – oświadczył grubymi wargami gość.
- Rozumiem Pana rozgoryczenie, ale proszę ten incydent potraktować pozytywnie. Jest Pan w miłym i sympatycznym miejscu. Siedzi Pan wygodnie przy stoliku, gdzie towarzyszy nam świetna muzyka i przemiła obsługa. Los dał Panu cieszyć się tą chwilą dłużej. Tak wypił by Pan w pośpiechu kawę i wyszedł nie czując nawet jej smaku. Teraz niech Pan usiądzie, spokojnie poczeka na drugą kawę, która z pewnością będzie pyszna. I proszę się nią delektować. Do tego polecam zamówić pyszne ciasto migdałowe.
- Hah – parsknął śmiechem i ton głosu z buraczanego zmienił na rozbawiony.
- Może ma Pan rację. – Zabiegany dzień – oznajmił i usiadł do stolika.
- Nic tak nie relaksuje, jak dobra kawa – odpowiedziałem z uśmiechem.
- Dziękuję Panu bardzo – odrzekła obracając twarz w moją stronę drobna kelnerka. Nasze spojrzenia ponownie się spotkały. Tym razem na dłużej niż ćwierć sekundy. Była niska i aby,
Jej źrenice dostrzegły moje musiała podnieść głowę. Na jej twarzy pojawił się bardzo delikatny uśmiech. Usta miała blade, na których zapewne chwilę temu został nałożony błyszczyk. Niebieskie oczy wydawały się mocniej błyszczeć, jakby prawie się zaszkliły. Dostrzegłem kosmyk włosów na jej prawym policzku, który niefortunnie wyrwał się z reszty starannie spiętej fryzury. Kosmyk delikatnie przysłaniał jej oko, ale ona tego nie zauważyła. Czas jakby ponownie się zatrzymał. Dziewczyna wydaje się zapomniała o sytuacji, która miała miejsce chwilę temu.
- Nie ma kompletnie za co – oznajmiłem. – Bardzo przepraszam, ale.. włosy… - urwałem zdanie l lekko zakłopotany ułożyłem delikatnym ruchem ręki kosmyk włosów na swoje miejsce, odsłaniając niebieskie oko. Palce delikatnie musnęły jej policzek, a ona poczuła ciepło mojej skóry. Ciepło, które towarzyszyło jej resztę wieczora. Ta odsunęła zakłopotanym ruchem twarz w drugą stronę.
- Jeszcze raz dziękuję. Muszę wracać do obowiązków. – oznajmiła zmieszanym głosem.
Od tego momentu, za każdym razem, gdy wchodziła na salę, na mój widok towarzyszył jej subtelny uśmiech. Tym razem jej spojrzenie było przemyślane, aby ponownie nie narobić zamieszania. Policzki mimo bladej cery i makijażu, stały się zarumienione. Jakby faktycznie mój dotyk nadał im rumieńców.
Zegarek na moim przedramieniu wskazywał godzinę za pięć siódma. Za szybami drzwi w spokoju wypatrywałem sylwetkę mojego gościa, na którego czekałem. Cienie przechodniów mijających knajpę do tej pory nie przypominały konturów sylwetki Magdy.
Magdę poznaję od niedawna. Zaledwie od tygodnia. Jest cenionym projektantem wnętrz. Najlepszym w Warszawie i od właśnie tygodnia jestem jej Klientem. Zaprosiłem ją na „służbową” kolację, podczas której mieliśmy obgadać projekt mieszkania, którego niedawno stałem się właścicielem. Nie jest to nasze pierwsze spotkanie w tego typu miejscu. Miałem już okazję zjeść z nią i jej współpracownikami obiad, jednak dzisiejszego wieczora mieliśmy być tylko we dwoje.
Magda to kobieta sukcesu. Wydaje się być pewna siebie, wręcz apodyktyczna. Lubi rządzić i kierować ludźmi. Do tego bardzo profesjonalna. Chce być podziwiana i szanowana. Tyle udało mi się ustalić podczas naszej dotychczasowej znajomości. Biorąc pod uwagę te cechy, z pewnością pojawi się kilka minut przed ustaloną godziną spotkania. Na co dzień ubiera się bardzo formalnie. Zazwyczaj koszula i spodnie w kant. Do tego buty na obcasie. Kolory ubrań również odzwierciedlają jej charakter. Zazwyczaj stawia na granat, czarny a nawet czerwień.
Zanim dostrzegłem ją przed drzwiami lokalu, zapomniałem już o małym incydencie z blondwłosą kelnerką. To nie nią byłem dzisiaj zainteresowany, choć miło, że udało mi się poprawić jej humor.
Dzisiaj całą uwagę przywiązałem do Magdy.
W końcu jest. Zanim złapała za mosiężną klamkę drzwi restauracji „Spichlerz Smaków, szybkim ruchem spojrzałem na zegarek. Za dwie siódma. Miałem rację.
Światło przy wejściu było zdecydowanie mocniejsze niżeli to w głębi lokalu, Doskonale oświetliło nieziemską sylwetkę Magdy ukazując tym samym jej wdzięki. Magda jest wysoką i bardzo szczupłą kobietą. Mimo jej wzrostu, wydaje się drobna i delikatna. Dzisiaj jednak zamiast „służbowych” spodni i koszuli założyła czarną, filigranową sukienkę, która kończyła się przy samych kostkach, a dopełnienie stanowiły czarne szpilki na obcasie. Magda dostrzegła stolik, przy którym siedziałem. zaraz po odwieszeniu żakietu i odłożeniu dużego czarnego parasola na miejsce do tego przeznaczone, udała się w moim kierunku. Podążając pewnie zbliżała się do mojego, a od teraz naszego stolika. Bok czarnej sukni, dzięki bogatemu, wycięciu, które kończyło się praktycznie przy samej talii sprawiał, że każdy kolejny krok Magdy odsłaniał jej długą, lekko kościstą nogę. Niebawem jej krokom towarzyszył półmrok, aż w końcu dotarła do stolika.
Teraz, z bliska mogłem dostrzec jej twarz i wyraziste kości policzkowe. Czarna sukna świetnie wpasowała się w mocny makijaż i czerwone usta wraz z czarnymi włosami sięgającymi poza ramiona.
- Dobry Wieczór Panie Adamie – przywitała się radośnie jednocześnie wyciągając rękę w moim kierunku.
- Dobry wieczór Pani Magdo! Czy jednak nie przeszliśmy jakiś czas temu na „TY”? - odpowiedziałem grając zaskoczonego.
- Faktycznie, przepraszam. Masz rację. – przyznała.
Szarmanckim krokiem odsunąłem krzesło Magdy i pomogłem jej usiąść.
- Mam ze sobą wstępne projekty, o które prosiłeś. Wiem, że temat bardzo pilny, więc prosiłabym o w miarę możliwości szybką decyzję.
- Spokojnie, temat jest pilny, ale dla mnie, nie dla Ciebie. – Odpowiedziałem powstrzymując jej rękę przed wyciągnięciem dokumentów z teczki. – Dzisiaj cieszmy się wieczorem. – Dokończyłem.
- Czyli ściągnąłeś mnie tutaj po to żeby zjeść ze mną kolację? – zapytała z rozbawieniem,
- Noo, tak. Taki był mój cel. Przyznaje się bez bicia.
- Czyli randka?
- Nie, kolacja. – zaprzeczyłem,
- Kolacja we dwojga to nie randka? – pyta zdziwiona.
- Kolacja to kolacja. Chociaż kolacja może okazać się randką. To zależy od osób uczestniczących w niej.
Jeszcze bardziej rozbawiona wysnuła kolejne pytanie.
- Nie mogłeś mnie tak po prostu zaprosić na kolację, bez pretekstu?
- A zgodziłabyś się?
- Nie!
- No właśnie, a o to jesteśmy. Tak zapewne spędziłabyś ten czas w domu nad papierami. A takim sposobem, jesteś tutaj, jest przyjemnie i przy okazji zaklepiemy projekt.
Przez kolejną godzinę rozmawialiśmy o mało ciekawych rzeczach. Trochę o pracy, trochę o jej fantazjach kulinarnych, trochę o jej kłopotach z tutejszymi urzędnikami, którzy wstrzymują ważny projekt powstającego muzeum. Nieco również opowiedziałem o swoim zajęciu. Było miło i klimatycznie. W międzyczasie blondwłosa kelnerka podała nam polędwiczki wołowe wraz z dobrym, czerwonym winem. Wpatrywałem się w kasztanowe oczy Magdy, przerzucając wzrok na dłoń, w której obracała długimi palcami szklany kieliszek. To dało mi do zrozumienia, że moja intymna bańka działa. Magda poczuła się bardziej rozluźniona, mniej formalna i można nawet powiedzieć, że chwilami się zapominała, jednak po chwili zmieniała ton, jakby chciała korygować swoje rozluźnienie. Było wręcz czarująco. Zresztą ubierając suknie zamiast „formalnego” stroju dała sobie do zrozumienia, że chce, aby ten wieczór nie był taki jak zakładała.
Powoli kończyliśmy dopijać ostatni kieliszek wina. Jej przychodziło to łatwiej niżeli mi.
Nie przepadam za alkoholem w żadnej postaci. Wręcz go nie cierpię. Nie lubię otępiać mojego umysłu. Muszę być wypełni świadomy i skoncentrowany. Dlatego nie korzystam z żadnego rodzaju używek, które wpływają na mój umysł. Swego czasu pracowałem w sklepie całodobym, gdzie produktem pierwszej potrzeby zazwyczaj była sekta wódki. Cóż za ironia. Stare czasy. Nigdy nie wrócą. Dzisiaj jestem w zupełnie innym miejscu. Dzisiaj jestem zupełnie inną osobą.
Wieczór stał się powoli późnym wieczorem. Tłum w lokalu zdecydowanie się poluzował. Zostało tylko kilka par a w międzyczasie jeszcze doszło dwie. Spokojnie poczekałem, na kelnerkę, która będzie przechodzić obok naszego stolika, aby poprosić ją o rachunek. Nigdy nie wzywałem ich gestem ręki. Uważam to za mało eleganckie. Rachunek wręczyła mi tym razem czarnowłosa pani. Jej sympatycznej koleżanki o niebieskich oczach nie dostrzegłem już na sali.
- Moja taksówka powinna zaraz tutaj być. – Oznajmiła Magda.
Wiosenny, majowy wieczór zrobił się po chwilowej ulewie bardzo ciepły i spokojny. Dzięki okolicznością natury mogłem wyjść z inicjatywą.
- Może zrobimy sobie mały spacer po ulicach Warszawy? Przestało padać i jest cicho. Obiecuję, że trafisz do domu cała i zdrowa. Nie jestem seryjnym mordercą!
- Jesteś bardzo miły, jednak jeszcze mam trochę pracy.
- Jest prawie dziewiąta! – oznajmiam stukając w szkło mojego zegarka.
- No dobrze. Dzisiaj mogę trochę odpuścić. Chodźmy!
- Myślę, że to bardzo mądra decyzja. Ruszajmy. – odparłem podając jej zgiętą rękę, w którą ona wsunęła delikatnie swoją dłoń.
Tak powolnym krokiem przemierzaliśmy ulicą Ordynacką i Warecką. Kontynuując naszą rozmowę na przeróżne tematy.
- W tym budynku mieściło się kiedyś moje pierwsze biuro! – pokazała palcem na zniszczony, betonowy budynek. W oknach biura nie paliły się już światła.
- Wygląda na pusty, ciekawe, czy ktoś tam jeszcze działa.
- Raczej nie. Wynieśliśmy się z tego miejsca ze względu na pleśń.
- Rozumiem.
Tak zbliżaliśmy się nieuchronnie do miejsca docelowego, czyli mieszkania Magdy przy ulicy złotej.
Szliśmy względnie powoli. Obserwowałem zamoknięte ulice oraz budynki, Mimo wyczuwalnego smogu łapałem głębsze wdechy wiosennego powietrza. Obserwowałem również Magdę i jej ciemne, błyszczące włosy, które odbijały światła latarni. Obserwowałem, jak lekko i zwiewnie falowały pod wpływem kolejnych kroków. Z pewnością czuła mój wzrok na swoim ciele. Który nie przeszywał ją na wylot, a otaczał ją i podziwiał.
Krople deszczu ponownie rozpoczynały koncert. Im bardziej zbliżaliśmy się do celu, tym gęściej zaczynało padać. Aż w końcu deszcz zmienił się w ulewę. Pogoda dzisiaj naprawdę mi sprzyja. Magda rozłożyła parasol i oboje, można rzec wtuleni narzuciliśmy szybsze tępo naszego marszu.
Zauważyłem, jak z naprzeciwka nadjeżdża czarne BMW x5. Pędził zdecydowanie zbyt szybko a światła samochodu trafiamy prosto na nas. Po chwili najechał z całym impetem w ogromną kałuże, która rozlewała się przez prawie trzymetrowy pas drogi. Instynktownie chwyciłem Magdę za ramiona i szarpnąłem jej delikatnym i kruchym ciałem przekręcając je o 180 stopni. Ogromna fala wody wzbudzona kołami samochodu trafiła wprost na mnie. Zrobiłem z siebie żywą tarczę, osłaniając tym samym Magdę. Ja byłem cały przemoczony. Ale Magda, poza ubłoconymi szpilkami – sucha.
Ta wybuchła śmiechem. Rozbawiłem ją do tego stopnia, że przestała zwracać uwagę na coraz bardziej padający deszcz, machając jednocześnie parasolem.
- Co za poje..- urwałem. Nic w tym zabawnego. Jestem przemoczony.
- Uratowałeś mnie. – Powiedziała rozbawiona.
- To było instynktowne. Nie mogłem pozwolić, aby tak piękna suknia została zniszczona.
- Suknia, myślałam, że chciałeś mnie uratować, a ty o sukni.
- Od wody z kałuży jeszcze nikt nie umarł. Jak widać. Oznajmiłem jednocześnie podkreśliłem rękoma moje przemoczone ciuchy.
Nie wiem, czy to te kilka kieliszków wina wprawiało Magdę w tak wesoły i zabawny nastrój, czy może moje towarzystwo tak na nią działa.
Kiedyś pewna kobieta, która się spotykałem powiedziała mi, że mam w sobie coś wyjątkowego. Coś co sprawia, że czuje się przy tobie sobą. Coś co sprawia, że wszelkie maski znikają. Może to samo dzieje się teraz z Magdą. Może i ona zdjęła swoja maskę.
A może nie zauważyła, że jej maska po prostu spadła.
Każdy z nas ma takie maski. Zakładamy je, gdy wychodzimy do pracy, na spotkanie ze znajomymi, do cioci na urodziny. Zakładamy ja za każdym razem, gdy wychodzimy z naszej strefy komfortu. Zdejmujemy, gdy jesteśmy sami, gdy nikt nie widzi. Gdy nikt nie ocenia. Niektórzy mają naprawdę bardzo finezyjne maski, które kompletnie nie pasują do twarzy użytkownika. Są ciężkie, powodują odciski, teraz aż się pod nimi poci. Ciężko pod nimi złapać oddech. Użytkownik takiej maski nie może się doczekać, aby ją, zdjąć. Zaś maski niektórych są tak spasowane i idealne, że nie jesteś wstanie odróżnić ich od prawdziwej twarzy.
W końcu jesteśmy na miejscu. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami budynku. Magda wprawnym ruchem wbiła PIN do drzwi a te się otworzyły.
- Jesteśmy na miejscu! – potwierdziłem. – Jednak skorzystam z usług taksówki – dodałem chwytając jednocześnie telefon w mojej kieszeni.
- No cóż. Pada, masz kompletnie mokre buty. W tej sytuacji może jednak wejdziesz do środka. Przeschniesz i może przestanie padać.
- Jesteś bardzo miła i w obecnej sytuacji chyba muszę skorzystać z zaproszenia.
Po chwili przeszliśmy przez hol. Miły ochroniarz odtworzył nam drzwi i ruszyliśmy windą na 9 piętro. W trakcie krótkiej drogi w górę spoglądaliśmy na siebie, a ja po chwili zerknąłem w lustro windy. Moje czarne, średnio długie włosy przez deszcz zaczęły niechlujnie sterczeć we wszystkich kierunkach. Sprawnym ruchem zaczesałem je ręką, starając się w miarę je ułożyć. Zauważyłem, że moja biała koszulka, która znajdowała się pod skórzaną, rozsuniętą kurtką również jest przemoczona. Dostrzegłem, jak Magda posyła dyskretne spojrzenie w moje odbicie lustrzane. W końcu lata chodzenia na siłownię zostawiły rezultaty. Biała koszulka pod wpływem wody, mocno przyssała się do mojego ciała, obnażają dokładnie kontury sylwetki : pokaźne, świetnie wyrzeźbione mięśnie brzucha, rozbudowaną klatkę piersiową wraz z sutkami, które stwardniały pod wpływem zimna.
Na wygląd zewnętrzny nie mogłem narzekać. Od ponad 8 lat regularnie ćwiczę, prowadzę zdrowy tryb życia, odżywiam się zdrowo i dbam o to, a by wyglądać dobrze. Chodzę nawet na zabiegi kosmetyczne, aby opóźnić nieco efekty starzenia. Dobrze czuje się ze swoim ciałem. W końcu długo na to pracowałem. Poza ciężką pracą, zostałem obdarzony genetycznymi predyspozycjami, które sprawiały, że naturalnie przyciągam kobiety do siebie i nie mam na myśli wyglądu zewnętrznego.
Co prawda jestem wysoki, dobrze zbudowany, mam niebieskie oczy i czarny kolor owłosienia, ale jeszcze dziesięć lat temu daleko było mi do postrzegania mnie, jako osoby określanej słowem przystojny. Ba, wtedy nie wyobrażałem sobie, że mogę jechać windą jednego z najbardziej ekskluzywnych apartamentów warszawy do mieszkania kobiety, o której względy zabiegają faceci z najwyższego szczebla.
Winda się zatrzymała a my udaliśmy się do drzwi mieszkania.
Magda wyjęła kartę ze swojej kopertówki i otworzyła drzwi i weszliśmy do środka.
- Witam w moich skromnych progach.
Wnętrze było naprawdę elegancko i schludnie urządzone w nowoczesnym stylu. Dominowały tutaj stonowane kolory. Biel i beż z wyrazistymi turkusowymi akcentami.
Głównym źródłem światła były tutaj ogromne, przeszklone okna, przez które można podziwiać ulice warszawy. Duża kuchnia bogata w białe meble. Z kuchni przechodziliśmy w część gościnną i wypoczynkową. Na środku stał duży narożnik w kształcie litery U. Wykonany z zastosowaniem obłych kształtów, tapicerowany buklową, jasno beżową tkaniną.
Magda zdjęła czarne szpilki i odstawiła je w przedpokoju. Od tej pory mogłem podziwiać jej delikatne stopy, które mimo resztek błota, z gracją stąpały po drewnianej podłodze.
- Ściągaj buty i dawaj. Wrzucę je do łazienki. Jest ciepło, więc powinny nieco wyschnąć.
Posłuchałem.
- O jejku, spodnie też masz przemoczone. Na jasnoniebieskich jeansach nie dało się tego nie zauważyć.
Zrobiłem kwaśną minę, oznajmiając, że ma rację.
- Dobra, wejdź o łazienki i ściągaj spodnie. Wrzucę je do suszarki. Koszulkę też zdejmij.
Również zauważyła, że jest mokra. Cóż skro zdejmuje spodnie to i koszulkę też zdejmę.
Drzwi do łazienki pozostawiłem uchylone. Tym razem w odbiciu lustra nad umywalką, mogą zaobserwować, jak się rozbieram. Zauważyłem, jak raz może dwa szybkim ruchem głowy zerkała w lustro. Po chwili usłyszałem delikatne kroki, które podążały w moją stronę. Nagle zza drzwi ukazuje mi się jej drobna dłoń, w której trzyma różowy Na szlafrok.
Obecnie w łazience znajduje się ja, jej połowa ręki i szlafrok.
- Trzymaj. Załóż to. Tymczasowo, zanim przeschną ubrania.
- Damski szlafrok?
- Wybacz nie mam męskiego.
- Cóż. Dziękuję.
Szlafrok z oczywistych względów był na mnie za mały, ale wykonany z rozciągliwego materiału. Wyglądałem śmiesznie, ale chyba nie mam odwrotu z tej sytuacji.
- jak wyglądam?
- Jak księżniczka! Tylko trochę owłosiona. – oznajmiła.
Dalsza część wieczoru spędziliśmy na beżowym narożniku. Magda wyciągnęła z szafki rozpoczętą butelkę wina i wypiliśmy jeszcze kilka lampek. Ja siedziałem w różowym szlafroku a ona w swojej już pomiętej sukience. Klimat dopełniał elektryczny kominek symulujący palący się ogień. Rozmowa przyjemnie się kleiła i co ważnie, momenty ciszy pojawiały się, ale nie była to niezręczna cisza. Przez cały czas skupiałem wzrok na jej kasztanowych oczach, w których odbijało się światło kominka. Oczy błyszczały i były wpatrzone we mnie. Momentami wzrok przerzucałem na usta, które mówiły przez zdecydowana większość tego wieczora.
Powoli zacząłem odczuwać skutki uboczne czerwonego wina. Zmniejszona koncentracja, rozluźnienie i małe otumanienie. Do tego zmniejszona kontrolna nad gestami. Sam fakt, że piję rzadko z pewnością spotęgował ten efekt.
W trakcie naszej rozmowy, oczy powoli uciekały na ramiona, coraz częściej na delikatnie odsłonięte piersi. Były niewielkie, ale bardzo seksownie krągłe. Dzięki delikatnemu światłu jeszcze bardziej pociągające. Czarne włosy bezwładnie rozścielały się po kościstych barkach. Rozmowa toczyła się na tyle dobrze i spontanicznie, że momentami Magda zapominała o kontroli swojego ciała. Przestała trzymać noga za nogę, rozciągnęła się na narożniku. Suknia podwinęła się do góry, odsłaniając obydwie nogi powyżej połowy uda. Były piękne, delikatnie i obie idealnie symetryczne.
- Muszę wyjść do toalety – oznajmiłem. Wino ma to do siebie, że chce się po nim sikać.
W łazience, na grzejniku wisiały moje spodnie i koszulka. Zerknąłem na telefon, który wyjąłem z kieszeni spodni. Cztery nieodebrane połączenia od Robert i dwie wiadomości.
„Mamy problem bądź za 15 minut tam, gdzie zawsze”. Druga wiadomość: „gdzie jesteś?”. Wcześniejsze wiadomości odczytałem w momencie, kiedy ostatni raz w ręku miałem telefon, czyli jakieś 2 godziny temu, przy drzwiach, gdy chciałem zamówić taksówkę.
Gdy spotykam się z kimś, poświęcam mu całą swoją uwagę. Zapominam o telefonie i innych rozpraszaczach. Chce, aby osoba, z którą przebywam wiedziała, że jestem skupiony tylko na niej.
Wróciłem na narożnik, na którym siedziała Magda. Podczas mojej nieobecności zmieniła pozycję na siedzącą i poprawiła dół spódnicy zakrywając tym samym nogi.
- Może skoro już tutaj jesteśmy zerkniesz na projekty, które przygotowałam. – zapytała.
- Jestem Ci bardzo wdzięczny za to, ale chciałbym zrobić to na spokojnie, może prześlesz mi na maila? – zapytałem.
- Jasne - Odrzekła.
Po chwili wstałem z narożnika i stanąłem przed dużym oknem spoglądając na ciągle ruchliwą ulicę.
- chyba już pora na mnie.
W głowie ciągle miałem nieodebrane połączenia i smsy od Roberta. Musiałem się ulotnić i dowiedzieć, co poszło nie tak.
- Rozumiem, jasne, sprawdź, czy ciuchy już wyschły.
Wróciłem do łazienki i ubrałem w pośpiechu nieco wilgotne ubranie.
- To co słyszymy się jutro, dam znać odnośnie projektów. Obiecuję, że sprawdzę je z samego rana.
- Jasne, super. – doparła i odprowadziła mnie do drzwi.
Złapałem za klamkę i je otworzyłem.
- Nie chce żebyś wyszedł. – Oznajmiła pewnym głosem.
- Słucham?
I było już za późno.
Złapała mnie za rękę i wciągnęła mnie do mieszkania.
Objęła moją szyje obiema rękoma i zanim się spostrzegłem poczułem jej miękkie, soczyste usta na swoich. Całowała mnie namiętnie i energicznie. Przez chwilę czułem jak moje ciało się powstrzymuje, jednak po chwili dałem się ponieść fali emocji.
Jedną ręką zatrzasnąłem drzwi i nim się spostrzegłem wylądowaliśmy ponownie na narożniku. Wskoczyła na mnie i jej usta znowu powędrowały do moich. Chwyciła za moje ramiona i wsunęła ręce pod rękawy, docierając do barków i łopatek. W tym samym czasie ja pieściłem jedną ręką jej włosy a drugą wsunąłem pod wycięcie sukienki.
Czułem, jak bardzo jest rozpalona, jak bardzo pragnęła tej chwili. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę od początku chciała, aby ten wieczór tak się skończył. Od momentu, kiedy zgodziła się na kolacje i ubrała czarną sukienkę zamiast spodni w kant. Nawet tak ułożona i porządna kobieta potrzebuje dać upust swoim emocjom.
Magda złapała mnie za rękę, a ja poddając się poszedłem za nią do sypialni, w której jeszcze nie miałem okazji być. Pomieszczenie było bardzo małe i skromne. Tapicerowane welurem beżowe łóżko, dwie szafeczki nocne, również tapicerowane oraz mała komoda. Podłoga i ściany w jasnych barwach.
Znowu mną rzuciła. Tym razem na łóżko, aż zaskrzypiało. A gdy wskoczyła na mnie, coś pękło. Złapała za czarny pasek moich spodni i zaczęła niefortunnie go odpinać. Pomogłem jej w tym. Wygląda na to, że znowu muszę się rozebrać.
Szybkim ruchem zdjąłem białą koszulkę i rzuciłem na podłogę. Po chwili poczułem, jak jej ręce energicznymi ruchami wędrują po mojej klatce, brzuchu i pośladkach.
Moje usta powędrowały z jej ust na szyje, która była jeszcze bardziej gorąca. Wygięła głowę do tyłu. Poczułem jej delikatny zapach, jakby pomarańcze, goździki. Zapach perfum powoli zmieszał się z potem i moim zapachem. Sukienki nie musiałem z niej ściągać. Sama ją zrzuciła. Żółte światło latarni ulicznej wpadało przez małe okno w sypialni wprost na nas.
Teraz mogłem podziwiać piękno jej ciała. Śliczne, krągłe piersi, które jeszcze przysłaniał czarny, koronkowy stanik. Zdarła ze mnie spodnie i ponownie wskoczyła na mnie. Na swoim członku poczułem jej wargi sromowe, które były mocno wilgotne. Szybkim ruchem ręki rozpiąłem stanik, który trafił obok mojej koszulki. Podniosłem się do pozycji wpółsiedzącej i wtuliłem się w Magdę. Na swojej klatce piersiowej poczułem jej twarde sutki, które pod wpływem zimnego podmuchu powietrza wydobywającego się z lekko roszczeniowego okna jeszcze bardziej stwardniały. Po chwili znów rzuciła mną o łóżko zerwała z siebie czarne, koronkowe majtki, które wraz ze stanikiem stanowiły komplet.
Przez cały ten czas miała nade mną kontrolę. Jednak zrobiłem coś, czego nie powinienem robić, coś czego się nie spodziewała, coś co zmieniło reguły gry.
Chwyciłem za ramiona, tak jak wtedy, gdy osłoniłem ją przed pędzącym wariatem, który mnie zmoczył. Pewnym ruchem obróciłem nasze ciała i tym razem to ja rzuciłem ją o materac. Złapałem za jej dwa przeguby i mocno ścisnąłem.
Zrzuciłem swoje bokserki i wszedłem w jej kobiecość.
Magda jęknęła i znów wyprężyła głowę do tyłu. Poluzowałem uścisk na nadgarstkach i ręce przeniosłem na jej szyję, która jest kompletnie mokra od potu.
W pewnym momencie strąciła ręką białą, porcelanową figurkę ze stolika nocnego, która rozbiła się o drewnianą podłogę sypialni. W międzyczasie z podłogi wydobywa się buczenie. Telefon znowu dzwoni. Jednak na to i na stłuczoną figurkę nie zwróciliśmy uwagi.
Nasze ciała płonęły. Jej pot mieszał się z moim, tak bardzo pożądaliśmy siebie nawzajem. Myślałem tylko o jednym – chce dać jej przyjemność. I tak się stało.
To nie był długi seks, ale bardzo intensywny.
Chociaż nie lubię tego określenia. Seks to puste słowa obrazujące zwierzęce zachowania bazujące tylko na pożądaniu i dyktowane wyłącznie popędem.
Pomiędzy mną i Magdą było coś więcej niż tylko seks. To nie jej ciało mnie tak bardzo podniecało a osobowość, charakter, jej gesty, uśmiech, to jak na mnie patrzy. To sprawiało, że pragnąłem tak bardzo dać jej przyjemność.
Resztę nocy spędziłem u Magdy w łóżku. Rozmawialiśmy praktycznie do czwartej nad ranem. Opowiedziała mi wszystko o swoim życiu. O tym jak bardzo została skrzywdzona przez swojego ojca, o tym, że wciąż opiekuje się swoją mamą, która mieszka z młodszym bratem 50 kilometrów od warszawy w małej wsi. Zdradziła mi swoje sekrety, które nosiła w sercu.
Powoli zaczęło świtać. Zerknąłem na elektryczny zegarek stojący na stoliku nocnym. Wskazywał 5:04. Ciągle w głowie miałem dzwoniący telefon. Nie wiem co się wydarzyło, ale to było już nie istotne. Nie cofnę wydarzeń dnia wczorajszego. Spojrzałem w stronę Magdy, której ciało osłaniała satynowa pościel. Spala słodko a jej twarz wyglądała inaczej niżeli wczorajszego wieczora. Jakby należała do zupełnie innej osoby. Leżałem w łóżku obok niej i gapiłem się w sufit, jednocześnie rozmyślając o wczorajszym wieczorze a przede wszystkim wyciągałem wnioski.
Od samego początku znajomości, czułem, że Magda nie jest prawdziwa, że jej zachowanie, styl bycia, mimika, nawet barwa głosu jest sztuczna, wykreowana. Nikt z jej otoczenia tego nie widział. Ja tak. Momentem zwrotnym było nasze zbliżenie, które rozpoczęło się od pożądania. Magda na początku mnie dominowała, pokazywała swoją siłę, władzę i chęć kontroli nade mną. Jednak, gdy odwróciłem sytuację, mały trybik w jej głowie przeskoczył i rozsypał idealnie działający mechanizm. Od tego momentu zrozumiała, że potrzebowała, aby to ktoś nią się zaopiekował, poczuła, że jestem jedyną osobą, której może zaufać, która zna jej pragnienia, sekrety, potrzeby, zanim jeszcze zdążyła o nich powiedzieć. Wtedy wiedziałem, że jest tak naprawdę bezbronną, kruchą, pełną emocji, które nią targały, wrażliwą osobą. Skrzywdzona tak mocno przez drugiego człowieka, chciała coś sobie udowodnić.
Zerknąłem na podłogę i zauważyłem potłuczoną porcelanową figurkę, a obok figurki leżała maska, która była wykonana z ołowiu. Magda, gdy wstanie, a mnie już nie będzie ponownie ją założy i wyjdzie do pracy.
Dodaj komentarz