Historia, szkolna zawsze wydawała mi się nudna. Szczerze mówiąc winę za moje odczucia co do niej zrzucił bym na nauczycieli, bo przecież nikt nie zauważa swoich błędów tak ja cudzych prawda? Wracając do historii to zawsze miałem nadzieje co do tego przedmiotu za czasów liceum że dziś, właśnie dzisiaj! Poznam historię, która mi przypadnie do gustu, może i choć raz coś takiego miało miejsce, lecz bardzo trudno mi przypomnieć sobie jakąś lekcje, nie przeczę że jej nie było ale na pewno trudno mi będzie ją sobie przypomnieć, która dała mi świadomość poznania czegoś niesamowitego. Historii, która pokaże mi coś! Ten moment kiedy zostanę przez jedną sekundę ze swoim mózgiem i powiem „Woah!” Zawsze, odkąd pamiętam bardziej od historii, lubiłem "historyjki" szczególnie te, które wymieniałem ze znajomymi, przyjaciółmi a nawet z członkami własnej rodziny. O wiele lepiej słucha się historii, przedstawiającej jedną osobę bądź niewielką grupę. Odczuwałem to tak jakbym tam był, utożsamiałem się z bohaterami. Całe życie czekałem na taką lekcje historii, gdzie dowiem się że generał wysłał ostatki sił, co do ostatniego żołnierza, żyjącego, który powiedział żonie że wróci za kilka miesięcy a okazywało się że nie wrócił już nikt, właśnie nikt nie mówi o tym jak on się wtedy czuł, może dlatego postanowił sobie strzelić w łeb? A może dlatego że zabrakło mu tuszu na listy żeby napisać list do każdej z matek i wdów że ich mąż czy syn dziś już nie wróci, nie wróci też jutro i pojutrze. Taka historia mnie porywa, nie same daty i inne dane, ale dla historyków są one istotne dlatego z mojej perspektywy chylę przed nimi czoło za to że chcą, ba! Że sprawia im to przyjemność, babranie się w steku liczb, nazwisk i nazw regionów, miast i pól. Osobiście nie mógłbym tego robić oraz nie sprawia mi radości słuchanie czy uczenie się na ten temat. Ale do rzeczy, wrócę do swoich historyjek, które tak bardzo lubię, nawet bardzo. W nich nie ważna jest data czy skutki. Ważny jest ten zastrzyk emocjonalny, który dostajemy. Dawkowany kolejnymi słowami "barda tkającego swą opowieść". Najwięcej opowieści sprzedają mi zawsze znajomi, jak to impreza się potoczyła lub co lepsze spotkało ich coś niezwykłego. Mimo wszystko zawsze najwyżej na piedestale opowiadań postawię opowieść nieznajomego, który wypowie słowa i te słowa i tylko one wtedy grają rolę, nie jesteśmy związani emocjonalne z tym człowiekiem, dlatego takie historie a jakże rzadkie mimo tego platynowe. Żeby to zobrazować opowiem historię, która po części dotyczy mnie. Kiedyś będąc na dworcu autobusowym, wracałem z treningu i odczuwałem spore zmęczenie dlatego skupiałem się na jak najmniejsze ilości rzeczy. Sprawdziłem rozkład, do busa mam jeszcze jakieś dwadzieścia trzy może sześć minut. Dlatego siadłem grzecznie na ławeczce z torbą pod nogami i czekałem na transport. W tym czasie kiedy wyjąłem portfel by sprawdzić stan gotówki, podszedł do mnie starszy gość, większość powiedziałaby że to zwykły menel ale zauważyłem skóry i naszywki. Nie uśmiechnąłem się ale patrzyłem na pewno tak jak się później okazało, emerytowanego" punk'a. Zapytał się czy nie dorzucę się na winko, miałem wyliczone pieniądze na busa także sprawdziłem kieszenie i znalazłem trochę złota maksymalnie na rzut oka jakieś sześćdziesiąt pięć groszy może mniej. Podziękował mi i zaczął rozmowę. Spytał się czy jestem stąd i z jakiej dzielnicy. Mieszkałem jeszcze wtedy z rodzicami w mojej rodzinnej miejscowości, którą on znał, ku mojemu zaskoczeniu. Opowiedział mi historię że właśnie tam poznał pierwszą miłość, sporo dobrych wspomnień ma właśnie z tym miejscem. Pytał jak tam jest, co się zmieniło itp. Znikąd zapytał czy znam pewnego Kubę, znam go głównie z kontaktów "cześć, co u ciebie?" I nic więcej. Trochę przykro mi się zrobiło kiedy o nim wspomniał. Nie byłem zaskoczony, Kuba to już starszy gość więc mógł go znać mimo to żałuję że nie rozmawiałem z nim więcej odkąd wyszedł z więzienia. Wtedy nie wiedziałem dlaczego myślałem że pewnie jakieś rozboje po pijaku czy coś w tym rodzaju, ale pan emerytowany punk rozwiał we mnie wątpliwości. Opowiedział mi historię o pewnej imprezie, która miała miejsce nad mieszkaniem Kuby, piętro wyżej. Był tam właśnie nasz opowiadacz. Mówił ze była to dla niego zwyczajna domówka, alkohol z białym proszkiem i Dead Kennedys w tle. W pewnym momencie przez jazgot gitar i perkusji usłyszeli oni awanturę, przewracane meble, tłuczone szkło. Domówka postanowiła zejść piętro niżej. Zastali tam obraz, dość mocny nawet jak dla punk'ow. Kuba stojący w kuchni patrzył na swoje dłonie. U jego stóp leżał nóż zanurzony w ojcu. Ciało ojca leżało w kuchni, tak donosili oficerowie policji. Punk emeryt zastał ojca nadal dławiącego się krwią i wypuszczającącego ostanie uderzenia serca lekkimi strumieniami krwi z otwartego gardła. Matka była już mniej ruchliwa gdy wparowały tam punk”i. Była ona rozczłonkowana jak później się dowiedziałem, przez ojca za pomocą tasaka. Ojciec w pijanej furii zaatakował matkę, kiedy ojciec w szoku po swoim czynie wpadł w stan przerażenia został dźgnięty przez swojego syna w szyję nożem kuchennym. Odkąd dowiedziałem się o powodzie dla którego Kuba trafił za kratki, boje się go. Mimo tego że wrócił na wolność, podobno za dobre sprawowanie, mimo tego pozostawia on we mnie niepokój. Słuchajcie historii ludzi, wszystkich ludzi bo ludzie są jak studzienka ściekowa… Nie zauważamy ich na co dzień, ale kiedy w nich „wpadniemy” widzimy całą ich okazałość”…
Słowa od autora: "Wróciłem, nie wiem jak na długo, ale wróciłem."
Dodaj komentarz