When i see your face 4

Wieczór zleciał szybko. Mama wróciła z pracy, zjedliśmy razem kolację, potem ja zamknąłem się w swoim pokoju. Nazajutrz, obudziły mnie promyki słońca. Spadały na moją klatkę piersiową i drażniły oczy.  

Spałem na plecach, teraz wpatrując się w sufit. Zawsze rano, nie wstaję od razu. Kontempluje świat i zastanawiam się nad różnymi rzeczami, tak jak teraz.

Jakie plany na dziś? Żadne. Zamierzam spędzić ten dzień w domu, po południu zajdę do Ryana. Obiecałem mu pomóc z naprawą auta. Jeden błąd nie skreśli długiej przyjaźni między nami. Nawet jeśli przez ten błąd mogłem zginąć, albo Ryan.  

Ubrałem się w ciemnogranatowe, luźne dżinsy, biały tshirt na który narzuciłem wzorzystą koszulę.

Na nogi włożyłem jakieś białe buty i wyszedłem z pokoju, zabierając jedynie telefon z komody.  

Znalazłem się na parterze.  Jakby nigdy nic szedłem do kuchni. Po drodze są drzwi do sypialni rodziców, były niedomknięte. Kątem oka, zobaczyłem dziwną scenę.  

Mama stałą naga przyparta do ściany, tata całował ją w szyję i schodził w dół. Stałem jak kołek, myśląc jedynie o tym że to dziwne że jest trzeźwy.  

Szybko wyszedłem z domu, z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Sądziłem że to uczucie już wygasło i że tata kocha tylko alkohol. Albo dzisiaj jest jakieś święto, ale jeszcze śnię na jawie.  

Stojąc na schodach przed domem, wysłałem smsa.

Do:Jamie

Śpisz? Jest 10. Moge do ciebie wpaść?

Zanim chłopak odpisał, wpatrywałem się w ludzi migających mi przed oczami. Jak na niedziele, spory tłum przewijał się przez tą ulice.  

Od:Jamie

Wpadaj, dopiero wstałem.

Schowawszy telefon, ruszyłem w drogę do domu przyjaciela. Jednak,zapomniałem wziąść ze sobą pieniędzy, także minąłem bez słowa moją ulubioną budkę z pączkami.  

Okno w pokoju Jamiego było zamknięte, jednak słyszałem muzykę dobiegającą z jego pokoju.

Myślałem że to on mi otworzy, jednak powitała mnie jego mama. Brunetka w średnim  wieku, pełna twarz, uśmiech na ustach.

- Dzień dobry Justin. Jamie jest u siebie - powiedziała, zapraszając mnie do środka.

- Wiem, nie da sie nie zauważyć - zaśmiałem się. Zawsze miałem dobry kontakt z rodzicami rówieśników, lubili mnie i szanowali.

Walnąłem kilka razy w drzwi do pokoju chłopaka. Pomimo głośnej muzyki ACDC, Jamie zjawił się szybko.

- SIEMA! CO TAM? - wykrzyczał.

-ŚCISZ TO, KURNA!

-CO?!

-MÓWIE ŚCISZ TO!

Jamie podszedł do boomboxa i ściszył muzykę. Lubie głośne brzmienie ale bez przesady.

- Sory. Co tam, jak tam? I co tu robisz tak wcześnie? - Jamie zajął miejsce obok mnie, gdy usadowiłem się na łóżku.

- Musiałem wyjść z domu. Rodzice mają dzisiaj jakieś święto - zachichotałem, widząc oczami wyobraźni jak mama leży w łóżku z tatą i oboje palą papierosy, urządzając sobie pillowtalk.  

- Rocznice? - dopytywał Jamie.

- Nie, innego rodzaju święto - Pokazałem palcami, o co mi chodzi. Jamie zarechotał, trzęsąc sie. Zna dobrze moich rodziców i wie że takie rzeczy to nie w ich stylu.  

- No to nieźle. Gratuluje JB! Może brata będziesz miał albo co!

- Zamknij dup! Nie zamierzam!  zaśmiałem się, tłukąc go w ramię.  

Zaczęliśmy się przepychać u niego na łóżku. Niechcący, podczas tej szamotaniny, spadłem na podłogę. Gdy śmialiśmy się z tego, do pokoju weszła wezwana hałasem mama Jamiego.

- Wy coś braliście że tak wariujecie? - Zapytała z uśmiechem, czekając w progu na odpowiedź.  

- Nie, nie Pani Mathias. Ja jestem trzeźwy, jak Jamie to nie wiem... - z sugestywnym uśmieszkiem spojrzałem na kumpla. Jego grzywka była powywijana we wszystkie strony a usta śmiały się w głos.  

- Weź sie zamknij... - wychrypiał, tłumiąc śmiech.

- Jamie! - wtrąciła się jego mama.

- On zaczął!  

- To ty przestań! Poszlibyście na spacer, zanim was całkiem pogrzeje - Zirytowana zachowaniem syna kobieta, wyszła z pokoju.

- Kłopoty? - zaśmiałem się.

- Jeśli ciebie lubi bardziej niż mnie to gwarantuje że pewnego dnia własnoręcznie cie zabije - Śmiał się, chodząc po pokoju. Przystanął przy oknie, zwracając uwagę na słoneczny dzień.

- Idziemy sie przejść? - spytał.

- Dawaj - wstałem i wyszedłem z pokoju. Jamie podążał za mną.

Nie ustaliliśmy gdzie, po prostu szliśmy chodnikiem mijając po drodze różne sklepy.

- Wiesz jaką miałem wczoraj akcje? - zacząłem rozmowę.  

- Mów - Jamie odpalił papierosa, przykuwając tym moje spojrzenie - Ty jarasz?

- Ty jarasz? - zakpił, naśladując mnie - Daj spokój, człowieku. Nie mam 12 lat.

- Mniejsza - W myślach powiedziałem "Czasem sie tak zachowujesz". - Ryan sie wplątał w jakieś gangsterskie gówno. Wczoraj omal przez to nie zginął. I jeszcze ja w tym uczestniczyłem.

- Narkotyki?

- Nie, przemyt broni czy coś takiego.

- Oo, nieciekawie. Uważaj na siebie i na niego, bo wiem jak to sie kończy.

- Jak?- spytałem zdziwiony.  

- Zabiją cie albo gdzieś wywiozą i będą torturować. Na filmach widziałem takie akcje. Ludzie sie wykrwawiają albo kończą z betonowymi butami w jeziorze.

- Aha, na filmach widziałeś - Pod nosem sie zaśmiałem, kończąc tą bezsensowną pogawędke.

Zmieniliśmy temat na przyjemniejszy i bardziej przyziemny.

- A jak tam to twoje wypracowanie? Podobno miałeś nas zachwycić.  

- Napisałem, w piątek w parku.

- I jak? Będzie kolejna 5 do kolekcji? - Jamie śmiał się. Nie lubił we mnie tej postawy "dobrego ucznia". Ale co zrobisz, takim mnie matka stworzyła.  

- Będzie. Nie kolejna kosa, jak u ciebie - dowaliłem mu, czekając na jego głupią minę.

Jamie zacisnął usta w linię, patrząc na mnie dziwnie. Pokręcił tylko głową.  

Skończyliśmy gadać i kontynuowaliśmy spacer. Wędrówka skończyła się pod domem naszego kumpla. Znaczy, kumpla Jamiego. Ja znam tego chłopaka tylko z widzenia.  

Wiem tylko że nazywa sie Jacob i znam jego adres, po tym jak Mathias kiedyś mnie tu przyprowadził.

Chłopak stał przed domem, bawiąc sie telefonem. Kamienica w której mieszkał, nie wyglądała na zbyt urodziwą. A ten typ nie zdobywał mojego zaufania. Wyglądał na jednego z ludzi  z którymi zadarł Butsy, miał to wypisane na twarzy.  

Miał fryzurę typu undercut, dosyć niemiłą twarz i tatuaże na rękach. Robione amatorsko, pewnie w poprawczaku.  

Nosił powyciągany podkoszulek, czarne krótkie spodnie i brudne tenisówki.  

- Jacob, bracie. Jak tam sprawy? - Jamie przywitał się z nim.

- O, cześć Jamie - Podali sobie ręke i Jacob spojrzał na mnie - Justin, cześć.

- Cześć - Z niechęcią sie przywitałem.  

- Słuchaj, Mathias... Nie wiem jak ci to powiedzieć. Nawaliłem, strasznie nawaliłem.

- Jak? Co sie stało?! - Jamie lekko sie zdenerwował, podnosząc głos.

-  Nie dogadałem się z nim. Powiedział inną cene, ja próbowałem zbić i na tym skończyła się rozmowa. Przepraszam cię.  

- Aha... czyli nici z zespołu? - Jamie założył ręce na piersi.

- Niestety - westchnął Jacob.

Jamie posmutniał.

- No nic, będą jeszcze okazje. Idziemy z Justinem sie powłóczyć po mieście, chcesz dołączyć?

- Nie, mam spotkanie w centrum. Właściwie, powinienem sie zbierać.

Jamie pożegnał kumpla, który za chwilę zniknął za rogiem kamienicy. My, poszliśmy inną trasą. Prowadziła do baru, gdzie pracuje ojciec Jamiego.

- O co chodziło z Jacobem? - spytałem, będąc naprawde ciekawym.

- Miał mi załatwić nową gitare. Mieliśmy z kumplami zespół zakładać, miało być fajnie...

- Przesrane...

- Nie, jeszcze będą okazje. Kiedyś zobaczysz mnie na scenie, człowieku! - Jamie opowiadał, jednak po jego tonie wiedziałem że sam już w to nie wierzy. Zawsze dążył do osiągnięcia celu, jednak to był już kolejny raz kiedy ktoś rzuca mu kłody pod nogi.  

Nie zorientowałem się, kiedy weszliśmy do pełnego zapachu tłuszczu i hamburgerów lokalu. Było tam kilka stolików i loży z kanapami z czerwonej pseudo-skóry. Na stolikach stały serwetki, podłoga była jasna a ściany wyłożone plakatami i jakimiś badziewnymi dekoracjami.

Za barem stał ojciec Jamiego. Dość puszysty mężczyzna, zajmował się akurat smażeniem czegoś.  

- Pachnie rajem - zachwycał sie Jamie. Podszedł do swojego taty, żeby wziąść nam coś na śniadanie. Ja, oparłem się o ścianę przy jednym ze stolików.

Zajęty niczym, od razu zwróciłem uwagę na otwierane drzwi do knajpy.

Tak, pachnie rajem.

Nie uwierzyłem. Razem z dwoma koleżankami, weszła tu dziewczyna z Hummera.  

Zawiesiłem na niej wzrok. Nie widziała mnie, jednak ja jej sie przyglądałem. Siadła w jednej z loży, śmiejąc się i żartując z towarzyszkami.

EdD

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1617 słów i 8682 znaków.

Dodaj komentarz