,, Nieodparty rozum" cz 3 ostatnia

Cz. 3
To była Basia, moja szefowa…
Bardzo długo nie mogłam się obudzić z tego snu. Szczypałam się w dłonie, biłam po twarzy, jednak sen trwał i trwał.
Na samym końcu snu, Basia biegała za mną ze sznurkiem i strzykawką. Krzyczała, że to wszystko jest dla mojego dobra… Za cholerę jej nie wierzyłam. Pozabijała wszystkich pacjentów, a teraz pewnie chciała zabić i mnie. Dałabym głowę sobie uciąć, że ganiała mnie chyba przez calutką noc, póki w końcu nie osłabłam na tyle, że padłam jak długa potykając się o krzesło.
Wtedy mnie dopadła.
Wbiła mi strzykawkę w tyłek i zawiązała z tyłu dłonie. A potem zrobiło mi się tak ciepło, że zaraz po tym straciłam przytomność.
I się obudziłam…
Chyba dość długo krzyczałam, bo gdy otworzyłam oczy Hania z panią Basią stały nad moim łóżkiem.
- Daj jej coś na uspokojenie- powiedziała szefowa do Hani.
- Nie! Nieee! O co tutaj chodzi!? Co się dzieje? Boże, sądziłam, że się obudziłam…
- Haniu poczekaj.
Stanęła nad łóżkiem i bez wyrazu zaczęła się na mnie patrzeć. Płakałam jak małe dziecko, nie wiedząc, co tutaj się działo.
- Czemu zabiliście Krysię?!- Krzyczałam pytając i niczego nie rozumiejąc.
- Albo się uspokoisz, albo znów odpłyniesz.
- Dobrze, już dobrze- łkałam. Uspokoję się, ale powiedzcie mi, co tu się dzieje?
Kręciło mi się w głowie. Nawet nie wiem, czy nadal śniłam, czy to działo się naprawdę. Najwyraźniej pan Ryszard miał rację. Może Krysia opisywała morderstwa, których była świadkiem…
A teraz już ich wszystkich nie ma…
- Odpowiedz nam najpierw na kilka pytań.
- Jakich znowu pytań?- Spytałam starając się uspokoić. -Jeśli myślicie, że zwalicie na mnie te morderstwa, to jesteście w błędzie.
- Jak masz na imię?
Zdziwiłam się, że o to pytali.
- Ania.
- A na co jesteś chora?
- Chora? Ja? Wcale nie jestem chora. Niczego mi nie wmówicie.
- Więc powiem ci tak. Byłaś chora. A pamiętasz może Krysię?
- Zabiliście ją- powiedziałam najpoważniej, jak umiałam z wściekłością w głosie.
- Wcale nie. Choć poniekąd tak. Krysi nigdy nie było.
- Była. Zabiłaś ją poduszką…
- Być może tak to odebrałaś.
- Nie. Krysia była moją podopieczną.
- Nie Aniu. Byłaś po prostu bardzo chora. Twój umysł wymyślił sobie te wszystkie osoby. Przeżyłaś wielką traumę po tym, jak zmarł twój mąż.
- Przecież ja nigdy nie byłam żonata…
- Byłaś… Krysiu…
- Dlaczego, tak do mnie mówisz? Próbujesz zrobić ze mnie wariatkę?
- Niczego nie próbuję. Krysia, to twoje prawdziwe imię. Bardzo mi przykro, ale miałaś, mam nadzieję, osobowość wieloraką. Musieliśmy wyleczyć cię z tych osób. Trzeba było eliminować je po kolei…
- To niedorzeczne…
Pani Basia westchnęła.
- A pamiętasz Annę Marię Wojciecha Teresę?
- No pewnie, że tak.
- To ty sama byłaś nimi wszystkimi. Broniłaś się, jak mogłaś, aby przetrwać po stracie swojego męża. Wcielając się w Anię, odtwarzałaś rolę siostry swojej matki. To Anna była utalentowaną i bardzo dumną śpiewaczką operową, która popełniła samobójstwo, mając zaledwie szesnaście lat. Gdy byłaś Marią, udawałaś, że grasz na fortepianie, jak to robiła twoja prababcia. Będąc dzieckiem, zawsze chciałaś być tak sławna, jak ona. Niestety twoich rodziców nie było na to stać, aby posłać cię na nauki. Dlatego z żalu, wymyśliłaś też Wojciecha, który był twoim ojcem. Krysiu, on był prawdziwym człowiekiem kiedyś, a nie teraz. Pomiatał twoja matką Teresą, która była prostą wiejską kobietą. On poniżał ją i zaniedbywał. Jako Krysia, spisywałaś wszystko w swoim pamiętniku, który przyniósł ci Artur.
- Artur?
- Posłuchaj, będąc Ryszardem, starałaś się dowiedzieć, co takiego pisała Krysia, jednak musiało ci być ciężko, gdyż każda z twoich osobowości, trwała z reguły około dwóch godzin. Nieraz nawet krócej, sama nie miałaś na to wpływu. A jako Ania, chciałaś się sobą po prostu zaopiekować. Opiekowałaś się wszystkimi swoimi osobowościami.
- Ale to nie może być prawda.
- Sama pomyśl. Gdzie wtedy była Krysia, gdy szłaś w zaparte, że mu ją pokażesz?
- Nie wiem, gdzie wtedy była.
- Posłuchaj, czasem udawało ci się ze sobą rozmawiać, udając dwie osoby naraz, choć było to rzadkie. No i najczęściej…
- Zaraz, to, kim niby był Artur. Jego też niby sobie wymyśliłam?
Obie spojrzały na siebie.
- Nie. On jedyny ,z tych wszystkich osób był prawdziwy…
Zaraz, zaraz…
- To mój syn?
Obie się uśmiechnęły.
- Bardzo ładnie Krystyno.
- Ale, ale ja go wcale nie pamiętam…
- Nie wszystko od razu- odparła pani Basia.- Pamięć wróci ci niebawem. Póki, co, cieszymy się z tego, że wyzdrowiałaś. A teraz zastrzyk.
Zanim zdążyłam zareagować, Hania wbiła mi się w ramię i po chwili znów odleciałam.
Kiedy się ocknęłam, strasznie łamało mnie w kręgosłupie. Byłam jednak spokojna. Nie miałam już pasów na nogach, ani dłoniach, więc rozciągnęłam się spokojnie. Potem spostrzegłam kogoś w pokoju.
- Obudziłaś się- powiedział Artur podchodząc do łóżka, na którym leżałam.
- Chyba tak. Nadal nie potrafię uwierzyć w to, co się tu działo.
- Wiele się działo- odparł nieśmiało, drapiąc się po głowie.
- Nikt ich nie zabił? Jesteś tego pewny? Nie zrobili ci wody z mózgu?
- Nie. Sam nie potrafię w to wszystko uwierzyć, ale tak było.
Rozejrzałam się dookoła.
- Najważniejsze, że wyzdrowiałaś.
Czułam się dobrze, choć wciąż ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że byłam chora. Wciąż pamiętam, jak śmiałam się z pana Ryszarda, kiedy powiedział, że mam chorobę myślową. U mnie wyglądał on na prawdziwą osobę. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak mówiłam do siebie i potem sobie odpowiadałam. Ciężko mi było to ogarnąć. Sądziłam, że to ja mam się nimi opiekować. A tymczasem… sama byłam pacjentką…
Artur podszedł na tyle, blisko, że chyba chciał mnie przytulić. Być może był moim synem, a i ja może i miałam jakiegoś męża. Jednak te kwestie, wciąż pozostawały dla mnie niewiadome. Miałam wrażenie, że nie jestem nikim, a ktoś obcy chce mi nadać osobowość, którą nigdy nie byłam.
I wtedy doznałam olśnienia.
- A gdzie jest mój pamiętnik?
- Jak zwykle pod poduszką. Wybacz, ale musieliśmy przeczytać to, co tam pisałaś. Bez tego, trudno byłoby cię wyleczyć. Naprawdę uważałaś się za opiekunkę tych osób.
- Na to wychodzi- wzruszyłam ramionami, bo nijak nie potrafiłam wyjaśnić tęsknoty, którą czułam w sercu. Tęskniłam za nimi wszystkimi, ale faktycznie nigdzie ich nie widziałam.
W tym momencie weszła pani Basia.
- Wygląda na to, że możesz już jechać do domu- powiedziała z uśmiechem.
- Dobre, nawet nie pamiętam, gdzie mieszkałam- odparłam zasmucona.
- To nie jest ważne, bo teraz i tak zamieszkasz u mnie. Może kawalerka, to nie najlepsze miejsce na powrót do zdrowia, ale coś tam wymyślimy. I cóż, mamo- zaintonował wyraźnie- może znów zaczniesz pisać. Kiedyś z tego żyłaś.
Wzruszyłam ramionami i dopiero wtedy uścisnęłam… syna…
Syna.
Naprawdę miałam syna…
Pani Basia pomogła mi się spakować. Nie miałam wiele przy sobie, ale wciąż pamiętałam o zabraniu pamiętnika.
Artur zabrał moje walizki, których w ogóle nie poznawałam. Dostałam też recepty na wykup leków, które pomogą mi wyleczyć pamięć. Prawdę powiedziawszy, było mi trochę głupio będąc samą. Będę się musiała przyzwyczaić do wielu nowych dla mnie rzeczy. Coś tam głowa podsyłała mi coraz to nowe obrazy, ale wcale ich nie rozpoznawałam. Na pewno widziałam jakąś dużą zieloną łąkę i mały domek w oddali. Pewnie to tam był mój dom z przed choroby.
- Gdyby coś się działo, to proszę zadzwonić do nas- mówił na odchodne Hania.
- Dobrze- odpowiadam, choć nie wiem, czy chciałabym tam wrócić.
- Przez pewien czas może pani coś dziwnego zauważać, ale proszę o tym nie myśleć. To tylko skrawki pamięci, która będzie próbowała znów się wkraść do pani głowy, ale proszę ją ignorować.
- Postaram się.
Tuż przed ostatnimi drzwiami na dwór, raz tylko zerknęłam do swojego pokoju. Chciałam rzucić okiem na pokój, który dotychczas był moim jedynym domem. Wciąż wszystko było tam porozrzucane. Niezły bałagan zostawiłam za sobą. Zamknęłam drzwi, tak jak pamięć po tym, co tutaj pozostawiałam. Potem zerknęłam na drzwi do pokoju Krysi i…
Czy ja widziałam tam krew?
Na poduszce? Nie… Pamięć płatała mi figle…
Pani Basia natychmiast zamknęła jej pokój. Mój pokój…
- Lepiej abyś nie przypominała sobie wszystkiego, co tu się działo. Pamiętaj, że byłaś chora i nie wolno ci jej przeciążać.
- Rozumiem- odparłam, choć nie byłam pewna już niczego.
Wsiadając do samochodu, zapytałam, czy mogłabym usiąść z tyłu, bo tam będzie mi wygodniej. Zgodził się z nikłym uśmiechem.
- Tylko zapnij pasy- odparł nieco chłodniej, niż wcześniej.
Skup się, pomyślałam. Miałaś problemy z głową, więc poddaj się temu, co jest teraz, powtarzałam to jak mantrę. Ostatni raz nawet zerknęłam na pensjonat i zobaczyłam ich wszystkich w oknach. Annę, Marię, Wojciecha, Teresę i pana Ryszarda. Wszyscy energicznie mi machali. Też im odmachałam, powtarzając sobie, że to tylko przywidzenie.
Jesteś Krysią.
Krysią…
Pani Basia energicznie machała mi dłonią, podczas, gdy Hania stała ponuro w drzwiach. Ręce miała związane z przodu, lecz po chwili zerknęła w górę i…
Pobiegła do środka…
Zaraz, tam przecież nikogo nie miało już być…
Nagle zza drzwi dobiega mnie pukanie. Takie głośne, że wychylam się, ale nic nie widzę.
- Coś się stało?- Pyta mnie Artur.
- Nie, chyba przytrzasnęłam sobie torebkę- odpowiadam wiedząc, że to pierwsze kłamstwo, jakim uraczam go na drodze do normalności.
Otwieram drzwi i co widzę?- Ania?- Pytam się szeptem, aby Artur niczego nie słyszał.
- Zabierz mnie stąd, błagam. Nie chcę być następna- prosi.
- Ale ciebie nie ma- odpowiadam.
- Jestem. To ciebie zrobili głupią, tak jak chcieli zrobić mnie. Zwiałam, mogę wejść?
Rozejrzałam się ostrożnie. Artur był zajęty czymś z przodu.
- Połóż się na moich nogach, to cię nie zobaczy- odpowiadam i z bijącym sercem wpuszczam ją pod nogi, żeby mogła się skulić. I przykrywam ją moim płaszczem, który podarował mi Artur.
- Uratowałaś mi życie- szepcze z uśmiechem, nim przykrywam jej głowę płaszczem.
- Jedziemy?- Pyta mnie Artur patrząc w oczy.
- Tak- odpowiadam, aby go uspokoić, po czym odwracam się za siebie, aby ujrzeć pensjonat po raz ostatni.
- O Boże- mówię i zaraz zakrywam sobie usta dłonią.
- Coś nie tak? -Pyta zaniepokojony Artur.
- Nie, wszystko dobrze- odwracam się z powrotem. Serce wali mi jak oszalałe, gdy przypominam sobie, co zauważyłam w jednym z okien…
Hania zarzuciła panu Ryszardowi na głowę jakąś torbę i zniknęła wraz z nim…
- Od teraz zaczniesz swoje życie od nowa- mówi poważnie Artur.
- Tak- odpowiadam i zerkam na swoje nogi.
Jeśli to wszystko sobie wymyśliłam, to dlaczego ciężar ciała Ani, wciąż ugniatał mi nogi…
KONIEC!

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii thriller, użyła 2150 słów i 11359 znaków.

4 komentarze

 
  • elninio1972

    jak dla mnie za mocno pokręcone... moze nie zrozumiałem, kiedy i co sie stało ... mimo wszystko brawo :) wydaj jakąś książkę czy cos... :)

    13 lip 2018

  • Ewelina31

    @elninio1972 ups, chciałabym, ale najwyraźniej nie jest nic na tyle dobre, aby bez znanego nazwiska mogłam je wydać:-(

    13 lip 2018

  • elninio1972

    @Ewelina31 mozemy na priv pogadać, mam kilka znajomości moze uda sie cos ;) zawsze mozesz w pdf, jako e-book,

    13 lip 2018

  • agnes1709

    Zakończenie? Hmmm... muszę to przemyśleć. A co do treści to fakt - ŻONATA  raczej być nie mogła:lol2: Ogólnie wielkie brawa, był dreszczyk, jak na thriller przystało, tylko czuję się zawiedziona, że to już koniec. :kiss::przytul: <3

    4 lip 2018

  • Ewelina31

    @agnes1709 powiem ci, że w nocy myślałam o tym zakończeniu. W sumie, to nigdy nic nie wiadomo... :)

    6 lip 2018

  • agnes1709

    @Ewelina31 Czyli dwójka, tak?:D:P:D

    6 lip 2018

  • Ewelina31

    @agnes1709 zobaczymy :D

    7 lip 2018

  • Luna@

    Dobre zakończenie

    3 lip 2018

  • Ewelina31

    @Luna@ Dziekuję :-)

    4 lip 2018

  • AnonimS

    Zaskakujące zakończenie. Pozdrawiam

    1 lip 2018

  • Ewelina31

    @AnonimS Każdy mógł je przełożyć na swój rozum. :-)

    1 lip 2018

  • AnonimS

    @Ewelina31 o ile go ma  :P

    1 lip 2018

  • Ewelina31

    @AnonimS nie no, raczej każdy go ma... ;)  mniejszy bądź większy...

    2 lip 2018